Legia Cudzoziemska - ojczyzna niechcianych bohaterów

Redakcja
Co roku tysiące śmiałków stawiają się w punktach rekrutacyjnych Legii Cudzoziemskiej i próbują dostać się w szeregi tej elitarnej jednostki. Olbrzymia część legionistów to Polacy. Kiedy kończą służbę, w ojczyźnie są wyjęci spod prawa. A szkoda - Łukasz Słapek.

Załóż ten beret porządnie! To nie jest beret pilota traktora, ale beret legionisty i należy go traktować w szacunkiem - wykrzykuje po francusku, ale z wyraźnym wschodnioeuropejskim akcentem czerwony ze złości na twarzy sierżant do przerażonego rekruta, który po raz pierwszy ma nałożyć na głowę zielony beret Legii Cudzoziemskiej. To jednak dopiero początek jego trudnej i żmudnej drogi, zanim będzie mógł on założyć najbardziej rozpoznawalne nakrycie głowy legionistów - charakterystyczną czapkę nazywaną kepi blanc (białe kepi).

Tylko prawdziwy legionista ma prawo ją nosić. Białe kepi to symbol braterskiej więzi i gotowości oddania życia za swoich braci i dlatego kepi blanc na głowie każdego innego to czysta profanacja. Historia Legii Cudzoziemskiej i szlaku bojowego, jaki przeszła, okupiona jest hektolitrami przelanej krwi, w tym również krwi Polaków, którzy na pięć lat - bo tyle zwykle trwa kontrakt - zmieniają tożsamość. Z prawników, architektów, byłych księży czy ludzi z prawem na bakier stają się idealnymi wręcz maszynami do zabijania walczącymi w dowolnym miejscu świata w imię interesów Francji. Na samym początku istnienia Legii w jej szeregach znajdowało się zaś tylu Polaków, że zastanawiano się nawet nad utworzeniem tylko polskiej jednostki.

Legio Patria Nostra
Kiedy 10 marca 1831 roku na mocy dekretu króla Francji Ludwika Filipa powołano do życia Legię Cudzoziemską, ulice francuskich miast śmierdziały uryną i niemytymi ciałami żebraków i pijaków, którzy - uciekając ze swych krajów, również z Polski - szukali nad Sekwaną lepszego życia. W większości byli to młodzi ludzie o żelaznych pięściach, którzy szczęścia szukali w butelkach niewyszukanych alkoholi, środki zaś na ulubioną używkę zdobywali, jak tylko mogli - napadając i rabując. Ktoś jednak w tej brudnej i zawszonej hołocie dostrzegł spory potencjał wojenny. A ponieważ Francja co chwilę w swych koloniach musiała dławić bunty i powstania, to uznano, że nowo powstała armia wyrzutków skierowana zostanie do najbrudniejszej roboty, czyli brutalnego dławienia wysiłków niepodległościowych.

Do Legii Cudzoziemskiej zaczęto więc wcielać wszystkich największych rzezimieszków i złodziei, ale nie brakowało rozpitych poetów i arystokratów, którzy w burdelach przehulali swoje majątki. Warunek był jeden - nie mogą być Francuzami. Legia tym wszystkim ludziom dawała szanse na nowe życie. Zmieniano tożsamości, wybielano kartotekę. Wcielenie całkowicie resetowało niechlubną przeszłość, zamieniając szumowiny społeczeństwa w świetnie wyszkolonych, bitnych żołnierzy wyznających dewizę: maszeruj albo giń. Paryż zwyczajnie nie chciał, aby francuską krew przelewać w bitwach z dzikimi plemionami. Legioniści stawali się więc mięsem armatnim. Ale ich to nie obchodziło, bo dla nich wszystkich Legia była czymś więcej niż pracą lub zajęciem - stawała się ich ojczyzną, a kompani pól bitewnych byli braćmi. Ten etos w Legii jest starannie pielęgnowany do dzisiaj.

Po legionistów trzeba sięgnąć koniecznie. To doskonali żołnierze, którzy mogliby brać udział w szkoleniu naszej armii zawodowej

- W Legii, bez względu na kolor skóry czy wyznanie, wszyscy są po prostu legionistami. Tam nie ma możliwości, jak to nieraz ma miejsce w cywilu, by jeden z żołnierzy nie dotrzymał danego słowa czy, co gorsza, ktoś oszukał kogoś na pieniądze - mówi jeden z byłych legionistów.

Żuawi Śmierci - pogromcy Rosjan
Powszechna opinia o Legii Cudzoziemskiej najlepsza nie jest, choć jednocześnie formację tę otacza niezwykły kult żyjącej legendy. Mało kto jednak wie, jak wielkie znaczenie Legia odegrała w historii Polski. Kiedy bowiem w Polsce wybuchło powstanie styczniowe, w 1861 roku sformowano specjalny oddział doborowych żołnierzy, który na wzór francuskich żuawów przybrał nazwę Żuawi Śmierci. Ich ojcem był francuski oficer Franciszek Rochebrune.
Żuawi Śmierci byli świetnie wyszkolonymi właśnie przez oficerów z Legii Cudzoziemskiej polskimi specjalistami pola walki, których dzisiaj można byłoby porównać tylko do najlepszych jednostek specjalnych. Historyczne dokumenty mówią o przerażeniu, jakie w rosyjskich okopach budziła już sama nazwa Żuawi Śmierci. Kiedy zaś cesarska armia miała mieć z nimi potyczkę, to na porządku dziennym były liczne akty dezercji wśród rosyjskich żołnierzy. Woleli ryzykować w taki sposób własne życie, bowiem walka z wyszkolonymi przez Legię Polakami była dla nich śmiercią pewną.

Żuawi działali głównie na Kielecczyźnie, tocząc ważne i krwawe, acz dzisiaj już zapomniane boje. Po raz pierwszy ci ubrani w czarną sukienną kamizelkę z naszywanym dużym białym krzyżem surdut z czarnego sukna bez kołnierza, sięgające do kostek czarne sukienne bufiaste spodnie, wysokie buty z cholewami ruszyli do boju 17_lutego 1863 roku w bitwie w podkieleckim Miechowie. Rosjanie nie mieli najmniejszych szans. Polacy uzbrojeni jedynie w bagnety przypuścili atak na pozycje rosyjskie. Rosjanie byli tak zszokowani skutecznością i zajadłością ataku, że w żaden sposób nie mogli dać im odporu. Jeden po drugim carscy żołnierzy osuwali się na ziemię z przeszytymi piersiami. Zwycięstwo było okupione jednak potężną ofiarą. Ze 150 żuawów przeżyło jedynie kilkunastu. Po tej bitwie kolejny pułk żuawów zaczęto formować w Krakowie.

Żuawi walczyli następnie 17 marca 1863 roku pod Chrobrzem, gdzie będąc w straży tylnej oddziałów polskich, odparli atak rosyjskich dragonów. W bitwie tej oddziałom polskim udało się wycofać, zadając poważne straty nieprzyjacielowi. Następnego dnia, 18 marca, oddział wziął udział w bitwie pod Grochowiskami, stanowiąc jądro oporu polskich sił okrążonych i broniących się w lesie. Bitwa zakończyła się odparciem Rosjan, którzy ponieśli duże straty.

Ból jest ceną, jaką płacimy za siłę
Dostać się do Legii nie jest łatwo. Zanim otrzyma się szanse na zostanie legionistą, trzeba przejść serię testów psychologicznych i fizycznych w ośrodku Castelnaudary na południu Francji. Ochotnicy przechodzą również skrupulatne testy medyczne. Aby podołać morderczym treningom, trzeba się wykazać naprawdę końskim zdrowiem. Jednak największy nacisk kładzie się na psychiczne uwarunkowania kandydatów.
- Wiele elementów naszego szkolenia i rekrutacji oparliśmy właśnie na wzorcach zaczerpniętych z Legii Cudzoziemskiej. Ciało można bowiem w dość krótkim czasie odpowiednio wykształcić. Z psychiką jest już o wiele trudniej - mówi pragnący zachować anonimowość oficer z Pułku Specjalnego Komandosów z Lublińca, dziś - obok GROM - jednej z najlepszych jednostek specjalnych na świecie.

Dopiero po skończonym szkoleniu w Castelnaudary i morderczym 60-kilometrowym marszu w pełnym ekwipunku i z kilkunastokilogramowym plecakiem, zwanym marszem białego kepi, można o sobie powiedzieć, że jest się legionistą. Żołnierze dopiero wtedy dostają przydziały do swych jednostek, rozjeżdżając się niemal po całym świecie - wszędzie tam, gdzie Francja prowadzi albo działania wojenne, albo - jak choćby w Gujanie Francuskiej - posiada swoje instalacje nuklearne.

Więcej w środowym wydaniu dziennika "Polska" lub na prasa24.pl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl