Krzysztof Szubzda: Sikając pod wiatr. Nasz własny koronawirus

Krzysztof Szubzda
Archiwum
Czytając niektóre teksty czułem od dłuższego czasu, jak pod oficjalną radością z powodu braku koronawirusa w Polsce, buzuje zażenowanie i wstyd. Wszystkie cywilizowane kraje mogą się już poszczycić zarazą o nazwie, której nie powstydziłoby się nowoczesne oprogramowanie, a nawet smartfon: SARS-CoV-2, a my znowu w tyle. Znów omijają Polskę globalne trendy, co jest jawnym dowodem na to, jak zapadłym jesteśmy zaściankiem.

Dziennikarze, politycy i celebryci uspakajają, że na pewno już jest, tylko nie chcą go ujawnić. Słynny jasnowidz z Człuchowa, mimo bolącej głowy, daje się namówić na wizję i widzi, że zaraza będzie już zaraz, a potem przyjdzie jeszcze większa bieda, która odbierze koronę koronawirusowi.

I to jest temat! Ludzie się boją, ludzie czytają, ludzie klikają. Przestraszony i niepewny jutra obywatel zamienia się w zachłannego konsumenta. Oczyszcza sklep z ryżu, makaronu i wody, apteki - z żelów przeciwbakteriobójczych, sklepy budowlane – z maseczek i zastanawia się, co by tu jeszcze kupić.

Pomocny Super Express publikuje listę zakupów, którą trzeba zrobić na czas nowej dżumy. Oprócz 14 butelek niegazowanej wody należy nabyć kilo mąki i kilo ziemniaków.

Nie wiem, czemu tylko kilko. Ja bez zarazy kupuje pięć kilo ziemniaków, a mój sąsiad kupuje je na metry. Trzeba też mieć kilo żółtego sera, trzy serki wiejskie, aż cztery opakowania parówek, dwie puszki śledzi i trzy puszki brzoskwiń.

Nie potrafię wytłumaczyć, czemu trzeba mieć więcej brzoskwiń niż śledzi, a parówek więcej niż śledzi i brzoskwiń razem wziętych, a chleb tylko jeden.

No, ale widać tak trzeba. Super Express nie mówi nic o cebuli, ale na szczęście jest Magda Gessler, która przypomina, że właśnie to warzywo może nas ocalić przed zagładą.

Trzeba ją położyć (koniecznie nieobraną) we wszystkich kątach domostwa. Jak zwykle, wraca stary jak świat pomysł, by do arsenału środków antywirusowych włączyć wódę. Inspektor Pinkas nie mówi nie, zachęca, by używać jej do dezynfekcji rąk. A co jeśli wirus przedostał się z rąk do środka organizmu?

Japończycy wykupują przecież już polską wódkę i leczą się nią doustnie, bo wierzą, że tylko ona jest w stanie pokonać ponoć najbardziej zabójczego wirusa w historii ludzkości. Myślę, że można by połączyć moc cebuli i wódki. Mój wujo, zawsze zakąsza wódkę chlebem z cebulą. Niewykluczone, że będzie jedynym, który ocaleje.

Tymczasem dziennikarze przelicytowują się, jak bardzo śmiertelny jest SARS-CoV-2. Ostatnia propozycja brzmi: 70% i ciągłe czekamy, kto da więcej. Inspektor Pinkas schodzi z licytacją do 0,3 % i prycha z pogardą na tego całego koronawirusa.

Żyjcie, jak żyliście, jedźcie, gdzie planowaliście, nawet do Włoch. W Alpach wirusa nie ma, bo wirusy nie jeżdżą na nartach. A jeśli ktoś bardzo pragnie, niech sobie zrobi maseczkę z miseczki… od biustonosza, a jeśli kogoś mimo wszystko ogarnia panika, niech włoży sobie lód w majtki.

Aha, tere-fere – myślą sobie zwykli ludzie - minister zdrowia Iranu też zapewniał, że nie ma wirusa, a sam go miał, gdy zapewniał. Czy da się bardziej kłamać? Przekonywać, że nie ma żadnego zagrożenia i osobiście je wytwarzać?

Lud traci wiarę we władzę świecką, z nadzieją obraca się ku duchowieństwu. Jeden z wrocławskich księży postawił sprawę jasno: koronawirus to kara boska za homoseksualizm i inne perwersje w tym również życie na kocią łapę. Kto żyje godnie i nie żre na lunch nietoperzy, temu wirus niestraszny.

Biskupi zachowują trzeźwiejszy ogląd sytuacji, zniechęcają wiernych do maczania palców w wodzie święconej i rozważenia opcji duchowej komunii świętej.

- No, ale jest ten wirus, czy go nie ma! – naciskają dziennikarze. - Lód w majtki! – przypomina inspektor Pinkas.

Tymczasem amerykanie, którzy nie słyszeli o potędze cebuli i polskiej wódy, zaczynają leczyć się wybielaczem. I to doustnie. Wietnamczycy wymyślają układ taneczny, pokazujący nastolatkom, jak myć ręce i kichać w zgięcie łokcia. Wirus pojawia się w Czechach, na Litwie, potem na Łotwie.

U nas ciągle nie. Swojego wirusa ogłasza Białoruś. To już naprawdę robi się upokarzające. Kiedy u nas? Kiedy w Polsce? Słychać nerwowe oczekiwanie w Internetach. Znów jesteśmy sto lat za Murzynami. Tylko nad Wisłą i połowie krajów afrykańskich koronawirusa wciąż nie ma.

I wreszcie nadchodzi ta chwila! Kończą się spekulacje i nerwowe oczekiwanie. Mamy własnego, polskiego koronawirusa. Pojawił się w środę o świcie na Ziemiach Odzyskanych. Nawet z tego powodu warto było je odzyskać.

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Krzysztof Szubzda: Sikając pod wiatr. Nasz własny koronawirus - Plus Gazeta Współczesna

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl