Książę Czartoryski: Nie zarobiłem ani grosza na kolekcji, a teraz muszę walczyć z prasą i z córką za to, co robiłem dla Polski

Bogusław Mazur
Wszystko co otrzymała Fundacja, zostanie przekazane na cele charytatywne i promujące pamięć o rodzinie Czartoryskich – mówią książę Adam Karol Czartoryski i księżna Josette Czartoryska.

Jaki jest cel Pana obecnej wizyty w Polsce?
Adam Karol Czartoryski: Chciałem tylko zobaczyć Kraków, który bardzo kocham. To niezwykle piękne miasto, artystyczne, pełne zachwycającej architektury, zabytków i sztuki. Przyjeżdżamy tu regularnie od ponad 25 lat.

Czy są już plany działalności, założonej w Księstwie Lichtenstein, Fundacji Le Jour Viendra („Nadejdzie dzień”)?
Adam Karol Czartoryski: W tej chwili rozważamy, gdzie skierować nasze wsparcie. Potrzebujemy stabilnych projektów i sprawdzamy, kto będzie ich beneficjentem, zwracamy uwagę na osoby niepełnosprawne, na dzieci potrzebujące środków na dalszą edukację. Ale nie będą to tylko działania na rzecz edukacji, myślimy też o działalności charytatywnej i humanitarnej na większą skalę oraz dalsze wsparcie kultury.

Josette Czartoryska: Będziemy pomagać tam, gdzie występują największe potrzeby. I zawsze w imieniu rodziny Czartoryskich.

Czyli działalność będzie prowadzona zarówno w Polsce jak i innych krajach?
Adam Karol Czartoryski: Fundacja jest otwarta dla Polski i całego świata. Tak będziemy promować Polskę. I jak powiedziała żona, będziemy to czynić w imieniu rodu Czartoryskich. Chcemy kontynuować dzieło rozpoczęte przez księżną Izabelę Czartoryską. Pragnę, by działalność fundacji miała charakter ogólnoświatowy, taki charakter miały zagraniczne wystawy „Damy z gronostajem”. Gdy 25 lat temu powiedziałem, że obraz będzie wożony po świecie mówiono mi, że to jest szalony pomysł. Odpowiadałem, że nie chodzi tylko o prezentację dorobku rodu Czartoryskich, ale o rozsławianie Polski. Podczas wystaw zwiedzający podchodzili i z niedowierzaniem pytali, czy ten obraz naprawdę jest z Polski. „Tak, z Polski, z Krakowa” – potwierdzałem.

Fundacja XX Czartoryskich wsparła Fundację im. Feliksa Sobańskiego, Fundację XX. Lubomirskich i Fundację Trzy Trąby. Czy Fundacja Le Jour Viendra będzie kontynuować tego rodzaju wsparcie?
Adam Karol Czartoryski: W razie potrzeby będziemy fundacjom pomagać. Fundacje te prowadzone sa przez osoby, które robią wiele na rzecz polskiej kultury i osób niezamożnych. W pełni popieram te działania. Jak już wspominałem, teraz pracujemy nad całościowymi projektami dotyczącymi różnych dziedzin, edukacji, medycyny…. Zbieramy informacje i sprawdzamy, które projekty są dobre i gdzie występują największe potrzeby.

Josette Czartoryska: Pomoc musi być udzielana regularnie. Pierwsze planowane wsparcie będzie udzielone w imieniu rodziców mojego małżonka. Po wybuchu II wojny światowej musieli uciekać z Polski i nie mieli możliwości aby zostać częścią jej historii. Dlatego pierwsza transza pomocy będzie udzielona w imieniu księcia Augustyna Józefa Czartoryskiego i księżnej Marii de los Dolores Borbon. W ten sposób nawiążemy do tradycji działalności Czartoryskich na rzecz polskiej państwowości. Ta działalności powinna być kontynuowana, bo wywodzi się jeszcze z czasów zaborów – wystarczy choćby wspomnieć o Hotelu Lambert. Taką mamy wolę, a jeżeli jest wola, to znajdzie się metoda.

Wracając do bliższej przeszłości, czyli ataków związanych z transakcją przejęcia zbiorów Czartoryskich przez państwo. Wielokrotnie odpierał je choćby książę Maciej Radziwiłł z Fundacji XX Czartoryskich. Także badanie opinii publicznej panelu Ariadna wykazało, że generalnie Polacy ocenili transakcję pozytywnie. Ale co Pan czuł i myślał, gdy te ataki się pojawiły?
Adam Karol Czartoryski: Cóż… zrobiłem olbrzymią darowiznę, bo dla mnie to nie była sprzedaż. Przekazałem narodowi muzeum, bibliotekę, wszystkie eksponaty, także prawa do tych zaginionych podczas wojny. Jednocześnie przekazałem nieodpłatnie moje osobiste do pałacu i parku w Sieniawie. Dokonałem na rzecz narodu darowizny w imieniu rodziny i przodków. W zamian, aby móc kontynuować działalność charytatywną, poprosiłem o kwotę znaczącą, która jednak odpowiadała tylko około 3,5 proc. wartości kolekcji. Czułem się urażony, gdy wokół darowizny wartej około 2 mld euro, w mediach stworzono atmosferę oskarżeń. Transakcja zasługiwała na aplauz a nie na medialne ataki.

Josette Czartoryska: Teraz każdy Polak jest właścicielem „Damy z gronostajem”, „Samarytanina” i reszty kolekcji. Każdy kto wchodzi do muzeum może powiedzieć: „To jest moje”. Reszta to są tylko czcze słowa.

Gdyby nie doszło do transakcji, czy był alternatywny plan postępowania?
Adam Karol Czartoryski: Aby kolekcja mogła przetrwać dla następnych pokoleń, pozostałaby sprzedaż biletów wstępu do muzeum… Doszliśmy do momentu, w którym darowizna była najlepszą decyzją. Nie mieliśmy już funduszy na utrzymywanie muzeum. Wszystko zaczęło się wiele lat temu i trwało w rodzinie. A że na mnie kończy się rodowa linia, to mogłem w imieniu swoim i przodków dokonać przekazania rodowego dziedzictwa narodowi polskiemu.

Wracając jeszcze do pytania o medialne ataki – zdałem sobie sprawę, że prasa uczestnicy w walce politycznej między dwiema stronami, a ja znalazłem się w środku tej walki niczym piłeczka pingpongowa. Potem nawet moja własna córka zaczęła mnie atakować. Ona w swojej chyba głowie uznała, że ta kolekcja jest jej. Takie otrzymałem podziękowanie za darowiznę.

Gdyby Pan wiedział, że sprawy się tak potoczą, czy dokonałby jeszcze raz tej transakcji?
Adam Karol Czartoryski: Jak mówią Anglicy, gdybyśmy wcześniej wiedzieli co się stanie po fakcie, to bylibyśmy geniuszami. Gdybym wiedział co się będzie działo 25 lat po tym, gdy prezydent Lech Wałęsa zwrócił mi własność i nieruchomości ojca i przodków, może już wtedy dokonałbym transakcji z rządem i umył ręce. Ale nie – wziąłem na siebie odpowiedzialność aby w imieniu rodziny zrobić coś dla Polski, jak moi przodkowie. I to robiliśmy. Jednak znalazłem się w środku konfliktu politycznego, potem jeszcze zaangażowała się w to moja córka… Mogę tylko to zaakceptować i próbować się bronić. Nie zarobiłem ani grosza na kolekcji, a teraz muszę walczyć z prasą i z córką za to, co robiłem dla Polski przez ponad ćwierć wieku.

Josette Czartoryska: Widzimy, że to jest wojna polityczna i politycy w mediach wykorzystują Fundację do swoich celów. Dla nas jest ważne aby poinformować, że wszystko co otrzymała Fundacja, zostanie przekazane na cele charytatywne i promujące pamięć o rodzinie Czartoryskich. U nas nie było konfliktu, do momentu zaangażowania się Tamary. Ale nic nie poradzimy że ktoś myśli – „to jest moje dziedzictwo” i nie chce, aby ojciec oddał je narodowi.

Adam Karol Czartoryski: Fundacja i ministerstwo kultury zadbały, aby wszystko było zgodne z prawem. Umowa z 1991 r. zawarta z ministerstwem stanowiła, że założę Fundację i umożliwię publiczne oglądanie zbiorów. Ministerstwo poprzez Muzeum Narodowe miało pomóc utrzymać kolekcję, ale my nie mieliśmy na tym zarobić ani grosza. Wszystko zaczęło iść gorzej gdy ministerstwo przestało wspierać kolekcję książąt Czartoryskich. Szukaliśmy rozwiązania sytuacji, aż minister Piotr Gliński sam się do nas zgłosił i zaproponował, że odkupi kolekcję. Odpowiedziałem, że jeśli to ma być sprzedaż, wtedy to będzie kosztować 2 mld euro. Na co minister odparł, że nie posiada takiej kwoty. Zaproponowałem, że Fundacja XX. Czartoryskich przekaże kolekcję moich przodków za symboliczną sumę, która zostanie spożytkowana na cele społecznie użyteczne.

Pole do ataków się otworzyło się chyba z powodu początkowo zbyt skąpych informacji dotyczących Fundacji Le Jour Viendra.
Adam Karol Czartoryski: Niezależnie od miejsca, fundusze będą wykorzystane charytatywnie. Ze względu na sytuację prawną, obecność w Liechtensteinie jest bardziej pożądana. Jesteśmy częścią Europy, ale w niektórych krajach, również w Polsce, prawo dotyczące fundacji nie jest tak dopracowane jak w Liechtensteinie.

Josette Czartoryska: Liechtenstein jest wyspecjalizowany w fundacjach. Swoje siedziby mają tam fundacje z całego świata, także z Polski, np. Fundacja Lanckorońskich.

Adam Karol Czartoryski: W Lichtensteinie prawo jest jasne. Jeżeli w naszej Fundacji działoby się coś nie tak jak powinno, to tamtejsze organy pierwsze nas zaatakują. ,Oni są ekspertami w tych kwestiach. Le Jour Viendra jest lustrzanym odbiciem Fundacji XX Czartoryskich, jednak musiała powstać by móc zlikwidować tę ostatnią, której misja już się skończyła.

Josette Czartoryska: Prędzej czy później wszyscy odchodzimy. I coś trzeba po sobie zostawić na tym świecie, aby w ten sposób przetrwać w przyszłości. Jest to taka recepta na nieśmiertelność, jaką zastosowała księżna Izabela. Motto Czartoryskich „Le Jour Viendra” rozbrzmiewało, gdy Polski nie było na mapach. „Nadejdzie dzień” powtarzano z wiarą, że Polska znów będzie wolna. Chcemy aby dziś żyjący wiedzieli, jacy byli ci, którzy już odeszli, którzy na swój sposób myśleli o przyszłości narodu. Najważniejsze, że ta mentalność nakazująca myślenie o przyszłości jest w krwi.

POLECAMY:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl