Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kraków. Nie wiadomo, dlaczego zabił swoją matkę. Po zbrodni mieszkał z nią kilka tygodni

Marta Paluch
Blok przy ul. Meissnera w Krakowie, w którym doszło do  tragedii. Tu mieszał Adam K. i jego matka
Blok przy ul. Meissnera w Krakowie, w którym doszło do tragedii. Tu mieszał Adam K. i jego matka Adam Wojnar
Przed krakowskim sądem zaczął się proces Adama K., który brutalnie zamordował swoją matkę. Kulisy tej zbrodni pozostają zagadkowe.

59-letni Adam K. - zrównoważony, bardzo konkretny, o nieprzeciętnej inteligencji. Inżynier hutnik. Pupilek swojej 90-letniej matki, przez lata żył z nią w doskonałej komitywie. Ostatnie trzy lata mieszkali razem. Sam nie potrafił powiedzieć, dlaczego pchnął ją trzy razy nożem: w klatkę piersiową i ramię. Był wtedy pijany.

Nie wiadomo też, kiedy dokładnie doszło do zbrodni. Adam K. do dziś nie może sobie przypomnieć tego dnia. Jedno, co wiadomo na pewno: 25 marca 2014 r. zgłosił się na komisariat przy ul. Lubicz w Krakowie i opowiedział, co zrobił.

Otworzył lufcik

Policjanci, którzy weszli do mieszkania przy ul. Meissnera w Krakowie, zastali tam makabryczny widok. W kuchni leżało ciało kobiety, rozkładające się od co najmniej dwóch tygodni. W kuchni był otwarty lufcik - Adam K. mówił potem, że sam go otworzył. On sam nie wszedł z policjantami. Nie był w stanie.

Co tam się stało?
Rekonstrukcja zdarzeń pozwala na stwierdzenie kilku faktów. Na przykład tego, że Adam K. przez trzy dni mieszkał w hotelu "Monika" w Krakowie. Zameldował się tam 22 marca.

Chciał popełnić samobójstwo. - Myślałem o rzuceniu się pod pociąg albo skoku z wieżowca. Doszedłem jednak do wniosku, że samobójstwo nic nie załatwi, to byłoby tchórzostwo - mówił. Ostatecznie, zgłosił się na policję.

To nie był przypadkowy komisariat - Adam K. pracował tam przez osiem lat, najpierw odrabiał służbę wojskową, a potem został jako pracownik cywilny.

Ci, którzy mieli z nim do czynienia, określają go mianem "bardzo spokojny człowiek". Postawny, w okularach, łysiejący - typowy inteligent. Gdy zeznawał w śledztwie i przed sądem, nie wypierał się tego, co zrobił. Przeciwnie - opowiadał to, co pamiętał, w miarę dokładnie i bez emocji. Był opanowany. Przyznał się także do winy, ale skruchy nie wyraził.

Jak doszło do morderstwa?

Aby to zrozumieć, trzeba się cofnąć w czasie.

Ulubieniec matki
Adam był oczkiem w głowie matki. Faworyzowała go kosztem przyrodniego brata. Adam K. zawsze liczył się z jej zdaniem, czasem tak bardzo, że źle wpływało to na jego małżeństwo - tak przynajmniej odczuwała to była żona oskarżonego.
Powodu do konfliktów w małżeństwie było więcej. Adam K. na początku lat 90. zaczął pić. Krył się z tym przed żoną i dwoma synami. Kiedy jednak zaczął być agresywny, żona wytoczyła mu sprawę w sądzie. W 2011 r. po wyroku za znęcanie musiał się wynieść z ich mieszkania i zamieszkał z matką.

Starsza pani mieszkała w bloku przy ul. Meissnera.

Nie miała tam nikogo zaprzyjaźnionego, z sąsiadkami nie utrzymywała kontaktów. Może dlatego, że - według relacji świadków - traktowała ludzi trochę z góry. Jednak między nią i synem układało się dobrze. Tak twierdzi również jego kurator sądowy, który ma zeznawać w procesie.

Adam K. walczył z nałogiem. Chodził na spotkania AA, terapię. Nie udało mu się. Kiedy mieszkał z matką i jej psem, starał się i przed nią ukryć picie. - Wstawałem wcześnie rano, żeby wypić kilka piw, zanim się obudzi - mówił.
W dzień zabójstwa tak właśnie było. Potem, około godz. 10 rano, zrobił jej śniadanie. W śledztwie opowiadał, że ten dzień pamięta jak przez mgłę. Siedzieli w kuchni, matka jadła, a on co 10-15 minut chodził do pokoju obok, napić się piwa. Nie pamięta, o czym rozmawiali.

Matka siedziała na krześle, kiedy jego "otumaniło". Wziął z szafki nóż typu finka i zadał jej trzy ciosy. Upadła twarzą do podłogi.

Adam K. nie potrafi powiedzieć, dlaczego to zrobił. Gdy to do niego dotarło, był tak przerażony, że nie sprawdził nawet, czy kobieta żyje. A potem... mieszkał jeszcze w tym mieszkaniu kilka tygodni (biegli orzekli, że co najmniej dwa). W tym czasie, jak mówił, wychodził jedynie do sklepu po piwo i jedzenie dla psa. Do kuchni nie wchodził, uchylił tylko lufcik.

Nikomu nie powiedział
W tym czasie nikomu nie powiedział, co się stało. A kurator dzwonił do niego dwa razy. Adam K. łączył się też przez internet ze znajomą z Poznania. - Cały czas myślałem: coś z tym trzeba zrobić - powiedział śledczym.

W końcu, w sobotę, 22 marca 2014 roku o godz. 8 rano spakował plecak, zabrał zapas piwa i zupek chińskich i wyprowadził się do hotelu Monika, gdzie chciał sobie wszystko przemyśleć. Gdy wychodził z mieszkania, zauważył, że ciało matki ma już posiniałe palce. Psa zostawił razem z nią.

Czy był poczytalny? Biegli powołani przez prokuraturę orzekli, że tak. Opisali go jako samotnika, bez skłonności do agresji. Zdiagnozowali chorobę alkoholową, ale wykluczyli psychozę. Dlatego Adamowi K. grozi nawet dożywocie.

Podczas pierwszej rozprawy podziękował swojej byłej żonie i bratu za zajęcie się pogrzebem...

Zobacz najświeższe newsy wideo z kraju i ze świata
"Gazeta Krakowska" na Youtube'ie, Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska