Ks. Michał Siennicki SAC: To długa droga zrozumieć, że Pan Bóg to nie automat do kawy

Paweł Siennicki
Ksiądz Michał Siennicki: Pan Bóg bardzo uważnie słucha naszych próśb. Czasami nas wyprzedza
Ksiądz Michał Siennicki: Pan Bóg bardzo uważnie słucha naszych próśb. Czasami nas wyprzedza
Czasami Pan Bóg nas wyprzedza, nim poprosimy, On już działa. A czasem mimo długich próśb wydaje się, że się nic nie dzieje. A to błąd - mówi ks. Michał Siennicki SAC, pallotyn.

Przychodzę do Ojca porozmawiać, poradzić się i mówię: „Boję się”. I co Ojciec na to?
Szczerze mówiąc, też się boję. Nie bez powodu Jan Paweł II rozpoczął swój pontyfikat słowami: „Non abbiate paura” („Nie lękajcie się”). Te słowa ciągle są aktualne i nie wymyślił ich papież Polak. To słowa samego Jezusa skierowane do uczniów zaraz po Zmartwychwstaniu. Dlatego jeśli ktoś przychodzi do mnie, to pytam: „Czego się boisz”? Skoro już ktoś przychodzi do mnie, aby ze mną porozmawiać, to mogę zapytać: „Czego się boisz”? Z drugiej strony, zdaję sobie sprawę, że jeśli ktoś odważył się przyjść do mnie, to musiał wcześniej przezwyciężyć lęk.

Ksiądz Michał Siennicki SAC, pallotyn, doktorant PUSC, czyli Papieskiego Uniwersytetu Świętego Krzyża w Rzymie (prawo kanoniczne). 8 lat ksiądz, 5 lat
Ksiądz Michał Siennicki SAC, pallotyn, doktorant PUSC, czyli Papieskiego Uniwersytetu Świętego Krzyża w Rzymie (prawo kanoniczne). 8 lat ksiądz, 5 lat w Rzymie, 3 lata w poprawczaku w Ostrołęce. Biegacz i rowerzysta. O sobie mówi krótko: „Pochodzę z Radzynia Podlaskiego, lubię chodzić po górach, podróżować, czytać książki, uprawiać sport”. Można z nim porozmawiać na Twitterze: @MichalSAC.

Boję się o przyszłość, o bliskich. Boję się utraty pracy, choroby, tego, że nie sprostam oczekiwaniom. I myślę, że to lęk jest prawdziwą zarazą współczesnego świata. Ale skoro już mówił o tym Chrystus, to myślę, że On to dobrze rozumie, bo sam też się bał. Jak walczyć z lękiem? W jaki sposób osiągnąć wewnętrzny pokój? Jak zbudować w sobie pokój?
W Ewangelii Jezus opowiada ciekawą historię o człowieku, który przed podróżą przywołał sługi, aby rozdać im swoje pieniądze. Jednemu dał pięć talentów, drugiemu dwa, trzeciemu jeden, każdemu według jego zdolności. I odjechał. Po dłuższym czasie powrócił pan tych sług i zaczął ich rozliczać. Dwóch pierwszych pochwalił za pomnożenie talentów. Trzeciego zaś skrytykował za brak odwagi w podjęciu decyzji. Nie pomnożył tego, co otrzymał. Jest oczywiste to, że lęk stał się zarazą współczesnego świata. Jest pewne to, że miejsce dżumy w dzisiejszym świecie zajęła depresja. Co my możemy zrobić w tej sytuacji? Powinniśmy wziąć przykład ze sług, których Jezus pochwalił. Każdy z nas ma jakiś talent, który musimy odkryć i puścić go w obrót, aby go rozwinąć. Myślę, że każdy z nas ma talent do wzbudzania u innych uśmiechu. Uśmiech może zbudować pokój. To takie proste do wykonania.

Hola, hola… Niech Ojciec pomoże mi to zrozumieć. Co to znaczy mądrze zaryzykować? Jak się w tym nie zatracić? W tej ewangelicznej przypowieści nie ma przypadku, że podwładny przychodzi i mówi: „Wszystko straciłem”.
Od pewnego czasu Kościół zmienił podejście w teologii moralnej, zwłaszcza w kazuistyce, rezygnując z drobiazgowych wytycznych. Nie dzieli już włosa na czworo i nie udziela wskazań na każdą okoliczność. Wracając do przypowieści, o której mówiliśmy wcześniej - człowiek, który swoim podwładnym daje talenty, nie mówi im, co mają z nimi zrobić. Dokładnie tak jest z nami - nikt nie może nam mówić, co mamy robić. Od Boga mamy przykazania, które określają bardzo konkretnie, co jest złe, a co dobre. Ale wolność to jest dar, którego Pan Bóg nigdy człowiekowi nie odbiera, nawet w momencie kiedy człowiek był zdolny zabić Boga na krzyżu. Wtedy na krzyżu Bóg nie odebrał nikomu wolności.

No tak, ale też jesteśmy coraz bardziej zagubieni. Ludzie chcieliby być mocniej prowadzeni. W gruncie rzeczy ta nasza rozmowa sprowadza się do szukania odpowiedzi na pytanie: „Jak mam żyć bez lęku, w pokoju”?
I tu znajdujemy się w punkcie, w którym każdy człowiek zmagający się z tym pytaniem musi się zatrzymać. Jak mam żyć? Reguły życia pochodzą od człowieka, a może bezduszna natura je nam dała, a może jednak istnieje On - Bóg osobowy. W 2012 r. Benedykt XVI, komentując 6. rozdział Ewangelii Jana (rozdział ten mówi o rozmnożeniu chleba i o tym, że ludzie chcą Jezusa obwołać królem, pytają tylko, co trzeba robić, żeby dalej czynił takie cuda), mówi tak: „Także my dziś pytamy: Co mamy robić, żeby mieć życie wieczne? Jezus odpowiada: Wierzcie we mnie. Wiara jest fundamentem. Nie ma mowy tutaj o jakiejś idei, o jakimś projekcie, ale jest mowa o spotkaniu z Jezusem jako żywą Osobą, by pozwolić zachwycić się Jezusem i Jego Ewangelią”. Zachwycić się Ewangelią możemy tylko wtedy, kiedy będziemy ją znali, trzeba więc wziąć ją do ręki. Wielki Tydzień jest świetnym czasem na to, ale nie tylko. Papież Franciszek mówi, by kupić sobie wydanie Ewangelii, które zmieści się do kieszeni, albo wrzucić sobie Ewangelię na smartfona i w metrze, w kolejce do lekarza albo czekając na pizzę, przeczytać kilka zdań. Ojciec Kościoła św. Hieronim, komentując Księgę Izajasza, zapisuje, że nieznajomość Pisma Świętego jest nieznajomością Chrystusa. Trzeba znać jedynego Boga, w którego się wierzy.

Dla mnie najbardziej przejmujące z całej Ewangelii są słowa Chrystusa wypowiedziane na Krzyżu do Dobrego Łotra: „Zaprawdę powiadam ci, dziś ze mną będziesz w raju”. Tak, wiem, to dowód Miłosierdzia, ale zastanawiam się tak po ludzku, gdy jak mantrę powtarzamy: „Od jutra przestanę grzeszyć, palić, być niedobry dla bliskich”. Czy Boże Miłosierdzie jest tak pojemne, aby zmieścić nasze, moje, ludzie kombinowanie. Czy tu nie ma jakiegoś haczyka?
Niedaleko Panteonu w centrum starego Rzymu znajduje się przepiękny kościół, przed którym jest figura słonia. Kto był w Rzymie, z pewnością tamtędy przechodził. W kościele Sopra Minerva, przed którym stoi wspomniany słoń, znajduje się grób świętej Katarzyny ze Sieny. Ona miała takie powiedzenie, że jeśli chcesz zrobić coś dobrego, to DZIŚ. Jezus wielokrotnie mówi do różnych ludzi: DZIŚ. „Dziś ze mną będziesz w raju”, „dziś muszę zatrzymać się w twoim domu” - tak mówi do Zacheusza. Słowo „dziś” często pojawia się w nauczaniu Jezusa. Ostatnio papież Franciszek tłumaczył, z jakiego powodu udzielił sakramentu małżeństwa w samolocie w drodze do Peru. I papież powiedział dokładnie to samo - „Zrobiłem to dziś bo jeśli nie dziś to kiedy, znów ta para mogłaby odłożyć w bliżej nieokreśloną przyszłość postanowienie o małżeństwie”. Dziś - to był najlepszy moment na to, by „zbawienie stało się udziałem tego domu” (Łk 19, 9). Dziś jest bardzo mocno osadzone w kontekście Nadziei i Miłosierdzia. Ile osób wątpi, bo nie znajduje DZIŚ tego, co im potrzeba do wiary, np. księdza w konfesjonale, uśmiechu, pomocy. Jezus w kontekście zaufania Bogu mówi bardzo ważne zdanie: „Nie martwcie się o jutro” (Mt 6, 34). Nie można sobie powiedzieć „od jutra przestaję grzeszyć” albo - bardziej trywialnie - „od jutra przechodzę na dietę”, bo to nic nie da. Dziś to jest doskonały moment. I tu jest ten haczyk. Moje ludzkie kombinowanie zaczyna się wtedy, kiedy mówię: „OK, od jutra, w przyszłym tygodniu, następnym razem”. Może dlatego też specjaliści od treningów motywacyjnych powtarzają: „Zrób dziś to, co masz zrobić jutro”. Chyba nasi dziadkowie już to wiedzieli, skoro przynajmniej na Podlasiu było używane przysłowie: „Lepsze dziś jajko niż jutro kokosza”.

Mogę być nieszczery wobec Boga? Jeśli nie zdobędę się na szczerość wobec Boga, to okłamuję samego siebie

Rozumiem to, tyle że dla mnie jest scena nadziei, która może zwolnić mnie z tego DZIŚ. Bo skoro w sytuacji beznadziejnej, absolutnie krańcowej Chrystus wyciąga tego człowieka z beznadziei, dla mnie daje mu nowe życie, właśnie nadzieję, to mogę pomyśleć, że mam jeszcze czas. Błądzę teraz?
Takie myślenie - mam jeszcze czas - powoduje, że odsyłamy w bliżej nieokreśloną przyszłość nasze prawdziwe życie. Z drugiej strony, Jezus nigdy nie przychodzi do człowieka ze zdaniem „musisz się zmienić” albo „błądzisz, popraw się”. Pięknie to widać w spotkaniu z Samarytanką przy studni. Jezus zaczyna od bardzo ludzkiej prośby „daj mi pić” (J 4,7). A rozmowa kończy się na tym, że kobieta ta odkrywa, iż to, co dzieje się w jej życiu, jest błądzeniem. I postanawia to zmienić. Jeśli odkrywam, że błądzę, to chcę to zmienić nie ze względu na moralność, przykazania albo obyczaje, bo to wszystko jest wtórne, ale ze względu na spotkanie z Jezusem. Kapitalnie wyraził to Benedykt XVI i zdanie to wielokrotnie powtarza Franciszek: „U początku bycia chrześcijaninem nie ma decyzji etycznej czy jakiejś wielkiej idei, jest natomiast spotkanie z wydarzeniem, z Osobą, która nadaje życiu nową perspektywę, a tym samym decydujące ukierunkowanie” (Benedykt XVI, „Deus caritas est”, n. 1; Franciszek, „Evangelii gaudium”).

Co to znaczy zaufać Panu Bogu? Czego on tak naprawdę oczekuje ode mnie? Tego, że szczerze mu powiem po prostu: „Bądź wola Twoja”? To wyzwanie zwolni mnie ze stresu, lęków? Czy wtedy jestem objęty Jego tarczą?
Zaufać Bogu - to trudne. Jezus daje prostą odpowiedź, mówiąc, żeby się zbytnio nie martwić: „Czy ktoś z was zamartwiając się, może przedłużyć swoje życie choćby o chwilę?” (Mt 6, 27). Zaufać Bogu to być pewnym, że On jest ze mną nawet w trudnych momentach życia, takich jak choroba, śmierć, cierpienie. Kilka lat temu, latem 2012 r., mówiłem kazanie w jednej z podlubelskich miejscowości na pogrzebie w mojej rodzinie. Młode małżeństwo wybrało się na przejażdżkę motorem i oboje zginęli, kierowca wymusił pierwszeństwo. Kazanie rozpocząłem od pytania: „Gdzie był Pan Bóg, kiedy to się wydarzyło, dlaczego nie czuwał”? Emocje były tak silne, że dziś dobrze nie pamiętam, jak skończyłem to kazanie. Ale mówiłem, że nie zostaje nic innego, jak zaufać Bogu, chociaż jest to bardzo trudne. Pewnie dlatego w momentach cierpienia i trudności Jan Paweł II często powtarzał swoje papieskie zawołanie: „Cały Twój”. On nie pytał, gdzie był Pan Bóg, kiedy do niego strzelano, bo był świadomy, że Pan Bóg był bardzo blisko.

I pewnie dlatego też Kościół ogłosił go świętym. Ani Ojciec, jak wskazuje to kazanie w tragicznej sytuacji, ani ja chyba nie potrafimy wciąż tak traktować obecności Pana Boga.
Mówiąc o zaufaniu i słowach „bądź wola Twoja”, koniecznie trzeba być zmotywowanym do zmieniania tego świata - tego, co mogę zmienić na lepsze. Pięknie to wyraził John Green: „Panie, daj mi siłę, abym zmienił to, co zmienić mogę. Daj mi cierpliwość, abym zniósł to, czego zmienić nie mogę. I daj mi mądrość, abym odróżnił jedno od drugiego”. Bo zaufanie Bogu i szukanie Jego woli to nie zobojętnienie i pasywna postawa, ale twórcza aktywność. Ta twórcza aktywność jest pierwszym przykazaniem, które Bóg daje człowiekowi w raju zaraz po stworzeniu. Nakazuje, by zaludnić ziemię i panować nad nią (por. Rdz 1, 28).

Przywołując Johna Greena, mówi Ojciec o modlitwie, o pogodzie ducha rozpoczynającej każde spotkanie Anonimowych Alkoholików. Ludzie, którzy tam przychodzą, w pierwszym kroku muszą przyznać, że sami są bezsilni wobec swojego uzależnienia, że sami z niego nie wyjdą. Wielu udaje się, ale też wielu się nie udaje. Dziś mówię „tak”, dziś wierzę, a jednak przegrywam. Dlaczego? Bo Pan Bóg chce mnie dalej próbować?
Odpowiem, odsyłając do tradycyjnego nabożeństwa Wielkiego Postu. Droga Krzyżowa jest to nabożeństwo, które swoje źródła ma w tradycji, bo w Ewangelii jest tylko o niesieniu krzyża. Nabożeństwo to ma 14 stacji i aż trzy razy mówi o upadku Jezusa. Genialne jest to, że idę do kościoła i mogę zobaczyć Jezusa, który upada i podnosi się. Myślę, że to nabożeństwo jest tak popularne na całym świecie właśnie z tego powodu. Bóg, w którego wierzymy, stał się człowiekiem i nie próbuje poddać mnie próbie ponad moje siły, ale każdy z nas próbę siły przejść musi. Sytuacja uzależnienia od alkoholu, narkotyków, seksu, internetu - to skrajna sytuacja. I jeśli ktoś mówi tylko wzniosłe słowa: „Jezus cię kocha i wszystko będzie dobrze”, to chyba trywializuje sprawę. To prawda, że Jezus cię kocha, ale droga krzyżowa z uzależnieniem to prawdziwa droga krzyżowa. Jezus przed drogą krzyżową cierpiał, drżał i prawie umierał z lęku, kiedy modlił się w Ogrójcu (por. Mt 26,37).

Strach, lęk, obawa. Dla mnie najważniejsze jest, że Chrystus to pokonuje. Znów, po ludzku, jak bardzo mamy się puszczać na taką głęboką wodę wiary? Jak utrzymywać się w tym zaufaniu do Pana Boga, gdy dzieją się rzeczy, których nie rozumiemy albo straszne, jakieś tragedie? Gdy ludzki rozum tego nie ogarnia?
Pod Warszawą, w pięknym Ołtarzewie, gdzie jest pallotyńskie seminarium, które skończyłem, na ścianie pod chórem, po prawej stronie, gdy wychodzi się z kościoła, znajduje się scena uciszenia burzy przez Jezusa. Scena opisana przez Marka Ewangelistę. Przez sześć lat, kiedy codziennie rano po mszy wychodziłem z kościoła, myślałem: co to za geniusz wymyślił, żeby właśnie tam umieścić tę scenę? Każdy z nas potrzebuje zobaczyć Jezusa, który ucisza burzę w naszym życiu. Każdy, kto wychodzi z tego kościoła i wchodzi w świat burzliwy, może zobaczyć, że Jezus pokonuje burzę. Jednak opis w Ewangelii dodaje jeszcze coś. Uczniowie mówią do Jezusa: „Nic Cię to nie obchodzi, że giniemy?” (Mk 4, 38). Ewangelia uczy, że niektóre rzeczy trzeba wykrzyczeć Jezusowi bardzo głośno, czasem nawet z pretensją. Jak się okazuje, takie zbliżenie do Jezusa jest możliwe tylko wtedy, kiedy jesteśmy na głębokiej wodzie, i do tego bardzo wzburzonej. W innych okolicznościach możemy ufać we własne siły. Tak jak Piotr, którego Jezus wzywa do chodzenia po wodzie, gdy zaczyna tonąć, dopiero zaczyna krzyczeć. On musiał przejść taką próbę, każdy z nas przechodzi taką próbę. Zależy tylko od nas, czy zwrócę się do Jezusa, a może zignoruję jego obecność. Jeśli Bóg nie jest obecny w moim życiu, to też jest jakiś rodzaj relacji do Boga. Boga nieobecnego, zagubionego, straconego albo zanegowanego. Moje skromne, bo tylko ośmioletnie doświadczenie konfesjonału mówi mi, że prędzej lub później przychodzi ten krzyk: „Panie! Ratuj mnie!” (Mt 14, 30). I wtedy Jezus wyciąga rękę.

Super mieć takie poczucie wolności i rzucić się w ramiona Boga, ale nie zawsze to tak wygląda. Bo zaufanie jest trudną sprawą

Znów odwołam się do doświadczeń ludzi z AA. Ci, którzy tam trafiają, najczęściej są po dotknięciu dna. Spadli tak nisko, że niżej już nie można. Czy mam rozumieć to, co Ojciec mówi, tak: tylko wtedy, gdy będę szczery, a każdy z nas taki jest w sytuacji ekstremalnej, granicznej, Pan Jezus wyciągnie do mnie swoją rękę? Warunkiem jest moja bezwzględna szczerość wobec Niego?
A mogę być nieszczery wobec Boga? Kogo będę okłamywał? Na pewno nie Boga.

Można zawsze okłamywać samego siebie.
Jeśli nie zdobędę się na szczerość wobec Boga, to okłamuję samego siebie. Z drugiej strony, jest to naturalne, że zakładamy maski, przedstawiamy się w lepszym świetle, przybieramy pozy. Ale Pan Bóg zna nas do głębi. I każdy z nas ma inną wrażliwość. Nie tylko ekstremalnie negatywne historie prowadzą do spotkania z Bogiem. Dużo częściej spotkanie z Bogiem odbywa się w sposób tak bardzo normalny jak, gdy Samarytanka przy studni spotyka Jezusa, jak uczniowie, którzy spotykają swojego Mistrza Jezusa przy łowieniu ryb. Najważniejsze, żeby spotkać Jezusa i pamiętać, że Pan Bóg pisze prosto po krzywych liniach naszego życia.

Tak może powiedzieć człowiek, którego doświadczeniem jest Pokój Boży. Ale doświadczeniem człowieka z drugiej strony kratek konfesjonału są przecież ciągłe upadki. I to frustrujące pytanie, ile razy można wciąż upadać?
I to jest świetne w doświadczeniu sakramentu pokuty. Ksiądz, który spowiada i siedzi w konfesjonale, też sam się spowiada i staje z drugiej strony kratek konfesjonału. 9 marca 2018 r. miała miejsce kolejna edycja wydarzenia zwanego „24 godziny dla Pana”. W Bazylice św. Piotra papież Franciszek idzie i można powiedzieć, że na oczach wszystkich się spowiada. Czego On chce nas przez to nauczyć? Uczy nas, że każdy, nawet papież, potrzebuje tego sakramentu. Sakrament pokuty jest piękny, ale jest bardzo trudny. Dla mnie jako księdza podwójnie, bo sam doświadczam tego sakramentu jako penitent i później, kiedy siadam spowiadać, muszę pamiętać, że nie jestem urzędnikiem w konfesjonale. A pokusa bycia urzędnikiem jest silna, bo łatwiej być urzędnikiem, nie zaś ministrem tego sakramentu - ministrem, czyli sługą. Temat spowiedzi jest bardzo interesujący i można o spowiedzi mówić godzinami. Ile razy można upaść? Jezus upada trzy razy. Piotr słyszy, że ma przebaczać nie siedem, a 77 razy. Papież mówi, że przed świętami konfesjonał ma być dostępny 24 godziny na dobę. To składa się na przesłanie Boga głoszone w Kościele, że nie liczy się, ile razy upadam. Liczy się, żeby liczba powstań była zgodna z liczbą upadków.

A co mają zrobić ci, którzy nie dostaną rozgrzeszenia w sakramencie pokuty? Choćby ci, którzy żyją w ponownych związkach, rozwodnicy. Jak ci ludzie mają wstawać z upadków bez sakramentu pokuty?
Odmowa rozgrzeszenia to dramatyczna decyzja kapłana, który spowiada i który nie może w niektórych sytuacjach rozgrzeszyć. Pyta mnie pan o kwestię bardzo mocno dyskutowaną obecnie w Kościele i szybko przejdę do 8. rozdziału „Amoris Laetitia” papieża Franciszka, który jest pięknie zatytułowany w stylu pontyfikatu, czyli w trzech słowach: „Accompagnare, discernere e integrare la fragilità”, czyli: „Towarzyszyć, rozpoznać i włączyć to, co kruche”. Rozdział ten rozpoczyna się od bardzo twardego zdania: „Kościół rozumie, iż każde zerwanie małżeństwa jest sprzeczne z wolą Bożą”, a dalej jest mowa, że osoby, które znajdują się w takiej sytuacji, muszą w Kościele znaleźć oparcie. Kościół ma być jak latarnia morska i jednocześnie jak szpital polowy - i to znów są słowa papieża. „Nie należy oczekiwać od Synodu ani też od tej adhortacji nowych norm ogólnych typu kanonicznego, które można by stosować do wszystkich przypadków”. I rzeczywiście, papież Franciszek i Synod nie zmieniają norm ogólnych, a jedynie przypominają, że rozeznawanie musi się odbywać w każdym konkretnym przypadku. Osobiście, kiedy nie mogę udzielić rozgrzeszenia, robię wszystko, by osoba, która przyszła do mnie do spowiedzi, zrozumiała to. Wymaga to czasu, wyrozumiałości z jednej i drugiej strony. I co najważniejsze, brak rozgrzeszenia nie jest równoznaczny z wykluczeniem ze wspólnoty Kościoła. Co więcej - osoby, które z różnych racji nie mogą rozgrzeszenia otrzymać, są nadal i zawsze prawdziwymi członkami Kościoła.

Sam Kościół za mało podkreśla, że nie są to ludzie wykluczeni ze wspólnoty. Tylko jeden raz, u Dominikanów, spotkałem się - i to w szczególnym czasie Triduum Paschalnego - z zachętą, żeby wszyscy podchodzili do kapłana udzielającego komunii świętej. Ci, którzy nie mogli jej przyjąć, mówili o tym, a kapłan kreślił znak krzyża na ich czole. Może takich gestów powinno być więcej?
To, o czym pan mówi, jest bardzo konkretnym działaniem duszpasterskim. Są takie dwa szczególne dni w Kościele - Środa Popielcowa, kiedy przyjmujemy znak pokuty przez posypanie głowy popiołem, i Wielki Piątek, kiedy adorujemy krzyż przez ucałowanie. I to są na pewno momenty, kiedy wszyscy mogą uczestniczyć w Liturgii, niezależnie od sytuacji życiowej. Prawdą jest, że jako duszpasterze mamy wiele do zrobienia. Do tego potrzeba jednak osób świeckich, które - nie obawiam się tego powiedzieć - zaczną więcej wymagać od księży. Więcej wymagać, by podnieść poziom duszpasterstwa. To trochę jak z Ligą Mistrzów - jest pasjonująca, bo wszystkie drużyny są wymagające i trzeba być najlepszym, by wygrać. Trochę tak powinno być z duszpasterstwem - nam, księżom, potrzeba stawiać wymagania. Pozwolę sobie odwołać się do mojego osobistego doświadczenia. Jakiś czas temu głosiłem kazanie w mojej rodzinnej parafii, a na mszy był obecny mój brat i po mszy, trochę śmiejąc się ze mnie, pół żartem, pół serio mówi: „To kazanie to znalazłeś na stronie internetowej małodynamiczne-kazania.pl”. Śmiałem się z tego, ale pomyślałem, że czasem potrzebujemy takich uwag, bo to, co jest dla mnie interesujące i o czym mówię na kazaniu, dla młodego inżyniera budownictwa niekoniecznie będzie tematem pasjonującym.

Jak rozpoznać w swoim życiu wolę Pana Boga? Czy istnieje jakiś sposób, żeby ludzie mogli to rozeznać?
Codziennie modlimy się, wypowiadając słowa: „Bądź wola Twoja”, a sprawa jest trudna. Co jest wolą Bożą? Znów odwołam się do nauczania papieża Franciszka, który dużo uwagi poświęca „discernimento”, czyli właśnie rozeznawaniu. W tym pomocna jest modlitwa, ale nie tylko. Pomogą też rada przyjaciela czy opinia znajomego, ale tak, by ostatecznie decyzja była moja. Czynienie woli Boga w naszym życiu to wezwanie do czynienia dobra. Być chrześcijaninem to być człowiekiem, który umie rozpoznawać w wielogłosie świata jeden Głos, który prowadzi do życia. To nie moje słowa, ale nauczanie papieża Franciszka (8 maja 2017 r., Homilia w domu św. Marty).

To jednak wciąż jest takie wysokie „c”, jak mówił Ojciec. A w praktyce, w życiu codziennym jak to ma wyglądać? Mogę po prostu szczerze się pomodlić, załóżmy, że nie raz, tylko długo, pomyśleć i po prostu puścić się, w rozumieniu zaufać, działać, jak wydaje mi się, że będzie najlepiej, a Pan Bóg to ułoży i to, co się wydarzy, będzie zgodne z Jego wolą?
W praktyce wygląda to tak, że się modlimy: „Bądź wola Twoja jako w niebie tak i na ziemi”. Nie prosimy, by działa się tylko w nas wola Boga, nie pretendujemy do bycia jedynymi realizatorami woli Boga. To by bowiem zahaczało o pychę. Chcemy, by wola Boga, a więc nasze dobro i nasze zbawienie, dokonała się tak, jak tego Pan Bóg chce. Nawet jeśli czasami trzeba wypłakać gorzkie łzy. Lub usłyszeć niepochlebne słowa o sobie. Super mieć takie poczucie wolności i rzucić się w ramiona Boga, ale nie zawsze to tak wygląda. Bo zaufanie jest trudną sprawą. Czasami na ślubnym kazaniu, trochę żartując, mówię, że w małżeństwie musi być zaufanie bezwarunkowe. Takie zaufanie, że mąż może żonie dać swój telefon komórkowy i ona może przeczytać SMS od koleżanki z pracy męża. Ale to byłoby małe zaufanie. Żona musi przeczytać także SMS-y wysłane przez mamę swojego męża. To jest dopiero zaufanie. Jeśli w małżeństwie będzie takie zaufanie, to super, ale wiemy, że na takie zaufanie trzeba długo pracować.

Ale jeśli już tak ufam, to mogę być spokojny, że w moim życiu dokonuje się wola Boża?
Wydaje się, że w naszym życiu nigdy nie możemy wejść na taki pułap, że możemy się przełączyć na autopilota. Czyli zaufałem, w porządku, teraz już spokojnie w moim życiu dokonuje się wola Boża. Trzeba dokonywać ciągłego rachunku sumienia. To, co w wielu poważnych firmach dokonuje się przez audyt albo ewaluację, w Kościele możemy nazwać rachunkiem sumienia. Słowo „audyt” pochodzi od słowa „aidio, -is”, a więc by w moim życiu dokonywała się wola Boża, muszę słuchać Boga i mojego sumienia. Inny łaciński czasownik „evalesco, -is” przez spolszczenie dał „ewaluację”, a z łaciny znaczyłby „wzmocnienie”. Tylko oczyszczając motywację i dostrzegając ciągle to, co trzeba poprawić, możemy czynić dobro. To trochę jak ze skokami Kamila Stocha, który wygrywając konkurs za konkursem, mówi, że jest jeszcze sporo do poprawienia. Tak i my nie możemy spocząć na laurach, trzeba słuchać Boga, Jemu zaufać i działać, bo czynienie woli zawsze jest aktywne.

Jest oczywiste to, że lęk stał się zarazą współczesnego świata. Jest pewne to, że miejsce dżumy w dzisiejszym świecie zajęła depresja

Mnie bardzo długo zajęło na mojej drodze wiary zrozumienie i odchodzenie, od takiego myślenia dziecka z poziomu pierwszej komunii, że relacja z Panem Bogiem to nie jest zabawa w kulki. Ja mu coś dam, trzy zdrowaśki, „Ojcze nasz”, a on mi da piątkę w szkole, pomyślność w życiu, szczęście. Że to nie tak działa. I to było absolutnie wyzwalające doświadczenie. Ale przyznaję się, że chyba boksuję się z Panem Bogiem właśnie w tym, że często wiem lepiej, że choć mówię „bądź wola Twoja”, to chcę „mojego”, nawet podświadomie. I pewnie nie ja jeden. Co robić?
To długa droga zrozumieć, że Pan Bóg to nie automat do kawy. Wrzucam monetę i dostaję produkt. Jednak trzeba pamiętać, że Pan Bóg bardzo uważnie słucha naszych próśb. Czasami nas wyprzedza - zanim poprosimy, On już działa. A czasem, mimo długich próśb, wydaje się, że nic się nie dzieje. A to błąd, bo często dużo się dzieje w naszym życiu w sposób mało widoczny, a to jest właśnie to ukryte działanie Pana Boga. Czasami chcemy, żeby Bóg zainterweniował, wszedł z siłą i mocą w nasze życie, ale to nie od nas zależy.

Ojciec powołuje się często w naszej rozmowie na nauczanie papieża Franciszka. Ujmuje mnie to, co papież powiedział o innym fragmencie modlitwy „Ojcze nasz”: „(...) i nie wódź mnie na pokuszenie”. Że należałoby zmienić te słowa, bo Pan Bóg nie wodzi nas na pokuszenie. Ale przecież jesteśmy codziennie wystawiani na próby, duże i małe. Każda taka próba pochodzi od zła?
Papież Franciszek właściwie odwołuje się do tego, co znajdziemy w „Katechizmie Kościoła Katolickiego”. To bardzo mocno pokazuje, że jak przystało na jezuitę, papież Franciszek dobrze zna doktrynę Kościoła. Święty Jakub w swoim liście pisze, że „Bóg nikogo nie kusi”. Chce nas z pokusy wyzwolić, a trzeba odróżnić pokusę od „próby”, która jest konieczna, byśmy ćwiczyli się w czynieniu dobra. To trochę jak z treningiem dla sportowca. Mistrz świata Adam Kszczot mówi, że najgorszy trening to taki 3x500 m - kto biega, ten wie. I tak jest trochę z naszym ćwiczeniem w czynieniu dobra. Musi się odbywać, nawet jeśli czasem boli, inaczej bowiem ta zdolność zanika. A z drugiej strony, jest pokusa, która prowadzi do grzechu. Trzeba też rozróżnić między „być kuszonym” a „przyzwolić” na pokusę.

Jak można to odróżnić: „być kuszonym” od „przyzwolenia” na pokusę?
Być kuszonym to pewne wyzwanie, to element „treningu”, który musimy przejść, ale którego sobie nie wybieramy. Natomiast „przyzwolenie” na pokusę to już jakaś nasza aktywność, która wystawia nas na możliwość popełnienia grzechu, czyli czegoś złego. Odwołując się znów do doświadczenia z osobami uzależnionymi od alkoholu - przyzwoleniem na pokusę ze strony alkoholika byłoby np. pójście z przyjaciółmi do baru, gdzie pije się w większości alkohol. Osoba taka, „będąc kuszona”, powie przyjaciołom: „Jestem alkoholikiem. Możemy pójść do kawiarni na espresso doppio”. Pokusa była, ale została zwyciężona, i to czyni tę osobę mocniejszą.

Rozmawialiśmy o lęku, zaufaniu, Miłosierdziu Bożym, wypełnianiu woli Pana Boga. To chciałbym jeszcze na koniec zapytać o miłość. Czym jest ta prawdziwa Boża miłość? Mam wrażenie, że dla wielu katolików miłość Boża jest pojęciem abstrakcyjnym. Bo nie mogą powiedzieć, że doświadczyli Bożej miłości. Dlaczego tak się dzieje?
Miłość względem Boga jest abstrakcyjna. Myślę, że dzieje się tak, bo nie doświadczamy miłości od innych ludzi. Nawet od osób, które powinny ją gwarantować, mówię tutaj o rodzicach, dzieciach, małżonkach. Osoby, z którymi nasza relacja opiera się właściwie tylko na tym uczuciu. A często brakuje miłości w domu rodzinnym. I ten brak później przekłada się na niezdolność do miłości wobec Boga. Jan Apostoł w pierwszym liście pisze: „Kto nie miłuje swego brata, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi” (1J 4,20). Jeśli nie jestem w stanie powiedzieć moim rodzicom „kocham Was” i odwrotnie - rodzice nie potrafią tego powiedzieć i naprawdę kochać swoich dzieci, to niestety, taka relacja przełoży się na relację do Boga. I wtedy punkt wyjścia jest trudny. Jednak Pan Bóg ma swoje sposoby, żeby dotrzeć ze swoją miłością do ludzi, których kocha, czyli do wszystkich. Heroiczna była bowiem postawa Jana Pawła II, który kilka dni po zamachu mówił, że przebaczył z serca swojemu BRATU, który chciał go zabić. Tacy ludzie jak Jan Paweł II są przykładami, że miłość Boga może dotrzeć wszędzie tam, gdzie chce. Oby nikt z nas nie był wezwany do przebaczenia osobie, która usiłuje zabójstwa. Heroiczna postawa miłości jest wezwaniem, by prawdziwa miłość, która pochodzi od Boga, stała się prawdą. To nie tylko pobożna opowieść z ambony, to rzeczywistość życia, którego doświadczamy i które możemy zobaczyć na co dzień.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Ks. Michał Siennicki SAC: To długa droga zrozumieć, że Pan Bóg to nie automat do kawy - Plus Polska Times

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl