Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ks. prof. Andrzej Szostek: Rozmawiajmy, ale w chrześcijańskim nastroju

Piotr Nowak
Ks.  profesor Andrzej Szostek, polski duchowny rzymskokatolicki, profesor filozofii, od 1971 r. pracownik Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, święcenia kapłańskie przyjął w 1974 r., rektor KUL w latach 1998 - 2004, autor ponad 200 publikacji naukowych, dotyczących m.in. różnych wymiarów etyki.
Ks. profesor Andrzej Szostek, polski duchowny rzymskokatolicki, profesor filozofii, od 1971 r. pracownik Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, święcenia kapłańskie przyjął w 1974 r., rektor KUL w latach 1998 - 2004, autor ponad 200 publikacji naukowych, dotyczących m.in. różnych wymiarów etyki. Anna Kurkiewicz
W święta Bożego Narodzenia weszliśmy w gorącym politycznym okresie. - Ważne, żeby różnice zdań nie niszczyły więzi społecznych - mówi ks. prof. Andrzej Szostek.

Jakie jest znaczenie Bożego Narodzenia dla chrześcijan?
Boże Narodzenie jest raz w roku obchodzone szczególnie uroczyście, ale przywołuje tajemnicę, która jest ważna zawsze, przez cały rok i przez całe życie człowieka, zwłaszcza chrześcijanina. Tajemnica ta - szczególnie podkreślana przez okres Adwentu, przygotowującego nas do uroczystości Bożego Narodzenia - to tajemnica obustronnej tęsknoty: Boga za człowiekiem i człowieka za Bogiem, który jest jego pierwowzorem i od którego człowiek oddalił się przez grzech. I to jest perspektywa podstawowa, która ukazuje sens Adwentu i Bożego Narodzenia, czyli tajemnicy wcielenia. Ale powracanie co roku do tej tajemnicy ma też wielkie znaczenie „na dziś”. Pielgrzymujemy do Domu Ojca i stopniowo Bóg chce coraz głębiej jednoczyć się z człowiekiem. Każdego roku nie tylko wspominamy wydarzenie, które miało miejsce ponad 2000 lat temu, ale wierzymy, że teraz Bóg do mnie i do nas przychodzi szczególnie intensywnie, nawiedza nasze serca i nasze domy. W tym sensie, ta wzajemna tęsknota Boga i człowieka i to spotkanie z Bogiem dokonuje się niejako stopniowo.

Święta mają nie tylko jednorazowy charakter. To proces.
Właśnie. Dojrzewanie człowieka w wierze i miłości, to dojrzewanie do coraz głębszej więzi z Chrystusem już tu, na Ziemi. Mówienie: „Święta, święta i po świętach” to wyraz złego rozumienia tych świąt, traktowanie ich jako - oby uroczy - przerywnik, po którym człowiek wraca do swej codzienności. Święta w tym ujęciu nic w życiu człowieka nie zmieniają, no może dają mu krótki oddech. A w istocie sens tych świąt jest dokładnie przeciwny. Chodzi o to, żeby rodzącego się Boga wprowadzić w nasze codzienne życie; chodzi o to, żeby tego szczególnego Gościa przyjąć i zatrzymać, nie wypuszczać także po 25 grudnia.

Wspomniał Ksiądz Profesor, że święta powtarzają się, żeby przypomnieć nam o podstawowych prawdach. Jak te prawdy mają się do doświadczeń, których byliśmy świadkami w ubiegłym roku. Mam na myśli sprawę imigrantów, reakcję na ten problem i nauki papieża Franciszka.
To rzeczywiście jest nowe doświadczenie Europy i świata. Wyznawcy islamu wprawdzie od dawna przebywają w Europie, w niektórych krajach (we Francji, Wielkiej Brytanii, w Niemczech) jest ich dość wielu, ale w ostatnim czasie ta obecność stała się problemem już choćby dlatego, że nie dokonała się integracja społeczności wyznawców islamu z Europą, a to sprzyja potęgowaniu się radykalnych postaw. Na to nałożyły się doświadczenia mijającego roku: ogromna fala migracji tych, których wyrzucono z domu i którym z ręki innych wyznawców islamu grozi śmierć. Ten konflikt na Bliskim Wschodzie też ma swoją historię (wojny w Afganistanie, aktywność Chomeiniego, wojna w Iraku, akty terroryzmu z atakiem na World Trade Center na czele), jej apogeum stało się tak zwane państwo islamskie. Uciekinierzy arabscy to poważne wyzwanie dla świata, w tym także dla Europy („także”, bo uciekinierzy szukają miejsca nie tylko w Europie), dla wielu uciekinierów to olbrzymia tragedia.

I w tej sytuacji pojawił się apel papieża Franciszka, żeby przyjąć uchodźców we wszystkich wspólnotach chrześcijańskich.Odpowiedź papieża Franciszka była natychmiastowa i w duchu najgłębszego miłosierdzia. Papież przywołał zapisaną u św. Mateusza scenę sądu ostatecznego (Mt 25, 31-46), chciał podkreślić, że tak jak wielką pochwałę usłyszeli ci, którzy dali chleb głodnemu, tak też uraduje się Bóg tymi, którzy dadzą mieszkanie i warunki życia uciekinierom. Ale też tak, jak surowa kara spotka tych, którzy chleba głodnemu nie dali, tak też uważać trzeba, byśmy nie usłyszeli na sądzie: „Byłem bez dachu nad głową, a nie daliście mi mieszkania”. Papież wezwał więc wiernych, by każda parafia była gotowa przyjąć przynajmniej jednego imigranta. Apel Papieża ma znaczenie dosłowne, ma też sens symboliczny. Chodzi nie tylko o to, by wyjść naprzeciw potrzebującym pomocy, ale także o to, by uruchomić w sobie wyobraźnię miłosierdzia, o której mówił św. Jan Paweł II. A jest to apel szczególnie ważny teraz, u progu ogłoszonego przez papieża Franciszka Roku Miłosierdzia.
Co Ksiądz Profesor myśli o reakcjach na słowa papieża w Polsce?
Smutne to, ale mam wrażenie, że w Polsce silniejsze są reakcje ksenofobiczne niż te, które płyną z ducha miłosierdzia. Powiada się, że powinniśmy raczej pomóc Polakom przebywającym na emigracji, a nie obcym; słychać ostrzeżenia, że wśród imigrantów wielu jest takich, którzy szukają po prostu wygodnego życia, co więcej: że przyjęcie ich otwiera drogę do wielu oszustw, także ułatwia podjęcie na naszym terenie działań terrorystycznych itd. Otóż, to prawda: pomoc okazana imigrantom będzie kosztowna i ryzykowna. Politycy powinni czynić wszystko, by groźbę nadużyć po-mniejszyć, ale całkowicie usunąć się jej nie da. Miłosierna miłość kosztuje i musi kosztować. Ale kiedy słyszę rządzących u nas od niedawna polityków, że trzeba dbać nade wszystko o własne bezpieczeństwo, że najmniejszy cień obaw wystarczy, by imigranta nie wpuścić, że planuje się wysłanie leków, ale nieprzyjmowanie imigrantów - to trudno oprzeć się wrażeniu, że wielu tych, którzy chętnie deklarują swoją więź z Kościołem, okazują bardzo płytkie i obłudne chrześcijaństwo; że w gruncie rzeczy los dotkniętych dramatem wojny Arabów ich niewiele obchodzi. Zapominamy przy tym, ilu Polaków skorzystało i nadal korzysta z pomocy innych, choć nam nikt nie przykładał pistoletu do głowy, choć wielu wyjechało za granicę w celach czysto zarobkowych. Nie uważaliśmy tego za rzecz zdrożną, ale uważamy za oszustów tych wyznawców islamu, którzy - być może - u nas szukają nieco łatwiejszego, wygodniejszego życia. Gdzie sprawiedliwość? Gdzie miłosierdzie?

Kryzys migracyjny ujawnił też słabość Unii Europejskiej. Wchodzące w jej skład państwa nie potrafią wypracować wspólnego stanowiska w tej sprawie.
Unia Europejska to twór, którego przszłość trudno przewidzieć. Rzeczywiście, pojawiają się coraz poważniejsze rysy, nie tylko związane z imigrantami z krajów arabskich (porównajmy np. także sprawę stosunku do Rosji w związku z Krymem i Ukrainą), myślę jednak, że nie doceniamy jej znaczenia, także wielkiej szansy, jaką daje ona Polsce. W dzisiejszym świecie liczą się potęgi ekonomiczne; Unia może być taką potęgą, żaden kraj europejski z osobna takich szans nie ma. Myślę, że dziś nikogo nie trzeba przekonywać, jak wiele Polska zyskała na tym, że do Unii należy. Ale uwaga: ekonomia jest ważna, jednak ważniejsza jest głębsza idea jedności i szlachetnej tradycji Europy, którą to tradycję symbolizują trzy miasta: Jerozolima, Ateny i Rzym. Jeśli zabraknie od-wołania się do humanistycznych i pokojowych motywów powołania Unii Europejskiej (przypomnijmy, że u jej początków wielką rolę odegrali politycy chrześcijańskiej demokracji), to Unii grozi rozpad. Same pieniądze zawsze raczej dzielą niż łączą ludzi.

Przejdźmy na rodzimy grunt. Jaki będzie przyszły rok dla Polski?
Ostatnie głębokie i gwałtowne przemiany polityczne budzą u wielu nadzieję, ja niestety nie mogę wyzbyć się obaw i niepokoju. Trudno mi cieszyć się z tego, że u samego początku sprawowania swej funkcji Pan Prezydent - prawnik z wykształcenia - zlekceważył porządek prawny ułaskawiając kogoś (posła Mariusza Kamińskiego - przyp. red.), kto nie usłyszał jeszcze wyroku skazującego. Trudno mi nie patrzeć z niepokojem na to, co się wyrabia z Trybunałem Konstytucyjnym, na traktowanie jego orzeczeń tak, jak gdyby to były zaledwie opinie prawników, a nie wiążące wyroki sądu. Rządzący obecnie politycy zarzucają poprzedniej ekipie, że lekceważyła te wyroki - ale jaki jest sens tych zarzutów? Czy ewentualne nadużycia poprzedniej ekipy rządzącej uprawniają do lekceważenia prawa przez tych, którzy teraz sprawują władzę? Niepokoi mnie swoisty, groźny tryumfalizm, jaki da się odczuć przy okazji niektórych debat sejmowych. Życzę obecnej władzy, by była jak najlepsza (życzę - rzec można - także z racji egoistycznych: dobre rządy to przecież także dla mnie rządy pomyślne), ale boję się buty i pychy. Ona zawsze prowadzi do klęski.
Jak w tym gorącym okresie znaleźć czas na spokój i rozwagę?
Nie ulegajmy skrajnemu rozpolitykowaniu. Kiedyś, za czasów PRL, tak zwany przeciętny Polak nic nie mógł w polityce wskórać, była ona domeną komunistycznej władzy, podległej Moskwie. Zainteresowanie polityką miało charakter zbliżony do osobistego hobby: jeden pasjonował się sportem, inny sztuką, jeszcze inny polityką, na którą wpływu nie miał. W 1989 roku to się zmieniło. Poczuliśmy szansę aktywnego udziału w życiu politycznym - i wpadliśmy w drugą skrajność: takie rozpolitykowanie, które nas skłóca, które niszczy wspólnotę. Nasz język stał się bardziej agresywny, postawy wzajem wrogie. Szermujemy hasłami miłości, potęgując w sobie obcość wobec tych, którzy naszych poglądów politycznych nie podzielają, chętnie uciekamy się do złośliwości, niekiedy do nieuzasadnionych pomówień. Ta „moda na politykę” sięga kościołów; ileż razy do homilii lub ogłoszeń parafialnych wkradają się wątki polityczne! To naprawdę niepokojące odstępstwo od tej roli, jaką w społeczeństwie powinien zajmować Kościół, a w nim księża. Owszem, ludzie Kościoła mają prawo - niekiedy nawet obowiązek - komentować to, co się w państwie dzieje, zwłaszcza reagować na różne przejawy niesprawiedliwości lub nienawiści. Księża także mają prawo mieć swoje polityczne preferencje - ale nie mają prawa ich propagować z ambon. Kościół strzeże porządku nadprzyrodzonego, relacji człowieka z Bogiem, nie jest jego zadaniem rozwiązywanie poszczególnych politycznych problemów. Dlatego żadna partia polityczna nie może być uważana (ani sama siebie uważać) za partię katolicką; to jedna z najważniejszych lekcji Soboru Watykańskiego II, od którego zakończenia minęło właśnie pół wieku. Trzeba nam szukać arystotelesowskiego złotego środka. Owszem, polityka jest ważna, Kościół powinien dbać o to, by Ziemia była coraz lepszym szlakiem wiodącym pielgrzymów do Domu Ojca w niebie. Znaczenie katolickich polityków jest dlatego tyleż ważne, co trudne. Ale właśnie dlatego, że Ziemia jest drogą, a nie ojczyzną, trzeba umieścić sferę polityki na jej właściwym miejscu: ważnym, ale nie najważniejszym. Najważniejsze jest, by człowiek przyjął Boga do swego serca i pogłębiał swe podobieństwo do Tego, który „jest Miłością”, jak mówi św. Jan. Ważne jest, by szukał tego, co nas łączy we wspólnym poszukiwaniu Boga i zmierzaniu do Niego. Ważne, by różnice zdań nie niszczyły więzi społecznych, ale je umacniały: to przecież takie właśnie różnice pozwalają się nam wzajem ubogacić. Oczywiście pod warunkiem, że chcemy się nawzajem uważnie słuchać. Rozmawiajmy więc przy wigilijnym stole o Panu Jezusie, o tym, co nas z Nim i ze sobą nawzajem łączy, cieszmy się swą obecnością, a rozmowy o Smoleńsku i o Krymie, o nowej władzy politycznej i nowej opozycji, jeśli się pojawią, to niech się toczą w takim właśnie, chrześcijańskim nastroju.

Wracając do Betlejem i Bożego Narodzenia. Co Księdza Profesora najbardziej zdumiewa w tym święcie?
Najbardziej fascynuje mnie to właśnie, że kolejne święta Bożego Narodzenia są do siebie niepodobne. Owszem, co roku jest choinka, są kolędy i prezenty, dzielenie się opłatkiem i ryba. Ale za tą piękną oprawą jest wciąż w nowy sposób przybywający Zbawiciel. Ja jestem dziś w innym miejscu mojej drogi do Ojca niż rok temu, inne też przesłanie i inną pociechę przynosi mi Chrystus. I naprawdę ważne jest, bym tę nowość rozpoznał i przyjął. Tej ukrytej Bożej obecności nie jestem w stanie sam zaplanować ani wyreżyserować; Bóg zawsze człowieka zaskakuje. Ale też zawsze niesie z sobą uzdrowienie, otuchę, perspektywę życia pełnego radości. I takiego poszukiwania przychodzącego w ukryciu Pana Jezusa panu redaktorowi i Czytelnikom z serca życzę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski