Kraków jak karczma zajezdna. Swoje i obce wojska, rekwizycje i zaraza doprowadziły Kraków w XVIII w. do katastrofy

Paweł Stachnik
Karol XII ze swoimi oddziałami
Karol XII ze swoimi oddziałami Archiwum
MARZEC 1704. Do Krakowa wchodzą oddziały szwedzkie. Tak zaczyna się cały szereg wojskowych okupacji miasta. Początek XVIII w. jest dla Krakowa prawdziwie tragiczny.

Książę saski Fryderyk August II Wettyn został wybrany na kró­la Polski 27 czerwca 1697 r. Dzień wcześniej większość głosujących opowiedziała się za francuskim księciem Franciszkiem Ludwikiem Burbonem. Być może historia naszego kraju potoczyłaby się inaczej, gdyby francuski arystokrata wykazał więcej energii w dążeniu do tronu. Bardziej zdeterminowany był jednak Wettyn, który szybciej dotarł do Polski, wjechał do Krakowa i 15 września koronował się jako August II.

Nowy król postawił sobie za cel odzyskanie od Szwecji Inflant. Miało to wzmocnić jego pozycję w Rzeczypospolitej, zyskać mu popularność wśród szlachty oraz - co było najważniejsze - zdobyć dla Wettynów nowe dziedziczne terytorium. August zawarł więc sojusz z Rosją (wiecznie skonfliktowaną ze Szwecją) i rozpoczął wojnę. Niestety, Szwecją władał Karol XII, wybitny dowódca i dzielny żołnierz, który zadawał przeciwnikom klęskę za klęską. Szybko okazało się, że za terytorialne ambicje Augusta zapłaci Rzeczpospolita. Oraz Kraków.

Wyścig do bram

19 lipca 1702 r. August II poniósł klęskę z armią szwedzką w fatalnie rozegranej bitwie pod Kliszowem w świętokrzyskim. Król schronił się w Krakowie i zamierzał się w nim bronić, a miasto zaczęto pospiesznie fortyfikować. Władca rychło jednak zmienił zdanie i 3 sierpnia wyjechał w stronę Sandomierza. Wyglądało na to, że Kraków nie będzie broniony.

10 sierpnia 1702 r. w Podgórzu stanęły oddziały szwedzkie, a z nimi sam Karol XII. Następnego dnia gen. Magnus Stenbock z 400 ludźmi przeprawił się promami przez Wisłę i dotarł pod mury miasta, gdzie zażądał otwarcia bram. Gdy mu odmówiono, wezwał na rozmowę dowódcę obrony, starostę krakowskiego Franciszka Wielopolskiego. Doszło wtedy do filmowej wręcz sceny. Oto gdy generał i starosta negocjowali pod murami, przez Wisłę kazał się przewieść Karol XII i nierozpoznany przez nikogo zbliżył się do rozmawiających i rzekł do Wielopolskiego po francusku „Ouvrez la porte”.

Nie uzyskawszy odpowiedzi, zniecierpliwiony wydał żołnierzom rozkaz ataku na miasto. Widząc to Wielopolski rzucił się do bramy Grodzkiej, do której równocześnie wpadł Karol XII ze swoimi ludźmi. Król kazał natychmiast rozbroić straż, a jeździe zająć miasto, sam natomiast pognał za Wielopolskim, usiłującym dostać się na Wawel. Do wawelskiej bramy dopadł równo ze starostą, ale to jego żołnierze zdołali opanować zamek. W ten oto sposób Kraków został zajęty przez Szwedów.

Gubernatorem miasta mianowano wspomnianego gen. Magnusa Stenbocka, doświadczonego wojskowego, szczególnie skutecznego w ściąganiu kontrybucji z podbitych terenów. Już 11 sierpnia kazał stawić się magistratowi i zażądał zebrania w ciągu kilku godzin 60 tys. talarów opłaty od wszystkich gmachów świeckich i posiadłości duchownych w mieście. Burmistrz Jan Paweł Fryzenkier i rada miejska wymawiali się jak mogli, dowodząc że nie mają prawa nakładać obciążeń na domy duchownych, ale na nic się to nie zdało.

Szwedzi grabią

Kontrybucję rozłożono na radnych, którzy w zależności od majątku musieli zapłacić od około 100 aż do ponad 2 tys. talarów. Najwięcej, bo 6 tys. talarów, musiał wyłożyć najbogatszy krakowski kupiec Stanisław Laskowic. Osobno płaciły cechy, Akademia Krakowska, kapituła i kolegiaty. Nie był to jednak koniec łupiestw. Szwedzcy żołnierze ruszyli do kościołów i klasztorów przetrząsać je w poszukiwaniu pieniędzy, kosztowności.

Rewidowano kaplice, zakrystie, groby, strychy, opukiwano ściany i posadzki w poszukiwano tajnych skrytek. Znalezione paramenty kościelne albo wysyłano do Szwecji, albo przetapiano na miejscu. Ograbiono w ten sposób karmelitów bosych, karmelitów „na Piasku”, klaryski i jezuitów. Szwedzi nie darowali nawet zakonom żebrzącym, które musiały dostarczyć po kilkaset bochenków chleba. Rewizje urządzano także w domach prywatnych, szukając ukrytych zasobów. To, co znaleziono, od razu konfiskowano.

Grabież majątku nie wyczerpywała uciążliwości spowodowanych szwedzką okupacją. Miasto musiało utrzymywać trzy pułki piechoty stacjonujące w Krakowie. „Wino musiano dostarczać dziesiątkami beczek, szły setki funtów mięsa, słoniny, tabaki. Najeźdźca żądał podków, materacy, wezgłówków, prześcieradeł dla chorych. Na aprowizację wojsk szwedzkich miasto wydało 4289 tynfów, nie licząc poczęstunków dla generałów” – pisała w „Dziejach Krakowa” Janina Bieniarzówna.

To nadal nie wszystko. „Złupiono arsenał królewski, zabrano 45 dział spiżowych, ołów i innych potrzeb wojskowych znaczny zapas, działa żelazne mniejsze także zabrano, większe prochem rozsadzono. Miejskie armaty zawczasu pochowano w ziemi, a tak Szwed nie wiedząc o nich wziął ośm tylko burzących armat z bramy floryańskiej i furtki mikołajskiej; wzięto także wiele łańcuchów wielkich które były do zamykania ulic, przy narożnych kamienicach” - opisywał grabież Józef Mączyński w swojej wydanej w 1845 r. pracy „Pamiątka z Krakowa”.

Szwedzi palą

Wszystko to było jednak niczym w porównaniu ze szkodą, jaką Szwedzi wyrządzili królewskiemu zamkowi na Wawelu. Oto kwaterujący tam żołnierze rozpalali ogniska na posadzkach komnat. 15 września od jednego z takich ognisk wybuchł pożar. Zamek stanął w ogniu, a ku przerażeniu krakowian Szwedzi nie pozwolili go gasić. Dopiero po trzech dniach, gdy pożar stawał się coraz większy i zaczął zagrażać katedrze, zabrali się za gaszenie, a dzwonem Zygmunta wezwali mieszczan na pomoc.

Dzięki wysiłkom uratowano katedrę, ale zamek był w katastrofalnym stanie. Spalił się dach, a przepalone belki runęły w dół zrywając sklepienia.

Komnaty zaspane zostały gruzem, nad nimi zaś zamiast dachu świeciło niebo. Ocalała jedynie sala poselska. Wiekowa królewska rezydencja, która była jednym z „mieszkań” króla, jego żony i dworu oraz miejscem szczególnie związanym z majestatem Rzeczypospolitej, stała się ruiną.

Wróćmy jednak do okupacji szwedzkiej. Na początku października 1702 r. Szwedzi zaczęli się szykować do odmarszu. Główne siły wyszły z miasta 12 października, wywożąc ze sobą rozmaite dobra, sprzęt wojenny, armaty i kule. Na miejscu został gen. Stenbock, który uznał, że miasto nie zapłaciło całości okupu i oczekiwał na wyrównanie należności. Brakujące tysiąc talarów zebrali między sobą bogatsi rajcy.

Trzecia okupacja

Odejście Szwedów nie oznaczało spokoju. Do Małopolski nadciągnęły bowiem polskie chorągwie oraz pułki saskie, które też wybierały żywność i furaż nie przebierając w środkach. Wydawało się, że nawet natura sprzysięgła się przeciw miastu, bo w listopadzie Kraków dotknął huragan o rzadko spotykanej sile, który mocno uszkodził resztki zamku wawelskiego, oraz przewrócił wieżę zegarową katedry, obalając ją na dach. W samych mieście zaś naruszył wiele budynków, m.in. wieżę ratuszową.

Na przełomie 1703 i 1704 r. do Krakowa przybył król August II Sas z wiernymi sobie senatorami. Być może na wieść o tym w kierunku miasta ruszył operujący w okolicach Częstochowy szwedzki generał Karl Rehnsköld. I tym razem August II umknął, rezygnując z obrony. Rehnsköld dotarł do Słomnik i wysłał stamtąd podjazd w sile 750 rajtarów, który 9 marca 1704 r. dotarł do Krakowa. Dwa dni pojawił się sam generał, zamknął wszystkie bramy i zażądał żywności i kwater.

Miasto musiało jednorazowo dostarczyć dużą ilość chleba, piwa, wódki, słoniny, kaszy, tabaki oraz złożyć kontrybucję w wysokości 30 tys. tynfów. Burmistrz Fryzenkier i rajcy sprawnie rozdzielili kontrybucję, a wymaganą sumę szybko zebrano i przekazano okupantowi. W sumie na kontrybucję i prowiant miasto wyłożyło 38 275 złotych. Z kolei Kazimierz musiał na swój koszt wybudować nowy most przez Wisłę. Ta okupacja szwedzka (już trzecia, licząc od 1655 r.) trwała na szczęście tylko osiem dni.

W 1704 r. Karol XII przeprowadził w Warszawie detronizację Augusta II i wybór powolnego sobie nowego króla, Stanisława Leszczyńskiego. Kraj podzielił się na dwa obozy, wybuchła wojna domowa, dodatkowo potęgując chaos. W sierpniu tego roku do Krakowa wtargnął niespodziewanie starosta spiski Teodor Lubomirski, bratanek hetmana Hieronima Lubomirskiego, i obsadził miasto swoimi ludźmi. W listopadzie miało bowiem w Krakowie dojść do spotkania pojednawczego skonfliktowanych dotąd króla Augusta i hetmana Lubomirskiego.

Spotkanie odbyło się 17 listopada 1704 r. i oznaczało dla miasta „ciężary niemniej dotkliwe niż poniesione w czasie najazdu szwedzkiego”. Król nakazał bowiem, by przygotować dla wojska 15 tys. sucharów, 150 wołów, 300 beczek piwa, 3 tys. korcy owsa, 600 brogów siana i 100 snopów słomy. Przerażeni rajcy wręczyli komisarzom wojskowym hojne podarunki, dzięki czemu uzyskano pewne zmniejszenie powyższych nadziałów.

Swoi i obcy

Wiosną 1705 r. wojska polskie i saskie Augusta II wyruszyły na Litwę, by spotkać się tam ze sprzymierzonymi oddziałami rosyjskimi. Korzystając z tego do Krakowa 16 kwietnia wszedł szwedzki gen. Stromberg z tysiącem ludzi. Ta okupacja trwała 210 dni, do 14 listopada. Ten pobyt kosztował miasto 145 tys. złotych polskich.

Niedługo później do Krakowa przybył na zimę regiment królewski, a po nim starosta gnieźnieński Adam Śmigielski ze swoimi oddziałami, który od dwóch lat prowadził w całej Polsce antyszwedzką partyzantkę na rzecz Augusta II. Od miasta pan starosta zażądał chleba, piwa, śledzi, prochu, ołowiu i 40 postawów sukna. Po Śmigielskim nadciągnęły chorągwie uznające króla Leszczyńskiego, a potem oddziały wspomnianego już Teodora Lubomirskiego. Jak podliczyła prof. Janina Bieniarzówna, rok 1705 kosztował Kraków 21 950 zł. Niestety, kolejny okazał się jeszcze gorszy.

W 1706 r. Szwedzi opuścili Koronę i przenieśli się na Litwę, którą zaczęli pustoszyć. Skorzystał z tego August II, który ze swoimi wojskami oraz wspierającymi go oddziałami rosyjskimi 12 marca pojawił się w Krakowie. Zgodne z praktyką, oba wojska żywiły się kosztem miasta i jego okolic. Król zaczął intensywnie umacniać Kraków jakby wreszcie zdecydował się na jego obronę przed Szwedami.

„Jenerał saski Schulenburg rozporządzał tą robotą. Zburzono wtedy bramę poboczną pod zamkiem, kilka kamienic naprzeciwko arsenału stojących, browar bernardynów na Stradomiu, ich ogród i domy rybackie na podzamczu stojące” - pisał Józef Mączyński. Wycięto ogrody pod Wawelem, zburzono mury miejskie przy bramie Grodzkiej, zamierzano przekierować bieg Wisły. Czym zakończyły się te prace, na które pieniądze wyciskano z mieszczan? Oddajmy raz jeszcze głos Mączyńskiemu: „Skończyło się ufortyfikowanie Krakowa na zrobieniu tej ruiny, gdyż August na wieść o zbliżaniu się wojsk szwedzkich, opuścił znowu Kraków wraz z Rossyanam i Sasami, zabierając ocalone w roku 1702 armaty miejskie i blachę ze spalonego zamku krakowskiego…”.

Ubiec Rosjan

Wiosną 1707 r. pod Kraków podeszły wierne Sasowi oddziały miecznika koronnego Stanisława Denhoffa i towarzyszące im pułki rosyjskie gen. Böhma. Böhm chciał jako pierwszy zająć miasto na kwaterę, ale ubiegł do Denhoff wcześniej obsadzając zamek i sam Kraków. W takiej sytuacji Rosjanie rozłożyli się na Kazimierzu, „żywiąc się kosztem okolic podmiejskich”. Po raz kolejny okazało się jednak, że nie ma większej różnicy między żołnierzem swoim i obcym – obaj jednakowo gnębią miasto.

Ciągłe przemarsze wojska, bieda i nędza wywołały głód, a wszystko to przyniosło zarazę. W sierpniu 1707 r. pojawiło się w Krakowie morowe powietrze, które trwało do grudnia 1708, a z nawrotami do 1710. W Krakowie miały umrzeć 7223 osoby, w okolicy ponad 12 tys. Epidemia miała taki pozytywny skutek, że wypłoszyła stacjonujące w mieście wojska.

Stan miasta był przerażający. Kraków się wyludnił i spustoszał, na każdym kroku straszyły zniszczone budynki. „Rok 1710 zakończył te ośmioletnie klęski, które przywiodły mieszkańców Krakowa do nędzy, a samo miasto do upadku. Ludność prawie do trzeciej części pomniejszona została, gdyż część jej wymarła w morowem powietrzu, a część opuściła miasto, aby ocalić życie i reszty niewydartego jeszcze dobytku. Sam magistrat miasta zmuszonym został nie tylko sprzedać wszelką miejską własność, zaciągnąć znaczne długi, ale targnąć się nawet na święty grosz sierot i ubóstwa, straży jego powierzony.

Nawet akademia krakowska tak zubożała w owym czasie, iż cały jej fundusz później okazał się mało co większy nad 1000 czerwonych złotych. Tylko ośmiu akademików miało opatrzenie z beneficjów duchownych, reszta zaś żyła z sprzedaży kalendarzów” - pisał Józef Mączyński. Względny spokój i szanse na odbudowę przyniosło dopiero panowanie Augusta III Sasa.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Giganci zatruwają świat

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Kraków jak karczma zajezdna. Swoje i obce wojska, rekwizycje i zaraza doprowadziły Kraków w XVIII w. do katastrofy - Plus Dziennik Polski

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl