Kryzys Kościoła i zachodniej cywilizacji idą w parze?

Julia Kalęba
Julia Kalęba
Płonąca katedra Notre Dame była smutnym widokiem dla Europejczyków - bez względu na wyznanie, poglądy, narodowość. Wszyscy czuliśmy, że płonie „nasza” katedra.
Płonąca katedra Notre Dame była smutnym widokiem dla Europejczyków - bez względu na wyznanie, poglądy, narodowość. Wszyscy czuliśmy, że płonie „nasza” katedra. AP Photo/Thierry Mallet
Rozmowa z prof. Grzegorzem Kucharczykiem, pisarzem i publicystą, pracownikiem Instytutu Historii PAN, autorem książki „Katedra i uniwersytet. O kryzysie i nadziei chrześcijańskiej cywilizacji”, która ukazała się nakładem wydawnictwa Biały Kruk.

Jesteśmy w kryzysie?

Jako cywilizacja chrześcijańska?

Tak, cywilizacja zachodnia, łacińska.

Kryzys naszej cywilizacji, jakkolwiek by ją nazwać - zachodnią, łacińską, chrześcijańską - zawsze jest warunkowany kryzysem Kościoła. Jeśli Kościół jest w dobrej kondycji, to i nasza cywilizacja jest w dobrej kondycji. A jeżeli w przypadku Kościoła mówimy o pewnym kryzysie, duchowym czy intelektualnym, to rzutuje on na naszą cywilizację. Ta zależność musi istnieć, skoro cywilizacja nasza wyrosła - jak mówią niektórzy historycy - jako uboczny produkt ewangelizacyjnej pracy Kościoła.

Na jej początki składają się nie tylko kościoły i katedry, ale też uniwersytety.

Ale kryzys wiary pociąga za sobą kryzys rozumu, czyli - mówiąc obrazowo - jeśli katedra chwieje się w posadach, to i chwieje się w posadach uniwersytet. Zauważmy, że prawie każdy z pierwszych europejskich uniwersytetów powstał albo z inicjatywy, albo dzięki wsparciu Kościoła. W XII wieku duchowieństwo zaangażowało się w tworzenie przykatedralnych szkół, których naturalną kontynuacją była sieć akademii. Najpierw w Bolonii, Paryżu, Oxfordzie czy Padwie, a w kolejnym wieku także w Krakowie, Pradze, Wiedniu. A więc silny po reformach gregoriańskich Kościół zainicjował najwspanialsze w Europie ośrodki naukowe. Późniejszy wiek kryzysu Kościoła, papiestwa i duchowieństwa był także raczej ciemnym wiekiem naszej cywilizacji, następnie cykl się powtarzał. Ta prawidłowość jest dobrze widoczna w naszych dziejach i wynika z zerwaniem z cywilizacją „szczęśliwych syntez”, łączącej do tej pory wiarę i rozum.

Pierwszy wiarę od rozumu rozdzielił w XVI wieku Marcin Luter, a jednocześnie był to wiek uważany dziś za czas rozkwitu, zarówno jeśli chodzi o naukę, jak i kulturę.

Ale proszę zauważyć, że i tu kryzys wynikający z reformacji protestanckiej skutkującej podziałem chrześcijan i zerwaniem jedności Kościoła zachodniego, skutkował pewnym tąpnięciem, gdy chodzi o wymiar intelektualny. A w każdym razie zakwestionowaniem tego, co było charakterystyczne dla epoki rozwoju uniwersytetów - czyli, uznania, że prawda jest, prawda jest jedna i uniwersalna oraz prawda jest powszechnie dostępna - właśnie przy użyciu rozumu.

Prawda jest jedna?

Oczywiście. Natomiast są różne koncepcje prawdy, różne jej wizje. Chociaż dziś mówi się nawet o epoce postprawdy ze wszystkimi tego konsekwencjami. To również jest częścią obecnego kryzysu.

Wspomniana przez Pana „szczęśliwa synteza” była jednak złożona z nieodłącznej cechy człowieka, jaką jest rozum, oraz wiary, którą Kościół nazywa „łaską”.

Przypomina się powiedzenie Gilberta Chestertona, który stwierdził, że bywalcy świata intelektualnego dzielą się na dwie kategorie ludzi: tych, którzy mówią o rozumie, i tych, którzy go używają.

Pana zdaniem człowiek niewierzący…

Nie uważam oczywiście, że jest człowiekiem nierozumnym. Ale twierdzę, że jest mu o wiele trudniej rozpoznać coś, co kształtowało od wieków cywilizację Zachodu jeszcze przed chrześcijaństwem, a co chrześcijaństwo następnie przejęło - czyli prawo naturalne. Trudniej mu też zgodzić się na pewne aspekty podejmowane przez fizyków teoretycznych. Fizyka kwantowa i w ogóle nowe przejawy tego, co nazywamy współczesną fizyką, to już nie jest świat empirii, ale właściwie w dużej mierze świat wiary.

I dochodzeń logicznych, rozumowych.

Tak, ale umysł ten jest właśnie - jak uznawali greccy filozofowie i jak uczy chrześcijaństwo od początku - nie jest tylko empirią, i nie jest tylko logiką, ale jest także otwarciem się na wymiar transcendentny.

W XVI wieku kryzys wynikał z przekonania Marcina Lutra, że człowiek wierzący nie może być człowiekiem rozumnym?

Luter uważał, że te dwie sfery - wiary i rozumu - są nie do połączenia. Jego zdaniem ludzie wierzący nie mogą kierować się rozumem, a przejęcie przez Kościół filozofii Arystotelesa dzięki pracy św. Tomasza z Akwinu jest dowodem na to, że Kościół rzymski jest na służbie Antychrysta.

To ciekawe, bo Luter odrzucił przeistoczenie, jedną najważniejszych dla chrześcijan prawd, co wydaje się aktem nie-wiary.

Ale zwróćmy uwagę, że było to związane z odrzuceniem pewnej filozofii. Opis wiary w realną obecność Chrystusa w sakramencie Ołtarza - transsubstancjację - jest dokonywany przez Kościół z użyciem terminologii wziętej z Arystotelesa. Pod wpływem rozwoju nauki o transsubstancjacji w XII wieku fizyka i filozofia Arystotelesa stały się pewnym rusztowaniem dla nauki Kościoła. Luter odrzucił klasyczną filozofię grecką i jej przejawy w religii.

W pewnym sensie odrzucił też materialną stronę religii, z którą zrywał?

Odrzucił sztukę i architekturę sakralną, a w dużej mierze - w ogóle katedry. Kiedy reformatorzy protestanccy zakwestionowali wiarę w Eucharystię, zakwestionowali też Boga, dla którego powstawały wszelkie kościoły - czy wspaniałe katedry, czy wiejskie kapliczki, bo każda z nich w Kościele katolickim stanowi obudowę tabernakulum, czyli - jak wierzą katolicy - Chrystusa, który tam się znajduje. Wszystko wokół tego jest tylko dodatkiem, obudową. Skoro więc zakwestionowano źródło, to i wszystkie jego emanacje w postaci architektury sakralnej czy sztuki stały się niepotrzebne. Albo je gwałtownie niszczono, jak w przypadku kalwinistów, albo je zaniedbywano, jak w przypadku Lutra. W oczach protestantów rację bytu straciły ustawione w centrum katedr ołtarze, które dotąd miały umożliwić wszystkim wiernym zobaczenie momentu Podniesienia i przypominać, że Msza Święta jest Ofiarą. W miastach, w których zwyciężał luteranizm, zmieniała się architektura, likwidowano ołtarze, boczne kaplice. Ze źródeł wiemy, że wierni potajemnie chowali naczynia liturgiczne w oczekiwaniu na lepsze czasy. I na przykład w Anglii kiedy wraz z Marią I Tudor one nastały, zaczęli zniszczone kościoły odbudowywać.

Chociaż przekonanie o tym, że wiara i rozum są nie do połączenia, było dziedziczone przez kolejnych rewolucjonistów - w dobie oświecenia.

Oni wychodzili z odwrotnej przesłanki: że człowiek rozumny nie może być człowiekiem wierzącym.

Bo w epoce kultu rozumu nie ma miejsca na duchowość?

To był kult rozumu, ale w zideologizowanej formie. Zwróćmy uwagę, że oświecenie nadaje pewnym wyrazom nowy sens. Rozum jest traktowany jako zaprzeczenie rzeczywistości ponadnaturalnej. Podobnie filozofia. Mianem „króla filozofa” jest określany król Prus Fryderyk II Hohenzollern, zdeklarowany ateista. Filozof w tym czasie staje się synonimem ateisty.

A wiara synonimem przesądu?

I zabobonu. Konkretna filozofia niesie za sobą konkretną wizję teologii czy te Kościoła. Oświeceniowcy, a następnie ich kontynuatorzy - rewolucjoniści francuscy mówili w kontekście wiary o „zabobonie i przesądzie”. W konsekwencji chcieli usunąć wszystko, co miało upiększać czy głosić chwałę Chrystusa, który został przez nich określony jako nie sprawca ducha Europejskiego (tak nazywał Go św. Jan Paweł II) i naszej cywilizacji, ale siewca zabobonu i fałszu. Dlatego tak gwałtownie niszczono katedry, poczynając od tych najwspanialszych. Niektóre z nich do fundamentów, jak romańską bazylikę w Cluny, która do czasu wybudowania bazyliki św. Piotra i Pawła w Rzymie w XVI wieku, pozostawała największym kościołem Zachodu. Okaleczono paryską Notre-Dame. Pierwszy raz iglica tej katedry nie zawaliła się w kwietniu 2019 roku, ale została zburzona przez rewolucjonistów francuskich. Katedra w Chartres, dziś znajdująca się na Liście Światowego Dziedzictwa UNESCO, również była przeznaczona do rozebrania. Sprzedano ją lokalnemu przedsiębiorcy po cenie gruzu, ale katedra ocalała, bo nabywca nie dysponował wystarczająco wielkim placem, na którym mógłby przechowywać pozyskany z katedry materiał.

„Niewątpliwie rzeczą, z którą najciężej przychodziło ludowi godzić się podczas Rewolucji, było odbieranie mu dzwonów” - pisał cytowany przez Pana w książce komisarz republiki we francuskim departamencie Somma.

Nie tylko dzwony odbierano. Były też projekty burzenia wież kościelnych oraz iglic - wszystkiego, co górowało nad miastem - zgodnie z myślą, że we Francji jako kraju wolności, równości i braterstwa jedne świątynie nie mogą górować nad innymi, a zwłaszcza te, które są symbolem „zabobonu i ciemnoty”. Zniszczono też sporą część fasady paryskiej katedry, na której widniały figury biblijnych królów Judy i Izraela, bo jeżeli Francja na dobre zrywa z monarchią i jest odtąd republiką, nie może sobie pozwolić na taką ekspozycję wizerunków królów.

O ile w XVI wieku mówiliśmy o teologicznym tle niszczenia katedr, tu widzimy zmiany społeczno-polityczne. Czy kościoły, katedry, wieże i iglice nie stały się ofiarą pewnych przemian, które nie były w nie wymierzone, ale przez nie przeszły?

Nie, rewolucja francuska od początku była ukierunkowana na konfrontację z Kościołem. Jeśli spojrzymy na kolejne decyzje Stanów Generalnych, potem Zgromadzenia Narodowego i Konwentu Narodowego (parlament zdominowany przez jakobinów), zobaczymy cały ciąg decyzji wymierzonych w Kościół. Począwszy od konfiskaty majątków kościelnych w 1789 roku, przez zakaz składania ślubów zakonnych, konstytucję cywilną kleru… Tutaj nie ma miejsca na przypadek.

Z łączeniem wiary i polityki oraz jednocześnie konfliktem katolicyzmu i protestantyzmu kojarzy się popularna grafika z 1875 roku ukazująca grających w polityczne szachy Ottona von Bismarcka i papieża Piusa IX. Bismarck grozi w nim papieżowi szachem i zapowiada jego koniec, „przynajmniej dla Niemiec”.

To obrazowe streszczenie idei kulturkampfu. Kanclerz Otto von Bismarck usiłował doprowadzić do ograniczenia wpływów Kościoła katolickiego w Rzeszy Niemieckiej, w której dominowało protestanckie Królestwo Prus. Niemiecką „Kultur” wyrosłą z korzeni protestanckich uważano za lepszą od kultury tzw. „Rzymczyków”, a cywilizacji chrześcijańskiej przeciwstawiano wizję całkiem nowej cywilizacji pozbawionej religijnych odniesień. Kulturkampfy przyjęły formę odgórnie narzucanego programu laicyzacyjnego i dotarły, przez Republikę Francuską, aż do Portugalii.

Podczas tego starcia zaoszczędzono jednak zabytki.

Ale nie trzeba było długo czekać. Już w 1905 roku Francja uchwaliła ustawę o tzw. rozdziale państwa od Kościoła, która oznaczała przejęcie przez władze - czy to państwowe, czy samorządowe - wszystkich budynków sakralnych. Dwa lata później miała miejsce tzw. inwentaryzacja majątku kościelnego, a chciano inwentaryzować wszystko, w tym tabernakulum. Na to nie godzili się wierzący, więc kościoły i katedry były otaczane łańcuchem żywych tarcz, broniących wnętrz przed żandarmerią. I tylko dziesięć lat później, w czasie I wojny światowej - ostrzeliwane były kolejne kościoły i katedry. W czasie I wojny światowej płonęła koronacyjna katedra królów Francji w Reims. W czasie II wojny światowej zniszczono niejedną polską katedrę. Dość wspomnieć Warszawę i Gniezno. Wiek XX był epoką płonących katedr.

Dziś już nie burzymy katedr, ale - jak pan stwierdził - kryzys trwa.

Bo dziś w grę wchodzi raczej „zastygła nienawiść”, by użyć sformułowania T. S. Eliota. Zamienianie kościołów katolickich w kasyna albo kluby nocne, jak dzieje się choćby w Holandii czy Niemczech. Już nie burzymy katedr, tylko je degradujemy.

Najczęściej jednak kościoły pozostają kościołami i nawet jeśli dla odwiedzających nie są miejscem świętym, to bywają traktowane jako - nazwijmy to - świątynie sztuki. Potrafimy podziwiać architekturę, malarstwo, rzeźbę, nawet jeśli nie utożsamiamy się z tą lub żadną religią.

To prawda. Jako Europejczycy wyrośli z cywilizacji łacińskiej, chrześcijańskiej, czujemy się związani z naszym dziedzictwem. Mogliśmy tego doświadczyć w kwietniu 2019 roku, gdy płonęła paryska Notre-Dame, i wielu z nas - niezależnie od przynależności do narodowości, Kościoła i poglądów - na widok dramatycznego widoku z Paryża czuło, że płonie jego katedra. Podobnie, jak przeżywalibyśmy zniszczenie Akropolu, chociaż nie uznajemy kultu bogini Ateny, dla której został wystawiony.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Najlepsze atrakcje Krakowa

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Kryzys Kościoła i zachodniej cywilizacji idą w parze? - Plus Gazeta Krakowska

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl