Kulisy „frankowej” katastrofy

Krzysztof Oppenheim
mago/Eibner/EAST NEWS
Dziś już chyba nikt nie ma złudzeń, że nie będzie żadnego systemowego rozwiązania problemu kredytów „frankowych”. Pytanie, jak to się stało, że tak wiele osób w Polsce wpadło w tę pułapkę.

Na temat metod walki frankowiczów z bankami napisano już wiele. W niniejszej publikacji chciałbym poruszyć inny temat. Jak doszło do tej „frankowej” tragedii? I czy można było przewidzieć zawczasu, to co się wydarzyło.

1. „Hipoteki” frankowe, czyli huraoptymizm górą

Start kredytów hipotecznych w CHF w naszym kraju to mniej więcej 2002 rok. Polska wychodziła z kryzysu z lat 2000 - 2001, na zadłużenie się w tej walucie nie było zbyt wielu chętnych. Nie było także żadnych dyskusji, czy jest to dobry pomysł. Nie ulega wątpliwości, że takowe analizy powinny mieć miejsce w okresie 2004 i w latach późniejszych. Wszak są to zobowiązania nie na lat kilka, a zwykle na nie mniej niż 25. Niektóre banki oferowały taki kredyt na lat 50! Co to oznacza w praktyce? To trochę tak jakby rzucić Szwajcarii rękawicę, która z gospodarek będzie mocniejsza w okresie najbliższych kilkudziesięciu lat. Bo przecież siła waluty jest nierozerwalnie związana z siłą gospodarki. Jest prawdą, że Polska po wejściu do Unii Europejskiej była przez lat kilka „tygrysem Europy”, ale czy ten stan miał trwać wiecznie? To trochę tak, jakby Usain Bolt wyzwał na pojedynek maratończyka Eliuda Kipchoge w maratonie.Ten drugi, zdecydowanie mniej znany sportsmen od jamajskiego super-sprintera, to mistrz olimpijski z RIO, właśnie w biegu na 42 km. Oczywiście pozostaje ocenne, czy Polska po okresie 2004 roku była takim „Usainem Boltem” Europy? Pewne było jednak, że w tak długim dystansie (25 lat lub dłużej) nasza gospodarka musi zostać sporo w tyle za Szwajcarią, Co musi przełożyć się na znaczący wzrost kursu CHF do złotego.

2. Gdzie się podziali prawdziwi eksperci?

Im mocniej się upowszechniały kredyty walutowe w Polsce, tym bardziej konieczna była ich sprzedaż wraz z odpowiednią „instrukcją obsługi”. Czyli: decyduj się na taki kredyt, jeśli dana waluta jest mocna, a uciekaj na zadłużenie w PLN, jeśli ta waluta się osłabi. W ogóle nie mówiło się także o ryzyku, jakie niesie za sobą zadłużenie się w obcej, zawsze mocnej walucie. Generalnie, jeśli mówimy o sensownym działaniu naszych „służb finansowych”, to kredyty w tzw. walucie obcej, powinny być znacząco ograniczane (lub wręcz zakazane) w sytuacji, kiedy dana waluta jest bardzo się osłabia wobec złotówki. Tak, jak to miało miejsce w okresie 2007-2008 przy kredytach „frankowych”. A właśnie wtedy, banki najaktywniej i bez żadnych głosów rozsądku ze strony ekspertów te produkty sprzedawały naszym rodakom.

3. Co się wydarzyło w 2007 - 2008?

Zanim obwieszczono Polakom, że właśnie zaczął się kryzys (IX 2008), nastroje społeczne były lepiej niż rewelacyjne. Mieszkania sprzedawały się jak świeże bułeczki, a pensje naszych rodaków szybko rosły. Jako „zieloną wyspę” przejął Donald Tusk nasz kraj w zarządzanie w 2007 roku. Frank zaś: taniał i taniał, co tym bardziej zachęcało kredytobiorców do zadłużenia się w tej walucie. Pomagały głosy zachwytu już-frankowiczów, których raty z miesiąca na miesiąc były coraz niższe. Ale, żeby tym bardziej wybór ten był oczywisty, Rada Polityki Pieniężnej w okresie 2007-VI 2008 aż 8-krotnie podniosła stopy procentowe! Czyli kredyty w naszej walucie, nie dość, że były bardzo drogie, to na dodatek - ich raty ciągle wzrastały. Dokładnie odwrotnie było to przy kredytach „frankowych”. Aby nie udawać osoby „mądrej po szkodzie”, zacytuję fragment mojej wypowiedzi dla dziennika Rzeczpospolita z grudnia 2007 roku: „Z jednej strony złoty się umacnia i wartość franka spada, a z drugiej - Rada Polityki Pieniężnej podnosi sukcesywnie stopy procentowe w PLN. Grozi nam więc antyczna tragedia wyboru: kredyt złotówkowy jest bardzo drogi, a kredyt we frankach - piekielnie niebezpieczny!”Mówiąc wprost: poprzez brak odpowiedniej edukacji kredytobiorców, brak jakiejkolwiek reakcji hamowania rozpędzonej akcji hipotek „frankowych” w okresie największego ryzyka, kompletnie niezrozumiałe działania Rady Polityki Pieniężnej, wraz z medialną euforią, że wkrótce Polska będzie gospodarczą potęgą - wepchnęliśmy ok. 700 tys. kredytobiorców w pułapkę frankową. Po czym nadszedł kryzys. Nagle i zupełnie nieoczekiwanie. Pułapka frankowa się zatrzasnęła.

4. Co z tym kryzysem finansowym?

W Polsce kryzys finansowy ogłoszono we wrześniu 2008 roku, czyli zaraz po upadku Lehman Brothers. Budzi zastanowienie ten fakt, bowiem, dla Polaków bankructwo tego banku było całkiem neutralne. Czemu więc z tego powodu mieliśmy odczuwać kryzys? Może miało to jakieś znaczenie - bardziej symboliczne - dla sektora finansowego w USA. Problem jest w tym, że właśnie Stanach Zjednoczonych, obwieszczono potężny kryzys finansowy znacznie wcześniej. To jest - w 2007 roku.

Ówczesna panika na rynku amerykańskim doskonale jest przedstawiona w fabularyzowanym dokumencie „Big Short” w reżyserii Adama McKay. Jeśli nawet uznać, że rynki europejskie odczują zapaść nieco później - była ona po prostu nieunikniona! A mimo to wszystkie banki prześcigały się w okresie 2007-8 w udzielaniu kredytów „frankowych”. Wystarczyło więc, mając wiedzę jaka jest sytuacja z rynkiem „hipotek” w USA, zatrzymać akcję frankową w 2007 roku. Oraz zachęcać Polaków, którzy wcześniej nabyli kredyt w szwajcarskiej walucie, aby przeszli na złotówki. Dla własnego bezpieczeństwa.

CZYTAJ TAKŻE: Prof. Witold Modzelewski: 700 tys. Polaków nabitych w kredyty we frankach może wygrać w sądzie

5. Panowie bankowcy, po co ta panika!

Tak jak nadmieniałem, upadek Lehman Brothers był dla naszej gospodarki całkiem neutralny. Podobnie - dla krajowego rynku „hipotek”. Niemniej jednak, od końca września 2008 r. niemal wszystkie zagraniczne banki wycofały się z udzielania kredytów hipotecznych. Mamy więc rozgrzaną do czerwoności gospodarkę, którą z dnia na dzień pozbawiliśmy taniego pieniądza. Gospodarka to żywy organizm, takie działania są nieodwracalne i niosą za sobą podobne skutki, jak przerwa w dostarczaniu tlenu do mózgu. Tego typu absurdalne ruchy nazywa się czasem jako „samo spełniająca się przepowiednia”. Zakładamy, że będzie kryzys, więc istnieje ryzyko w udzielaniu kredytów. Zatrzymujemy więc akcję kredytową, no i mamy kryzys, bo … gospodarce brakło finansowania.

6. Kolejni winowajcy: RPP oraz Komisja Nadzoru Finansowego

Do zapaści naszej gospodarki pewnie by nie doszło, gdyby Rada Polityki Pieniężnej zrobiła ruch konieczny i najprostszy: znacząco obniżyła stopy procentowe. Tak się nie stało, „twardziele” z RPP obniżki stóp rozpoczęli dopiero w 2013 roku. Rok po upadku Lehman Brothers mieliśmy jeszcze jedną, jedyną szansę na zastrzyk taniego pieniądza na polski rynek. Już pod koniec 2009 roku nasza gospodarka wyraźnie się ożywiła, mogliśmy wtedy postawić na kredyty w EURO. Euroland to nie Szwajcaria; wiadome było i jest nadal, że EURO zawsze będzie takim reanimowanym trupem, więc waluta ta powinna być w miarę bezpieczna: mało prawdopodobny był jej znaczący skok wobec złotówki. W 2010 roku był to kurs ok. 4 zł, podobnie jest teraz.

Ale od czego mamy „fachowców”! Gwóźdź do trumny polskiej gospodarce wbiła w lutym 2010 roku Komisja Nadzoru Finansów, uchwalając Rekomendację T, która bardzo ograniczyła wszystkie kredyty „walutowe”, czyli także te w EURO. A więc w okresie ledwie 2 lat, dwukrotnie zakręcono nam kurek z tanim pieniądzem.

Czy można było skutki powyższych działań przewidzieć? Bez problemu. W owym okresie napisałem kilkanaście publikacji na ten temat, są one dostępne w sieci. Oto kilka tytułów: „Śmierć kredytom hipotecznym!”, „Polsce grozi bezpieczne bankructwo”, „S.O.S. dla kredytów w EURO”, „Lekarstwo na kryzys, czyli taktyka na trupa”. A przecież nie jestem ekonomistą.

Z powyższego podsumowania widać gołym okiem, ile fatalnych posunięć zrobiono w Polsce od czasu wprowadzenia na rynek kredytów „frankowych” . Skutki tych działań były łatwe do przewidzenia. Mimo to, obecnie nikt nie poczuwa się do winy. Ani banki, które jechały całkiem po bandzie, szczególnie w okresie 2007-8, udzielając kredytów w CHF nawet na 130 proc. wartości nieruchomości. Ani też żadna z instytucji, której celem istnienia jest dbałość o bezpieczeństwo sektora finansowego. Ani rządzący: zarówno PO, jak i PiS, od problemu frankowiczów się odwróciła zostawiając ich na pastwę banków lub komorników.

Czy aby na pewno, tak liczna ilość kardynalnych błędów w naszej ekonomii była przypadkiem? Taki wyjątkowy pech frankowiczów? Można takie założenie przyjąć. Ale, być może, „katastrofa frankowa” ma drugie dno? W tym miejscu powołam się na cenne źródło opisujące kulisy największych światowych kryzysów, tj. na książkę „Wojna o pieniądz” autorstwa Songa Hongbinga.

7. „Strzyżenie owiec”, czyli jak to się robi w USA

Autor opisuje ze szczegółami m.in. fakty dotyczące potężnych kryzysów w USA z 1921 roku (zapaść amerykańskiego rolnictwa) oraz z okresu 1929-1933, zwanego Wielkim Kryzysem. Zacytujmy w tym miejscu Hongbinga: „Chodzi o wykorzystanie gospodarczej prosperity i recesji” (…) Odkąd bankierzy zdobyli zasadnicze prawo do kontroli podaży pieniądza w Stanach Zjednoczonych, gospodarcze zjawiska, takie jak okres prosperity i recesja stały się procesami możliwymi do precyzyjnego zaplanowania i kontrolowania” „W latach 1929-1933 polityka redukcji podaży pieniądza doprowadziła do zmniejszenia jego ilości w obiegu do jednej trzeciej co spowodowało Wielki Kryzys”

Tego typu przypuszczenia, że każdy poważny kryzys jest zaplanowany i przeprowadzony przez rekinów z Wall Street, nazywane są teoriami spiskowymi. Nie mnie jest oceniać, jaka jest prawda. W niniejszej publikacji pozwoliłem sobie jedynie na opis faktów.

Jedno jest pewne: frankowicze stali się niewinnymi ofiarami sytuacji. Na dodatek to oni mają płacić wszystkie rachunki. Czy wobec powyższego, możemy zabraniać tej grupie podjęcia walki, często o własne życie, wszelkimi dostępnymi metodami? Także, jeśli złamią reguły obowiązujące w naszym systemie, że trzeba być zawsze „porządnym kredytobiorcą” i oddawać „długi instytucjom finansowym”. Jeśli takiej walki dana osoba nie podejmie, czekać ją może marny los: licytacja komornicza oraz późniejsza siłowa eksmisja z własnego mieszkania.

Dodajmy, że efekt nagłego osłabienia się złotówki pod koniec 2008 roku zakończył się tragicznie nie tylko dla frankowiczów. Polegli wtedy także nabywcy opcji walutowych. Eksperci wyliczają, że na tych toksycznych produktach nasi przedsiębiorcy stracili ok.100 mld zł. Tyle właśnie środków wypłynęło z Polski w daleki rejs za Atlantyk; bowiem właśnie amerykańskie banki były beneficjentami tej akcji. W żargonie speców z Wall Street, działania takie (stworzenie prosperity, po czym zmiana trendu przez ograniczanie emisji pieniądza, co powoduje recesję), nazywane są „strzyżeniem owiec”.

Powróćmy na koniec do teorii spiskowych. Być może, jednak, coś w tym jest. Przecież nie brak w naszym kraju „doradców”, znanych nie zawsze z uczciwego działania na rynkach finansowych. Przypomnę tu jedynie tytuł książki, która niedawno ukazała się także w Polsce: „George Soros. Najniebezpieczniejszy człowiek świata”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl