Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski: - Ręce precz od Majdanu

Krzysztof Ogiolda
Krzysztof Ogiolda
Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski
Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski Archiwum
Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, duszpasterz Ormian, znawca tematyki kresowej.

- Na kijowskim Majdanie pełno polskich polityków - od prawa do lewa. Jak ksiądz patrzy na tę masową i intensywną promocję Ukrainy?
- Polscy politycy jeżdżą na Majdan przede wszystkim po to, by zbierać punkty w kampanii wyborczej do europarlamentu. Mają wtedy darmowy czas w polskiej telewizji, a ich występy są bardziej kierowane do polskiego widza, który je ogląda w programach informacyjnych, niż do Ukraińców. Niestety, ich wypowiedzi są często żenujące. Ukraina przeżywa głęboki kryzys, ale to ona sama musi podjąć decyzję, czy chce być w Unii Europejskiej czy nie. Ingerowanie polskich polityków w tę sprawę jest nie na miejscu. Tym bardziej że Majdan, który na początku był radosnym, rozśpiewanym protestem, szybko został przejęty przez siły nacjonalistyczne, nie waham się powiedzieć: nazistowskie i wrogie Polsce. Potwierdza to dominująca na Majdanie symbolika.

- Myśli ksiądz o flagach?
- Dominują banderowskie flagi czerwono-czarne, portrety Bandery i hasła: "Sława Ukrainie, Herojom sława". O jakich bohaterów chodzi? O żołnierzy UPA i SS Galizien. Jest czymś niebywałym, że te hasła powtarzają polscy politycy od PiS przez PO po Twój Ruch. Także ci, którzy - jak Grzegorz Schetyna - są dziś w Polsce kompletnymi outsiderami. Jakby nie rozumieli ani historii, ani kontekstu słów, które wypowiadają. A mieszkający na Ukrainie Polacy dzwonią i piszą do mnie oburzeni, że ci sami politycy dotychczas często w ogóle się Ukrainą nie przejmowali. Nie przejmowali się liczną mniejszością polską. Co to za solidarność z Ukrainą, co to za wsparcie, kiedy polityk przylatuje samolotem na jeden dzień, pokręci się po Majdanie, wygłosi przemówienie i wraca.

- Zainteresowanie Ukrainą nie zaczęło się wczoraj. Polscy politycy wspierali mocno już pomarańczową rewolucję. Nie tylko w Kijowie. Sam widziałem polskich europosłów chodzących po Brukseli w pomarańczowych szalikach.
- Dzieje się tak, bo w Polsce wciąż dominuje swoisty prometeizm, przekonanie, że to my mamy nieść na Kresy Wschodnie światło. Angażować się w ich wewnętrzne sprawy. Traktujemy żyjące tam narody jako gorsze, słabsze, które sobie bez polityków z Warszawy nie poradzą. Czujemy się lepsi, mądrzejsi i traktujemy ich paternalistycznie. Takie poczucie prometeizmu miał Jerzy Giedroyc, miał świętej pamięci prezydent Lech Kaczyński i ma Adam Michnik. Ceną tego zaangażowania jest, niestety, rezygnacja z upominania się o mniejszość polską. Nie tylko na Ukrainie, także na Białorusi i na Litwie. Powstaje dysproporcja. Litwini w Polsce mają wszystkie prawa, Polacy na Litwie są wciąż prześladowani. Podobnie mniejszość ukraińska - korzysta z ogromnych dotacji, ma silne wsparcie polskich władz. Polacy na Ukrainie wsparcia nie mają ani ze strony rządu w Warszawie, ani w Kijowie. Nie słyszałem, żeby którykolwiek polski polityk, skoro już na Majdanie występuje, choćby przy okazji upomniał się o swoich rodaków. On nie pojedzie do polskich środowisk, nawet tych nieodległych od Kijowa - w Żytomierzu czy w Winnicy. O Lwowie nie wspomnę. Realizujemy doktrynę Jerzego Giedroycia - poświęcić Polaków na Wschodzie dla dobrych relacji z Ukrainą. O Polaków nie upomina się więc ani prezydent RP, ani minister spraw zagranicznych, ani liderzy największych partii opozycyjnych.

- Ale trudno zaprzeczyć, że zwycięstwu pomarańczowej rewolucji Polacy bardzo pomogli, a Ukraińcy tej pomocy naprawdę chcieli.
- Sam byłem początkowo zwolennikiem tych zmian, ale co okazało się szybko? Że Wiktor Juszczenko oparł się na nacjonalistach ukraińskich i najpierw gloryfikował Romana Szuchewycza, kata Wołynia, potem Stepana Banderę. Wychwalał UPA. A jednocześnie śp. Lech Kaczyński cały czas go popierał. To była sytuacja schizofreniczna. Wreszcie koniec pomarańczowej rewolucji był taki, że Wiktor Juszczenko skoczył do gardła Julii Tymoszenko i wszystkie ideały tamtej rewolucji zostały zadeptane. Wielu Ukraińców boi się, że taki scenariusz się powtórzy.

- Nie uważa ksiądz, że protestowi na Majdanie warto mimo wszystko pomagać? Ukraina w Unii Europejskiej, pozostająca pod wpływem Zachodu jest dla Polski korzystniejsza niż Ukraina podporządkowana Rosji.
- Kto chce pomagać Ukrainie, powinien jeździć do katolickich i prawosławnych parafii i organizacji, które prowadzą działalność charytatywną. Ale tam polskich polityków nie ma. Bo też nie ma tam kamer telewizyjnych. A co do orientacji Ukrainy na Wschód lub na Zachód, to z polskiego punktu widzenia dziś jest to wybór - jak mawia Janusz Korwin-Mikke - między dżumą a cholerą. Z jednej strony chciałoby się, by komuniści z Ukrainy odeszli. Tylko że w to miejsce może wejść bardzo silny ukraiński nacjonalizm, który jest antypolski, antysemicki i generalnie ksenofobiczny. Z naszego punktu widzenia sytuacja, w której komunistów zastępują nacjonaliści, jest wejściem z deszczu pod rynnę. Nie wierzę zresztą, że Unia Europejska zechce przyjąć organizm tak - od strony ideowej - chory.

- Jeśli nawet się to uda, będzie to proces długotrwały. Polska potrzebowała 10 lat po podpisaniu umowy stowarzyszeniowej, by wejść do Unii na dobre.
- Dziś na Ukrainie jest tak wielka bieda i załamanie gospodarcze, że i 20 lat może nie wystarczyć. I to jest problem, że polscy politycy agitują na Majdanie za Brukselą: wejdźcie do Unii, będziecie mieli raj. Nie mówią, że Ukrainę czeka jakiś ich plan Balcerowicza, pewnie jeszcze bardziej rygorystyczny i dla ludzi bolesny w skutkach niż w Polsce. Nierentowne kołchozy czy kopalnie będą musiały upaść, ale to oznacza dla ludzi utratę nawet tych niedużych dochodów, które mają. Kolorowe produkty w supermarketach będą tylko oglądali przez szybę. Myśmy też przez te wyrzeczenia przeszli, ale w Polsce była o wiele lepsza sytuacja niż na Ukrainie. Mieliśmy drobną przedsiębiorczość. Wielu Polaków miało kontakty z Zachodem. A i tak transformacja była trudna. Jej skutkiem jest emigracja kilku milionów Polaków za pracą. Ukrainę od Zachodu dzielą lata świetlne. To, że się mówi Ukraińcom prawdy, może w przyszłości wywołać potężną falę społecznych niepokojów.

- Ale część Ukraińców chce do Unii wejść. Tłumy na Majdanie to potwierdzają.
- Jeśli nawet uda się Ukrainę wciągnąć do Unii, będzie to wymagało ogromnych pieniędzy. Zachód wyłoży je przede wszystkim naszym kosztem. Zgodnie z zasadą: Polacy, chcieliście Ukrainy w Unii, to za to zapłaćcie. A co najważniejsze, Ukraina jest dziś beczką prochu. Scenariusz jej przyszłości jest całkowicie nieprzewidywalny. W kraju targanym ogromnymi konfliktami narodowościowymi, społecznymi, religijnymi i kulturowymi może dojść do rozpadu. Pytanie, czy to będzie aksamitny rozpad, jak w Czechosłowacji, na część wschodnią i zachodnią. A może będzie to pęknięcie na wiele części. Krym, niegdyś muzułmański i tatarski, dziś jest mocno związany z Rosją. Ruś Zakarpacka przez tysiąc lat należała do Węgier. Nieodpowiedzialne podsycanie nastrojów może doprowadzić do scenariusza, jaki znamy z Bałkanów. Ukraina może stać się koniem trojańskim, który rozsadzi Europę. Kto weźmie odpowiedzialność za wybuch tego kotła?

- Co Ukraińcy powinni zrobić, by tego scenariusza uniknąć?
- Iść w kierunku centrowym, odrzucając skrajności - komunizm i ukraiński nazizm.

- Są tam jakieś znaczące centrowe siły?
- Najbardziej centrystyczna jest partia Julii Tymoszenko. Ale na Majdanie dominuje dziś trzech polityków. Jacyniuk z tej właśnie partii, polityk umiarkowany i proeuropejski. Kliczko, który jest człowiekiem znikąd, przez 20 lat mieszkał w Niemczech, on nawet nie mówi po ukraińsku, tylko po niemiecku i po rosyjsku. Na pewno wybitny bokser, ale nie polityk. Nie chcę żadnego boksera obrazić, ale trudno sobie wyobrazić, że premierem czy prezydentem Polski mógłby być Gołota czy Szpilka. To byłoby kuriozum. Są znani, sławni, ale pojęcia o gospodarce czy o polityce nie mają. Najbardziej niebezpieczny jest Oleh Tiahnybok, szef "Swobody", partii, która nosiła nazwę narodowosocjalistyczna. Ta właśnie partia odwołuje się do krwawego terroru UPA. On też zbił na Majdanie największy polityczny kapitał.

- Także z pomocą gości z Polski?
- Niestety tak. Tiahnybok przestał być lokalnym politycznym watażką. W wyborach do parlamentu już zyskał 10 procent. Ale w następnych wyborach może dostać dwa, trzy razy więcej głosów, bo to on jest na Majdanie głównym liderem, dodatkowo uwiarygodnionym przez polskich polityków, którzy się z nim pokazują, fotografują itp. Kiedy Jarosław Kaczyński wyszedł na Majdanie na scenę, Tiahnybok stał obok niego. Dla wielu ludzi to był czytelny znak: to jest ktoś, z kim politycy polscy się liczą i widzą w nim sojusznika. A przecież niektórzy jego watażkowie, a i on sam to mówił, wzywają do oderwania Przemyśla i 19 powiatów od Polski.

- To ostatnie jest kompletnie nierealnym gadaniem.
- Osiemdziesiąt lat temu kompletnie nierealny był Adolf Hitler. Ten wyśmiewany w kabaretach warszawskich malarz pokojowy potrafił rozwalić cały świat. Tiahnybok takich możliwości pewnie nie ma. Ale może rozwalić Ukrainę.

- To trochę gorzki paradoks. Źle jest popierać nacjonalistę Tiahnyboka, ale walczyć z komunistą Janukowyczem, który w dodatku każe na Majdanie strzelać do ludzi, może jednak dobrze?
- Ale trzeba wyraźnie powiedzieć, że Janukowycz nie jest uzurpatorem, który przyjechał na radzieckim czołgu. Został wybrany bez cudu nad urną, w legalnych wyborach, których wynik Unia Europejska uznała. Jak mówi się potocznie: widziały gały, co brały. Jeśli jest niedobrym prezydentem, powinien odejść, ale skutkiem demokratycznych procedur. Cała Unia jest na tym zbudowana. Nie głosowałem na Komorowskiego ani na Tuska i jestem za zmianą rządów w Polsce, ale nie rzucając butelkami z benzyną. Absolutnie nie ma usprawiedliwienia dla strzelania do demonstrantów. Ale rząd Francji, Niemiec czy Polski nie zgodziłby się na trwające miesiącami demonstracje i szturmowanie budynków ministerstw. To już nie jest Europa. To jest bezwzględna azjatycka walka. Najlepszym rozwiązaniem byłoby rozpisanie nowych wyborów prezydenckich i parlamentarnych. Niech Ukraińcy sami zdecydują. Zresztą nie jestem wcale pewien, że Janukowycz w nich przegra. Bez wyborów Majdan może stać się piekłem, które wybuchnie na całą Europę, a najbardziej ucierpi Polska, która jest najbliżej.

- Ale odzywają się i takie głosy, że korzystając z chaosu na Ukrainie, można spróbować się upomnieć o ziemie zabrane. Węgry i Rumunia podobno prewencyjnie grupują wojska przy granicy z Ukrainą.
- Każda próba zmiany granic w Europie oznacza dziś wojnę. To jest najgorszy scenariusz. Polska nie powinna takich roszczeń zgłaszać. Przecież wtedy Niemcy mogą wyciągnąć rękę po Szczecin i Wrocław.

- Jeśli Ukraina pęknie, choćby aksamitnie, do Polski mogą napłynąć miliony uchodźców.
- Trzeba pamiętać, że jeśli Ukraina się podzieli, za wschodnią granicą będziemy mieli państwo bardzo biedne, nacjonalistyczne i antypolskie. Nieobliczalne w swoich zachowaniach. Więc lepiej, by Ukraina została w tym kształcie, w jakim jest. Bo dla nacjonalistów jest jakaś przeciwwaga. Politycy polscy powinni się od Majdanu trzymać z daleka. I myśleć o tym, czym nikt się na razie nie zajmuje. Nikt nie szuka odpowiedzi na pytania: Co Polska ma zrobić, jeśli ta fala uchodźców napłynie? Czy mamy patrzeć biernie, jeśli to nacjonaliści ukraińscy wygrają i będą prześladować tamtejszych Polaków? Czy Polska jest bezpieczna, kiedy tuż przy jej granicach trwa kocioł? W sprawy Ukrainy ingeruje już nie tylko Rosja, ale wszyscy, także USA. Może dojść do sytuacji zapalnej. Nie widać w Polsce namysłu nad tymi sprawami. Słychać tylko krzyk: popieramy Majdan, bo oni są przeciwko Putinowi. Putin jest wrogiem systemu demokratycznego, ale takie pokrzykiwanie to dziecinada. A popieranie nacjonalistów tylko dlatego, że są przeciwnikami Janukowycza, przypomina zabawę zapałkami na beczce prochu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska