Naczelna Rada Lekarska zaapelowała, by wszyscy lekarze i stomatolodzy, bez względu na rodzaj zatrudnienia i miejsce wykonywania zawodu, od 1 lipca wypisywali pełnopłatne recepty, czyli nie zaznaczali na nich adnotacji o poziomie refundacji.
Początkowo w ten sposób protestować mieli tylko lekarze prowadzący praktyki prywatne, którym z końcem czerwca wygasają stare umowy na refundację leków. Tym samym samorząd lekarski chciał zmusić NFZ, by się wycofał z drakońskich kar, jakie przewidziano w nowych umowach dla lekarzy za błędy popełnione przy wypisywaniu recept.
Tymczasem pomorski NFZ, powołując się na list tymczasowego szefa NFZ, uspokaja: lekarze pracujący w przychodniach i szpitalach na kontrakcie z NFZ nie muszą podpisywać żadnych dodatkowych umów, ich obowiązkiem jest zaś wystawianie pacjentom recept ze zniżką, do której są uprawnieni. Teoretycznie więc pacjenci korzystający z pomocy większości placówek służby zdrowia na Pomorzu nie mają się czego obawiać, jednak jak się zachowają pracujący w nich lekarze, okaże się dopiero 1 lipca.
Chyba że nowa prezes NFZ (ma nią zostać obecna wiceminister zdrowia Agnieszka Pachciarz) zdąży wycofać z nowych umów na recepty punkt, który mówi o drakońskich karach dla lekarzy, mimo że zostały one wykreślone w styczniu przez Sejm z ustawy refundacyjnej.
O groźbie powtórki z grudniowego protestu pieczątkowego, m.in. w aptekach na Pomorzu, pisaliśmy już kilkakrotnie. Śladem wszystkich lekarskich samorządów w kraju również Okręgowa Izba Lekarska w Gdańsku wystosowała kilka miesięcy temu apel do 3,5 tys. pomorskich lekarzy, praktykujących prywatnie (także tych, którzy są zatrudnieni w zakładach przyjmujących wyłącznie prywatnych lub abonamentowych pacjentów) oraz do tych lekarzy, którzy w ogóle nie wykonują już swojego zawodu (emerytów), ale chcą wypisywać recepty refundowane dla siebie i rodziny, by nie podpisywali nowych umów z NFZ.
- Według naszych wyliczeń, za administracyjne pomyłki (np. brak numeru mieszkania pacjenta czy numeru oddziału NFZ), popełniane przez lekarza tylko na co 10 recepcie w ciągu 252 dni roboczych, lekarz musiałby oddać NFZ 378 tysięcy złotych z tytułu "nienależnej refundacji" - tłumaczy dr Roman Budziński, przewodniczący Okręgowej Rady Lekarskiej w Gdańsku.
Tymczasem minister zdrowia Bartosz Arłukowicz, któremu również nie podoba się wzór umowy przygotowany przez poprzedniego prezesa NFZ, uzależnia jego zmianę od nowego prezesa, który prawdopodobnie dziś zostanie powołany przez premiera.
Z oceny wiceministra zdrowia Jakuba Szulca wynika, że lekarze prywatni wystawiają zaledwie 8 proc. wszystkich leków na receptę. Dlatego też resort ocenia, że jeżeli dojdzie do dalszego niepodpisywania umów, nie będzie to rodziło dramatycznego problemu dla funkcjonowania systemu ochrony zdrowia.
- Natomiast obowiązkiem lekarzy pracujących w placówkach, które podpisały z nami kontrakt, jest przestrzeganie praw między innymi do leków refundowanych - przypomina Mariusz Szymański, rzecznik prasowy pomorskiego NFZ. - Niewywiązywanie się z tego obowiązku naruszy warunki umowy pomiędzy oddziałem NFZ a świadczeniodawcą.
A za to już kary grożą przychodniom i szpitalom, do utraty kontraktu włącznie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?