Krzysztof "Grabaż" Grabowski: Kiedyś walczyłem z komuną. Teraz jestem w stanie spoczynku

Kuba Dobroszek
Krzysztof "Grabaż" Grabowski - wokalista i lider zespołów Strachy na Lachy i Pidżama Porno. Występuje - z przerwami - od 1984 r. W 2008 r. otrzymał Paszport "Polityki". Właśnie wydał składankę swoich piosenek "Grabaż 30"
Krzysztof "Grabaż" Grabowski - wokalista i lider zespołów Strachy na Lachy i Pidżama Porno. Występuje - z przerwami - od 1984 r. W 2008 r. otrzymał Paszport "Polityki". Właśnie wydał składankę swoich piosenek "Grabaż 30" Piotr Smoliński/Polskapresse
- "Czerwoni" niczym się nie odróżniali od obecnych skur... Władza jest fetyszem, pod jej wpływem wyrzekasz się wszystkich swoich ideałów. Oni byli takimi komunistami jak ja reniferem, którego bzyka Eskimos. Każdy ich ruch, każdy dzień ich działalności zaprzeczał temu, na czym komunizm miał być oparty - mówi Krzysztof "Grabaż" Grabowski.

Wiesz, że jadąc tu, nie zobaczyłem żadnego uśmiechniętego człowieka?
Nie jeżdżę autobusami, rzadko spaceruję ulicą. Ale staram się zawsze uśmiechać do ludzi, bo jest mi to bardzo potrzebne, dobrze mi to robi. Lepiej w ten sposób, niż posyłać oschłe spojrzenia.

Szkoda, że nie wszyscy myślą podobnie.
To wynika z natury ludzkiej, choć mamy obecnie najlepszy czas w historii Polski.

No wiesz, różnie mówią.
Niech się ze mną założą, chętnie zaryzykuję spore pieniądze na potwierdzenie mojej tezy. Pamiętam ten kraj, gdy był w dużo ciemniejszej i głębszej dziurze niż teraz. Nawet wtedy ludzie potrafili się uśmiechać.

Może za komuny było im lepiej.
Mnie było gorzej. Zdecydowanie.

Ale nie jest tak, że z dzieciństwa pamiętasz tylko smutne momenty i ciągłe narzekanie?
Miałem bardzo wesołe dzieciństwo. Myślę, że każdy wspomina ten okres z sentymentem. Wychowałem się w zwykłej rodzinie, do pewnego momentu miałem normalne relacje z rodzicami. Zero problemów z towarzystwem - przeważnie otaczałem się fajnymi osobami. Jestem hedonistą, a nie ciągle zamartwiającym się gościem.

Wciąż?
Jest coraz mniej momentów, kiedy z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że czuję się świetnie.

To wynika z wieku?
Na Boga, mam 50 lat! Im jesteś starszy, tym stajesz się bardziej wymagający. Tyle przeżyłeś świetnych momentów, że naturalną koleją rzeczy zaczynają cię nudzić niektóre rzeczy.

Wałęsa mnie nie porywał, był denerwująco wioskowy. Ale dziś widzę, że jednak on był fenomenem

Jakie na przykład?
Kiedyś czymś fajnym były dla mnie wyjazdy nad polskie morze. Teraz gdybym miał tam pojechać w sezonie, to pewnie musiałbym zabrać ze sobą psychiatrę, bo następnego dnia szukałbym broni, z której mógłbym strzelać do ludzi.

Jest aż tak źle?
Zupełnie inaczej wygląda plaża oczami dziecka, którego ulubionym momentem dnia jest zakup pączka i pistoletu na wodę. Inaczej, kiedy muszę stykać się z tą inną Polską: z dresami i smutnymi wąsatymi ryjami. Wszędzie kolejki i disco polo w każdej dziurze. No dramat.

To gdzie teraz jeździsz?
Wakacje spędzam w Chorwacji. Tam mogę siedzieć i miesiąc. Znalazłem w tym kraju punkt docelowy - blisko, a daleko od ludzi. Dom z takim widokiem, że na dzień gapienia wystarcza. Czego więcej trzeba? Jestem wtedy, kim chcę być, wszyscy są dla mnie mili.

Czyli tak jak za małego?
Podejrzewam, że nawet osoby, których dzieciństwo przypadło na okupację, też wspominają miłe chwile. Mój ojciec uciekał przez połowę wojny. Na początku przed bandami ukraińskimi, potem przed frontem. I jak tak opowiada o tych czasach, to często wspomina właśnie przyjemne chwile.
Kiedy zacząłeś zauważać, co się w Polsce dzieje? Że sytuacja w komunistycznym kraju nie jest taka dobra, jak powtarzała propaganda?
Mój bunt był związany z fizjologią. Uaktywniły się hormony, zaczął zmieniać się głos, włosy urosły nie tylko na głowie. No i pojawiły się pierwsze kontakty z laskami, wcześniej będącymi dla ciebie śmiertelnymi wrogami.

Pamiętasz pierwszy pocałunek?
Nie.

Pierwszy papieros?
Nie.

Alkohol chociaż?
Tak. Byłem w siódmej klasie, wakacje w Tucznie. Dwóch starszych kolegów kupiło sobie wino i mnie poczęstowali.

Spodobało się, co?
Nie zrobiło to na mnie żadnego wrażenia poza tym, że było średnio smaczne.

Tak rodził się twój młodzieńczy bunt?
Buntowałem się jak cholera! I chyba nie czułem się przy tym bezradny jak wielu moich kolegów. Miałem szczęście chodzić do podstawówki, gdzie pracowali fajni nauczyciele. Było komfortowo, lubiłem chodzić do szkoły. Otoczenie mnie akceptowało.

Czyli nie byłeś jednym z tych krnąbrnych uczniów, których wyrzucano z każdej kolejnej placówki?
Wyrzucanym? Po co? Wówczas inteligencja polegała na tym, żeby nie dać się złapać na wszelkich złych przygodach. Panie traktowały mnie jak dzieciaka z dobrego domu, ale kumple wiedzieli swoje. Wszystko zmieniło się w ogólniaku.

Do liceum chodziłeś w Pile, prawda?
Tak. To było miasto garnizonowe z jednym ogólniakiem. Wszyscy śmietankowcy z czerwonymi paskami do niego szli. Każdy zaczynał od nowa. Szybko się pogodziłem, że nie będę najlepszy. Zostałem szarakiem.

Do czasu.
Po dwóch latach pojechałem na Jarocin i zostałem punkiem. Zbuntowałem się przeciw wszystkiemu.

Tak Cię nauczyli na Jarocinie?
Tam przeżyłem inicjację. Zobaczyłem ludzi, których wcześniej w Polsce nie widziałem. Nagle otoczyli mnie sami nienormalsi.

Jak to się stało, że pojechałeś na festiwal?
Bardzo chcieliśmy zobaczyć TSA, to było polskie AC/DC. Byłem wówczas sfiksowany na punkcie radia, znałem na pamięć ramówki czterech dostępnych wtedy programów. One były jedynym miejscem, z którego czerpało się muzykę. I kiedy w radiu usłyszałem TSA, zwariowałem. Koniecznie chciałem ich zobaczyć. Ale to nie TSA wywarło na mnie największe wrażenie. Z nóg zwalił mnie zespół SS-20, późniejszy Dezerter. Zaczęły liczyć się tylko zespoły rówieśników. Mimo wszechogarniającej biedy lata 80., paradoksalnie, były złotym czasem dla polskiej muzyki.

Dla muzyków niekoniecznie.
Nie było im łatwo, to prawda. Honoraria ustalano w Ministerstwie Kultury, przeprowadzano egzaminy na muzyka. Czaisz to? Smutni panowie oceniali czyjąś twórczość! I mogłeś zarobić, na dzisiejsze ceny, jakieś siedem dych za koncert. Bycie gwiazdą w Polsce to od zawsze bardziej trauma niż przywilej.
Trauma, mówisz...
Oczywiście. Popatrz co musimy robić, żeby się utrzymać. Robi mi się przykro, gdy widzę kolegów po fachu występujących w durnych programach telewizyjnych.

Ty nie występujesz.
Dlaczego miałbym oceniać kogoś, kto jest sto razy lepszy ode mnie? Tu chodzi o minimum przyzwoitości, o pracę w zgodzie z samym sobą.

Niedawno widziałem Tomasza Lipińskiego dyskutującego w jednym z programów publicystycznych. Temat absolutnie polityczny.
Nie przyjmuję takich zaproszeń - mówię, że nie mieszkam w Warszawie. Na co mi to? Na stare lata zrobiłem się nygusem, poza tym nie potrafię się stosownie zachowywać, łatwo mnie wyprowadzić z równowagi.

Nie wierzę, że nie chciałbyś wygarnąć takim Millerom i innym postkomunistom wszystkich swoich żalów.
A co bym tym osiągnął? Powiedziałbym mu: ty czerwona jebana świnio, i co? Byłem i jestem zagorzałym antykomunistą, za komuny knułem, jak tylko się dało. Jednak po 25 latach patrzę na to wszystko zupełnie inaczej. Można powiedzieć, że jestem antykomunistą w stanie spoczynku. Myślisz, że ci czerwoni, co byli u nas, byli rzeczywiście czerwoni?

A nie?
Oni niczym się nie odróżniali od obecnych skur... Władza jest fetyszem, pod jej wpływem wyrzekasz się wszystkich swoich ideałów. Oni byli takimi komunistami jak ja reniferem, którego bzyka Eskimos. Każdy ich ruch, każdy dzień ich działalności zaprzeczał temu, na czym komunizm miał być oparty.

Żaden z nich? Jaruzelski, Kiszczak, Urban?
Oczywiście, że nie. To była tylko i wyłącznie władza.

Ciebie podnieca władza?
Absolutnie. Pamiętam taką sytuację: przewodniczący poznańskiej Platformy Obywatelskiej Filip Kaczmarek - zresztą mój znajomy - obchodził urodziny. Życzyłem mu, żeby nigdy nie został prezydentem Poznania. Zrobił takie oczy, jakbym opluł jego matkę.

Tak jest wszędzie czy tylko w Polsce?
Wszędzie. Pierwszy przykład z brzegu: Winston Churchill. Dostaje wiadomość i ma świadomość, że następnego dnia zginie 600 tys. ludzi w mieście Coventry. Mimo to wybrał, jego zdaniem, mniejsze zło - nie chciał, żeby Niemcy zorientowali się, że wszystkie ich szyfry zostały złamane. Ja w takiej sytuacji strzeliłbym sobie w łeb, pół godziny nie przeżyłbym z taką świadomością.

A jak pamiętasz 13 grudnia 1981 r.?
Spałem sobie w najlepsze. O 9.30 otworzyły się drzwi do mojego pokoju, wleciała matka i krzyknęła: Krzysiek wstawaj, wojna!

I co zrobiłeś?
Wstałem. (śmiech) Pochodzę z rodziny, gdzie matka działała w Solidarności, a ojciec był członkiem partii.

Dyskutowało się u Was w domu o sytuacji politycznej?
Ojciec rzadko dopuszczał do jakiejkolwiek dyskusji. Zresztą to nie miałoby sensu, bo ja i tak wiedziałem swoje.

Bo matka Cię przekonała do swoich racji?
Ona też nie była zażartym elementem antysocjalistycznym. Moi rodzice chyba chcieli rozłożyć swoje siły po obu stronach.
Poznałeś ówczesną wierchuszkę Solidarności?
Nie, mama była szeregowym działaczem. Ich poznałem później, na studiach. Oczywiście tych poznańskich.

Pomogli Ci dojrzeć?
W 1989 r. miałem już 24 lata. Byłem na urlopie dziekańskim, musiałem dorabiać. Ostatnie chwile dolce vita - w studenckich spółdzielniach zarabiałem więcej niż mój ojciec, który miał tytuł doktora i był szefem centralnego ośrodka badawczo-rozwojowego.

Czym się zajmowałeś?
Byłem dozorcą: zamiatałem ulice, czyściłem klatki schodowe. Śmiałem się z ojca, że dostaję więcej kasy niż on. Niestety to trwało krótko, bo później przyszedł Balcerowicz ze swoimi kosmicznymi historiami.

Podobał Ci się kierunek zmian proponowany przez prof. Balcerowicza?
Mimo wszystko tak, dałem się ponieść fali entuzjazmu. W 1989 r. wysiadłem z tramwaju o nazwie "Knucie". Po pierwszych wyborach Polska wreszcie stała się dla mnie wolna. Zmiany były istotne, a Ruscy nie kwapili się do tego, aby interweniować. Nie miałem obaw, godziłem się na uwłaszczenie całej tej pieprzonej nomenklatury. Wolność bardzo mnie podniecała. Do dziś nie mam cienia wątpliwości, że jesteśmy niepodległym krajem.

Miałeś momenty rozczarowania?
I to bardzo często. Pierwszy związany był z pierwszymi wyborami prezydenckimi. Żyłem w wyidealizowanym świecie - wierzyłem, że ludzie, odpowiedzialni później za słynną wojnę na górze, będą trzymać się razem. Niestety szybko zaprzepaścili to, co wcześniej było ich siłą. Straszny szok. Jeszcze większym szokiem było dla mnie to, że większość ludzi opowiedziała się za Wałęsą.

Serio?
On mnie kompletnie nie porywał.

Czego mu brakowało?
Był denerwująco wioskowy. Dopiero później zacząłem go doceniać. No i jako straszną katastrofę oceniam fakt, że Mazowiecki przegrał II turę z Tymińskim. Urżnąłem się wtedy do nieprzytomności, pierwszy i ostatni raz z powodów politycznych.

To jak po latach oceniasz Wałęsę?
Na pewno był fenomenem. Na swój sposób. I na skalę światową.

Nie czułeś dumy, gdy jego żona odbierała za niego Pokojową Nagrodę Nobla?
Dumę czułem. To był dla czerwonych cios prosto w szczenę.

No, oni sporo raczej od nas oberwali. Od Wałęsy, Kuklińskiego, od Jana Pawła II...
Papież zawsze był dla mnie ważną postacią. Religijnie jestem obojętny, ale świetnie było mieć Polaka w Watykanie. Każdy zdawał sobie sprawę z tego, że jego wybór był decyzją polityczną, ale w ogóle nam to nie przeszkadzało. Nawet mój ojciec - partyjniak - beczał, gdy Jan Paweł II przyjechał do nas z pierwszą pielgrzymką. Zdradzę ci historię, której nigdy nikomu nie zdradzałem: raz nawet ja byłem na pielgrzymce papieskiej!

Na której?
Rok 1987, to była chyba jego trzecia pielgrzymka do Polski. Pojechałem specjalnie do Gdańska, ale strasznie mi się tam nie podobało. Nudy w cholerę. Natomiast moja żona była wtedy mocno kościelna. Jeździła na wszystkie Popiełuszki, na wędrówki do Częstochowy. Strasznie się tym jarała.
Twoje zupełne przeciwieństwo. To jak to się stało, że się poznaliście?
Szczerze? To była najfajniejsza laska na roku.

A więc to Ty za nią biegałeś.
Ale ona za mną trochę też. Kiedy dowiedziała się, że mam na imię Krzysztof, zaczęła sprawdzać na listach egzaminacyjnych nazwiska wszystkich Krzysztofów. Modliła się, żebym nie nazywał się Pacocha, Gluba lub Działo. (śmiech)

Na szczęście nazywasz się Grabowski, dzięki czemu razem mogliście wkroczyć w tygiel lat 90.
Okazałem się największym frajerem. Złote czasy rodzimego show-biznesu to lata 1990-1995. Jeden jedyny raz, kiedy można było zarobić naprawdę olbrzymie pieniądze. A ja wtedy akurat zawiesiłem swoją działalność artystyczną. Wszystkie kasety sprzedawały się w tysiącach egzemplarzy, a ja taką historię od...!

Ale przecież druga połowa lat 90. nie była jeszcze taka zła.
My musieliśmy się dopiero przebijać, bo byliśmy de facto zespołem niszowym. Znali nas jedynie wybitni koneserzy i melomani. Dopiero później, przez pączkowanie, moja popularność zaczęła rosnąć. Od tej pory nagrałem paręnaście płyt i dobrze czuję się tu, gdzie jestem.

Na pewno dobrze?
Jeszcze raz powtórzę - bycie artystą w Polsce to nie jest przywilej. Mierzysz się z wolnym rynkiem i korporacjami, które na dobrą sprawę wszystkim sterują.

Robi mi się przykro, jak widzę kolegów po fachu w durnych programach TV

No wiesz, życie.
Nawet ja, mający za sobą trzydzieści lat grania, muszę chodzić na różne kompromisy. W każdym innym zachodnim kraju z samych tylko praw autorskich byłbym ustawiony na wieki. A w Polsce coraz częściej wybieram mniejsze zło. Kiedyś gdy nie miałem nic, nic nie mogłem stracić. A teraz?

Masz przede wszystkim ludzi na utrzymaniu.
Muszę być lojalny względem nich i zapewniać im robotę.

Wyobrażasz sobie ten moment, w którym już się tyle natyrasz, że będziesz mógł wreszcie odpocząć?
Ja w zasadzie lubię tyrać.

To lubisz czy nie?
Lubię, ale czasem wolałbym nie tyrać. Wolałbym pojechać na pół roku do ciepłych krajów, jednak nie mogę sobie na to pozwolić.

Czyli nie przyjmujesz do wiadomości żadnej muzycznej emerytury?
Ależ przyjmuję, oczywiście. To nie zależy ode mnie. Sam na nią nie pójdę, ludzie mnie na nią wyślą. Lub skażą. Wtedy odejdę z żalem, że się skończyło. Bo mam przecież piękne życie, co nie?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl