Koronawirus w Polsce. Piotr Zaremba: Apeluję do części elit - otrzeźwiejcie

Piotr Zaremba
Piotr Zaremba, publicysta
Piotr Zaremba, publicysta fot. Bartłomiej Ryży
Łatwiejszy i szybszy dostęp do testów dla ludzi władzy niż dla chorych i lekarzy to oblany test z przyzwoitości i demokracji” - napisał na Twitterze były premier Donald Tusk. Zrobił to, kiedy okazało się tuż przed posiedzeniem Rady Gabinetowej, że jeden z ministrów jest zarażony i wszystkim członkom rządu trzeba zrobić teksty, aby rząd mógł zebrać się następnego dnia. Do przyjęcia był pakiet antykryzysowy ważny dla przedsiębiorców i pracowników.

Media życzliwe Tuskowi zinterpretowały tę wypowiedź jako apel o większą dostępność testów. Można też, jak uczynił to
szef redakcji Onetu Bartosz Węglarczyk zarzucać rządowi przy tej okazji swoistą „pokazuchę”. Decyzje można było podjąć z gabinetów, za pośrednictwem Skype’ów. Widowisko z prezydentem było potrzebne dla jego kampanii wyborczej.

No tak, tylko że zarazem czytana literalnie, ta zdawkowa notka byłego premiera brzmi jak szczególnie drastyczny przykład populizmu. Wizja, że dla pracujących w ekstremalnie trudnych warunkach ministrów nie tworzy się szczególnej ścieżki sprawdzenia ich stanu zdrowia, że każe im się czekać z wszystkimi „chorymi i lekarzami” to logiczny absurd.

Chodzi o to, aby wykorzystać ten zamęt do przedstawienia całej ekipy rządzącej jako gromady dygnitarzy-pasożytów, korzystających z przewagi wobec reszty społeczeństwa. A przecież to oczywiste, że gdyby taki kataklizm ogarnął Polskę za rządów PO, ministrowie też powinni przeznaczyć czas na co innego niż wystawanie w kolejkach po testy. I zapewne tak by było. Że te kolejki są zbyt długie, a procedury zbyt zawiłe dla zwykłych obywateli, to inna sprawa. Ale nie warto mieszać jednego z drugim, jeśli nie chce się wystąpić w roli kogoś żerującego na nieszczęściu Polaków.

Niestety ten apel jest jałowy. Przykład dała kandydatka na prezydenta z ramienia PO Małgorzata Kidawa-Błońska, zasypując Polaków plotkami i niesprawdzonymi informacjami. Zarzut o ukrywaniu przez rząd przypadków choroby był wyssany z palca i budził zakłopotanie nawet co uczciwszych dziennikarzy sprzyjających opozycji.

Mamy do czynienia z całą galerią zawodowych hejterów przykręconych na 24 godziny do netu po to, aby karmić wyznawców histerią i agresją. Roman Giertych jako bodaj pierwszy podchwycił wieści o radnym PiS „przebranym za medycznego ratownika”, który spotykał się w Garwolinie z prezydentem. Okazało się, że to owszem radny PiS, ale też dyrektor tamtejszego szpitala, pracujący często jako ratownik.

Tomasz Lis był z kolei pewny, że wieści o 13 wyleczonych są przedwczesne, bo kiedy zdążyliby zachorować. Ale przecież Lis i jego koledzy sami bombardowali Polaków supozycjami, że wirus rozwija się w organizmach wielu Polaków bez ich wiedzy, a państwo tego nie sprawdza. Zarzucenie tak lekką ręką głównemu inspektorowi sanitarnemu kłamstwa powinno przynajmniej wzbudzić wątpliwości. Nie ma ich ani sam Lis, ani zwolennicy takiej metody obecności w życiu publicznym.

Kiedy tenże Lis wykorzystał temat popularności ministra zdrowia Łukasza Szu mowskiego do obrzucenia obelgami polityków PiS, to żaden ze zwolenników tych ostatnich, a gospodarz konta twitterowego Partii Razem, poradził mu: „chłopie, zajmij się czym innym, są gry planszowe”. Rzecz w tym, że ci ludzie nie są w stanie zająć się czymkolwiek innym. Żerowanie na emocjach negatywnych to jedyne zajęcie, jakie uprawiają od lat.

Wracając do samych polityków (choć Lis jest dziś bardziej politykiem niż dziennikarzem), warto zauważyć, że w największym stopniu metodę obecności w polityce poprzez podsycanie lęków i agresji wybrali ludzie PO. I lewica, i PSL próbują być nieco inni,
a wyważone wypowiedzi Władysława Kosiniaka-Kamysza są pod tym względem wzorcowe.

Pytanie, kto wybrał lepiej z punktu widzenia etycznego i państwowego, jest czysto retoryczne. Kto na tym bardziej skorzysta, a kto straci? Tego się dopiero dowiemy.

Oczywiście żaden z obozów nie jest tu monolitem. Napisał Adam Struzik, marszałek województwa mazowieckiego z PSL: „Żyjemy w jakimś surrealistycznym świecie. Zaraza w królestwie, ministrowie zarażeni, a różni błaznowie coś bełkoczą o wyborach. Naród
oczekuje ratunku, a nie igrzysk i pseudowyborów, abyście dalej mogli doić państwo, które jest na krawędzi dramatu.” Nie chodzi o opinie Struzika dotyczące terminu wyborów, a znów o gotowość przedstawiania obecnie rządzących w smoliście czarnych barwach, jako niegodnych zaufania i wsparcia, choćby ograniczonego do tematu walki z epidemią.

Internet pełen jest takich nieraz obsesyjnych czy superemocjonalnych wypowiedzi. PiS-owcy to w tym ujęciu bestie cieszące się z katastrofy i gotowe okradać Polaków z unijnej pomocy. To naturalnie nie ułatwia wspólnej walki z epidemią. Taki nihilizm w nieco łagodniejszej formie zaprezentowała „Gazeta Wyborcza”, kiedy piórem Jarosława Kurskiego najpierw totalnie odmówiła rządowi Morawieckiego dobrej woli, a potem wezwała do współpracy. Nie tak zachowywała się choćby opozycja przed drugą wojną światową wobec naprawdę dyktatorskich rządów sanacji, kiedy nadciągnęło realne, wojenne niebezpieczeństwo.

„Wyborcza” nie rezygnuje z tonu, w którym walka z PiS jest równorzędna, a chwilami dominuje nad walką z pandemią. Trafnie opisał to Marcin Makowski, publicysta „Do Rzeczy”. „Mam wrażenie graniczące z pewnością, że gdyby dzisiaj przylecieli kosmici, „Gazeta Wyborcza” opisałaby to następująco: 1. Kosmici przylecielina Ziemię. Odwrócą uwagę od afer PiS 2. Pierwszy kontakt. Zapytaliśmy kosmitów co sądzą o PiS 3. Rząd nieprzygotowany na UFO. „Wyborcza” nie tylko podchwytuje wszelkie plotki (choćby o przebranym za ratownika radnym z Garwolina), ale stawia bardziej zasadniczą tezę polityczną. „Wirus z nieba dla Andrzeja Dudy”, „Koronawirus jako zbawca PiS” to jej tytuły. Tacy publicyści jak Dominika Wielowieyska snują wizję kompletnie sypiącej się
kampanii obecnego prezydenta, który uczepił się możliwości odgrywania roli zbawcy narodu.

Nie jest to jednak wizja do końca prawdziwa. Faktycznie prezydent i jego obóz na razie raczej zyskują na obecnym kryzysie. Ale ich kampania wcale nie dołowała. Duda miał polityczne kłopoty (sprawa podpisania ustawy dofinansowującej TVP, gdzie Jarosław Kaczyński nie ułatwił swemu kandydatowi życia), ale w sondażach wypadał cały czas dobrze, lepiej niż jego konkurenci.

Tymczasem w tych tytułach jest zawarta tyleż złość, co sugestia cynizmu, z jakim korzysta się z epidemii. Ja widzę tylko pojedyncze niemądre przykłady triumfalizmu prawicy, że oto mamy niepowtarzalna sytuacje, więc róbmy wybory w terminie. Zwolennicy PiS wkurzają mnie także swoim bezkrytycznym, niemal cielęcym stosunkiem do wszelkich rządowych posunięć. I warto napisać otwarcie: czeka nas wielka debata o stopniu przygotowania polskiej służby zdrowia na takie sytuacje. Ochrona zdrowia nie była w ostatnich latach priorytetem tej ekipy. To nie żaden z polityków opozycji na to zwrócił uwagę, a dyrektor szpitala powiatowego w Łomży Bernardetta Krynicka, była posłanka PiS.

Czeka nas taka debata, ale jeśli głównym recenzentem ma być Donald Tusk, nasuwa się pytanie o jego wkład w konserwowanie tej służby zdrowia publicznymi środkami. No i apogeum tej debaty powinno jednak przypaść przynajmniej na moment po odparciu pierwszych zagrożeń. Bo dziś łatwo ją zmienić w zachętę do odmawiania służbom publicznym pomocy i zaufania. To niebezpieczna zabawa.

To zresztą także argument pokazujący, że dziś niełatwo prowadzić normalną prezydencką kampanię. Jeśli bowiem powściąganie krytyki jawi się jako państwowy obowiązek, jak mają ją prowadzić kandydaci opozycji. Debata o wyborczym momencie także nas
czeka. Wraz z technicznymi kłopotami z przeprowadzeniem wyborów może się ona skończyć ich przełożeniem, niezależnie jak bardzo rządząca prawica prężyłaby dziś muskuły.

Są tematy, w których ta prawica jest na granicy opowiadania rzeczy mało rozsądnych. Wątkiem pobocznym były sugestie, że w obliczu pandemii nie sprawdziła się Unia Europejska. Podnoszą to zwłaszcza prawicowe media, ale w tonie delikatniejszym i politycy obozu rządzącego.

Choćby prezydent Duda w wywiadzie dla Polsatu. To z kolei rodzi oskarżenia o wykorzystywanie tragedii dla antyunijnej kampanii.
W ostateczności nawet europoseł związany z PiS Jacek Saryusz-Wolski tłumaczył, że Unia nie ma kompetencji w kwestiach związanych z polityką zdrowotną. I że jeśli komuś można stawiać zarzuty braku solidarności, to już raczej poszczególnym rządom,
zwłaszcza Francji i Niemiec, utrudniającym pomoc dla Włoch. Prezydent jednym tchem narzekał na Unię i jako receptę przedstawiał większą podmiotowość państw narodowych. W tym akurat ciężko się dopatrywać spójnego rozumowania.

Tylko, że w obliczu narodowego dramatu to są kwestie akademickie. Warto mieć własne zdanie, ale korzystanie z epidemii do jakichś rozpraw z rządzącymi wydaje się igraniem z niebezpieczeństwem.

Nie wiem, jak apelować do części polskich elit, aby otrzeźwiała. Wiem, że stawka tego apelu jest bardzo wysoka.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl