Ks. Kobyliński: Kwestia o. Bashobory i charyzmatyków dzieli Kościół. To hybrydowa wojna religijna

Magdalena Nałęcz (AIP)
Ojciec John Bashobora w Wałbrzychu
Ojciec John Bashobora w Wałbrzychu Dariusz Gdesz / Polskapresse
- Polskiemu katolicyzmowi brakuje podjęcia wyzwań kulturowych świata współczesnego. Trzeba pomyśleć, jak nie ograniczać religijności do obrzędów i emocji, jak oceniać rewolucję bioetyczną - mówi dr hab. ks. Andrzej Kobyliński, etyk, w rozmowie z Magdaleną Nałęcz.

W sobotę na Stadionie Narodowym kilkadziesiąt tysięcy osób będzie modlić się z o. Johnem Bashoborą, charyzmatykiem z Ugandy. Dwa lata temu to samo wydarzenie zelektryzowało media i opinię publiczną. Teraz panuje względna cisza. Cuda już nam spowszedniały?
Podobnych spotkań mieliśmy ostatnio setki w różnych miejscowościach całej Polski. Traktujemy je już trochę jako część naszego życia społecznego. Również organizatorzy nie ukazują tegorocznego spotkania jako przełomowego, tak jak to miało miejsce dwa lata temu. Pamiętajmy o tym, że 5 lipca 2013 r. mieliśmy w stolicy Polski Rekolekcje Narodowe. Spotkanie z ks. Johnem Bashoborą w Warszawie jest dzisiaj świetną okazją, żeby przyjrzeć się niezwykle głębokim zmianom, jakie zachodzą w naszej polskiej religijności na przestrzeni ostatnich kilku lat. To, co się u nas dzieje obecnie, jest częścią pewnego procesu ogólnoświatowego, szczególnie gdy chodzi o kontynenty takie jak Ameryka Południowa czy Afryka. W języku naukowym - w ramach filozofii religii czy etyki - używa się pojęcia pentekostalizacji. Także polska religijność podlega obecnie głębokiemu procesowi pentekostalizacji.

Co to za rodzaj zmian?
Chodzi o proces przekształcania chrześcijaństwa w wymiarze globalnym w jedną, trochę synkretyczną wersję chrześcijaństwa charyzmatycznego, pentekostalnego, zielonoświątkowego. Pojęcie pentekostalizacji jest obecne w wielu głównych językach świata od 20-30 lat. Myślę, że warto w końcu wprowadzić je do języka polskiego. W pewnym sensie nie mamy w Polsce świadomości dokonującego się procesu, jeśli nie istnieje nawet adekwatne pojęcie służące do jego opisu i diagnozy.

Co atrakcyjnego katolicy znajdują we współczesnej religijności zielonoświątkowej?
W pewnym stopniu w tej formie religijności każdy otrzymuje to, co chce. Jest ona na tyle pojemna, że prawie wszyscy mogą się w niej odnaleźć. To religijność w dużym stopniu synkretyczna - łączy w sobie bardzo wiele różnych elementów, kładzie niezwykle mocny akcent na sferę uczuciową człowieka. Do tego podejmuje tematy, których ludzie bardzo potrzebują: uzdrowienie i przebaczenie. Wiele Kościołów pentekostalnych w Brazylii czy Wenezueli, corocznie przejmujących miliony katolików, kupuje nowe kina, hale sportowe i przekształca je na swoje świątynie. Na niektórych z nich można spotkać hasło: "Przestań cierpieć". Nowe formy religijności pentekostalnej obiecują ludziom uzdrowienie, sukces życiowy, rozwiązanie problemów osobistych czy rodzinnych. Tego wszyscy bardzo potrzebują.

W katolicyzmie również mamy do czynienia z przebaczeniem i pojednaniem.
Tak, ale w religijności pentekostalnej niezwykle mocno zaakcentowano emocje. W tej wersji religijności przebaczenie zyskuje zupełnie nowy kształt. Na wielu charyzmatycznych spotkaniach modlitewnych chrześcijanie płaczą, krzyczą, wpadają w histerię, tracą przytomność, wydają z siebie dziwne dźwięki. To jest świat gwałtownych emocji i te nowe formy religijności dają ludziom niezwykłą nową energię, która często pozwala im przezwyciężać kryzys, radzić sobie lepiej w rodzinie, rozwiązywać konflikty. Swego rodzaju moda na religijność pentekostalną wynika też z obiecania ludziom uzdrowienia i sukcesu, także materialnego, czyli to, co się nazywa fachowo ewangelią sukcesu - Prosperity Gospel. Chodzi o bardzo wyraźne ukazywanie bogacenia się, sukcesu majątkowego jako przejawów Bożego błogosławieństwa. Przekaz jest jasny: jeśli głębiej uwierzysz, będziesz uzdrowiony i otrzymasz sukces ekonomiczny.

Co wywołuje emocje podczas tych spotkań? Odpowiedni dobór słów, specjalne techniki?
Przez 2 tys. lat w różnych odłamach chrześcijaństwa próbowaliśmy precyzyjnie określić relację natury i łaski, tzn. rozgraniczyć, co jest ludzkie, a co boskie. Gdzie się kończą siły i zdolności człowieka, a gdzie się zaczyna ingerencja tego, co nadprzyrodzone. Jeśli chodzi o dzisiejszy etap rozwoju życia religijnego w Polsce i na świecie, coraz rzadziej czerpiemy z tego, czego się przez ten czas dowiedzieliśmy o religii i Bogu. W związku z tym dzisiaj rzadko próbujemy oceniać chociażby problem emocji czy zachowań religijnych ludzi, coraz rzadziej interpretujemy religię w sensie filozoficznym. Dlatego zwyciężają irracjonalizm, subiektywizm, skrajnie fideistyczne podejście do religii. Coraz częściej w ogóle nie pada pytanie, jak należy interpretować dane zjawisko, co ono znaczy. Każdy zaczyna wierzyć w to, co chce, i tłumaczy sobie pewne rzeczy tak, jak mu się wydaje.
Religia się subiektywizuje?
Bardzo precyzyjnie widać to w ocenie zjawisk cudownych, przy których pojawia się konieczność oddzielania tego, co ludzkie, od tego, co ponadnaturalne. Gdy dziś obserwujemy tę nową falę religijności zielonoświątkowej, okazuje się, że w wielu krajach to, co jest wytłumaczalne medycznie, rozumowo, zupełnie niepotrzebnie jest ukazywane jako boskie, nadprzyrodzone. Następuje głęboka banalizacja religii. Czasami nawet kompromitacja. Jeśli w religii odrzucamy fundament racjonalny, to cofamy się do religijności mitycznej.

Powinniśmy być więc sceptyczni wobec uzdrowień, które mają miejsce np. podczas spotkań z o. Bashoborą?
Musimy być bardzo delikatni w tej kwestii. Rozumiemy to, że ktoś jest chory, cierpiący i szuka pomocy. Bardzo często w różnych okolicznościach ludzie doświadczają polepszenia swojego stanu zdrowia. Przecież ciągle tak mało wiemy o niezgłębionych tajemnicach ludzkiej psychiki. Ostatnio pokazują nam to niezwykle wyraźnie badania prowadzone w ramach neuronauk. Trzeba zawsze odróżniać rzeczywiste i sprawdzone cuda od uzdrowień, które mają charakter naturalny lub pozostają tajemnicą.

Takich, jakie mają miejsce np. w sanktuarium maryjnym w Lourdes?
To sanktuarium istnieje od 150 lat. Rocznie pielgrzymuje tam ok. 6 mln osób z całego świata, w większości po to, żeby uzyskać uzdrowienie dla siebie lub innych. W ciągu 150 lat specjalne komisje medyczne uznały jedynie około 70 cudów. Mamy więc jeden cud na dwa lata. Świadczy to o tym, że także dzisiaj cuda są możliwe, ale są czymś rzadkim. W większości przypadków uzdrowienie może być kwestią innych czynników, np. siły woli, autosugestii, emocji, energii drzemiącej w człowieku itp. Cudem w sensie religijnym nie jest to, co możemy wytłumaczyć rozumowo. Szanując osobiste przekonania ludzi, którzy dostępują różnych uzdrowień, musimy zachować chłodny umysł, żeby nie klasyfikować jako nadnaturalne tego, co czymś nadprzyrodzonym w ogóle nie jest. Odróżniajmy to, co Boskie, od tego, co ludzkie.

Czy niewielka liczba uznawanych przez Kościół uzdrowień świadczy o tym, że udaje mu się zachować ten chłodny rozsądek?
Katolicyzm różni się od innych religii m.in. tym, że bardzo dowartościowuje rolę rozumu i wiedzy. Katolicy mają wypracowane niezwykle precyzyjne zasady oceny zjawisk nadprzyrodzonych. W 2000 r. Kongregacja Nauki Wiary wydała niezwykle precyzyjny dokument, który mówi, w jaki sposób powinny być prowadzone w Kościele katolickim msze święte z modlitwą o uzdrowienie i jak należy postępować z osobami, które czują, że podczas tych spotkań zostały uzdrowione. Dokument jasno pokazuje, do kogo taka osoba powinna się zgłosić, jak należy to zbadać medycznie. Ilu katolików w Polsce zna te zasady? Na ilu mszach świętych z modlitwą o uzdrowienie przestrzega się wytycznych określonych przez Kongregację Nauki Wiary?

Dlaczego tak się dzieje?
Coraz częściej to, czego chce większość, zastępuje to, jak powinno być naprawdę. Często nie szukamy w religii prawdy, lecz zaspokojenia swoich emocji. Kierujemy się własnymi projekcjami czy wizjami. Niestety, także katolicyzm w wielu krajach staje się ostatnio coraz bardziej irracjonalny.

Jacy ludzie przychodzą na spotkania z o. Bashoborą?
Bardzo różni. Jestem bardzo ostrożny, jeśli chodzi o ocenę takich spotkań modlitewnych, bo osoby w nich uczestniczące mają bardzo szlachetne intencje. Trzeba uszanować osobiste przekonania ludzi. Z jednej strony, nie wolno nikogo zranić, ale z drugiej - trzeba ciągle poddawać religię kontroli rozumu. Jak kania łaknie dżdżu, tak nasza polska religijność potrzebuje zdrowego fundamentu racjonalnego. Jak w Polsce poszerzyć racjonalny namysł nad różnymi nowymi i dziwnymi zjawiskami religijnymi? Będziemy o tych kwestiach gorąco dyskutować przez najbliższe 100 lat, ponieważ proces pentekostalizacji w Polsce jest dopiero na samym początku. Tak naprawdę wszystko dopiero przed nami.

Czy jego wpływ można już zaobserwować w doktrynie Kościoła katolickiego?
W wielu krajach coraz częściej wyparowują tradycyjne formy pobożności katolickiej. Na miejsce form dawnych przychodzą nowoczesne nabożeństwa pentekostalne, np. wieczory chwały czy inne charyzmatyczne spotkania modlitewne, które wykorzystują muzykę, światło, techniki audiowizualne. W wyniku pentekostalizacji katolicy w wielu krajach zmieniają swój stosunek do polityki, kultury czy moralności. Przy podejściu antyintelektualnym i wrogim refleksji filozoficznej trudno np. o argumentację bioetyczną, która będzie się odwoływać do kategorii prawa naturalnego, systemu etycznego Kanta czy filozofii praw człowieka. Nurtowi charyzmatycznemu bliska jest postawa Marcina Lutra, który radykalnie zakwestionował etykę racjonalną w duchu Arystotelesa, ponieważ był przekonany, że jedynymi prawdziwymi zasadami moralnymi są przykazania Boże, przykazania te pojmował on natomiast w perspektywie Ockhama - zasady nie mają dalszego uzasadnienia czy podstawy poza tym, że są nakazami Boga. W konsekwencji takiej postawy charyzmatykom pozostaje jedynie argumentacja o charakterze religijnym, która uniemożliwia merytoryczną debatę bioetyczną w przestrzeni publicznej demokratycznych i wielokulturowych społeczeństw cywilizacji zachodniej.
Jaki jest stosunek Kościoła katolickiego do ruchów pentekostalnych? Jak informują organizatorzy spotkania, o. Bashobora przyjeżdża na zaproszenie abp. Hosera.
Ocena tych zjawisk i stosunek katolików do ruchu pentekostalnego są przedmiotem ostrych sporów w wielu krajach. O te kwestie będziemy się kłócić coraz częściej. To jest wojna religijna nowej generacji, hybrydowa wojna religijna, jakiej chrześcijaństwo jeszcze nie znało. Od wielu lat śledzę publikacje naukowe na ten temat wydawane w wielu krajach świata.

Mam nieodparte wrażenie, że to jednak świetnie, że w Kościele ciągle jest miejsce na ożywione spory dotyczące sposobu przeżywania religijności. Świadczy to o tym, że ta kwestia nie jest nam obojętna.
Brak nam pogłębionej diagnozy czasu, w którym żyjemy. Potrzebujemy refleksji z pogranicza filozofii dziejów, historii idei czy filozofii kultury. Wydaje mi się, że w syntezie myśli trzech autorów: Luter - Nietzsche - Ratzinger, możemy szukać dzisiaj adekwatnej diagnozy naszego czasu. Luter pomaga nam zrozumieć korzenie chrześcijaństwa pentekostalnego. U Nietzschego mamy przenikliwą diagnozę zburzenia fundamentu moralności i kultury świata zachodniego. Ratzinger chciał przygotować katolików na czasy, które nadchodzą, czyli kiedy nasza tożsamość jest zagrożona.

Tę walkę o zachowanie tożsamości religijnej przegrywamy.
Najbardziej znany na świecie żyjący niemiecki filozof Jürgen Habermas, który w 2001 r. wprowadził kategorię społeczeństwa postsekularnego, trafnie zdiagnozował obecny etap rozwoju kultury i cywilizacji. Pokazał, że wygasł tzw. paradygmat sekularyzacji, czyli umarło przekonanie, że wraz z rozwojem dobrobytu skończy się religia. Zdaniem Habermasa w XXI w. z epoki sekularnej przechodzimy do epoki postsekularnej, w której religie odżywają na nowo. Mamy do czynienia z nową epoką w dziejach świata: powrotu bogów i religii.

W jaki sposób jednak te religie powracają? Rozpoznanie dotyczące wpływu pentekostalizmu przynosi refleksję, że są to formy sprymityzowane.
Niestety, religia jest dzisiaj często przeżywana w formie fanatycznej czy fundamentalistycznej. Zobaczmy, co się dzieje z wieloma nurtami islamu czy hinduizmu. Są to zjawiska często przerażające. Jakie skutki powrót religii w tym kształcie może przynieść? Jak będziemy mogli porozumieć się w społeczeństwie wielokulturowym, gdzie - z jednej strony - mamy fanatycznych muzułmanów, a z drugiej - irracjonalnych chrześcijan pentekostalnych? Czy będziemy w stanie budować stabilną demokrację opartą na prawach człowieka?

Dlaczego za granicą te zmiany zachodzące w obrębie chrześcijaństwa zostały przebadane, a u nas nie?
Najwięcej badań w tym zakresie prowadzi się w USA. W Europie ciekawe opracowania można znaleźć w Niemczech i we Włoszech. Filozoficzny namysł nad religią nigdy nie był mocną stroną polskiej religijności.

Religia nie jest na topie, w dyskursie akademickim dominuje nurt laicki.
I tak, i nie. W Polsce nie przeszliśmy trzech wielkich rewolucji, które zmieniły świadomość Europy. Nie było u nas dyskusji religijnej i filozoficznej po Lutrze, nie poddaliśmy analizie myśli oświeceniowej, nie uczestniczyliśmy w światowej debacie wokół Soboru Watykańskiego II i rewolucji obyczajowej 1968 r. Te trzy wielkie spory ideowe stoją u naszych bram, pukają do naszych drzwi. W dobie internetu i globalizacji nie uciekniemy przed nimi. Czekają nas wielka praca duchowa i potężny wysiłek intelektualny. Musimy rozpoznać, w jakim etapie dziejów żyjemy i dokąd zmierzamy, oraz zastanowić się nad tym, jak pewnie rzeczy nazywać, interpretować oraz jaką wizję moralności przekazać następnym pokoleniom.
Dlaczego w naszej religijności brakuje silnej podbudowy intelektualnej?
Zaważyło na tym wiele czynników, takich jak: komunizm, zabory, wymordowanie dużej części naszej inteligencji w Oświęcimiu oraz Katyniu itp. Nasza słowiańska dusza zawsze była mniej racjonalna niż duch germański czy umysłowość anglosaska.

Czego katolicyzm w Polsce najbardziej teraz potrzebuje?
Przede wszystkim dialogu i podjęcia wyzwań kulturowych świata współczesnego. Trzeba pomyśleć, jak często nie ograniczać naszej polskiej religijności do obrzędów i emocji, jak oceniać obecną rewolucję bioetyczną, która się przetacza przez świat? Ważne są tu pytania, które stawiają Francis Fukuyama i Jürgen Habermas. Ci filozofowie pytają o to, jaka będzie przyszłość natury ludzkiej, jeśli wprowadzimy zmiany, które dziś są możliwe: od inżynierii genetycznej po terapię genową, od klonowania ludzi po tworzenie ludzi doskonałych, gdy chodzi o manipulacje genowe. Więc gdy chodzi o np. in vitro w Polsce, w tle są pytania tysiąc razy ważniejsze. Nasza dyskusja o in vitro jest ważnym elementem ogólnoświatowego pytania o rewolucję biotechnologiczną. Trzeba się zastanowić, jaki świat stworzymy w wyniku tej rewolucji? Czy chcemy tego świata, który nadchodzi - niezależnie od tego, czy jesteśmy ateistami, katolikami, buddystami czy muzułmanami?

Z czego wynika brak oporu katolików w wielu krajach wobec stosowania in vitro? Z nieznajomości doktryny katolickiej czy też ze świadomego odrzucenia jej?
Nie wystarczy wiedzieć, aby czynić dobrze. Na kształtowanie poglądów moralnych składa się wiele czynników. To jest kwestia wychowania, przekazu religijnego w ramach nauczania w szkole, w parafii.

Kościół katolicki nie potrafi przekazać tej wiedzy?
Trzeba promować przekaz racjonalny, zdroworozsądkowy, który ma dobry wpływ na kulturę, demokrację, życie społeczne ludzi. Takiego zdrowego przekazu potrzebujemy również w Polsce. Jeśli będziemy promować twórcze, inspirujące poznawczo widzenie religii, połączone z kulturą i moralnością, będzie to z pożytkiem dla wszystkich, niezależnie od przekonań czy Kościołów, do których należymy. To jest wspólne wyzwanie, aby przenieść naszą polską dyskusję z tzw. magla czy targowiska na poziom dyskusji bardziej akademickiej, inspirującej poznawczo i kulturowo.

Czy do tego wzywa nas papież Franciszek?
To jest być może jedno z głównych przesłań jego pontyfikatu, od którego rozpoczął ubiegłoroczny Nadzwyczajny Synod w Rzymie. Wtedy papież poprosił zebranych o szczerą dyskusję w duchu parezji, tzn. taką, w której każdy może wyrazić swoje przekonania i opinie, niezależnie od tego, co inni na ten temat sądzą. Może nad Wisłą nadszedł czas na dyskusję o tym, co tak naprawdę myślimy? Jak ona wygląda w naszych parafiach, zakonach czy seminariach duchownych?

Wydaje mi się, że jednak nie jesteśmy jeszcze na taką dyskusję ani chętni, ani gotowi.
Będziemy do niej zmuszeni. Nie ma innej drogi. Im szybciej to zrobimy, tym lepiej. Trzeba odpowiedzieć sobie na pytanie, czy chcemy powtórzyć obecny dramatyczny los katolików w Irlandii, Holandii, Belgii czy Austrii? Chcemy powtórzyć ich błędy czy też chcemy zachować naszą religijność, obrzędy, tradycję? W pewnym sensie nasza przyszłość religijna jest w naszych rękach. Przed nami ciekawe czasy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Ks. Kobyliński: Kwestia o. Bashobory i charyzmatyków dzieli Kościół. To hybrydowa wojna religijna - Portal i.pl

Wróć na i.pl Portal i.pl