Kraków. Potrzebowała pomocy. Odesłali ją z trzech szpitali

Redakcja
Dawid Serafin
W Krakowie pacjentka szukała pomocy w trzech szpitalach. Wszędzie odsyłano ją do domu z kwitkiem. W Monachium lekarze bez zwłoki zdecydowali się przeprowadzić zabieg. Przeszła dwie operacje.

Karolina Maciejewska dostała silnego ataku bólu. Czuła się tak źle, że ledwie mogła się poruszać. Pomocy szukała w trzech krakowskich szpitalach. Jednak bezskutecznie. Ból nie ustępował. Dwa dni potem trafiła na stół operacyjny w oddalonym o blisko tysiąc kilometrów Monachium (Niemcy). Przeszła dwie operacje. Kolejny zabieg ma zaplanowany na początku października. Narodowy Fundusz Zdrowia zachowania krakowskich szpitali oceniać nie chce. Sugeruje natomiast, że pacjentka może złożyć skargę.

Pierwszy szpital

Karolina Maciejewska od kilku lat mieszka i pracuje w Niemczech. Do Polski przyjechała, by załatwić urzędowe formalności związane z narodzinami dziecka. Trzy dni po przyjeździe do kraju dostała silnego ataku.

- Czułam okropny ból. Bardzo ciężko mi się było poruszać. Jednak boleści nie ustępowały - opowiada. - Niedaleko był Szpital im. Rydygiera, dlatego postanowiłam się tam udać - relacjonuje. I dodaje, że przed wyjazdem wykupiła europejską kartę ubezpieczeń. Dzięki niej koszty ewentualnego nagłego leczenia pokrywałby niemiecki ubezpieczyciel, a nie Narodowy Fundusz Zdrowia. - W szpitalu została mi podana kroplówka i to było wszystko - opowiada Maciejewska. Kilka godzin po przyjęciu kobieta była już w domu.

Zasłabła, bo miała zawał. Ratownicy kazali jej iść do szpitala pieszo

Dlaczego lekarze nie zrobili dokładnych badań? - Nie mogę odpowiadać na pytania, ponieważ nie zostałam upoważniona przez pacjentkę do udzielania informacji na jej temat - odpowiada doktor Bożena Kozanecka, dyrektor szpitala.

Drugi szpital, a lekarz ten sam

Tymczasem po powrocie do mieszkania ból stawał się coraz silniejszy. Pani Karolina mówi, że z wielkim trudem mogła pokonać drogę między łóżkiem, a drzwiami wyjściowymi. A to przecież jedynie paręnaście metrów.

- Razem z moim partnerem podjęliśmy drugą próbę wizyty w szpitalu. Tym razem pojechaliśmy do Szpitala im. Żeromskiego - opowiada. Okazało się, że pacjentkę przyjął... ten sam lekarz, co kilka godzin wcześniej w Szpitalu im. Rydygiera.
- Popatrzył na mnie ze zdziwieniem. Zapytał czego oczekuję i dodał, że on może dać mi znów kroplówkę - relacjonuje kobieta.

Po kilkunastominutowej wizycie kobieta opuściła szpital z wciąż narastającym bólem. Władze szpitala przekonują, że pani Karoliny u nich nie było. Świadczy o tym system rejestrujący przyjęcia pacjentów. Tam nazwiska kobiety brak. Maciejewska jest jednak w posiadaniu recepty, którą wypisał jej podczas wizyty lekarz.
Kolejna placówka

- Zaraz po tym, jak wyszliśmy z budynku, poprosiłam partnera byśmy pojechali jeszcze do szpitala na ulicy Kopernika - mówi kobieta. - Liczyłam, że tam uda się uzyskać pomoc. Jednak i tym razem musiałam odejść z kwitkiem. Lekarz nawet nie chciał zbytnio rozmawiać - dodaje.

O tę bulwersującą historię pytamy Marię Włodkowską, rzeczniczkę prasową szpitala uniwersyteckiego. Rzeczniczka mówi, że nazwisko pacjentki nie jest zarejestrowane w systemie, dlatego ciężko jest jej odnieść się do zdarzenia. Dodaje jednak, że to wcale nie musi znaczyć, że pani Karoliny w szpitalu nie było.

- Każdy pacjent, który zgłasza się na rejestrację na SOR, zostaje zarejestrowany, a następnie oczekuje na konsultację lekarską. Jego nazwisko trafia do bazy, stąd mamy możliwość sprawdzenia, czy dana osoba zgłosiła się do lekarza. Lekarz przyjmuje każdego zarejestrowanego, niezależnie od skali dolegliwości, z jaką się zgłosił i niezależnie od tego, czy dana osoba posiada ubezpieczenie czy nie - tłumaczy rzeczniczka.

- Pani o takim nazwisku nie mamy w bazie pacjentów. Jedynym wytłumaczeniem takiej sytuacji jest możliwość, że pacjent z własnej woli opuścił SOR, dobrowolnie zrezygnował z konsultacji lekarskiej, bez uprzedniego zarejestrowania się - wyjaśnia Włodkowska. - Tak się czasami zdarza, gdy pacjenci są informowani o konieczności nieco dłuższego oczekiwania na wizytę. Gdyby jednak ta pani zarejestrowała się do lekarza, to na pewno zostałaby przyjęta oraz jej nazwisko widniałoby w bazie pacjentów - dodaje.

Operacja w Niemczech

- Dzień po tym jak byłam w trzech szpitalach, ból ciągle nie ustępował. Dlatego postanowiliśmy szybko wrócić do Niemiec, do szpitala. Prosto z drogi pojechaliśmy do placówki - relacjonuje Maciejewska.

Godzinę po przyjeździe kobieta była już na stole operacyjnym. Okazało się, że ma kamienie w woreczku żółciowym. Stan pacjentki był na tyle poważny, że groziło jej też usunięcie wątroby. W sumie w szpitalu spędziła dziesięć dni.
Narodowy Fundusz Zdrowia nie chce komentować całego zamieszania.

- Zawsze jest tak, że o tym, jakie kroki należy podjąć, decyduje lekarz. My ich pracy nie oceniamy. Pacjentka może jednak złożyć do nas skargę, którą rozpatrzymy - mówi Aleksandra Kwiecień, rzeczniczka prasowa NFZ.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Kraków. Potrzebowała pomocy. Odesłali ją z trzech szpitali - Gazeta Krakowska

Komentarze 39

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

G
Gość
pis i jego beton udaje i ignoruje problem a problem jest jak nigdy dotad sluszba zdrowia zawsze niedomagala ale teraz jest katastrofalnie moja zona zaczela chwalic sluzbe zdrowia angielska jak przyjechala z polski po wizycie wszpitalu z matka byla zalamana to dlugo opisywac wiekszosc wie a dla fanatykow pisu szkoda czasu to rozmowa buta z h.....m
M
M.A
Sor w Rydygierze to porazka !!! Baby na recepcji nie majace pojecia kazdego kwalifikuja na min 6 godz czekania a corki pielegniarki i inne znajome wchodza poza kolejnoscia na oczach cierpiacych czekajacych pacjentow. Znieczulica i hamstwo !
G
Gość
Obecnie (tam, gdzie tylko jest to możliwe), odchodzi się od tradycyjnych rejestracji / recepcji usytuowanych w placówkach medycznych, na rzecz zewnętrznej rejestracji telefonicznej właśnie po to, aby uniknąć nie tylko takich jak opisana w artykule sytuacji zagrażających zdrowiu i życiu pacjentów, ale również ze względów dowodowych (jak wiadomo rozmowy telefoniczne w przeciwieństwie do tych "na korytarzu" są nagrywane). Wyprowadzając rejestrację pacjentów na zewnątrz, placówka medyczna zyskuje profesjonalny personel, ale też niemal 100% pewności braku procesów sądowych, ze źle obsłużonymi przez rejestrację na miejscu pacjentami. Ze swojej strony mogę polecić serwis www.rejestracja-telefoniczna.pl
N
Nitro
Życie mnie już nauczyło jak postępować z NFZ i całą tą pseudo służbą zdrowia. Zasada nr 1 -> Jeśli uważasz, że dasz radę przeżyć nie idąc do lekarza to nie idź. Zasada nr 2 -> jeżeli masz zamiar skorzystać z opieki zdrowotnej za którą płacisz bardzo duże pieniądze to zadzwoń po karetkę!!! Przyjadą po Ciebie i zrobią szereg badań.
PS. Twój głos musi być niepokojący bo inaczej nie będzie się im spieszyło.
Pozdrawiam i życzę zdrowia
U
Urszula Jakubowska
Z duzym zainteresowaniem czytalam ten beznadzijeny artykul bo chcialam sie bardzo dowiedziec gdzie pania Karoline bolalo. No i czytam...czytam i nic, pisze tylko ze boli ale nie pisze gdzie. Dopiero w ostatnim paragrafie pisze ze miala kamienie na woreczku zolciowym no to sie ucieszylam ze chyba tam ja bolalo i ze juz wiem.
Pani jest zamieszkala w Niemczech i w oczywisty sposob nie zna cennika lapowek ktore daje sie personelowiu medycznemu w Polsce. Otoz lekarz bierze co najmniej 500 zlotych lapowki za prawidlowa diagnoze, pielegniarka to 200 zlotych za podanie srodka przeciwbuloweho a salowa to minimum 100 zlotych za podlozenie basenu czyuli "kaczki". Portierowi w dozorcowce daje sie 50 zlotych za to ze wpusci do szpitala jak na przyklad ktos umiera bo jak sie nie da to osoba umierajaca umrze sama
gdzies na korytarzu, przykryta kocykiem w kratke i proszac o lyk wody. Przechodzacy obok personel medyczny bedzie sie smial i mowil "umieraj szybciej bo nam te twoje nosze sa potrzebna bo czekaja na to miejsce juz inni co maja wiecej kasy".
P
Pacjent
Bo chirurg nie dzieli się z nim łapówką.
Kto się z tym zgadza - łapka w górę.
I
Inżynier
Kraj nie jest ohydny, ale lekarze często są niedouczeni i chciwi jak mało która grupa zawodowa.
Nie podzielą się z pielęgniarkami kasą.
Ryba psuje się od głowy - Kopacz, Arłkowicz są żywym przykładem.
S
Staszek
Babcia moja mawiała: "Cierp ciało kiedy chciało"
B
Boczek
Nie chce mi się tego czytać, wiadomo że służba zdrowia za PO jest do du.y.
T
TypowyPacjent
Czekałem na wizytę w Rydygierze 2 miesiące. Przyszedłem - kolejka na cały korytarz, po pewnym czasie usłyszałem swoje nazwisko. Lekarz z dużym impetem wyleciał z drzwi mówiąc przy wszystkich oczekujących "ale wie Pan, że najbliższy termin na operację jest za około 2 lata?" odparłem - "może wejdziemy do gabinetu, a nie będziemy załatwiać sprawy na korytarzu?" - wszedłem i wyszedłem - 20s rozmowy bo jak powiedział konował - on nie ma czasu, ma jeszcze 12 pacjentów... - dramat, po prostu dramat! Współczuje osobom naprawdę chorym i potrzebującym pomocy na już...
J
JestemNikim
"...To nie jest kraj dla biednych ludzi." Mi się nawet nie chce chodzić po lekarzach. To jak wygląda w Polsce opieka medyczna jest żenujące. Jak padnę będzie jednego podatnika mniej, ale kogo to obchodzi. A lekarze mają się coraz lepiej($$$$$$$) i jeszcze narzekają. Lekarz z powołania - relikt przeszłości. Dziś, to zawód, gdzie się robi kasę, a pacjenci, tylko się czepiają, przeszkadzają i są wiecznie niazadowoleni. Tak jakby nie mogli umierać w ciszy. Ludzie trochę godności.
K
Kles
Ja też padłem ofiarą takiego mechanizmu. Otóż w Bielsku-Białej mówili...podniedrożność,, sprawa nie operacyjna. To powiedzieli w Szpitalu Wojewódzkim. Trafiam na Wyspiańskiego...pan ordynator tą samą śpiewkę zaczyna. A ja z tygodnia na tydzień rzygam coraz częściej i więcej. W końcu trafiam do prof. Lampego w Katowicach, wcześniej do dr Bołdysa w Tychach i mówią, że trzeba operować. Wreszcie prof. Lampe wymawia to przeklęte przez wielu słowo "stomia". I ją wyłania. I dzięki temu żyję. Pytam się asystujcej, skądinąd sympatycznej, pani adiunkt, co tam było. A ona...."Przeczytajcie sobie opis bo to za dużo, żeby gadać" No i okazało się, że jest...owrzodziały guz wielkości czereśni. Jakby to palnęło, byłoby zapalenie otrzewnej. A, że wiadomo, że drugiego zapalenia otrzewnej raczej się nie przeżywa, to chyba wszystko wiadomo. Znam to uczucie jak jasna cholera. Jak tego Chrystusa od Annasza do Kajfasza. Byleby jeszcze znalazł się uczciwy Piłat, ale taki nieulegający presji tłumu. A tutaj nie wiadomo, kto jest Annaszem, kto jest Piłatem. Może tutaj ktoś gra rolę Heroda, albo nie daj Bóg Judasza, albo i samego diabła.
k
king kong
Sorry ale taki burdel jest w krakowskich szpitalach
m
mixx
Skoro pani była tak skrzywdzona to dlaczego nie pójdzie do sądu? Sorry, ale ten artykuł to tylko słowo przeciwko słowu.
z
zazenowana
Wszyscy z tego szpitalnego świata domagają się więcej kasy to róbcie coś a nie odsylajcie pacjentów kwitkiem! ! Płacimy zusy na co? Jak itak ttrzeba później chodzić prywatnie przecież to skandal.najlepiej powiedzieć ze pacjentka sama zrezygnowała z konsultacji. Jak człowiek nie może przejść kilka metrów bo cierpi z bólu a na SORze czasami trzeba czekać 3 godziny tak jak ja ostatnio? Porażka....po prostu porażka
Wróć na i.pl Portal i.pl