Kulawe gabinety polityczne. Doradcy ministrów to często studenci. Czy mają odpowiednie kompetencje?

Jakub Szczepański
W gabinecie politycznym Sławomira Nowaka pracuje 23-letni student Michał Klimczak
W gabinecie politycznym Sławomira Nowaka pracuje 23-letni student Michał Klimczak Bartek Syta/Polskapresse
Gabinety polityczne po raz kolejny budzą kontrowersje. W ostatnim tygodniu atmosferę podgrzały informację o młodych doradcach ministra transportu Sławomira Nowaka oraz szefa MSW Bartłomieja Sienkiewicza.

- Przypuszczam, że jeżeli minister nie ma dość silnego wsparcia politycznego czy jest wolnym strzelcem, to często aparaty partyjne narzucają mu, kogo ma zatrudnić - ocenia Stanisław Żelichowski, obecnie poseł PSL, który w latach 90. piastował stanowisko ministra ochrony środowiska. - To niezbyt dobrze świadczy o szefie resortu, jeżeli muszą doradzać mu dzieci - dorzuca. Tylko czym tak naprawdę jest gabinet polityczny ministra? To element, który jedynie ułatwia polityczną karierę, czy organ niezbędny, żeby dobrze kierować podległym resortem?

Gabinet polityczny ministra pojawia się i znika z konkretnego resortu razem z ustępującym ministrem. W praktyce stanowi najbliższe otoczenie szefa ministerstwa, wyłączone z rygorów i przepisów dotyczących służby cywilnej, która tworzy resztę resortu. Dane dotyczące pracowników zatrudnionych w gabinetach podlegają ustawowemu udostępnieniu i można je bez problemu odnaleźć na stronach internetowych poszczególnych ministerstw.

Jednak czym dokładnie powinni się zajmować pracownicy gabinetów politycznych ministrów? Do ich zadań należą m.in. doradztwo oraz realizacja zadań zleconych przez kierownictwo, obsługa polityczna ministra, a także sekretarzy i podsekretarzy stanu. - W gabinetach politycznych znajdują się ludzie, którzy służą pomocą ministrowi w sprawach o charakterze politycznym - mówi "Polsce" Roman Giertych, były wicepremier. - To osobiści sekretarze. Oprócz funkcji ministerialnej szef danego resortu ma funkcję polityczną, więc potrzebuje ludzi, którzy mu pomogą. Taka jest praktyka - zaznacza.

Zamieszanie wokół gabinetów politycznych zaczęło się od szefa MSW Bartłomieja Sienkiewicza. Jak ustaliła "Rzeczpospolita", do najbardziej zaufanych ludzi ministra spraw wewnętrznych zaliczają się 23-letni Paweł Polak i 21-letni Adam Malczak. Problem polega na tym, że jedynie Polak ma wykształcenie wyższe. A warunek odnoszący się do wymogów edukacyjnych jest niezbędny, żeby zostać zatrudnionym w gabinecie politycznym ministra. Dlaczego? Bo zgodnie z rozporządzeniem Rady Ministrów z 2000 r. w sprawie zasad wynagradzania i innych świadczeń przysługujących pracownikom urzędów państwowych zatrudnionym w gabinetach politycznych oraz doradcom lub pełniącym funkcje doradców osób zajmujących kierownicze stanowiska państwowe od ludzi pełniących funkcję asystentów politycznych wymaga się wykształcenia wyższego i pięcioletniego stażu pracy.

Ale zatrudnianie ludzi młodych jako pracowników gabinetów politycznych okazało się dość pospolitą praktyką. Młodzi ludzie pracują m.in. w Ministerstwie Transportu. Podopieczny, a zarazem doradca ministra Sławomira Nowaka nazywa się Michał Klimczak, ma 23-lata i jest wieczorowym studentem stosunków międzynarodowych. Wcześniej pracował w Kancelarii Prezydenta i biurze europarlamentarzysty Rafała Trzaskowskiego. Tyle że zrobiło się o nim głośno z zupełnie innego powodu. Dwa lata temu, przed piłkarskimi derbami stolicy, opublikował na swoim Facebooku wulgarny wpis. "Czarna dz…o derby blisko" - napisał doradca ministra o klubie Polonia Warszawa.

Warto zauważyć, że rozporządzenie z 2000 r. zawiera zabezpieczenie prawne, na które zresztą powołał się minister
Sienkiewicz, broniąc się przed zarzutami prasy. Przepis ten pozwala kierownictwu resortu w "szczególnie uzasadnionych przypadkach zwolnić pracownika z wymagań kwalifikacyjnych". Jak argumentował szef MSW, w przypadku Malczaka chodziło m.in. o pasjonowanie się nowoczesnymi narzędziami komunikacji społecznej.

Ciekawą postacią jest doradca ministra finansów Jacka Rostowskiego. Z informacji zawartych w Biuletynie Informacji Publicznej wynika, że w gabinecie politycznym szefa resortu odpowiedzialnego za dziurę budżetową państwa, pracuje Adam Gutowski urodzony dnia 3 kwietnia 1988 r. W trzyletnim okresie poprzedzającym dzień, w którym Gutowski został zatrudniony w gabinecie politycznym, pracował w… Ministerstwie Finansów. W tym samym resorcie przez trzy lata było jego źródło dochodu. Można więc wnioskować, że nie ma tu zdobycia niezbędnego pięcioletniego doświadczenia w pracy, o którym mowa w rozporządzeniu.
Wysłaliśmy w tej sprawie zapytanie do rzecznika ministerstwa, ale nie doczekaliśmy się odpowiedzi. Niemniej, można domniemywać, że wicepremier Rostowski pójdzie za przykładem ministra Sienkiewicza i uzna Gutowskiego za szczególnie uzasadniony przypadek zwolniony z wymagań kwalifikacyjnych. Można również przypuszczać, że 25-latek, podobnie jak Adam Malczak, zajmuje się komunikacją społeczną. A dokładniej administrowaniem i publikacją informacji resortowych na stronie Ministerstwa Finansów. Jego nazwisko widnieje pod wieloma wpisami.

- Gabinet polityczny to bardzo dobry pomysł, miejsce, gdzie czynniki polityczne mogą czerpać z fachowej pomocy eksperckiej. A na pewno w teorii - mówi w rozmowie z "Polską" dr Błażej Poboży, politolog UW. - Tyle że idea eksperckiego gabinetu, który jest wsparciem dla szefa resortu, została wypaczona. Obecnie znajdują się tam działacze organizacji, a o ich kandydaturach decyduje klucz partyjny, który nagradza za rozmaite osiągnięcia - uważa.

W jaki sposób organizowane są kolejne gabinety? O składzie osobowym, personaliach i wieku w praktyce decydują kolejni ministrowie. - Są to ludzie, których minister może swobodnie doprowadzić do resortu, żeby później opuścić go razem z nimi. Osoby te pomagają ministrowi w wykonywaniu jego obowiązków, a nie są doradcami - stwierdza Andrzej Olechowski, niegdyś kandydat na prezydenta i były minister finansów, a później spraw zagranicznych. - Przeważnie to młodzi ludzie, którzy wykonują polecenia. Wydaje mi się że, te gabinety są chyba zbyt rozbudowane. Uważam, że minister powinien mieć prawo do dwóch czy trzech asystentów, osób zaufanych, które przyprowadza do nieznanego mu czy opornego środowiska - zastrzega.

W Polsce działa 18 ministerstw. Każdy szef danego resortu posiada własne zaplecze w postaci gabinetu politycznego. Zazwyczaj grupę najbliższych doradców stanowi kilka osób. Zgodnie z rozporządzeniem pracownicy gabinetu politycznego zarabiają w przedziale od 2590 do 7370 zł. Wszystko zależy od liczby przepracowanych lat. Tym, którzy jako pracownicy gabinetów działają najdłużej, przysługują również dodatki funkcyjne. Najwyższy wynosi 2130 zł.

Niejednokrotnie media podnosiły sprawę wynagrodzeń najbliższych współpracowników ministrów, zarzucając, że to zbyt wysokie kwoty. Ale zdaniem Żelichowskiego za pracę ekspertów należy sowicie płacić. - Rynek zewnętrzny wysysa najlepszych urzędników z administracji. Dylemat jest taki, że każdy minister ma własną inwencję. Ja miałem pięciu profesorów stanowiących zespół ekspertów. Wszystkie sprawy, które wychodziły z departamentu, były przeglądane przez ludzi z gabinetu politycznego - przekonuje Żelichowski. - To była bariera, bo eksperta nie oszukają. A minister nie musi się przecież na wszystkim znać - dodaje.

Należy jednak zadać podstawowe pytanie - czy gabinety polityczne w Polsce rzeczywiście tworzą eksperci? Wnioskując po doświadczeniu zawodowym czy wykształceniu niektórych z nich można powiedzieć, że nie. O tym, że część gabinetów politycznych w polskim rządzie kuleje, ma świadczyć chociażby sprawa głosowania za ubojem rytualnym. - Gdyby Boni czy Sikorski mieli dobre gabinety, wszystko wyglądałoby zupełnie inaczej. Chodzi przecież o protesty największych religii na świecie. Gabinet polityczny jest od tego, żeby rozważał decyzję ministra na różnych stanowiskach - podnosi Stanisław Żelichowski. - Ekspert ma pokazać granice, w jakich minister musi się poruszać, ale samą decyzję podejmuje szef resortu. Tyle że często aparaty partyjne chcą ludzi młodych, wyróżniających się przy kampanii wyborczej. Wtedy to wypaczenie idei gabinetów - dorzuca.

Nie jest tajemnicą, że działalność w gabinetach politycznych może być furtką, jeżeli nie trampoliną do wielkiej polityki. Przykładów nie trzeba daleko szukać. Jednym z nich jest minister, który w gronie swoich doradców zatrudnia 23-latka. Sławomir Nowak, szef resortu transportu przez dwa lata, piastował funkcję szefa gabinetu politycznego Donalda Tuska. Od tego czasu jego kariera wyraźnie nabrała tempa. Tutaj chyba nie ma żadnych wątpliwości.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Komentarze 27

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

m
mateusz
"Tyle że idea eksperckiego gabinetu, który jest wsparciem dla szefa resortu, została wypaczona. Obecnie znajdują się tam działacze organizacji, a o ich kandydaturach decyduje klucz partyjny, który nagradza za rozmaite osiągnięcia - uważa. "

została wypaczona przez zarobki, jaki "ekspert" będzie chciał niepewną pracę od kilku miesięcy do maksimum 4 lat za 3200 zł netto? to się zresztą tyczy też zarobków wiceministrów o których mówiła Bieńkowska w kontekście 6000 zł za pracę wiceministra w Warszawie :D
777
Polski.
m
max wyborca PIS
wyjątku związanego jak zawsze ze sportem - chyba jedna z bardziej pazernych grup oprócz prawników !
nie kradną !!! CO DO CZŁONKÓW TO PEWNIE JAK WSZĘDZIE !! - co do polityki kadrowej to transparentność i konkursy na maksa ! A GABINETY TO MOGĄ BYĆ ALE LEKARSKIE !!!!! -mam nadzieją że pan zrozumiał ?
c
cep
zatrudniaja dzieci swoich partyjnych kolegow Przyklad corka Vincentego u min Sikorskiego i na odwrot
Wieloletni dyrektor
Szanowny Panie Bąkowski. Skoro już tyle dobrego Pan o sobie powiedział ciekawy jestem jakiego to Kombinatu był Pan dyrektorem i jakie to osiągniecia skłoniły ministra (jakiego resortu i którego) do decyzji aby to własnie Pan mu doradzał. I na koniec jakie były konkretne efekty (mierniki pozostawiam Panu do wyboru) Pana działalności. Z poważaniem
Z
Zbigniew Bąkowski
Mój teść był inżynierem po budowie okrętów i był zaledwie z-cą kierownika. i podlegał Sołdkowi. W tej chwili młodzi ludzie(przynajmniej część z nich) są dobrze wykształceni i trudno ich przyrównać do Sołdka i temu podobnych. Oczywiście nie należy przesadzać, tam gdzie polityka wybiera kadry, tam często zdarzają się ludzie niekompetentni.
O
Od Krasi
Panie Zbyszku częśćiowo się z Panem zgadzam, tj. że młody wiek nie powinnien nikogo dyskwalifikować. Problem jest w tym, że jak sama nazwa wskazuje mówimy o doradcach, tj. osobach o trochę wyższych kwalifikacjach i doświaczeniu jakiego studenci nie posiadają ..
K
Krasi
Efekty pracy tych ludzi widać na każdym kroku.
A zatrudniani są zgodnie z zasadą mierni ale wierni..
Tragedia
L
Libe
PO ma za zadanie rozpierdzielic kraj.

Wam sie wmawia, ze to amatorszczyzna i brak kompetencji. A to pelen profesjonalny rozyeb kraju.
Dawniej sie to nazywalo prosto - ZDRADA INTERESU PANSTWA.

I niech wam zadne za przeproszeniem miecugowy nie wmowia, ze to tylko niekompetencja.
L
Libe
Mam ja zbankrutowac.

To wyglada dokladnie tak samo. Juz od lat.
M
Marek63
Czy szanowny Pan Bąkowski słyszał kiedyś o takim określeniu NARCYZM - to pan jest tego ewidentnym przykładem. A któż to ocenił - sam Pan siebie ocenił _ w czasach słusznie minionych dyrektorem Stoczni Gdańsk został robotnik nazwiskiem Sołdek - jak Pan sądzi jak to sie skończyło.
Trochę samokrytycyzmu przyda się Panu.
M
Marek63
Jak to jest, że kiedy się jest w opozycji to wytyka się butę i bezczelność partii będącej u władzy - a kiedy się już jest tą partią rządzącą to wyłazi dokładnie ta sama buta i chamstwo - brak jakiejkolwiek odpowiedzialności, kompetencji - byle się nachapać a po mnie to już tylko potop. STRASZNE to jest !!!
z
zobrzydzony PO
czy pieprzenia głupot na FB i TW???? przyklady to tusk, nowak i sikorski!!!
B
Biskȯp Biedronek
Tak szybka kariere naznaczyl Ci sam Wszechmogacy. Ale powiedz mi - jak na spowiedzi - komu ssałeś pałke, ze cie tak awansowano szybko? Bo i ja czekam na kwit co zrobilby ze mnie kardynala, ale jakos nie moge sie dossać.
T
Tango
Większość pochodzi oczywiście z młodzieżówki PO, czyli Młodych Demokratów. Są to najczęściej studenci lub świeżo upieczeni absolwenci, którzy jeszcze nie pracowali lub mają bardzo małe doświadczenie zawodowe, a najczęściej to doświadczenie zawodowe mieli w biurze poselskim posła PO, w biurze regionalnym PO lub innym "politycznym" stanowisku pracy. Ludzie z Młodych Demokratów to tzw. "chłopcy na posyłki". Przy kampaniach wyborczych latają z ulotkami, agitują, zawracają głowę, bo wiedzą, że jak któryś z polityków PO będzie przy "korycie", to załatwi im posadkę. Godzą się oni na wykorzystywanie i ślepo wierzą we wszystko, co powiedzą im starsi koledzy, czyli politycy.
Wróć na i.pl Portal i.pl