Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krzysztof Głowacki. Mistrz powinien być tylko jeden

Rozmawiał Artur Gac
Krzysztof Głowacki z dnia na dzień stał się gwiazdą
Krzysztof Głowacki z dnia na dzień stał się gwiazdą FOT. Bartek Syta
Rozmowa. - Chcę zunifikować wszystkie tytuły - zapowiada KRZYSZTOF GŁOWACKI, nowy mistrz świata WBO w kat. junior ciężkiej

- Jakie to uczucie przebyć ekspresową drogę od zera, jeśli chodzi o rozpoznawalność, do bohatera kibiców i polskiego sportu?

- To coś pięknego i niesamowitego. Niespodzianka, jaką zgotowano mi w rodzinnym Wałczu, wprawiła mnie w osłupienie. Byłem w takim szoku, że nawet nie wiedziałem, co powiedzieć.

- Zatem w jaki sposób powitano mistrza świata?

- Dziwne rzeczy zaczęły dziać się niecałe dziesięć kilometrów przed Wałczem, w wiosce Witankowo. Siedzę sobie na prawym fotelu pasażera, zrelaksowany, ze ściągniętymi butami, a tu nagle zatrzymuje nas policja.

- Pierwsza myśl?

- Pech, jak cholera. Myślę sobie: "to pół Polski przejechaliśmy bez przygód, a pod domem zapłacimy mandat?".

- Szybko spostrzegł Pan, co jest grane?

- Tak, bo pojawił się wielki ford, straż pożarna i motocykliści na harleyach. W takiej obstawie, całą kawalkadą pojazdów byłem pilotowany do zorganizowanej w Wałczu strefy kibica. A na miejscu szampan, fajerwerki, gratulacje... Nie mogłem uwierzyć, że to dzieje się naprawdę.

- Podobno na 48 godzin przed wejściem do ringu złożył Pan promotorowi obietnicę: "Zobaczysz, nie dam się Huckowi, choćbym miał zostać zniesiony z ringu".

- Tak było, nie miałem chwili zwątpienia. Dla mnie liczyła się tylko i wyłącznie wygrana. W stu procentach byłem pewien swojego planu i siły, dlatego można było odnieść wrażenie, że poleciałem do USA, jak po swoje. Bez pasa nie wyobrażałem sobie powrotu do Polski.

- Choć, koniec końców, musi Pan uzbroić się w cierpliwość, bo na trofeum było wygrawerowane imię i nazwisko zdetronizowanego mistrza świata.

- Spotkała mnie wielka przykrość, bez pasa nie czuję pełni smaku wygranej. Wróciłem z niczym, jak po wielu poprzednich walkach, stąd moja złość. Niby mogłem tymczasowo wziąć tę zdobycz, ale nie wyobrażałem sobie paradowania z "obcym" pasem. Jestem pewien, że nigdy bym go nie polubił.

- Przed wyprawą za ocean nie przeszło Panu przez gardło, że jest Pan polskim numerem jeden w kat. junior ciężkiej. A teraz?

- Pas mistrzowski niby na to wskazuje, ale nie chcę wygłaszać buńczucznych opinii wobec kolegów. Wolę czuć się faworytem, przystępując do pojedynków z najlepszymi rywalami na świecie.

- Czy do Pana już dotarło, że zapisał się Pan w historii polskiego boksu zawodowego jako czwarty, po Krzysztofie Włodarczyku, Dariuszu Michalczewskim i Tomaszu Adamku, mistrz świata?

- Nie myślę w tych kategoriach, wolę twardo stąpać po ziemi. Nic się u mnie nie zmieniło, nadal jestem tym samym "Główką", czyli chłopakiem z sąsiedztwa. Wszedłem do ringu i wygrałem, czyli tylko wykonałem zadanie. Bardziej myślę o popełnionych błędach, które trzeba będzie wyeliminować po dokładnej analizie walki. Nadal muszę ostro pracować, a nie myśleć o farmazonach.

- W szóstej rundzie, po nokdaunie, dał się Pan poznać jako prawdziwy mistrz. Zamiast schować się za podwójną gardą i odwlec w czasie egzekucję, postawił Pan na atak, stopując ofensywę Hucka.

- Pokazałem zakorzeniony w głębi mojego serca charakter, choć nie pamiętam praktycznie niczego z tej rundy. Byłem nieobecny duchem, ale jakimś cudem wstałem i z powodzeniem kontynuowałem pojedynek. Bez ryzyka nie ma wiktorii.

- Ta walka udowodniła, że ma Pan dwie naturalne predyspozycje, których nie da się wytrenować, a są konieczne, by boksować na najwyższym poziomie: twarda głowa i instynkt walki w momencie zagrożenia zdrowia.

- Teraz każdy wie, jaką mam głowę i ile mogę przyjąć, a filozofia, że najlepszą obroną jest atak, towarzyszy mi od zawsze.

- Musiał Pan wziąć sprawy w swoje ręce, bo sędziowie punktowali jednogłośne zwycięstwo Hucka.

- Wiedziałem, że nie tak łatwo pobić mistrza na punkty. Trzeba go lać non stop, od pierwszego do ostatniego gongu, a na końcu i tak jest nerwowe oczekiwanie na werdykt. Z upływem walki czułem, że rywal bardzo słabnie i miałem przekonanie, że w końcu go dorwę.

- Tocząc tak widowiskowe pojedynki, może Pan wydatnie przyczynić się do odbudowania renomy wagi cruiser w Ameryce.

- Mam taką nadzieję. Po walce Szumenowa z Floresem i mojej z Huckiem widać, że kat. junior ciężka zaczyna się podobać i ma szansę wyjść z cienia w USA.

- Kolejną walkę ma Pan stoczyć na przełomie listopada i grudnia, ponownie w hali Prudential Center, a najbardziej prawdopodobnym rywalem jest Cunningham, któremu skradł Pan walkę wieczoru stoczoną z Tarverem.

- Chciałbym kuć żelazo, póki gorące i mierzyć się tylko z najlepszymi wojownikami na świecie. A docelowo mam zamiar zunifikować wszystkie tytuły, łącznie z pokonaniem najbardziej niewygodnego w gronie mistrzów Rosjanina Grigorija Drozda. Mistrz w każdej wadze powinien być tylko jeden.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski