Krajobraz po tragedii. W Śremie i Sierakowie milczą, a spirala zła nadal się nakręca...

Krzysztof Sobkowski
Przed poznańskim Sądem Okręgowym trwa proces trzech mężczyzn w wieku od 25 do 29 lat, mieszkańców gminy Sieraków, oskarżonych o zabójstwo 26-letniego Patryka R. Doszło do niego 17 lutego 2017 roku. Dlaczego w małej wsi pod Sierakowem doszło do tragedii? Zabili, bo sami obawiali się o swoje życie? A może dokonali linczu na koledze, który zagrażał ich interesom? Odpowiedzi szukamy rok po tym zdarzeniu...

Śrem to niewielka miejscowość oddalona o niespełna 6 kilometrów od malowniczego Sierakowa w powiecie międzychodzkim..

Wieś sielska, ale całkiem nie anielska...

Kilka domów na krzyż. Ze dwa, trzy gospodarstwa, reszta to domki letniskowe. Mieszczuchów w te okolice przyciąga wyjątkowe Jezioro Śremskie. Jedyne na całym Pojezierzu Międzychodzko-Sierakowskim z dnem położonym poniżej poziomu morza. A także pobliski dwór w Chalinie z CEP, czyli Centrum Edukacji Przyrodniczej.

Co roku w maju przez wieś przemyka trasa sierakowskiego triathlonu. Dzięki temu na asfalcie, przy wlocie do wsi, ktoś napisał sprayem: „Hamuj! Piwo na mecie”. Zawsze jakaś atrakcja. Rdzennych mieszkańców da się tu zliczyć na palcach jednej ręki.

Gdyby nie przecinająca wieś droga powiatowa Sieraków - Kwilcz, to pies z kulawą nogą by tu pewnie nie zajrzał. Nie ma nawet sklepu. Jest za to stary, blaszany przystanek autobusowy. Ilość śmieci zalegająca w jego wnętrzu sprawia wrażenie, że komunikacji autobusowej także tu od dawna nie ma. Nie jest to jednak koniec świata. W ostatnich tygodniach gmina Sieraków postawiła we wsi nowe latarnie uliczne w systemie LED. Stoją tuż przy głównej drodze, naprzeciw starej, zardzewiałej, gminnej tablicy informacyjnej. Ogłoszenia na tablicy nakłaniają do wymiany dachu na taki, który nie zawiera azbestu. Jest też jakieś obwieszczenie wojewody. Nie wygląda na to, by ktokolwiek zwracał na nie uwagę.

Sąsiedzi wolą milczeć

To właśnie w tej okolicy rok temu rozegrał się dramat. 26-letni Patryk R. zginął 17 lutego 2017 roku. Został bestialsko zamordowany.

Miał zostać zwabiony podstępem do samochodu w Sierakowie, po czym przewieziony w okolice Śremu. Tam - pobity, skopany, uderzany kijem bejsbolowym. Ciosy otrzymał w okolice głowy, szyi, krtani, ramion. Z opinii biegłych wynika, że Patryk R. zmarł na skutek zmiażdżenia krtani.

Wszystko wydarzyło się w lesie, niedaleko domu dwóch z oskarżonych. Oprócz braci Tomasza i Mateusza D. w zbrodni brał udział ich znajomy Piotr D. z Sierakowa. Wszyscy mają od 25 do 29 lat. Podczas prokuratorskiego śledztwa każdy z oskarżonych najpierw przyznał się do winy, a później odwołał zeznania. Kiedy rozpoczął się sądowy proces, cała trójka próbuje umniejszyć swój udział w zdarzeniach i nawzajem przerzuca się winą.

O dramacie mieszkańcy wsi do dzisiaj wolą milczeć. Machają ręką i odchodzą albo mówią, że lepiej nic nie gadać. Po prostu, ze strachu.

Jest mroźny, wietrzny, piątkowy poranek. - Dlaczego nikt nie chce nic powiedzieć? - pytam jedynego napotkanego we wsi mężczyznę.

Skoro normalni ludzie, którzy żyli z nami; normalnie zachowujący się sąsiedzi, mogą nagle, pewnego dnia zamordować kolegę, to tak naprawdę mogło to spotkać każdego z nas. A oni kiedyś z więzienia wyjdą i tu wrócą...

- słyszę od niego.

Mężczyzna odchodzi od płotu. Nie pozwala zadać żadnego dodatkowego pytania. - Nic panu więcej nie powiem. Ja tu zresztą jestem tylko sporadycznie. Nie jestem miejscowy, nie znam tutejszych relacji - kwituje.

Pozostałe gospodarstwa we wsi pozamykane na cztery spusty. Pies szczeka tylko przy domu, gdzie stoi gminna tablica informacyjna. To tam właśnie mieszkali dwaj bracia - Mateusz i Tomasz D., którzy wraz z kolegą Piotrem D. z Sierakowa są oskarżeni o brutalny mord. Typowa gospodarka. Widać, że zadbana. Na froncie brama wjazdowa i furtka, zamknięte na cztery spusty i przytknięte cegłami, chyba dla pewności. Z tyłu domu powybijane szyby, ubytki oklejone chyba folią. Na domu da się zauważyć kamery. Ponoć rodzina zamontowała je już po tragedii, bo choć od tej minął już rok, to dramat - jak mówią ich znajomi - wcale się nie skończył.

Złego słowa bym nie powiedziała...

O mężczyzn, oskarżonych o morderstwo, pytam w pobliskich Kurnatowicach. To tylko dwa kilometry dalej. Ale wieś jest większa, jest sklep spożywczy, zdecydowanie więcej ludzi tu mieszka. Mimo to reakcje podobne, jak te w Śremie.

- To zawsze specyficzna rodzina była. Taka na uboczu, nigdy z nikim nie utrzymywali jakichś bliższych kontaktów. Ale też nikomu w drogę nie wchodzili. Żyli jak wszyscy na wsi. Trochę na roli, trochę przy hodowli świń. Ojciec chłopaków trochę popijał, ale jakoś wiązali koniec z końcem. Generalnie wyglądało to tak, że była to raczej biedna rodzina. Nie chodziło się tam pożyczyć szklanki cukru czy mąki jak zabrakło. Nie oferowało się też swojej pomocy. Nie wiem dlaczego. Po prostu nie i już. To, co się stało, było dla nas wszystkich szokiem - opowiada jedna z mieszkanek Kurnatowic, lat około 40, nazwiska nie chce podać. - To przecież taka tragedia i takie małe środowisko - słyszę od niej.

Pod remizą miejscowej Ochotniczej Straży Pożarnej zaczepiam inną mieszkankę wsi. Z wyglądu w wieku około 50 lat. I ją również pytam o tragedię sprzed roku.

- Znam tych wszystkich chłopaków z widzenia. Nieraz bywali w naszej wsi. To do sklepu wpadli, to do znajomych w okolicy. W życiu bym złego słowa na nich nie powiedziała. Zawsze grzeczni, „dzień dobry” powiedzieli. Nic nie usprawiedliwia tego, co zrobili, ale myślę - i tak zresztą ludzie mówią - że chłopak, który zginął, wcale nie był święty. Ponoć kłócili się lata wstecz, aż doszło do tej tragedii. Potem rodzina zniknęła. Nie było ich widać. Tak, jakby wyjechali. Ale niedawno wrócili - mówi. Ale też nazwiska podać nie pozwala. - Nie chcę się w to mieszać - zaznacza.

Kilka domów na krzyż. Ze dwa, trzy gospodarstwa, reszta to domki letniskowe - to wieś Śrem w powiecie międzychodzkim.
Kilka domów na krzyż. Ze dwa, trzy gospodarstwa, reszta to domki letniskowe - to wieś Śrem w powiecie międzychodzkim. Krzysztof Sobkowski

Gnębił ich od lat

Z Kurnatowic jadę do Sierakowa. W końcu to miasto. Tam też mieszkał jeden z oskarżonych, jak i ofiara. Może tu ludzie powiedzą więcej, odważniej. Umawiam się na rozmowę z dziewczyną, znajomą podejrzanych o zabójstwo, znajomą rodziny Mateusza i Tomasza D.

- Musi mi pan obiecać, że będę mogła pozostać anonimowa - zaznacza na początku. - Sprawa jest skomplikowana, a na dodatek wcale się nie skończyła. Trwa nadal, ale teraz w nieco innym wymiarze.

Do zbrodni doszło 17 lutego 2017 roku. Ale konflikt pomiędzy ofiarą a sprawcami miał narastać od wielu lat. Wybuchł we wrześniu 2016 roku. To właśnie wtedy rzekomo ofiara - Patryk R. - miał ukraść jednemu z mieszkańców Sierakowa koła samochodowe. Łup przewiózł jeden z braci, ponoć nieświadomie.

Kiedy dowiedział się, o co chodzi, chciał oddać koła właścicielowi. Kupił z kolegami kartę do telefonu i wysłał mężczyźnie SMS, skąd ma swoje koła odebrać. Patryk R. miał się o to wkurzyć i zażądać od braci pieniędzy za koła. Ci się z tego nie wywiązywali, więc spór przybrał znacznie agresywniejsze rozmiary.

Zaczęły pojawiać się groźby i zastraszanie.

Wiem od braci, że bali się Patryka. On ich gnębił od lat. Już w szkole poniżał, obrażał. Po tej sytuacji z kołami zażądał od nich tysiąca złotych. Nie zapłacili. Któregoś dnia zatrzymał więc ich na sierakowskim rynku, kiedy jechali samochodem. Okopał drzwi, urwał klamkę, lusterko. Groził, że ich zniszczy, że urwie im głowy, zgwałci matkę i siostrę. Oni się po prostu bali, bo był nieobliczalny. Zresztą w Sierakowie wielu ludzi wiedziało, jakim człowiekiem był Patryk i w jakim towarzystwie się obracał. Wraz z kolegami mieli pałki teleskopowe, kije bejsbolowe i kominiarki. Niejednych straszyli

- mówi mi znajoma oskarżonych.

Wszyscy wiedzieli, nikt nie reagował

W październiku 2016 roku Patryk R. miał pojechać pod dom braci D. do Śremu i powybijać tam szyby w oknach. Za to, że nie oddali pieniędzy za koła.

- Wtedy sytuacja się naprawdę zaostrzyła. Wiedziała o tym policja, wiedział cały Sieraków, ale nikt na to nie reagował. Każdy udawał, że to nie jego sprawa - wspomina znajoma rodziny oskarżonych. - Dlaczego? - pytam.

- Myślę, że jak bracia, tak samo i reszta bała się Patryka. On był naprawdę nieobliczalny. Chłopaki naprawdę bali się o swoje życie, bo czuli, że nikt ich przed Patrykiem nie obroni - odpowiada.

- Ja tam nie wiem. Ale trudno tłumaczyć kogoś, kto z zimną krwią morduje drugiego człowieka - odmienne zdanie prezentuje pan Ryszard, mieszkaniec Sierakowa. - Ma powody, czy też nie... Dla mnie za takie coś powinno się spędzić resztę życia w więzieniu. Jeśli się bali, obawiali, to od tego są odpowiednie służby. Samosądy do niczego dobrego nie prowadzą.

Tragedia niczego nie zmieniła

Przed poznańskim Sądem Okręgowym cały czas trwa proces oskarżonych. Grozi im od 12 do 25 lat więzienia. Na razie nie przyznają się do winy i nawzajem się nią przerzucają, pomniejszając swój udział w tej tragedii.

- Najgorsze, że to tragiczne zdarzenie, pomijając już wszystkie okoliczności, niczego nie zmieniło i nic nie rozwiązało. Ten konflikt trwa nadal. Co jakiś czas rodzina Patryka oraz jego koledzy przyjeżdżają do Śremu pod dom braci D. i się odgrażają, że spalą dom; że zabiją rodzinę. A tam jest jeszcze nastoletnia dziewczynka. To samo dzieje się pod jednym z domów w Sierakowie, gdzie mieszkał trzeci z oskarżonych. Wszyscy chcieliby od tego uciec, odciąć się, zacząć normalnie żyć, ale nie da się. Bo ta spirala zła ciągle się nakręca. Raz już przecież doprowadziła do tragedii... - podsumowuje znajoma oskarżonych.

Przed poznańskim Sądem Okręgowym cały czas trwa proces oskarżonych. Grozi im od 12 do 25 lat więzienia. Na razie nie przyznają się do winy i nawzajem
Przed poznańskim Sądem Okręgowym cały czas trwa proces oskarżonych. Grozi im od 12 do 25 lat więzienia. Na razie nie przyznają się do winy i nawzajem się nią przerzucają, pomniejszając swój udział w tej tragedii. archiwum Głosu Wielkopolskiego

Oskarżeni przerzucają się winą

Przed poznańskim Sądem Okręgowym trwa proces w tej sprawie. Na ławie oskarżonych siedzi trzech mężczyzn. Bracia Tomasz i Mateusz D. ze Śremu i Piotr D. z Sierakowa. Według biegłych, gdyby nie cios zadany w szyję, Patryk mógł przeżyć.

- Zgon nastąpił w krótkim czasie po zmiażdżeniu krtani. Śmierć trwała nie dłużej niż kilka minut. Na ciele mężczyzny były sińce i stłuczenia, ale tylko to obrażenie miało charakter śmiertelny - zeznała biegła Natalia Macioszek.

Tomasz i Mateusz D. utrzymują, że śmiertelny cios zadał Piotr D. To on miał najpierw uderzyć kijem Patryka R., a następnie nadepnąć mu na szyję, miażdżąc krtań. Przekonują też, że oni sami chcieli jedynie nastraszyć 26-latka i nie planowali zabójstwa. Piotr D. przyznał, że to jeden z braci nakłonił go do spotkania z Patrykiem i przywiezienia go na miejsce zbrodni. Przyznał się też do nadepnięcia na krtań ofiary. Później wycofał się z tych wyjaśnień, wskazując, że prokurator wywierał na niego presję.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Krajobraz po tragedii. W Śremie i Sierakowie milczą, a spirala zła nadal się nakręca... - Plus Głos Wielkopolski

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl