Lata 90. Lublin jak Chicago. Haracze, strzelaniny, bomby - gangi opanowały miasto

Piotr Nowak
Piotr Nowak
W swoich czasie „Ciolo” uchodził za jednego z najgroźniejszych polskich przestępców. Za kilka zabójstw i brutalny napad na dom w Markach w 1993 r. został skazany na wieloletnie więzienie
W swoich czasie „Ciolo” uchodził za jednego z najgroźniejszych polskich przestępców. Za kilka zabójstw i brutalny napad na dom w Markach w 1993 r. został skazany na wieloletnie więzienie archiwum Kuriera
Strzelaniny, samochody-pułapki, wymuszenia i haracze. Tak wyglądał Lublin w latach 90-tych. Dziś niewielu pamięta czasy, kiedy miasto opanowała zbrodnia.
Lata 90. Lublin jak Chicago. Haracze, strzelaniny, bomby - gangi opanowały miasto

Był późny wieczór 12 lutego 1995 r., kiedy ulicą 1 Maja wstrząsnął wielki huk. Ładunek o sile wybuchu porównywalnej do 1 kg trotylu rozerwał zaparkowane audi 100 i siedzących w nim dwóch ludzi. Z okolicznych kamienic wyleciały szyby z okien.

„Policjanci błyskawicznie zablokowali całą ulicę. Na środku leżał młody mężczyzna z urwaną prawą nogą i ręką. Drugi z mężczyzn został tak bardzo rozszarpany, że strażacy do późna w nocy myli okoliczne chodniki i jezdnię” - czytamy w Kurierze Lubelskim sprzed ćwierć wieku.

W latach 90-tych przy ulicy 1 Maja mieszkała Iwona Burdzanowska, wówczas fotoreporter Gazety Wyborczej.

- Weszliśmy z córką i mężem do mieszkania. Nie zdążyłam zdjąć butów, gdy usłyszałam huk. Otworzyliśmy okno. Poczułam zapach materiałów wybuchowych - wspomina po latach.

Widok był przerażający. Na drzewach i płocie, w którego sąsiedztwie dziś funkcjonuje filia banku Santander, porozrzucane były fragmenty ciała. Podwórze usłane było szkłem. Z samochodu niewiele pozostało.

Kurier Lubelski z 1995 roku. Rozerwane przez bombę audi
Kurier Lubelski z 1995 roku. Rozerwane przez bombę audi archiwum Kuriera

Do eksplozji doszło przypadkiem. Według policyjnych ustaleń kierowca nieostrożnie obchodził się z bombą. Prawdopodobnie planował wykorzystać ją do porachunków gangsterskich. Zabił siebie i kolegę. Jednak ofiar mogło być znacznie więcej. Kilka sekund wcześniej ulicą przejechał autobus.

- Malucha zaparkowałam dwie latarnie od miejsca wybuchu. Gdybyśmy dwie minuty wcześniej wrócili do mieszkania to znaleźlibyśmy się w bezpośrednim sąsiedztwie tego auta. Myślę, że ktoś nad nami czuwał. Matka Boska lub jakaś inna siła - wspomina Iwona Burdzanowska.

Gang staromiejski i elesemiacy
Zorganizowana przestępczość w Polsce pojawiła się wraz z transformacją ustrojową na początku lat 90-tych. Wymuszenia, haracze, handel narkotykami, strzelaniny i bomby-pułapki stały się normalną praktyką rodzimych gangsterów. W 1990 r. wyleciały w powietrze dwa zakłady Kodaka w Warszawie. Cztery lata później w całym kraju podłożono około stu bomb, z czego ponad 30 wybuchło.

- Przestępczość była zawsze, ale na początku lat 90-tych przestępcy zaczęli się organizować. Największe gangi powstały w Wołominie i Pruszkowie. Z biegiem czasu chciały rozszerzyć swoje wpływy w Polsce. Wykorzystywały do tego lokalnych przestępców - mówi Piotr, emerytowany policjant. Na przełomie lat 90-tych i w roku 2000 pracował w Komendzie Wojewódzkiej Policji, gdzie zajmował się walką z przestępczością zorganizowaną. Ze względów bezpieczeństwa woli pozostać anonimowy.

Niechcianym dzieckiem transformacji na Lubelszczyźnie były gangi ze Starego Miasta i LSM.

- Elesemiacy i grupa ze Starego Miasta rywalizowali ze sobą o wpływy. Konflikt nigdy nie przybrał rozmiarów wojny gangów Pruszkowa z Wołominem, ale też były zabójstwa, strzelaniny i bomby - wyjaśnia były policjant.

Każda grupa liczyła po kilkadziesiąt osób. Na przestrzeni lat zmieniała się liczba członków i konfiguracje osobowe. Jednak trzon pozostawał niezmienny.

- W skład gangu staromiejskiego wchodziły osoby znające się niemal od urodzenia, wychowujące się na tej samej dzielnicy, które już jako osoby nieletnie miały zatargi z policją. Grupa przestępcza powstała na zasadzie koleżeństwa - mówi Piotr.

Podobnie powstała grupa elesemiaków z Andrzejem P. ps. „Pierzo” na czele. Mir zdobył tym, że jako 18-latek na osiedlu Piastowskim zastrzelił 24-latka, którego podejrzewał o porysowanie jego samochodu. Usłyszał wyrok 10 lat więzienia, z czego odsiedział tylko część. Po wyjściu skupił wokół siebie grono oddanych kolegów. To był zalążek gangu, który w kolejnych latach rozwinął działalność przestępczą. Z czego utrzymywali się gangsterzy?

- Główną gałęzią ich działalności był handel marihuaną i amfetaminą. Z tego były duże pieniądze. Poza tym, gangi miały swoje „specjalizacje” - wylicza były policjant.

Na początku lat 90-tych w Polsce eksplodowała przedsiębiorczość. Nowe firmy wyrastały jak grzyby po deszcz. W tym czasie grupa ze Starego Miasta trudniła się wymuszaniem haraczy „za ochronę” od właścicieli młodych przedsiębiorstw. Z tym zjawiskiem łączy się serię podpaleń w lubelskich sklepach, która w tym czasie przybrała formę epidemii.

Elesemiacy początkowo postawili na kradzież samochodów. Zyski pochodziły ze sprzedaży aut z przebitymi numerami i części zamiennych. Obie grupy czerpały także korzyści z agencji towarzyskich i wyłudzania kredytów.

Jeśli akurat gangsterzy nie byli poszukiwani przez policję to można ich było spotkać w lubelskich klubach i restauracjach. Elesemiacy upodobali sobie klub MC przy ul. Skłodowskiej (mieścił się w Teatrze w Budowie, po przebudowie obiektu przestał istnieć). Członków Starego Miasta widywano w restauracji Aura przy ul. Pogodnej (obecnie Chili).

Na Lubelszczyźnie działały też grupy zza wschodniej granicy. Na przełomie ostatniej dekady XX i początku XXI wieku prężnie działała grupa Czeczeńców. Ich ośrodek mieścił się przy ul. Wrońskiej w Lublinie. Z usług przybyszów z terenów Wspólnoty Niepodległych Państw (organizacja powstała w 1991 r., żeby zapełnić pustkę po upadku ZSRR) korzystały zarówno gangi ze Starego Miasta, jak i LSM-u. Na przykład, cynglem elesemiaków był Ukrainiec Albert P., ps. „Alik”.

Kiedy w lipcu 1998 r. w Ciecierzynie pod jednym z dużych magazynów spotkali się tzw. żołnierze dwóch rywalizujących gangów doszło do walki, w czasie której Andrzej P. „Pierzo” miał krzyknąć „Alik, wal!”. Na to polecenie Ukrainiec wyciągnął pistolet i zaczął strzelać. Zabił jednego mężczyznę. Sąd Okręgowy w Lublinie uznał, że brak jest wystarczających dowodów na to, by przypisać Andrzejowi P. sprawstwo zbrodni.

Nie został także skazany za podżeganie do popełnienia przestępstwa w 2000 r. „Pierzo” miał wtedy zlecić killerowi zamach na Krzysztofa B., ps. „Krzywy". Mężczyzna po ciężkim pobiciu leżał wtedy w szpitalu w Lubartowie. Płatny zabójca nie wywiązał się z zadania, bo „Krzywy” wykazał się sprytem. Kilka godzin wcześniej zamienił się łóżkami z innym pacjentem. Uzbrojony mężczyzna wszedł na salę i wymierzył pistolet w łóżko. Jednak kiedy zobaczył przypadkowego chorego wstrzymał się od strzału i wyszedł z sali.

Zagrożenie było realne
Koniec lat 90-tych i początek XXI wieku był czasem burzliwych przemian politycznych i gospodarczych. Znakiem tamtych czasów były także krwawe porachunki gangsterów. Ofiarami strzelanin i bomb nie zawsze byli przestępcy. Można było zginąć od przypadkowej kuli. Szczególnie narażeni na niebezpieczeństwo byli znajdujący się na pierwszej linii frontu policjanci

- Zagrożenie było realne. Czy czułem niebezpieczeństwo? Lepszym określeniem jest „wzmożona czujność”. Każdy policjant ma świadomość, że wykonując ten zawód ponosi ryzyko - przyznaje Piotr. Na dowód przytacza historię z drugiej połowy lat 90-tych. Popularnym przestępstwem było wówczas okradanie kierowców tirów. Piotr był w grupie policjantów, którzy walczyli z tym procederem. Pewnego dnia wyjechali z kolegą na patrol.

- Niedaleko Ryk natrafiliśmy na samochód zaparkowany na poboczu. Chcieliśmy go skontrolować. Podeszliśmy. W środku siedziało kilku mężczyzn. Zostaliśmy sterroryzowani bronią, skuci kajdankami i wywiezieni do lasu. Jeden przyłożył mi pistolet do głowy. Całe życie przeleciało mi przed oczami. Tysiąc różnych myśli - wspomina po latach.

- Jak to się skończyło? - dopytuję.

- Rozmawia pan ze mną - odpowiada policjant. W jego głosie słyszę sarkazm. - Sprawcy zostawili nas w lesie i odjechali. Udało nam się oswobodzić. To była grupa z Warszawy. Została później rozbita przez CBŚ. Do dziś nie wiem, dlaczego nas nie zastrzelili. Przypuszczam, że wśród nich mógł być policjant. Myślę, że mieliśmy sporo szczęścia.

Kiedy skończyły się wojny gangów?

- Metody policyjnie się zmieniały. Dostosowywaliśmy się do nowych realiów działania przestępców. Ważnym momentem było powołanie wydziału do walki z przestępczością zorganizowaną, który był protoplastą Centralnego Biura Śledczego. Komendant Główny Policji Jan Michna powołał CBŚ w kwietniu 2000 r. - mówi emerytowany policjant. Służby rozpracowywały struktury przestępcze od środka. Krwawa odsłona wojen gangów w Polsce wygasła do 2003 r. W 2013 r. CBŚ zostało przekształcone w Centralne Biuro Śledcze Policji.

Do likwidacji lubelskich gangów walnie przyczyniła się utworzona w Komendzie Wojewódzkiej Policji grupa operacyjna Wolf. Głównym zadaniem zespołu policjantów z wydziału kryminalnego i prokuratorów było ujęcie Roberta K. ps. „Ciolo”. To jemu przypisuje się kierowanie na początku lat 90-tych grupą ze Starego Miasta.

W swoich czasie „Ciolo” uchodził za jednego z najgroźniejszych polskich przestępców. Za kilka zabójstw i brutalny napad na dom w Markach w 1993 r. został skazany na wieloletnie więzienie. Bandyta miał w zwyczaju torturować swoje ofiary. W sierpniu 1992 r. miał postrzelić hurtownika Krzysztofa S. przy ulicy Wylotowej w Lublinie. Kasjer miał w torbie 600 mln zł. Zmarł miesiąc później.

W swoich czasie „Ciolo” uchodził za jednego z najgroźniejszych polskich przestępców. Za kilka zabójstw i brutalny napad na dom w Markach w 1993 r. został
W swoich czasie „Ciolo” uchodził za jednego z najgroźniejszych polskich przestępców. Za kilka zabójstw i brutalny napad na dom w Markach w 1993 r. został skazany na wieloletnie więzienie archiwum Kuriera

W kolejnych latach gangster napadał na domy w Niemczech i w Polsce. Został zatrzymany na Ukrainie w 1994 r. Dzięki współpracy polskiej policji i ukraińskiej milicji udało się go ująć i przetransportować do Polski.

- Ukraińscy milicjanci dostarczyli go nad granicę. Po jej przekroczeniu został przetransportowany helikopterem do aresztu śledczego w Lublinie - mówi dr Andrzej Przemyski, prawnik i historyk, w latach 90-tych rzecznik Komendanta Wojewódzkiego Policji w Lublinie.

Policji i prokuraturze udało się także doprowadzić do uwięzienia Andrzeja P., ps. „Pierzo”. Dla gangu elesemiaków to był gwóźdź do trumny.

- Większość członków grupy została zatrzymana, część zaprzestała działalności. Strzelaniny się skończyły. Zmieniła się przestępczość. Odeszli przestępcy starej daty. Część została zatrzymana przez policję i otrzymała wieloletnie wyroki. Część zmarła. Miejsce haraczy i zabójstw zajęły przestępstwa ekonomiczne, przemyt papierosów. Pieniądze pozyskiwane z przemytu papierosów są równie wysokie, jak z handlu narkotykami, natomiast zagrożenie karą jest nieporównywalnie mniejsze. Młodzi bardziej byli zainteresowani pieniędzmi niż walką między sobą - przyznaje policjant. Zdaniem dr Andrzeja Przemyskiego w latach 90-tych Lublin miał sporo szczęścia: - Zorganizowana przestępczość była, ale daleko jej było do Pruszkowa i Wołomina. Dlaczego? Przestępcy nie mieli czego u nas szukać. W przeciwieństwie do innych, bogatszych rejonów Polski. Na szczęście dla Lublina i mieszkańców.

Czerniejów dziś, grób dzieci

Dzieciobójstwo w Czerniejowie. Od makabrycznego odkrycia min...

Ta tragedia nadal budzi emocje. Trzynaścioro dzieci utonęło ...

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Lata 90. Lublin jak Chicago. Haracze, strzelaniny, bomby - gangi opanowały miasto - Kurier Lubelski

Komentarze 1

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

K
Karol

To były takie czasy że jak się wychodziło z komisariatu po zgłoszeniu kradzieży samochodu to od razu dzwonił telefon z propozycją złożenia okupu. Nie wiadomo było kto był gorszy ...

Wróć na i.pl Portal i.pl