Ks. Tischner: W życiu chodzi o to, by na koniec powiedzieć „dobre było”

Tomasz Ponikło
W niedzielę mija dokładnie 20 lat od śmierci księdza Józefa Tischnera, wielkiego księdza, wielkiego filozofa, wielkiego człowieka. Z tej okazji publikujemy fragment książki Tomasza Ponikło „Tischner. Nadzieja na miarę próby. Ostatnie słowa”, będącej opowieścią o ostatnich latach życia Tischnera - i jego notatkach z tego okresu.

Zazwyczaj to, co potrafimy zrozumieć, potrafimy także wcielić w życie; ale z miłością inaczej, tutaj więcej czujemy, niż potrafimy wcielić w życie. Istnieje jednak przykazanie miłości. Oznacza to, że miłość może być przedmiotem nakazu lub zakazu.

Błądzi, kto twierdzi, że miłość jest tylko jego prywatnym absolutem, ponad który wznieść się już nie można. Miłość poddaje się perswazji, a to znaczy, że ulega siłom, które leżą głębiej niż ona. W każdym razie wydaje się, że są takie siły - leżące głębiej niż ona. Czy jednak nie jest prawdą również coś przeciwnego: miłości nie da się wyperswadować? Kogo raz do pługa zaprzęgła, ten ją pociągnie przez całe życie. Ale oto jeszcze jeden paradoks miłości: miłość daje się mierzyć. Kochaj Boga nade wszystko, a bliźniego jak siebie samego. Czy tak?

Miłości da się nauczyć

Jest 1999 rok, tuż przed Bożym Narodzeniem, gdy Tischner pisze te słowa. Na zadane przez siebie pytanie zawiesza odpowiedź.

Stwierdza, że jedno jest pewne: miłości możemy się uczyć. Z taką intencją człowiek otwiera Ewangelię. I widzi, że właściwością miłości jest jej zwrotność, refleksyjność. „We wnętrzu konkretnej, tu i teraz przeżywanej miłości żyje miłość do miłości - do tej miłości, którą miłość ta właśnie jest. Miłość chce być miłością coraz bardziej i bardziej. Miłość sama nosi w sobie swoją miarę. Istotą miłości jest to, że chce być coraz bardziej miłością. Miłość wciąż polepsza samą siebie. Kiedy miłość polepsza samą siebie? Czy wtedy, gdy potrafi ponieść coraz więcej ofiar dla siebie? Wytrzymać większy krzyż? Stać się miłością Hioba? Modlitwą na gnoju istnienia?”. Tischner stanowczo zaprzecza. Przywołuje słowa Norwida mówiące, że postęp miłości nie polega na tym, aby było w niej więcej krzyża, lecz więcej mądrości - znakiem postępu jest dla poety zanikanie potrzeby męczeństwa.

„Do prawdy dochodzi się rozmaitymi drogami - kontynuuje Tischner. - Przyznajmy, że są takie prawdy, do których dochodzi się również poprzez męczeństwo. Jedną z takich prawd jest prawda, że cierpiąc, cierpimy z Chrystusem. Nie żyjemy dla siebie i nie umieramy dla siebie. Czy żyjemy, czy umieramy, należymy do Boga (św. Paweł). Dzięki temu odkryciu możemy mieć udział w Boskiej godności cierpienia. Niemniej nie cierpienie jest tutaj ważne. Nie ono dźwiga. Wręcz przeciwnie, cierpienie zawsze niszczy. Tym, co dźwiga, podnosi i wznosi ku górze, jest miłość”.

Mocowanie się z miłością

„Czy mocowałeś się kiedy, drogi Czytelniku, ze swoją własną miłością? Czy odczułeś bezradność, w jaką wtrąca miłość bezsilna? Miłości takiej doświadczyli ci, co podziwiali wspaniałość skazanej na zniszczenie Jerozolimy. Także Jair, także siostry Łazarza. Teraz przychodzi kolej na Chrystusa. Patrząc na zagubionego wśród swoich bied człowieka, Bóg partycypuje w miłości bezsilnej. Człowiek sam wyda na zniszczenie to, co z takim mozołem budował”. Tak pisał Tischner dwa miesiące przed śmiercią w swoim ostatnim tekście.

Maleńkość i jej Mocarz jest artykułem przygotowanym z okazji (pod pretekstem?) kanonizacji siostry Faustyny. „Miłość jest więzią uczestnictwa - wyjaśniał Tischner. - »Miłuję cię« oznacza, że mam udział w tym, co twoje; »miłujesz mnie« oznacza, że masz udział w tym, co moje. Uczestnictwo to coś więcej niż poznanie źródłowe, i to nawet w sensie fenomenologicznym. Dla Greków przykładem uczestnictwa jest relacja muzyki i tańca. Tancerz »uczestniczy« w muzyce, gdy potrafi przełożyć ją na ruch. Dlatego taniec jest czymś więcej niż odbijaniem zewnętrznej rzeczywistości. Muzyka zagarnia mnie, zagarnia ciebie i obejmuje nas wszystkich. Tak buduje się wspólnota wiary. Wspólnota wiary jest budowlą szczególną, której struktura nie przypomina muzyki. A dzięki artyście może jednak stwarzać wspólnotę.

Jezu, ufam Tobie

Można powiedzieć nie tylko, że temat miłosierdzia wybrał Tischnera, ale wręcz, że to Bóg wybrał taką drogę spotkania z filozofem. Miłosierdzie Boże stało się najważniejszym problemem - i jednocześnie doświadczeniem - Tischnera w latach choroby.

Właściwie już nie Maksymilian Kolbe, ale Faustyna Kowalska była w tym czasie patronką Tischnerowego myślenia. Poza tym Jezus Chrystus, na którego wiosną 1998 roku wskazywał Tischner jako na swojego Boga, już jesienią tego samego roku wyraźnie nabrał rysów Jezusa Miłosiernego z obrazu podyktowanego przez świętą. To właśnie obrazek z reprodukcją tego wizerunku - stojącego Jezusa, z którego serca wypływa białe i czerwone światło - towarzyszył Tischnerowi w miesiącach najtrudniejszych zmagań z chorobą.

Również w tym czasie Tischner zaczął regularnie korzystać z takich form modlitewnych, jak koronka do miłosierdzia Bożego. Często odmawiał ją w zwyczajową godzinę śmierci Jezusa, godzinę miłosierdzia, czyli o 15. Modlił się też modlitwą najprostszą, najkrótszą. Powtarzał wezwanie „Jezu, ufam Tobie”.

Stanowisko, które Tischner wyraził w Sporze o istnienie człowieka - „Mówiąc o Bogu, nie potrafimy nie mówić o sobie. Ale wtedy każdy krok w głąb tajemnicy Boga powinien być »okupiony« modlitwą” - nabiera niesamowitego ciężaru w połączeniu z jego własną modlitwą. (...)

Obrazek Jezusa Miłosiernego jest przy Tischnerze stale obecny. Kiedy filozof zmienia chwilowo miejsce przebywania: dom - szpital - Łopuszna - mieszkanie rodziny, zabiera go ze sobą. Tak samo będzie obecny podczas jego umierania - w ostatnich chwilach stanie przy jego łóżku szpitalnym.

I nie opuści go również po śmierci. Obrazek trafił wraz z Tischnerem do jego trumny. Znalazł się w niej również drewniany różaniec, który codziennie przechodził przez jego palce: „dla Jego bolesnej męki miej miłosierdzie…”.

Odejście

28 czerwca, dwa dni po 45. rocznicy przyjęcia przez Tischnera święceń kapłańskich, przed godziną 7 do Mariana i Barbary Tischnerów dzwoni lekarka z „białej” chirurgii przy ul. Kopernika: „Proszę przyjechać, to będzie dziś, może już za kilka godzin”.

Bratowa natychmiast wychodzi z domu. Wczesnym popołudniem mają się zmienić przy łóżku Tischnera z mężem - zaczął się właśnie drugi tydzień pobytu filozofa w szpitalu. Od wielu dni jego stan się pogarsza, świadomość się zaciera, oczy powoli stają się zamglone.

Tylko ból jest ten sam, nie ustępuje i wymaga farmakologicznego zwalczania.

Janina i Kazimierz: „Nieraz trzeba było spędzić przy jego łóżku kilku godzin, zanim się przebudził, ale kiedy tylko wracał do świadomości i widział kogoś przy swoim łóżku, było widać, że sprawia mu to radość i go uspokaja. Nawet już nie pisał, tylko powiekami dawał znać, że poznaje i się cieszy”.

Janina i Kazimierz o śmierci Tischnera dowiadują się z radia. „To było bardzo nieprzyjemne doświadczenie” - wspomina Kazimierz.

Lekarz będący wówczas na oddziale poinformował media o śmierci Tischnera niemal w chwili jego zgonu. Tuż przed śmiercią stanął w progu sali: „Tak wygląda śmierć”, powiedział i zniknął.

Niechlubny wyjątek. Przez trzy lata Tischnerowie mieli szczęście do personelu medycznego. W podziękowaniu po śmierci wymienią długą listę lekarzy i pielęgniarek, na których życzliwość i pomoc mogli liczyć.

Brat Marian zdążył dotrzeć do szpitala w ostatniej chwili. Barbara: „Opatrzność Boża czuwała, że mogliśmy być w momencie śmierci przy Józiu…”.

Dobre było

Tischner: „Na końcu naszego rozumienia świata, rozumienia dramatów ludzkich, a także własnego dramatu patrzysz na samego siebie, widzisz, coś przeżył, coś przecierpiał, ile rzeczy przegrałeś, widzisz to wszystko, coś wygrał, i nagle - może pod koniec życia - oświeca cię ta świadomość, że »dobre było«. Powtarzasz słowa Boga, mówisz »dobre było«. Może właśnie o to naprawdę chodzi, może jesteśmy na tym świecie po to, żeby na końcu powtórzyć najpiękniejsze słowa, jakie Pan Bóg wypowiedział w dniu naszego stworzenia: »Dobre było«. I niech tak zostanie”.

Śródtytuły i skróty od redakcji.

Ksiądz Józef Tischner urodził się w 1931 roku w Starym Sączu. Zmarł 28 czerwca 2000 roku w Krakowie.

„Tischner. Nadzieja na miarę próby. Ostatnie słowa”,
Tomasz Ponikło, Wydawnictwo WAM, Kraków 2020

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Najlepsze atrakcje Krakowa

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Ks. Tischner: W życiu chodzi o to, by na koniec powiedzieć „dobre było” - Plus Gazeta Krakowska

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl