Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krystyna Janda namówiła tysiące polskich kobiet do strajku

Marta Żbikowska
Krystyna Janda: Postanowiłam solidarnie przyłączyć się do jednodniowego Strajku Kobiet Polskich
Krystyna Janda: Postanowiłam solidarnie przyłączyć się do jednodniowego Strajku Kobiet Polskich Grzegorz Dembiński
Kobiety się wkurzyły. Zainspirowane słowami Krystyny Jandy zapowiadają strajk. Wszystko przez projekt ustawy całkowicie zabraniającej aborcji. Kobiety zamierzające protestować 3 października zapowiadają, że nie chodzi im tylko o przerywanie ciąży. Domagają się przestrzegania praw człowieka i możliwości decydowania o swoim ciele.

Ustawa wprowadzająca całkowity zakaz aborcji do niedawna była jedynie mrzonką garstki prawicowych działaczy. Po ostatnim głosowaniu w Sejmie okazało się, że to realna wizja polskiego prawodawstwa. Posłowie odrzucili bowiem projekt „Ratujmy kobiety”, liberalizujący prawo aborcyjne, a przyjęli do dalszych prac wersję komitetu „Stop aborcji”, która zawiera zapisy całkowicie zakazujące przerywania ciąży.

Obecnie w Polsce obowiązuje ustawa, która zezwala na przerwanie ciąży w trzech wyjątkowych przypadkach: gdy zagrożone jest życie matki, gdy istnieje ryzyko poważnych i nieodwracalnych wad płodu oraz gdy ciąża powstała w wyniku czynu zabronionego. W nowym projekcie tych wyjątków nie ma. Jest za to wyraźnie określony moment, w którym powstaje dziecko.

CZYTAJ TAKŻE: Strajk kobiet sparaliżuje Poznań?

W przypadku homo sapiens tradycyjne nauki biologiczne nie mają racji bytu. Nie ma mowy o etapie zarodka czy powstaniu płodu. „Dzieckiem poczętym jest człowiek w prenatalnym okresie rozwoju, od chwili połączenia się żeńskiej i męskiej komórki rozrodczej” - mówi projekt ustawy. A „kto powoduje śmierć dziecka poczętego, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5”.

Kobiety to siła
- Środowiska feministyczne spodziewały się takiego scenariusza już od momentu wyborów - mówi Renata Kin, członkini obywatelskiej inicjatywy „W naszej sprawie” organizującej poznańskie manifestacje przeciwko całkowitemu zakazowi aborcji. - Mówiłyśmy o tym od wielu miesięcy, od kwietnia regularnie organizujemy manifestacje, debaty. Miałyśmy nadzieję, że uda się zablokować skierowanie do dalszych prac projektu Ordo iuris.

Posłanki PO zapraszają na Czarny Protest i strajk kobiet:

Źródło: Agencja Informacyjna Polska Press

Nie udało się. Projektem zajmą się sejmowe komisje. Ta realna wizja przegłosowania restrykcyjnych przepisów obudziła tysiące Polek, które postanowiły protestować. O strajku islandzkim pierwsza wspomniała Krystyna Janda. „40 lat temu islandzkie kobiety przez jeden dzień strajkowały. Efekty były zdumiewające” - napisała aktorka na swoim profilu na portalu społecznościowym. Pomysł natychmiast podchwyciły aktywistki z organizacji kobiecych.

Szybko została ustalona data. W poniedziałek polskie kobiety, w ramach protestu mają zrezygnować ze swoich codziennych obowiązków. „Co robimy? Ogólnopolską jednodniową ostrzegawczą akcję absencyjną, którą nazwałyśmy „ogólnopolskim strajkiem kobiet”. Zachęcamy do nieobecności 3 października w pracy i na uczelniach (korzystanie z urlopu na żądanie, zamykanie prowadzonych punktów usługowych, korzystanie z dnia wolnego na opiekę nad dzieckiem czy za oddanie krwi)” - piszą administratorki stron propagujących wydarzenie na portalu społecz-nościowym.
Do strajku przyłączyła się także jego mimowolna inicjatorka. „Szanowni Widzowie, bardzo mi przykro, muszę zawiadomić, że 3 października 2016 roku nie zagram spektaklu „ Maria Callas. Master Class”. Postanowiłam solidarnie przyłączyć się do jednodniowego Strajku Kobiet Polskich, zorganizowanego w proteście przeciwko zamachowi na ich życie, prawa i wolność” - napisała Krystyna Janda.

Przez kilka dni pojawiło się wiele pomysłów, w jaki sposób wyrazić swój sprzeciw wobec planów rządzących. Kobiety proponowały strajk włoski, rezygnację z zakupów w poniedziałek, wypłatę z banku wszystkich oszczędności, czarne stroje, opaski na rękę czy jazdę samochodem po mieście z prędkością 20 km/h.

- Wielość tych pomysłów pokazuje, że kobiety chcą protestować - mówi Renata Kin. - Nie wszystkie są gotowe lub mogą pozwolić sobie na nieobecność w pracy.

Co się będzie działo w poniedziałek w Poznaniu? Kobiety oraz wspierający ich postawę mężczyźni spotkają się o godzinie 14 na placu Mickiewicza. Pierwsze dwie godziny będą czasem na rozmowy, zorganizowanie się, poznanie. O godzinie 16 rozpocznie się manifestacja.

- Będziemy miały otwarty mikrofon, aby dać każdej chętnej osobie możliwość wypowiedzenia się - mówi Renata Kin. - Mam nadzieję, że ten strajk pomoże zablokować drogę legislacyjną wprowadzenia całkowitego zakazu aborcji.

Tego dnia na placu Mickiewicza stanie autobus, w którym będzie można oddać krew. To nie tylko możliwość przekazania daru życia, ale też uzyskania na jeden dzień zwolnienia z pracy lub ze szkoły.
Przyłączenie się do protestu deklarują kobiety w różnym wieku, pozostające w odmiennych sytuacjach życiowych. Są takie, które mając już dzieci, chcą walczyć o wolność wyboru dla swoich córek, niektóre otwarcie mówią, że w takim kraju zwyczajnie boją się zajść w ciążę. Wiele kobiet dzieli się swoimi dramatycznymi doświadczeniami. Opowiadają o sytuacjach, kiedy musiały dokonywać najtrudniejszych w życiu wyborów. Ale taki wybór miały.

Swoimi trudnymi przeżyciami podzieliła się na antenie Radia Zet także Krystyna Janda. - Uświadomiłam sobie, że 2 razy w życiu byłam w takiej sytuacji, że gdyby lekarze nie pomogli mi z ciążą, to bym nie żyła. Podejmowałam bardzo dramatyczną decyzję. Jeżeli zdarzyłoby mi się to w momencie działania nowej ustawy, to mnie by już nie było od 1980 roku na świecie - wyznała aktorka w Radiu Zet. - Dzisiaj według tej ustawy, gdybym chciała działać zgodnie z prawem, to bym nie żyła. Moja ciąża była zagrożeniem życia.

Krystyna Janda w dalszej części rozmowy przyznaje, że nie spodziewała się, że jej wpis zapoczątkuje akcję na tak szeroką skalę. Dodała, że nie do końca wierzy w solidarność kobiet, dlatego reakcja Pole trochę ją zaskoczyła. - Do głowy mi nie przyszło, że utworzy się jakiś komitet organizacyjny - komentuje aktorka.

Walka kobiet o prawo do wolności wyboru nie dziwi socjologów. - Tu nie chodzi o aborcję, o te nienarodzone dzieci czy nawet zdrowie kobiet - mówi profesor Ryszard Cichocki, socjolog. - To jest ciągle walka o władzę, o to, kto kim może rządzić i o czym decydować.

W takiej sytuacji protesty, strajki, opór to naturalne reakcje w społeczeństwach, w których nie dokonało się jeszcze przejście do fazy postmodernistycznej. Socjolog zapewnia jednak, że ta reakcja konserwatywna, która w tej chwili ma miejsce, jest chwilowa. - Ona przetrwa może kilka lat - przewiduje profesor Cichocki.

Derywacje - tak o dyskusjach na temat aborcji mówi socjolog. Kolokwialnie to takie „gdybanie”, czyli rozmawianie o przekonaniach, o tym, co się komu wydaje. Tu nie ma logiki, opierania się na doświadczeniach, badaniach naukowych. Tu jest przekonanie o racji i próby udowodnienia jej wszelkimi możliwymi sposobami.

- Jeśli chodzi o ruchy kobiece, to ciągle jesteśmy opóźnieni w stosunku do Zachodu - mówi profesor Cichocki. - To, co się teraz u nas dzieje, w krajach Europy Zachodniej dokonało się w latach 60.-70. U nas ciągle stopień zorganizowania i samoświadomości kobiet jest niski, charakterystyczny dla społeczeństw tradycyjnych. To powoli się zmienia, widzę to na przykładzie moich studentek. To nie są kobiety, które będą w przyszłości ulegały tradycyjnym wzorcom.
Kobiety się boją
Na razie jest strach. Obrońcy życia, jak nazywają się zwolennicy restrykcyjnej ustawy, uważają, że ofiarami w tej walce na światopoglądy są nienarodzone dzieci. Przeciwnicy zaostrzania przepisów widzą ofiary w kobietach.

Anna i Magda poznały się na oddziale patologii ciąży. Obie miały już po jednym zdrowym dziecku, kiedy dowiedziały się, że ich kolejne ciąże nie przebiegają prawidłowo. Terminy ich planowanych porodów, które nigdy nie nadeszły, różniły się o dwa dni. Ich dzieci miały tę samą wadę: Trisomia 21, czyli zespół Downa.

- Gdy odebrałam wynik amniopunkcji, nie wiedziałam, co ze sobą zrobić, dokąd iść - mówi Anna. - Niby spodziewałam się tego, bo wszystkie parametry wskazywały na tę wadę, ale otrzymanie potwierdzonego wyniku to był szok. Wróciłam do domu i płakałam. To chyba moja mama pierwsza wspomniała o możliwości przerwania ciąży.

Magdalena decyzję podjęła wcześniej. Zanim odebrała wynik badania, już wiedziała, że nie chce urodzić chorego dziecka. - Poprosiłam męża, żeby wszystko załatwił, ja nie miałam siły na formalności - mówi Magda. - Mąż napisał do kliniki w Holandii, musiał dosłać jeszcze jakieś wyniki badań, które miałam i za kilka dni tam pojechaliśmy.

Nieludzkie warunki w szpitalach
Anna postanowiła zostać w Polsce. W poznańskiej klinice odmówiono jej przeprowadzenia terminacji ciąży. Profesor z Łodzi, do którego zwróciła się o pomoc, powiedział, że nie będzie wykonywał „czarnej roboty” za kolegów z Poznania. W końcu Anna wylądowała w szpitalu w Warszawie.

- Przeżyłam koszmar - wspomina. - Gdybym miała dzisiaj decydować, pojechałabym do Holandii, jak moja znajoma. Samej decyzji o przerwaniu ciąży nie żałuję.

Anna roniła kilka dni. Najpierw dostała leki na wywołanie skurczów macicy. Po dwóch dniach zaaplikowano jej silniejsze środki. - Nawet nie pamiętam, co się ze mną działo, bo dostawałam też jakieś leki ogłupiające - wspomina Anna. - Wiem, że był problem z szyjką macicy, która nie chciała się rozwierać. Założono mi jakiś balonik, który mechanicznie miał rozepchnąć te szyjkę. Leżałam ze zwisającymi ciężarkami i przeżywałam ból, przy którym naturalny poród jest niczym. Po pięciu dniach męczarni poroniłam na szpitalnym łóżku. Z pępowiną między nogami jechałam na salę zabiegową na czyszczenie macicy.
W holenderskiej klinice Magdę przywitał psycholog. - Przede wszystkim pytał mnie, czy decyzję podjęłam samodzielnie, czy nie czuję presji, ale też o to, jakie mam wsparcie w rodzinie, z kim mogę rozmawiać o intymnych sprawach - wspomina Magda. - Potem przyszedł anestezjolog i wytłumaczył mi, jak będzie przebiegał zabieg, że zostanę uśpiona, obudzę się po wszystkim.

Tak też się stało. Po kilku godzinach Magda opuściła klinikę. Bez dziecka, ale też bez koszmarów.

- Ja przez wiele miesięcy widziałam siebie na tym łóżku szpitalnym z martwym płodem między nogami - wspomina Anna. - Roz-mawiałam z dziewczynami, które roniły w szpitalnej toalecie, to, w jaki sposób byłyśmy traktowane przez personel, to osobna historia. Strata dziecka to dramat, nawet jeśli sama podjęłam tę decyzję. Ale standard polskich szpitali to kolejna trauma.

Jedne kobiety żałują swojej decyzji, inne nie
O tym, że rozmowa z psychologiem powinna być standardem przed podjęciem decyzji o przerwaniu ciąży, przekonują psychologowie kliniczni w szpitalach położniczych.

- Mówi się, że obecnie kobieta ma wybór, ale wybór to jest wtedy, kiedy świadomie się go dokonuje, znając wszystkie możliwości - tłumaczy dr Jadwiga Łuczak-Wawrzyniak, kierownik zespołu psychologów w Gineko-logiczno-Położniczym Szpitalu Klinicznym UMP przy ul. Polnej w Poznaniu. - Tymczasem, obecnie często jest tak, że kobiety działają niejako z automatu: mam chore dziecko, ustawa pozwala przerwać ciążę, to decyduję się na terminację. Niby jest wybór, ale kobietom nikt go nie daje. Presja męża czy matki często jest bardzo silna, a kobieta w sytuacji silnego stresu często nie potrafi podjąć decyzji najlepszej dla siebie.
O tym, jak wygląda przerwanie ciąży w przypadku chorego dziecka, kobiety dowiadują się często dopiero po podaniu leków. - Staramy się rozmawiać z kobietami, które zgłaszają się do szpitala na terminację ciąży, ale one są zazwyczaj nastawione zadaniowo, uważają, że nie potrzebują pomocy - przyznaje Jadwiga Łuczak-Wawrzyniak.

- Często przychodzą po jakimś czasie, szukają pomocy psychologicznej, bo nie potrafią poradzić sobie z tym doświadczeniem. Bo wszystko jest nie tak, jak miało być. Bo okazuje się, że decyzja o przerwaniu ciąży nie ochroniła je od bólu i cierpienia po stracie dziecka. Nie dość, że i tak musiały przejść bolesne fizjologiczne poronienie, które często traktują jak poród, to oprócz poczucia straty borykają się z poczuciem winy. Nie każda kobieta ma jednak siłę, aby patrzeć na cierpienie i powolne umieranie swojego dziecka. W przypadku wad letalnych terminacja ciąży jest przesunięciem w czasie nieuchronnego - dodaje.

- Wiem, że są matki-bohaterki, które świadomie czekają na naturalny poród dziecka, które ma szanse na pół roku życia - mówi Magda. - Ale to nie jestem ja. To by mnie rozwaliło psychicznie, zniszczyło moją rodzinę, zniszczyło życie mojej starszej córce. W poniedziałek będę na placu Mickiewicza przede wszystkim dla niej. Żeby ona w przyszłości mogła decydować o tym, jak ma wyglądać jej życie.

Organizatorki i zadeklarowane uczestniczki poniedziałkowego strajku i sobotniej manifestacji w Warszawie podkreślają, że są to akcje skierowane przeciwko pomysłom PiS zaostrzenia ustawy aborcyjnej.

- Wśród strajkujących w czarny poniedziałek są osoby, które popierają obecny kompromis aborcyjny, ale są też osoby, które stanowczo domagają się liberalizacji prawa aborcyjnego. Najważniejsze jest to, że w poniedziałkowym strajku solidarnie wezmą udział wszyscy - mówi Renata Kin.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski