Legia drugim finalistą Pucharu Polski, chociaż w rewanżu z Zawiszą nie dała popisu

Konrad Kryczka
Zawisza Bydgoszcz - Legia Warszawa
Zawisza Bydgoszcz - Legia Warszawa Filip Kowalkowski/Polska Press
Zgodnie z przewidywaniami rywalem Lecha Poznań w finale Pucharu Polski będzie Legia Warszawa. Drużyna Stanislawa Czerczesowa wygrała rewanżowe spotkanie 1/2 finału z Zawiszą Bydgoszcz 2:1 (1:0). Pierwsze również padło jej łupem (4:0).

Dwumecz był już właściwie rozstrzygnięty jeszcze przed pierwszym gwizdkiem w Bydgoszczy. Jasne, można mówić, że dopóki piłka w grze, to wszystko jest możliwie, można przywoływać historyczne spotkania, w których dochodziło do niesamowitych zwrotów akcji, można posługiwać się również innymi narzędziami, aby tylko udowodnić, że odwrócenie losów rywalizacji jest możliwe, ale… nie w tym konkretnym przypadku. Istnieją przynajmniej dwa powody takiego stanu rzeczy. Pierwszy – Legia miała czterobramkową zaliczkę. Drugi – Zawisza wiosną znajduje się w mocno przeciętnej formie.

Już po pogromie w Warszawie u zawodników Zawiszy nie było widać optymizmu. Jasne, każdy z nich mówił, że w rewanżu nie położą się na boisku, lecz dadzą z siebie wszystko, ale co innego mieli wtedy powiedzieć? Zawodnicy z Bydgoszczy zostali zmiażdżeni przy Łazienkowskiej i u siebie grali już jedynie o zachowanie twarzy. Wprawdzie trener Zawiszy, Zbigniew Smółka przyznał, że jego zawodnicy są w stanie wygrać rywalizację jeden na jednego z każdym rywalem w kraju, ale to był raczej zabieg psychologiczny, a nie trzeźwa i spokojna ocena sytuacji.

Choć z perspektywy czasu trzeba przyznać, że słowa Smółki przynajmniej na niektórych piłkarzy podziałały motywująco. Widać było, że niektórzy z zawodników Zawiszy nie bali się wchodzić w pojedynki z legionistami, co przyniosło wymierne korzyści w drugiej połowie. Dopiero w drugiej, ponieważ w pierwszej większość prób gospodarzy kończyła się na obrońcach lub drugiej linii „Wojskowych”. Bydgoszczanom brakowało pomysłu na sforsowanie defensywy gości, którzy wyszli na spotkanie w dość rezerwowym składzie.

Na boisku zameldował się m.in. środek pomocy Pazdan-Kopczyński, rezerwowe boki obrony i pomocy, za stwarzanie zagrożenia pod bramką gospodarzy miał odpowiadać Marek Saganowski, który zaliczył pierwszy mecz od listopada ubiegłego roku. Brak zgrania był widoczny gołym okiem (do tego obu stronom nie pomagało boisko), ale – mając zaliczkę z pierwszego meczu – legioniści mogli sobie pozwolić na takie granie. Zresztą, udało im się trafić do siatki, choć podopieczni Stanisława Czerczesowa powinni podziękować Kamilowi Drygasowi za udział w akcji bramkowej. Ten stracił piłkę na rzecz Bartosza Bereszyńskiego, który podał do Nemanji Nikolicia, a ten ze spokojem pokonał Dominika Kowalskiego.

To, że pomoc rywali jest czasami decydująca, potwierdziło wyrównujące trafienie Zawiszy. Nonszalanckie podanie do tyłu zaliczył Guilherme i piłkę przejął Karol Danielak, który najpierw nie dał się zatrzymać Jakubowi Rzeźniczakowi, później minął Arkadiusza Malarza, na końca ze spokojem trafił do siatki. Po chwili zawodnik gospodarzy mógł mieć koncie drugiego gola, ale jego strzał obił jedynie słupek (dobitka Gajewskiego była natomiast nieudana). I kiedy wydawało się, że bydgoszczanie złapali wiatr w żagle, Legia zadała rywalom bolesny cios. Uderzenie Guilherme ze skraju pola karnego zapewniło gościom zwycięstwo 2:1.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24