Kto ich nauczył, że to Polacy, a nie Niemcy odpowiadają za Holocaust?

Tomasz Chudzyński
Tomasz Chudzyński
Panią Mitchell zapraszam do muzeum, na lekcję historii, po której zrozumie, kto w czasie II wojny światowej był ofiarą, a kto katem. Jestem nawet w stanie, wraz z pracownikami pojechać do USA i takiej lekcji wszystkim mówiącym nieprawdę udzielić - podkreśla Piotr Tarnowski, dyrektor Muzeum Stutthof, od lat walczący ze sformułowaniem „polskie obozy śmierci”.

To już polityka i międzynarodowy konflikt, a nie tylko kwestia pomyłek czy zwykłego braku edukacji. Sformułowania „polskie obozy śmierci”, „polski reżim nazistowski” czy teza o systemowym antysemityzmie całego społeczeństwa naszego kraju mogą mieć znaczenie w postrzeganiu Polski na arenie międzynarodowej.

- Broni nas historia - mówi Piotr Tarnowski, dyrektor Muzeum Stutthof. - Jednak kłamliwe sformułowania o „polskich obozach koncentracyjnych” krzywdzą polskich obywateli, zwłaszcza tych, którzy przeżyli gehennę niemieckich obozów koncentracyjnych i pamięć o tych, którzy przez Niemców w czasie II wojny światowej zostali zamęczeni.

Zwykłe nieuki

Grudzień 2011 r. - przedstawiciele gimnazjum w Kirchheim niedaleko Monachium zamieścili na stronie internetowej szkoły relację ze spotkania uczniów z Abbą Naorem, byłym więźniem „polskiego obozu zagłady Konzentrationslager Stutthof”. Rok 2005 - w jednej z niemieckich gazet opublikowano informację, że młodzież z tego kraju uczestniczy w projekcie „Akcja Znak Pokuty” w „polskim obozie koncentracyjnym Stutthof”. Projekt prowadzony był przez niemieckie stowarzyszenie pokojowe, którego celem jest... wychowywanie młodzieży niemieckiej w duchu pojednania z narodami prześladowanymi przez III Rzeszę.

Maj 2012 r. Prezydent USA Barrack Obama mówi o „polskich obozach śmierci” w szczególnych okolicznościach, podczas gali nadania Medalu Wolności Janowi Karskiemu, polskiemu bohaterowi walczącemu w czasie II wojny światowej z Niemcami. Wreszcie luty 2019 r. - prowadząca relację z konferencji bliskowschodniej w Warszawie amerykańska dziennikarka stacji MSNBS Andrea Mitchell stwierdziła, że Powstanie w Getcie Warszawskim zostało wywołane przeciw „polskiemu i nazistowskiemu reżimowi”.

- Chciałbym wierzyć, że pani Mitchell jest zwykłym nieukiem, naprawdę - mówi Piotr Tarnowski. - Zapraszam ją na lekcję historii, zwiedzanie Muzeum Stutthof. Pokażemy jej materialne dowody, artefakty. One dobitnie pokażą, że w czasie wojny Polacy byli po stronie ofiar, Polska została napadnięta przez Niemcy. Udowodnimy, że to Niemcy zaplanowali i zbudowali obozy koncentracyjne i odpowiadają za Holocaust. Jestem nawet w stanie pojechać do USA, zabrać pracowników, i taką lekcję dla Andrei Mitchell przeprowadzić.

Andrea Mitchell po swojej wpadce zamieściła na Twitterze przeprosiny: „Polski rząd nie był zaangażowany w te przerażające czyny. Przepraszam za niefortunną nieścisłość”. - Słowa Andrei Mitchell stawiają telewizji MSNBC, która ją zatrudnia, w gronie stacji niewiarygodnych. Oni całkowicie zawiedli - nie potrafili na swojej, doświadczonej przecież dziennikarce wymusić oświadczenia, w którym jednoznacznie stwierdziłaby, że jej wypowiedź była nieprawdziwa, krzywdząca dla Polaków - mówi jednak Tarnowski.

Przepraszają, by nie przeprosić

W każdym z przypadków użycia np. w zachodnich mediach, nieprawdziwych sformułowań „polskie obozy śmierci”, „polscy naziści” (w odniesieniu do II wojny światowej), oczywiście tych wychwyconych przez polską dyplomację, organizacje kulturalne (specjalizuje się w tym m.in. polonijna, Fundacja Kościuszkowska Alexa Storożyńskiego) czy muzealne placówki martyrologiczne, jak Muzeum Auschwitz czy Stutthof, kierowane są prośby o sprostowania i przeprosiny. Co dziwne, takie działania bardzo często nie przynoszą skutku.

Gimnazjum w Kirchheim np. przyznało, w specjalnym oświadczeniu, że „jest oczywiste, że nigdy nie było polskich obozów koncentracyjnych”, ale jednocześnie w poprawionym artykule na stronie szkoły użyto sformułowania „narodowosocjalistyczny” obóz koncentracyjny (zgodnie z przyjętą w ogólnoświatowej edukacji normą powinno być: niemiecki nazistowski obóz koncentracyjny). Podobnie Andrea Mitchell nie określiła w swoim sprostowaniu, że to Niemcy są sprawcami Holocaustu, a Barrack Obama nie przeprosił w ogóle. - Na razie tylko nasze gwałtowne domaganie się sprostowań, w niektórych przypadkach groźba spraw sądowych sprawiają, że autorzy tych kłamliwych sformułowań z nich się wycofują - mówi Tarnowski. - Polacy są zestawiani z jakimiś, bezpaństwowymi nazistami, wielokrotnie mamy do czynienia z mętnymi tłumaczeniami, tak jak zrobiła to chociażby Andrea Mitchell. Takie sytuacje są niedopuszczalne, nawet jeśli osoba, która stosuje sformułowanie „polskie obozy koncentracyjne” tłumaczy, że jest to tylko skrót myślowy czy określenie topograficzne. Przymuszanie kogoś do sprostowań, przeprosin jest mało satysfakcjonujące. To takie przepraszanie, by nie przeprosić.

Nie myl ofiar z oprawcami - po angielsku

Polska nie jest bierna w walce z fałszywymi sformułowaniami przypisującymi jej odpowiedzialność za utworzenie i funkcjonowanie obozów koncentracyjnych. Nie jest to tylko kwestia medialnych i dyplomatycznych sprostowań. W 2007 r., na wniosek Polski, została podjęta decyzja UNESCO o zmianie brzmienia wpisu z „Obóz koncentracyjny Auschwitz” na: „Auschwitz-Birkenau. Niemiecki nazistowski obóz koncentracyjny i zagłady (1940-1945)”. Wszystkie martyrologiczne placówki muzealne w Polsce zmieniły końcówkę adresów internetowych z PL na ORG, by nawet nie było cienia sugestii co do tego, kto odpowiadał za obozy koncentracyjne. W internecie trwa anglojęzyczna kampania z hasłami: „Zapamiętaj, obozy koncentracyjne były niemieckie, nie polskie” lub „Nie myl ofiar z oprawcami. Niemieckie obozy koncentracyjne”. Sądowe pozwy kierują osoby prywatne. Zrobił tak Zbigniew Osewski, wnuk więźnia Stutthofu, który się zdecydował pozwać wydawcę „Die Welt” - Axela Springera, za nazwanie obozu w Majdanku „byłym polskim obozem koncentracyjnym”.

Informacje o przypadkach stosowania sformułowań „polskie obozy koncentracyjne” w stosunku do niemieckich obozów zagłady, znajdujących się w czasie II wojny światowej na terenie Polski, są publikowane przez rodzime MSZ. Np. w 2009 roku aż 103 razy w zagranicznych mediach użyto sformułowania „polskie obozy koncentracyjne”. Najczęściej termin ten pojawił się w Niemczech - 20 razy, po 16 razy w mediach amerykańskich i hiszpańskich, 8 razy w Austrii, 6 w Kanadzie, 6 we Włoszech, 5 razy we Francji. Stosowały je czasopisma takie jak amerykański „New York Times”, brytyjski „The Guardian” czy „The Australian” oraz amerykańskie stacje telewizyjne, które użyły zwrotów „Sobibor - Polish Nazi death camp” i „Poland’s Treblinka death camp”. - Warto zauważyć, że choć w czasie II wojny światowej obozy koncentracyjne założone zostały przez niemieckich nazistów nie tylko na terenie okupowanej przez nich Polski, lecz także na obszarze m.in. Litwy, Łotwy, Francji i Holandii, to w mediach nie pojawiają się sformułowania „francuskie obozy koncentracyjne” czy „holenderskie obozy koncentracyjne”. Nie mówi się też na przykład - co nakazywałaby „geograficzna logika” (częste tłumaczenie zachodnich redakcji w odniesieniu do „polskich obozów śmierci”) - o „japońskich bombach atomowych” zrzuconych na Hiroszimę i Nagasaki - podkreślało w specjalnym komunikacie Muzeum Auschwitz.

- To trwa od lat. My przytaczamy argumenty, publikujemy opracowania, organizujemy lekcje muzealne, szkolimy nauczycieli i wydaje się, że to wszystko na nic - zastanawia się Piotr Tarnowski. - Co możemy jeszcze zrobić, tego nie wiem. Nie wiem, dlaczego pojawiają się kłamliwe sformułowania, wbrew faktom, wbrew historii, która jest nieinterpretowalna, bo już się wydarzyła. Zastanawiam się, jak mielibyśmy dotrzeć, np. do pani Mitchell, dowiedzieć się od niej, dlaczego użyła słów o polskim reżimie w czasie Powstania w Getcie? Czy była to kwestia złej edukacji, stereotypów, błędnych opracowań? Niech nam je pokaże. Może wówczas bylibyśmy w stanie wypracować skuteczną metodę edukowania przedstawicieli zachodnich mediów?

Należy jednak podkreślić, że Associated Press, jedna z największych agencji prasowych świata, po kampanii polskich muzealników i dyplomatów, zabroniła swoim dziennikarzom używania określenia „polskie obozy śmierci” w odniesieniu do hitlerowskich obozów zagłady.

Słowa, które miały obrazić

Tuż po wpadce Andrei Mitchell izraelski dziennik „Jerusalem Post” poinformował, że premier Izraela Beniamin Netanjahu powiedział w czasie swojego pobytu w Warszawie, w czasie konferencji bliskowschodniej, że Polacy kolaborowali z nazistami w Holokauście. Informację tę zdementowała później m.in. ambasador Izraela w Polsce, a sam Netanjahu miał w czasie rozmowy telefonicznej zapewnić premiera Mateusza Morawieckiego, że w żadnym momencie nie przypisywał Polsce ani polskiemu narodowi odpowiedzialności za niemieckie zbrodnie popełnione w czasie II wojny światowej i że nie padła z jego strony nawet najmniejsza sugestia tego rodzaju (miał zostać źle zrozumiany). Kilka dni później nowy minister spraw zagranicznych Izralea Israel Katz powiedział jednak, że „Polacy wyssali antysemityzm” z mlekiem matki”. Tu już ani dementi, ani przeprosin nie było, a cała sprawa ponownie rozgrzała stosunki między Polską a Izraelem (w 2018 r. Izrael oskarżył Polskę, która chciała ustawą o IPN wprowadzić procesy karne i kary więzienia za sformułowania o „polskich obozach śmierci”, o próby odsuwania od siebie „współudziału w Holocauście”). W odpowiedzi premier Mateusz Morawiecki odwołał swój udział w posiedzeniu Grupy Wyszehradzkiej w Jerozolimie. Niedługo później inny dziennik izraelski, „Haarec”, uznał słowa Katza i (domniemane) Netanjahu za niedopuszczalne.

Sprawujący opiekę religijną, m.in. nad gdańską Gminą Wyznaniową Żydowską naczelny rabin Polski Michael Schudrich oświadczył, że przypisywanie Polakom „systemowego” antysemityzmu jest po prostu kłamstwem. - Pamiętajmy, że Polacy stanowią najliczniejszą grupę wśród Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata (...). Stawianie zarzutu antysemityzmu wszystkim Polakom, również tych Sprawiedliwych znieważa. Znieważa też tych wszystkich, którzy chcą dziś w Sprawiedliwych widzieć prawdziwą reprezentację polskiego społeczeństwa. I znieważa też nas, polskich Żydów - napisał w oświadczeniu Michael Schudrich.

- Jako ktoś, kto od ponad trzydziestu lat jest głęboko zaangażowany w propagowanie polsko-żydowskiego zrozumienia, mogę tylko potępić pogorszenie stosunków między Izraelem a Polską - stwierdził Ronald S. Lauder, przewodniczący Światowego Kongresu Żydów (wydał specjalne oświadczenie). - To bardzo niefortunne, zarówno dla Żydów, jak i Polaków, że krążą wciąż niekorzystne i obraźliwe stereotypy. Taki język nie powinien mieć miejsca w cywilizowanej debacie. To smutne, że efekty dekad współpracy i okazywania dobrej woli są teraz zagrożone. Podejmijmy wszyscy wysiłek, aby pokonać ten kryzys, który był zwycięstwem sił nietolerancji i umysłowej ciasnoty.

Politolog Kazimierz Kik zaleca zachowanie w tej sprawie powściągliwości.

- Nie nazwałbym tego, co się dzieje w ostatnich dniach w stosunkach polsko-izraelskich konfliktem międzypaństwowym - zaznacza prof. Kazimierz Kik, politolog z Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach. - Musimy pamiętać, że w Izraelu trwa kampania wyborcza, a polityka w tym kraju bywa bardzo brutalna. Bardzo podzielone jest też społeczeństwo Izraela, nie wszyscy obywatele tego kraju myślą źle o Polakach. Szef izraelskiego MSZ walczy o głosy radykalnych wyborców. Powiedział słowa o polskim antysemityzmie, by nas zbulwersować. Dzięki reakcji naszego rządu, naszemu oburzeniu, on te głosy zyskał. Israel Katz występował ze swoim oświadczeniem z punktu widzenia partyjnego, my odpowiedzieliśmy stanowiskiem państwowym. Jako politolog zalecałbym, byśmy wykazywali w tej sprawie większą kulturę polityczną, dyplomatyczny spryt. Powinniśmy być ponad ten jazgot . Wystarczyłaby nota protestacyjna. Moglibyśmy np. z całym szacunkiem, ubolewając nad tym, że szef izraelskiego MSZ ma pewne braki w edukacji historycznej, zaproponować wysłanie naszych ekspertów do Izraela czy zaprosić go na nasz koszt do Muzeum Auschwitz. Proszę zauważyć, z jakim trudem zamknęliśmy nasz konflikt z Izraelem w ubiegłym roku. Teraz ponownie wpadliśmy w te same sidła. Konflikt z Izraelem nie jest dobry dla naszej racji stanu.

- Trudno jest mi odnieść się do słów części polityków izraelskich wypowiedzianych, jak się wydaje, z premedytacją - mówi Piotr Tarnowski. - Polecam im zapoznać się chociażby z Archiwum Eissa (dokument potwierdzający działania ratunkowe polskiej dyplomacji na rzecz zagrożonych zagładą Żydów w czasie II wojny światowej). Są w nim m.in. fałszywe paszporty np. Urugwaju, które polskie państwo podziemne wystawiało Żydom i przemycało do okupowanej Polski. Te dokumenty ratowały im życie.

Zapytać można prowokacyjnie, np. po lekturze niektórych wpisów na forach internetowych czy akcji organizowanych przez byłego księdza Jacka Międlara, czy rzeczywiście Polacy antysemitami nie są...

- Oczywiście, że antysemityzmu nie da się wykluczyć - mówi Piotr Tarnowski. - Nie wiem, na ile jest w tym idei, a ile zwykłej głupoty. Pytanie jednak, czy jest to antysemityzm „państwowy”? Na pewno nie. Czy państwo stara się z tym walczyć? Polska jest państwem prawa, z odpowiednimi przepisami, więc tu odpowiedź jest jak najbardziej pozytywna. Można oczywiście dyskutować ze skutecznością tej walki w przypadkach różnego rodzaju epizodów z podtekstem antysemickim. Nie neguję także tego, że w czasie wojny były przypadki, gdy Polacy przyczynili się do cierpienia Żydów. Jednak, czy to, że siedzi w Polsce w więzieniach kilkadziesiąt tysięcy ludzi oznacza, że jesteśmy państwem, narodem kryminalistów?

- Ten spór to spotkanie polskiej nadwrażliwości i izraelskiego braku delikatności. On będzie się toczył, dopóki będą istniały Polska i Izrael - podkreśla prof. Kik. - Nie przekonamy tych obywateli Izraela, którzy uważają, że w Polsce mieli piekło. Nie wszyscy Polacy Żydów szanowali, ale jednocześnie Polska była dla nich krajem wybranym, w którym mieszkało najwięcej Żydów w Europie. Z drugiej strony, my, Polacy, znamy przecież naszą wartość. Historia stosunków polsko-żydowskich na pewno nie jest jednoznaczna, ale jest w stanie naród polski obronić.

Godne milczenie

Są już bardzo starzy, większość cierpi na różnego rodzaju choroby, a ogromna trauma towarzyszyła im od kilkudziesięciu lat. Na uroczystości wyzwolenia dawnych niemieckich obozów koncentracyjnych przyjeżdżali w charakterystycznych, biało--niebieskich chustach. To byli więźniowie niemieckich obozów koncentracyjnych. Wśród wszystkich osadzonych w obozach obywatele polscy byli najliczniejszą grupą narodowościową (uwzględniając także polskich Żydów). To właśnie ciągle żywa w naszym społeczeństwie pamięć o tragicznych losach Polaków w czasie II wojny światowej wywołuje trudne do powstrzymania oburzenie na słowa polityków izraelskich czy przypisywanie odpowiedzialności za Holocaust przez zachodnie media.

- Więźniowie polscy cierpieli w obozach za swój patriotyzm, opór wobec Niemców lub choćby tylko za to, że byli Polakami - podkreśla Piotr Tarnowski. - Trudno z nimi było o tym rozmawiać. Kłamliwe sformułowania do nich jednak docierały i na pewno wywoływały ból. Oni jednak odpowiadali w niezwykły sposób: godnym milczeniem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Kto ich nauczył, że to Polacy, a nie Niemcy odpowiadają za Holocaust? - Plus Dziennik Bałtycki

Wróć na i.pl Portal i.pl