Lato 1939. Taniec w przeddzień kataklizmu, modny krok lambeth-walk. Archiwalne zdjęcia z książki „Wakacje 1939” Anny Lisieckiej

Gabriela Pewińska
Śniadanie u prezydenta RP Ignacego Mościckiego w Juracie. Przy stole m.in. żona Maria oraz minister spraw zagranicznych Józef Beck
Śniadanie u prezydenta RP Ignacego Mościckiego w Juracie. Przy stole m.in. żona Maria oraz minister spraw zagranicznych Józef Beck Z książki "Wakacje 1939"
Słynny jasnowidz Stefan Ossowiecki również tego lata bawił na Helu - w Juracie. Jednak pod koniec sierpnia miał już inne przeczucia - mówi Anna Lisiecka, dziennikarka programu 2 Polskiego Radia, autorka książki „Wakacje 1939”.

Na okładce pisma „Kino” z 3 września 1939 gwiazda filmu tamtego czasu, roześmiana Ina Benita. Okładka symbol?
Kiedy trzy lata temu, zbierając materiały do książki o Lodzie Halamie, zobaczyłam to zdjęcie, tak właśnie pomyślałam. Podobnie patrząc na zdjęcie przystojnego Witolda Zacharewicza w mundurze, zamieszczone w jednym z sierpniowych zeszytów „Kina”. Dzisiaj wiemy, że Ina Benita przeżyła wojnę, że nie zginęła w czasie przejścia kanałami ze Starówki do Śródmieścia w ostatnich dniach sierpnia 1944. W czasie Powstania rozstrzelano natomiast jej partnera z jednego z ostatnich przedwojennych filmów - komedii „Ja tu rządzę” Zbyszka Rakowieckiego, zginął też reżyser tego filmu, Mieczysław Krawicz. Witold Zacharewicz - ich rówieśnik - od jesieni 1938 odbywał obowiązkową służbę wojskową i wziął udział w kampanii wrześniowej. Potem pracował jako kelner, ale że założył rodzinę, to zdecydował się na występy w jawnych teatrach. Jednak został aresztowany - podobno organizował lewe papiery Żydom. Pawiak, Auschwitz - tam poniósł śmierć. A Ina Benita i jej synek przeżyli.

Aktorka zmarła w 1984 w USA.
Jednak jej nowa rodzina, ani syn z pierwszego związku, ani z drugiego - nie mieli pojęcia, że w poprzednim życiu była prawdziwą gwiazdą kina. Niemniej jej losy nie przestają być symbolem. W czasie wojny występowała w jawnych teatrach. Była z tego powodu pogardzana przez swoje środowisko. Krytykowano także jej romans z Hansem Georgem Paschem. Jakimś cudem uniknęła jednak golenia głowy. A potem zaczynała wszystko od nowa. To przecież los Polaków, którzy tracili wszystko, nie mogli zapewnić dzieciom dobrobytu lub chociażby stabilizacji. Musieli być dzielni nie tylko w heroicznym sensie.

Zabawa na gdyńskiej plaży, fot. nieznany, 1929 r.

Wystawa „Piasek, woda, moda! Dawna Gdynia na plaży” w Galeri...

Kiedy myślimy o dniach tuż przed wybuchem wojny przed oczami mamy zwykle obrazy czarno-białe. Tymczasem lato 1939 roku, które opisuje pani w książce, było barwne nadzwyczaj. Przede wszystkim za sprawą niezwykłej pogody, jakby uśpiła czujność.
W książce jedynie porządkuję fakty, żeby wyjaśnić najpierw sobie, a w następstwie czytelnikom, dlaczego Polacy nie wpadali w panikę. W styczniu 1939 roku Beck nie dał się ugłaskać ani skusić Hitlerowi i nie podjął rozmów na temat ustępstw w sprawie Wolnego Miasta Gdańska i eksterytorialnego korytarza, choć ten wytrwale zabiegał. W marcu ostatecznie rozpadła się Czechosłowacja, powstało małe państewko słowackie, na terenie którego Niemcy zaczęli budować swoje bazy wojskowe. 23 marca Niemcy anektowali duże litewskie miasto portowe - Kłajpedę. Litwini woleli to ustępstwo niż stan wojny. To właśnie w marcu wedle osób, z którymi rozmawiałam, Polacy poczuli się zagrożeni. Ale pod koniec tego strasznego miesiąca pojawiły się deklaracje Chamberlaina. Jeszcze przed świętami Wielkiej Nocy Beck wyruszył do Londynu. Podróż uwieńczona została dwustronnym porozumieniem. 13 kwietnia do gwarancji polsko-brytyjskich przyłączyła się Francja. Hitler się wściekł. Na mowę Hitlera przed Reichstagiem Beck odpowiedział przemówieniem przed polskim parlamentem w dniu 5 maja. To była sławna mowa o pokoju i honorze. Honor stawiany jest tam wyżej. Przeciętny polski obywatel nie wiedział, że uzbrojeni jesteśmy nie na miarę. W gazetach widział natomiast zdjęcia polskich żołnierzy, którzy są silni, zwarci i gotowi. Propaganda działała sprawnie, walczyła z wszelkim defetyzmem. Nie publikowała zdjęć Francuzów budujących schrony w Paryżu. Zastanawia mnie, ile osób w Polsce wiedziało, jak marnie jesteśmy przygotowani do konfrontacji zbrojnej. Zastępca Becka, podsekretarz stanu w przedwojennym MSZ hrabia Jan Szembek tego nie wiedział. Był pesymistą co do sprawy Gdańska i korytarza, ale nie wierzył w to, że Hitler zdecyduje się na atak. Gdyby w tej ostatniej sprawie był pesymistą, zdeponowałby swoją cenną kolekcję w jakichś odległych sejfach, a żonie poleciłby wypłynąć do Stanów Zjednoczonych. Poza prasą, swoistym przewodnikiem po tym trudnym roku, był dla mnie ważny tekst źródłowy: „Diariusz i teki” Szembeka właśnie. To zaglądanie za kulisy wydarzeń. W książce cytuję jego rozmowę z ambasadorem Polski w USA księciem Jerzym Potockim z 6 lipca 1939 roku. Ambasador jest zdumiony atmosferą panującą w kraju. „W porównaniu z psychozą, jaka owładnęła Zachód, ma się wrażenie, że Polska to sanatorium”. Podobne odczucia ma Irena Lorentowicz, wybitna scenografka, która po prapremierze „Harnasi” Szymanowskiego w Operze Paryskiej została we Francji. Podczas gdy w Paryżu kują schrony, jej niemłody ojciec najspokojniej w świecie jedzie najpierw nad jezioro Narocz, na Wileńszczyznę, a potem nad „Adriatyk pomiędzy tężniami”- do Ciechocinka - i korespondencyjnie uspokaja córkę, żeby się nie martwiła. Wierzył w sojusze i „dobre prawo do życia polskiej nacji” - jak napisała Maria Kuncewiczowa, która tamto lato spędziła w swoim pięknym Domu pod Wiewiórką w Kazimierzu nad Wisłą. Zastępca Becka - Jan Szembek - kilka dni urlopu spędził w Krynicy, a o Becku mówiło się, że wyjechał na bałtycki jachting.

Para spacerowiczów na plaży w Sopocie latem 1939 roku

"Cisza przed burzą, czyli Lato 1939 roku w Sopocie". Muzeum ...

Polacy tłumnie ruszają nad morze. W pociągu na Hel leje się szampan. Nigdy chyba kurorty nie były tak oblegane.
Słynny jasnowidz Stefan Ossowiecki również tego lata bawił na Helu - w Juracie. Alfred Łaszowski, który był jego „wyznawcą”, zwierzył mi się, że jednak 30, 31 sierpnia jasnowidz miał już inne przeczucia. W tych dniach także przedwojenny wywiad -„dwójka” - ponoć przekazał Beckowi szyfrogram dotyczący tajnego porozumienia Ribbentrop-Mołotow. Nim objawiły się te fakty, ze względu na sprawę Wolnego Miasta Gdańska i korytarza, podróż nad polskie morze stała się w 1939 roku rodzajem manifestacji narodowej. Nawet nad górną Wisłą obchodzono tego roku Dni Morza. Tygodniki wydawały specjalne numery i dodatki poświęcone morzu. Najwięcej dyskutowało się o „Wiadomościach Literackich” - numerze podwójnym 31/32 z końca lipca. Artykuły ważne pomieścili tam wszyscy, którzy się wtedy liczyli. Zamieszczono nawet tekst przeciwnika politycznego rządzącego od lat obozu - generała Władysława Sikorskiego - który napisał, że kula wystrzelona z portu w Gdańsku z łatwością doleci do portu w Gdyni. Śliczny jest zeszyt „Kina” poświęcony polskiemu Gdańskowi i Gdyni. Ten zdobią fotogramy autorstwa Mieczysława Bila-Bilażewskiego, autora filmowego reportażu o polskim wybrzeżu z 1938 roku, w 1939 wyświetlanego nie tylko w kinach Polski, ale i Francji, a zatytułowanego „Szlakiem mew”. Film przetrwał i możemy zobaczyć na nim przedwojenną Juratę, Jastarnię, latarnię morską na Helu i świetnie się tam bawiące osoby z pierwszych stron gazet: Elżbietę Barszczewską, Alicję Halamę, Ziutę Buczyńską (tancerka na zdjęciu na str. 13 - dop. red.)…

Do Helu jeździła słynna Lukstorpeda, czyli szybki, jednowagonowy pociąg dla bogatych.
W czasie podróży można było napić się szampana i potańczyć. Lukstorpedą przyjechała do nadmorskiej filii Kossakówki Magdalena Samozwaniec i od razu napisała reportażyk „Pociąg staje w Juracie”. Pisze w nim, że jurackie piękności niczym nie różnią się od jurackich młodzieńców. Na plaży, i one, i oni noszą krótkie majteczki, tylko dziewczęta mają jeszcze coś niewielkiego na piersiach. Wieczorem, na fajf lub na dancing wszyscy zakładają długie, luźne spodnie, podkoszulki i kolorowe szaliki. Spodnie powinny były być białe. Jeśli dobrze pamiętam, w hallu Hotelu Lido w Juracie jest piękne zdjęcie Toli Mankiewiczówny w takich piżamowych spodniach i koszulce bez pleców. A Zofia i Zygmunt Hertzowie w swoją opóźnioną podróż poślubną pojechali otrzymanym od ojca Zygmunta czarnym chevroletem do Jastarni. Magdalena Samozwaniec wspomina, że dancingi lepsze były w Jastarni. Trudno jej uwierzyć, skoro w Juracie w Hotelu Lido grał oktet Petersburskiego-Golda.

Magdalenia Samozwaniec z ojcem Wojciechem Kossakiem w Jastarni
Magdalenia Samozwaniec z ojcem Wojciechem Kossakiem w Jastarni
Z książki "Wakacje 1939"

Nadmorskie Casino miało aż dwa dancingi - jeden pod dachem a drugi na zewnątrz. Wierzyński przez lata jeździł na klif do Jastrzębiej Góry, gdzie jego brat Bronisław miał willę. Bardzo lubił holenderskie domy z „szelkami belek na zewnątrz”, ale słoneczny polski modernizm także mu się podobał. W 1939 roku przyjechał do Juraty. Mieszkali u adwokata Stefana Urbanowicza i jego żony Anieli. Stefan Urbanowicz był obrońcą w procesach politycznych. Urbanowiczów poznał poeta przez byłego marszałka Sejmu Macieja Rataja. Odnotował, że wybrali się do Helu, gdzie całymi dniami draga pogłębiała dno. Żona poety, Halina, miała złe przeczucia. Nie podobała jej się majowa mowa Becka, w której honor stawiał ponad pokój. A mimo to podróżowali po Polsce.

W Juracie zawsze bawiły gwiazdy.
Raik dla bogatych. W tym roku bawił tam również Jan Kiepura z żoną Martą Eggerth. Wcześniej dali w Gdyni koncert na rzecz Funduszu Obrony Narodowej. Zawitała tam również Monika Żeromska z mamą. Zatrzymały się w pensjonacie z widokiem na morze, chyba w „Hungarii”. Do tej pory jeździły do Jastarni, do pensjonatu „Morzany” pani Marii Szczepkowskiej, do którego ściągała literacka i teatralna warszawka.

Lukstorpedy przetrwały tylko na zdjęciach.
Byliśmy z nich dumni. Prezentowaliśmy je nawet na otwartej w kwietniu 1939 roku Wystawie Światowej w Nowym Jorku. Pawilon Polski otwarto 3 maja. Podczas gorącego lata 1939 roku furorę robiły rejsy „Wisłą do morza”, statki odchodziły regularnie co piątek z Warszawy. Ostatni miał wypłynąć 1 września. „Ze względu na dużą frekwencję i umożliwienie pełnego wykorzystania urlopu dodane zostaną dwie dodatkowe wycieczki w dniu 1 i 15 sierpnia” - informował „Kwartalnik Turystyka” datowany: sierpień-październik 1939. Po Małym Morzu, czyli Zatoce Puckiej, pływały, jak dziś: żaglówki, kajaki, motorówki. Uprawiano też inne sporty - na przykład grę w brydża i w bilard. A jeden z synów Zofii Stryjeńskiej wybrał się z przyjacielem łódką do Gdańska. Wisła była wtedy inną rzeką - spławną i rybną. W Kazimierzu rybacy odławiali łososie…

W popularnym Sopocie letników jakby mniej...
Wedle danych Muzeum Historii Polski, o ile co roku liczba wczasowiczów w Sopocie przekraczała 30 tysięcy (w skali rocznej), o tyle tego lata kurort odwiedziło zaledwie 2 tys. gości. Sopot, należący do Wolnego Miasta Gdańska, był wprawdzie dla Niemców taką samą zagranicą, jak dla Polaków, niemniej atmosfera wieców i swastyk odpychała.

Ale w polskich kurortach gęsto od sław. Przybywają artyści, ale i... politycy.
Spośród ministrów najbardziej ruchliwym był Aleksander Bobkowski, ożeniony z córką prezydenta Mościckiego, stryj przyszłego pisarza Andrzeja Bobkowskiego. Nic dziwnego, skoro był wiceministrem komunikacji. To on zaopatrzył Kasprowy w kolejkę linową, doprowadził do wprowadzenia na trasie Kraków - Zakopane Lukstorpedy, która drogę pokonywała w nieosiągalnym dzisiaj czasie 2 godzin i 18 minut. W powieści „Klucze” Kuncewiczowa żartuje, że w Kazimierzu zabytkowe spichrze przerabiał na przystanie kajakowe. Część lata spędził też w Juracie. To chyba on, grając w karty, wznosił hasło: „nie boimy się czarnego luda”, ale w tamtych czasach, pamiętających skandal związany z romansem króla Anglii Edwarda VIII z rozwódką panią Simpson, a potem z rezygnacją dla niej z królestwa, popularne były dowcipniejsze powiedzonka: „Ja nie wychodzę spod króla, tak jak Pani Simpson” albo „Pan gra jak Rockefeller. - Dlaczego? - Cały rok robi Pan ten sam feler”, „W Pińczowie dnieje”. To ostatnie dotyczyło, naturalnie, nie tylko kart.

Jak wyglądała Gdynia podczas budowy miasta i portu? Kim jest...

Latem 1939 roku Polska była jak Titanic?
Może należałoby powiedzieć, że cała Europa była jak Titanic. Szembek notuje inną ryzykowną wypowiedź, padającą z ust ambasadora Polski w USA, wspomnianego Jerzego Potockiego. „Wielki kapitał, handlarze bronią mają dziś znakomitą koniunkturę: znaleźli punkt zapalny - Gdańsk i naród, który chce się bić - Polskę (…)”.

Tamtego lata króluje lambeth-walk. Taniec, w którym partnerowi grozi się palcem. Symboliczne...
„Taniec w przeddzień kataklizmu, modny krok lambeth-walk, w Zakopanem zabawy letników i artystów, na Polesiu arystokratów, dyplomatów i szefa brytyjskiej misji wojskowej, polującego na kaczki. Wojna wisi w powietrzu, jednak jej nie będzie, bo Hitler się nie odważy, a jeśli, to po trzech tygodniach zwycięska defilada w Berlinie, nasza i sojuszników. Mamy gwarancje Anglii” - napisał na okładce książki nestor polskich pisarzy Jacek Bocheński, który w lipcu 1939 roku kończył 13 lat i sam był wtedy w Zakopanem, gdzie jego babcia prowadziła pensjonat. Należy jednak pamiętać, że łatwo jest oceniać po latach. Świetnie rozumiem Polaków, którzy uwierzyli w sojusze. Na własne oczy widziałam, jak działała propaganda. Sama bym jej uwierzyła.

Anna Lisiecka, „Wakacje 1939”, Wydawnictwo Muza, Warszawa 2019
Anna Lisiecka, „Wakacje 1939”, Wydawnictwo Muza, Warszawa 2019 Z książki "Wakacje 1939"

Oprawa fotograficzna książki jest wspaniała. Zachwycają fotografie z nadmorskich kurortów.
Za odnalezienie cudownych zdjęć wdzięczna jestem redaktorkom z wydawnictwa Muza - paniom Urszuli Lewandowskiej i Barbarze Czechowskiej. Jedno z najpiękniejszych zdjęć w książce to portret starej Hucułki. Ale niezwykłe są też zdjęcia dokumentujące artystyczne happeningi w Kazimierzu. Kantor by pozazdrościł!

A lato było piękne tego roku - nasz cykl

Lato 1939. Wojna wisi w powietrzu, a kurorty pękają w szwach. Letnicy tłumnie ściągają nad morze. W pociągach leje się szampan. Jadą do Gdyni, do pełnej artystów i polityków Juraty, tylko w Sopocie oblepionym swastykami przybyszów jakby mniej. No i ta pogoda… „A lato było piękne tego roku...” - pisał poeta. Rozmową z Anną Lisiecką, autorką książki „Wakacje 1939”, inaugurujemy nowy cykl w Rejsach. Jak wyglądały ostatnie chwile przed wybuchem II wojny światowej na Wybrzeżu? Opowiedzą historycy, autorzy książek opisujących tamten czas, kolekcjonerzy zdjęć, pamiątek, świadkowie.

Zobacz też: Hel. Wydobycie pływaka z wodnosamolotu z czasów II wojny światowej

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na i.pl Portal i.pl