Kto kopał dołki pod polskimi pilotami. Wspomnienia dowódcy Dywizjonu 303 [FRAGMENT KSIĄŻKI]

Witold Urbanowicz
Witold Urbanowicz
Witold Urbanowicz domena publiczna/Wikipedia
„As. Wspomnienia legendarnego dowódcy Dywizjonu 303”, to memuary niezwykłego człowieka. Jak nieżyjący już dowódca dywizjonu opisywał tamte czasy? Prezentujemy fragment książki.

Stałem przed frontem całości. Na twarzach powaga. Wszystkich znałem jeszcze z Polski. Jako młody podporucznik, latałem na samolotach obsługiwanych przez tych samych mechaników, którzy po kampanii wrześniowej szli różnymi drogami do Anglii.

- Czołem Dywizjon 303! - powiedziałem, salutując.

- Czołem panie poruczniku! - odpowiedzieli.

Byliśmy jedną rodziną walczącą, razem marzyliśmy o tym pięknym jutrze, kiedy po wygranej wojnie będziemy wracać do kraju.

- Czapki zdjąć - wydał rozkaz dowódca eskadry. Dywizjon odśpiewał Kiedy ranne wstają zorze... Śpiew zrobił wrażenie nawet na Anglikach. Niektórzy żołnierze angielscy zdjęli czapki. Wafki przystanęły. Całe lotnisko jak gdyby zamarło. Dywizjon śpiewał jak nigdy. Jak gdyby cały personel chciał obok słów modlitwy wyrazić: „Jeszcze Polska nie zginęła, póki my żyjemy...”.

Następnie zwróciłem się do dywizjonu:

- Proszę panów, wczoraj odwiedziłem majora Krasnodębskiego w szpitalu, czuje się dość dobrze, pozdrawia dywizjon. O dalszym stanie jego zdrowia będziemy informowani codziennie. Na miejsce majora Krasnodębskiego zostałem mianowany z dniem dzisiejszym dowódcą Dywizjonu 303. Naszym zadaniem jest kontynuowanie walki aż do ostatecznego zwycięstwa.

Potem zrobiłem odprawę z pilotami. Byli to wszystko moi koledzy i przyjaciele jeszcze sprzed wojny. Wyczuwałem, że oczekują ode mnie kilku słów.

- W tej historycznej bitwie - powiedziałem - najsilniejszym lotnictwem,po brytyjskim, jest polskie. Odnosimy codziennie zwycięstwa nad Niemcami, ale do ostatecznego zwycięstwa jest jeszcze daleko. Na jedno chcę panom zwrócić uwagę. Zginąć w walce nie jest wielką sztuką, artyzmem jest zwyciężyć przy jak najmniejszych stratach własnych. Dbajcie o swoje życie, bo Polska po skończonej wojnie będzie was potrzebowała.

CZYTAJ TAKŻE: Film „Dywizjon 303” według książki Arkadego Fiedlera nie powstanie

- Czasami szczęście nie dopisze - odezwał się jeden z pilotów. - Ot na przykład Krasnodębski, zestrzelili go już w drugim locie.

(...) Znali doskonale lotniczą karierę Krasnodębskiego. Był on w personelu latającym od 1926 roku. Latał intensywnie i był jednym z filarów lotnictwa myśliwskiego. Walczył jako myśliwiec w kampanii wrześniowej, potem we Francji w 1940. I teraz w bitwie o Wielką Brytanię. Miał już pod czterdziestkę, wiek nieco przekroczony dla myśliwca w czasie wojny. W dodatku był już poważnie zmęczony walką, potrzebował wypoczynku, na który nie chciał się zgodzić.

- Teraz zapoznam panów z ogólnym obrazem bitwy. Przed chwilą otrzymałem poufną wiadomość, że inwazja niemiecka może nastąpić lada moment. Niemcy za wszelką cenę chcą wywalczyć przewagę w powietrzu i w ich pojęciu są tego bliscy. Wskutek kłamliwych raportów załóg niemieckich, które wracają znad Anglii, sztab niemiecki wyliczył, że lotnictwo myśliwskie aliantów jest już zniszczone.

Stałem przed pilotami, którzy choć ledwie przekroczyli dwudziestkę, byli starymi weteranami w walce powietrznej. Mieli za sobą kampanię wrześniową i Francję. Orientowali się doskonale, że jeżeli Niemcom uda się inwazja na Anglię, to będzie koniec wojny. Nad światem zawiśnie noc niewoli. Zagrożeni będą wszyscy, także sprzymierzeńcy Niemiec. Podałem pilotom dane o stratach RAF. Znałem je od Parka i z biuletynu.

- Są dywizjony, które w ciągu ostatniego tygodnia straciły kilkanaście samolotów i, co więcej, kilkunastu pilotów: Dywizjon 253 - dziewięciu, Dywizjon 603 - dwunastu.
- Czy te straty - zapytał porucznik Henneberg - to straty w powietrzu, w czasie walki?

- Na ziemi i w powietrzu. Piloci szkoleni w przyspieszonym tempie łatwo rozbijają samoloty w czasie lądowania. Pierwsze walki powietrzne wyczerpują ich nerwowo.

- Nawet doświadczeni myśliwcy czasami podłamią samolot przy lądowaniu.

- Owszem. Są przemęczeni. Dlatego dywizjony, które były od dłuższego czasu w akcji bojowej, zostają zastąpione przez dywizjony z dalszych baz. Ale tych jest zaledwie kilka.

Czas było kończyć.

- Zwracam się teraz do was nie jako dowódca, ale jako wasz kolega, żebyście szczerze się wypowiedzieli. Jeżeli jesteście zmęczeni, poproszę marszałka Dowdinga, żeby nasz dywizjon przeniósł na kilkanaście dni wypoczynku.

- Owszem, jesteśmy wypompowani - odezwał się jeden z pilotów. - Ale w kulminacyjnym punkcie bitwy i naszych zwycięstw byłoby nonsensem odchodzić na wypoczynek.

- Będziemy ciągnąć tak długo, jak się da - odpowiedział inny.

CZYTAJ TAKŻE: Film „Dywizjon 303” według książki Arkadego Fiedlera nie powstanie

Więc zaproponowałem:

- Jeżeli któryś z panów poczuje się wyjątkowo zmęczony, proszę mówić szczerze, udzielę kilku dni urlopu. Już od roku żyjemy w warunkach anormalnych i walczymy, mamy powody, żeby być zmęczeni fizycznie i nerwowo.

- Odpoczniemy po swej pracy w ojczystej zagrodzie... - zadeklamował porucznik Paszkiewicz.

Na tablicy wypisałem kredą imienny spis poszczególnych kluczy. Oficer wywiadu, major Jarek Geysztowt, podał mi najnowszy biuletyn meteorologiczny: „Na południu Anglii pogoda dobra, nad kanałem La Manche lekka mgła”.

- Witold - zwrócił się do mnie kapitan Żyborski, adiutant dywizjonu - pułkownik Pawlikowski przyjechał.

Wyszedłem na spotkanie pułkownika. Na jego twarzy malowało się zmartwienie.

- Takie nieszczęście spotkało Krasnodębskiego, i to w drugim locie! Wybieram się do niego dziś wieczór - powiedział.

- Wielka strata dla dywizjonu. Kto przychodzi na jego miejsce?

- Pan jest mianowany przez wicemarszałka Parka.

- Ale Polski Inspektorat Lotnictwa jeszcze mnie nie akceptował jako dowódcy.

Pawlikowski zamyślił się, dym z fajki wił się nad jego głową.

- Najgorsza sprawa z Kelletem. Zdaje się, że Krasnodębski z nim sobie jakoś radził. Co pan myśli o Kellecie? Zdaje się, że on jest odrobinę nerwowy.

- Owszem, ale z tym można sobie poradzić. Najgorsze jest to, że on nie ma danych na oficera łącznikowego. Jest wrogo ustosunkowany do polskiego personelu.

- To idea marszałka Dowdinga, żeby przydzielać Anglików do polskich dywizjonów.

Mam nadzieję, że to chwilowe.

- To nie jest zły pomysł. Ułatwia załatwienie wielu spraw administracyjnych...
Ale powinni to być oficerowie wedle najlepszego standardu angielskiego, kulturalni, inteligentni. Kellet tych cech nie ma, jest ponury, nerwowy, nietaktowny. I co najgorsze, źle ustosunkowany do Polaków. Zupełny paradoks przydzielać takiego oficera.

- Tak, to trudny problem - bąknął Pawlikowski. - Kellet i ci dwaj inni Anglicy są tu po to, żeby obserwować personel dywizjonu i składać sprawozdanie dowódcy lotnictwa myśliwskiego. Nie czas po temu, w najgorętszym momencie bitwy.

- Kellet jest sprytny, zorientował się, że Dywizjon 303 ma fantastyczny personel latający i techniczny. On chce na tym zrobić karierę.

- I zrobi. Poznałem marszałka Dowdinga dość dobrze. Widzę go codziennie w dowództwie. Wywiera wrażenie człowieka zimnego i jak dotychczas nie wierzy, że myśliwcy polscy i czechosłowaccy mogą dorównać brytyjskim. Kellet jest jego pupilkiem.

- Tego zupełnie nie rozumiem. Przecież w tej bitwie ważą się nie tylko losy Wielkiej Brytanii. Kellet nie ma doświadczenia bojowego, nie zna języka polskiego, nie rozmawia nawet z tymi pilotami, którzy znają jako tako angielski. Co gorsza, ma krótki wzrok, gubi się w powietrzu. Robi tylko zamieszanie i złą krew w dywizjonie. Mechanicy i piloci nazywają go „Psotny Dyzio”. Kellet dowiedział się o tym i kazał sobie to przetłumaczyć. Wścieka się, bo w przekładzie to wyszło mniej czule.

Pawlikowski zmartwił się, przez chwilę pykał fajkę w milczeniu.

- Kellet jest zazdrosny o sukcesy w powietrzu naszych pilotów - powiedział wreszcie. - Chciałby, zdaje się, uchodzić za dowódcę dywizjonu...

- Niech się uważa za co chce. Jego sprawa.

CZYTAJ TAKŻE: Film „Dywizjon 303” według książki Arkadego Fiedlera nie powstanie

(...) Tak w skrócie rysowała się nasza sytuacja. Zaczęliśmy mówić o Dowdingu. Pawlikowski jako oficer łącznikowy przy brytyjskim dowództwie myśliwskim spotykał go co dzień.

- Robi na mnie wrażenie człowieka arbitralnego i zimnego.

- Dość dużo nasłuchałem się o Dowdingu, nie jest popularny między myśliwcami brytyjskimi, Stuffy...

- Rzeczywiście tak wygląda.

- Panie pułkowniku, straciłem do Dowdinga przekonanie. Dowodzi lotnictwem myśliwskim od 1936 roku. I co? Brytyjskie lotnictwo myśliwskie jest nawet teraz w porównaniu z niemieckim bardzo słabe, mniej więcej jeden do czterech.

- Dużo tu zawiniło Air Ministry.

- Produkcja samolotów myśliwskich to inna sprawa, prawdopodobnie

Dowding nie miał na to wielkiego wpływu. Ale nie wyszkolił wystarczającej liczby pilotów. Jeżeli Wielkiej Brytanii broni w tej chwili około 400 myśliwców, w tym 86 Czechów i 141 Polaków, to co mamy o tym myśleć? A przecie Dowding nie chciał przyjmować polskich myśliwców do RAF, mówił, że po dwóch kampaniach jesteśmy zmęczeni i nawet dosłownie: „zdemoralizowani, jako wojsko rozbite”.
- Tak, no ale Dowding ma już 58 lat i dawno skończył z lataniem. Może stąd ta walka pomiędzy nim i Leigh-Mallorym. A jeśli chodzi o Kelleta... Rzecz chyba w tym, by wykazać teraz i w przyszłości, że polskim dywizjonem myśliwskim dowodził Anglik. Następnie Pawlikowski rozmawiał z pilotami dywizjonu, którzy byli w alarmie. I odjechał do Polskiego Inspektoratu w Londynie. W pół godziny potem przyszedł do mnie podekscytowany Żyborski.

- Wyobraź sobie, że Inspektorat przysłał nowego dowódcę, chodzi po koszarach, sprawdza porządek, znasz go doskonale: major... - Owszem, znam go doskonale. Nie rozumiem, dlaczego Pawlikowski nie poinformował mnie o tym.

- Ja Stefana znam. Kiedy byłem posłem, spotykaliśmy się dość często, zaprzyjaźniliśmy się. Pawlikowski nie gra żadnej podwójnej roli, to wykluczone. On prawdopodobnie sam jest zaskoczony, że Inspektorat przysłał nowego dowódcę na miejsce Krasnodębskiego.

- Nie rozumiem. Przecież Pawlikowski jest oficerem łącznikowym przy brytyjskim dowództwie myśliwskim i sprawy personalne myśliwców należą w pierwszym rzędzie do niego.

- Mam wrażenie, że Pawlikowski nie wysunął twojej kandydatury na miejsce Krasnodębskiego. To jest słaby punkt Stefana. On uważa, że są starsi stopniem i wiekiem od ciebie i należy się im to stanowisko.

- Ty wiesz, jakie mnie teraz czekają obowiązki na ziemi. Mam problem z Kelletem, teraz nowy problem, opozycja Inspektoratu. Jeżeli Park mianował mnie z pominięciem Inspektoratu, to chyba jest przygotowany na reakcję władz polskich. Wielka Brytania zaopatruje nas w samoloty... Wskutek tego w jakimś stopniu dyktuje postulaty. Widzę, że zostałem „podyktowany”. Nie ma co: przyjemnie dowodzić w takich warunkach.

Nowy dowódca nie przyszedł do mnie na lotnisko, widocznie miał instrukcje z Inspektoratu, żeby nie zadrażniać sytuacji. Czekałem lada chwila wiadomości z Londynu, że na miejsce Krasnodębskiego został mianowany inny oficer.

CZYTAJ TAKŻE: Film „Dywizjon 303” według książki Arkadego Fiedlera nie powstanie

Znałem tego nowego dowódcę Dywizjonu 303. Przed wojną należał do czołowych myśliwców, dowodził eskadrą i dywizjonem myśliwskim. Inteligentny, wykształcony w dziedzinie lotniczej. Ale na dowódcę dywizjonu w takiej chwili nie miał warunków. W czasie tej wojny nie należał do personelu latającego, pracował w sztabie. Miał pod czterdziestkę, a przeciętny wiek naszych pilotów wynosił 20-26 lat. Czułem się tym wszystkim zmęczony. Niestety w Inspektoracie Lotnictwa Polskiego w Londynie siedzieli ludzie, którzy przyszli z armii lądowej i po ukończeniu skróconego kursu obserwatorów wylatywali kilkanaście godzin rocznie celem uzyskania dodatku lotniczego. Niektórzy z nich byli odizolowani od tego, co się naprawdę nazywa lotnictwem. Toteż nie rozumieli młodych oficerów, którzy przez kilkanaście lat zbierali doświadczenie w powietrzu.

W Inspektoracie pojawiła się nawet koncepcja, żeby dowódca dywizjonu dowodził z ziemi. W takim razie - mówiliśmy sobie - nawet kobietę w ciąży można mianować na to stanowisko.

W godzinę potem Żyborski zawiadomił mnie, że nowy dowódca Dywizjonu 303 został odesłany do Polskiego Inspektoratu w Londynie.

Niestety Kellet nie zmienił się, nadal obrzydzał nam życie. Doszliśmy z czasem do wniosku, że musi opuścić dywizjon. Ale sprawa nie była łatwa, Dowding jeszcze przed bitwą o Wielką Brytanię złożył oficjalny raport do Air Ministry, że polscy myśliwcy nie mają kwalifikacji do wzięcia udziału w obronie Anglii. Motywował to tym, że Polska nie posiadała nowoczesnego lotnictwa, że polskie lotnictwo zostało rozgromione w kampanii wrześniowej i w rok potem we Francji, zatem morale polskich myśliwców jest również zniszczone. Jedynie polskie załogi bombowe mogą wziąć udział w akcji bojowej pod dowództwem angielskim. Ale kiedy rozpoczęła się bitwa o Wielką Brytanię, Dowding zgodził się na sformowanie dwóch polskich dywizjonów myśliwskich. Przydzielił oficerów angielskich raczej do pilnowania polskich myśliwców niż dla dowodzenia.

Kellet sam się wykończył. Pracowałem wówczas w sztabie 11. Grupy Myśliwskiej. Stanowisko Pawlikowskiego w angielskim dowództwie myśliwskim, jako polskiego seniora myśliwskiego, bardzo się wzmocniło. Dywizjon 303 wypoczywał. Kellet napisał paskudny raport do Air Ministry, zabezpieczając się przed zabraniem go z dywizjonu. Roztrzepany Kellet zostawił ten tajny raport na swoim biurku. Znalazł go jeden z oficerów angielskich i oddał dowódcy polskiemu.

Kellet pisał, że jeżeli go zabiorą z Dywizjonu 303, będzie katastrofa: bo mechanicy są skomunizowani i tak nienawidzą swoich oficerów, że ich wymordują. Pawlikowski przedstawił oryginał tego raportu dowódcy lotnictwa myśliwskiego, a ja kopię dowódcy 11. Grupy Myśliwskiej, z żądaniem, by Kelleta natychmiast zabrano z dywizjonu. Stało się to w przeciągu 24 godzin.

Ta cała historia nie zwiększyła popularności marszałka Dowdinga. Ale i ten sztywny człowiek w końcu się rozkrochmalił. Jego pierwsze gratulacje dla Dywizjonu 303 nadeszły 8 września: Magnificent fighting 303 Squadron. I am delighted. The enemy is shown that polish pilots definitely on top. W przekładzie: „Dywizjon 303 walczy wspaniale. Jestem zachwycony. Nieprzyjacielowi pokazano, że polscy piloci stanowczo górą”.

Witold Urbanowicz
„As. Wspomnienia legendarnego dowódcy Dywizjonu 303”, Wydawnictwo: Znak Horyzont
Rok wydania: 2016

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl