Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kora Jackowska przed TOPtrendy 2011: Mam swoje wzloty i upadki

Redakcja
Kora Jackowska będzie gwiazdą sopockiego festiwalu TOPtrendy, który rozpocznie się w piątek  i potrwa do niedzieli. Ta najbardziej charyzmatyczna wokalistka polskiego rocka wystąpi w pierwszym festiwalowym dniu z recitalem jubileuszowym, świętując 35-lecie pracy artystycznej.
Kora Jackowska będzie gwiazdą sopockiego festiwalu TOPtrendy, który rozpocznie się w piątek i potrwa do niedzieli. Ta najbardziej charyzmatyczna wokalistka polskiego rocka wystąpi w pierwszym festiwalowym dniu z recitalem jubileuszowym, świętując 35-lecie pracy artystycznej. Jacek Poręba
Z Korą Jackowską o jej jubileuszu i artystycznej drodze przed festiwalem TOPtrendy 2011 rozmawia Ryszarda Wojciechowska.

Kiedy sukces smakuje najmocniej, w młodości czy może już w wieku dojrzałym? Pytam, ponieważ Panią można śmiało nazwać kobietą sukcesu.
Mam wrażenie, że to słowo jest dzisiaj mocno nadużywane. Pojawił się nawet taki kobiecy program "Sukces pisany szminką". Ale ja nie patrzę na siebie w taki sposób. I nigdy nie patrzyłam. Sukces to coś, co mnie detonuje.

Dlaczego?
Ponieważ jestem w pewnym sensie przesądna. Uważam, że nie ma czegoś takiego jak sukces permanentny. Tak zwane powodzenie łatwo zamienić w popiół. A ja nie należę do ludzi herosów. Mam swoje wzloty i upadki. Dlatego to słowo zbija mnie z pantałyku.

Festiwal TOPtrendy już w ten weekend

Będąc od 35 lat na scenie, chyba wie się wszystko o show-biznesie. Show-biznes to potwór?
Dla mnie to raczej szkatułka bez dna. Ciągle się coś poznaje na nowo. I nawet wtedy kiedy się już człowiekowi wydaje, że opanował całą tę logistykę, koncerty, wyjazdy, zawsze się znajdzie coś, co może zaskoczyć. W show-biznesie niczego się nie wie na pewno.

W jednym z wywiadów powiedziała Pani, że dzisiejsza medialność jest ogromnym hamulcem i trzeba się kontrolować. Bardzo się Pani kontroluje?
W tej chwili nawet bardziej niż kiedyś. Już nie jestem tą beztroską osobą sprzed lat. Wtedy można było sobie pozwolić na więcej niż teraz. Jedno się tylko nie zmieniło. Nie lubię być na widoku. Oczywiście, że się zgadzam na różne rzeczy, bo takie są wymogi dzisiejszego show-biznesu, w którym przecież jestem. Ale lubię mieć wszystko pod kontrolą.

Wciąż zachwyca, ekscytuje, bulwersuje - to o Pani. A tutaj słyszę, że nie lubi Pani na siebie patrzeć.
Nie przyglądam się sobie tak szczegółowo. Oczywiście w domu są lustra i zwłaszcza przed wyjściem przejrzę się w którymś z nich. Natomiast nie oglądam siebie na ekranie, w teledyskach, filmach czy telewizyjnych programach.

Zakręciło się Pani kiedyś w głowie od popularności?
Nie, nigdy.

To co Panią stawiało do pionu? Bo ja mam wrażenie, że na gwiazdorskie odbicia nie ma mocnych.
Wydaje mi się, że to znajomość życia i pewnego rodzaju inteligencja oraz ostrożność stawiają mnie do pionu. To o czym pani mówi, dopada ludzi, którzy mają duże i puste ego. Te wszystkie meble w naszej głowie muszą być w jakimś ładzie i składzie. Bo inaczej pojawią się nieciekawe odbicia. Myślę, że to kwestia pewnej mądrości życiowej, historycznego spojrzenia.
To znaczy?
Umiejętności spojrzenia na swoje życie, które przecież jest historią, ale też spojrzenia, które ma się dzięki literaturze, biografiom wielkich ludzi, dzięki filmom, a także dzięki historiom, które pokazują nam, że można być na topie i że ten top może się bardzo tragicznie skończyć. Ja jestem bardzo ostrożna. Żartuję, że mam ostrożność kota i królika. To może niezbyt mądrze brzmi, ale tak naprawdę chodzi o mój chiński horoskop.

A jak kobieta wiecznie na widelcu, mówiąc kolokwialnie, radzi sobie z upływem czasu?
Jedni mówią, że czas płynie. Inni, że stoi sobie na dużym obszarze, a my w nim pływamy. Przed nami jest taka zasłona, której nikt z nas nie przeniknie. Nie wiemy, kiedy odejdziemy. Żadna wróżka nam tego nie powie. I Pan Bóg mi też nie powiedział, jak długo będę żyć.

Ale to znaczy, że ten upływ czasu nie jest dla Pani bolesny?
Jeśli chodzi o tak zwany upływ czasu, to kobiety i mężczyźni, których na to stać, różnie sobie z tym radzą. Ja wolę się zakryć niż odkryć. I to moje upodobanie do wizerunku Ninja bardzo mi w tym pomaga. Ale żeby się nawet w tym wizerunku estetycznie prezentować, to trzeba dbać o sylwetkę. A tę - jak mówią - mam niezłą. Z tym że ona mi nie spadła z nieba.

Jest ciężko wypracowana?
Nie chodzę na siłownię, jeśli o to pani pyta. Raczej należę do osób medytujących i rozciągających się, na poły leniwych. Ale nie jestem z tych kobiet, które tylko leżą i pachną. Bardzo dużo pracuję w domu. Swoją energię wolę oddać domowi i ogrodowi.

Jeśli przyjąć, że życie to falowanie i spadanie, to w Pani życiu jest teraz bardzo dobry czas. Kora znowu na fali.
Wszystko to, co się ostatnio dzieje w związku z moim jubileuszem 35-lecia pracy artystycznej i wcześniej wokół programu "Must Be The Music", zabrało mi sporo czasu. Ale już powoli to ogarniam. Po festiwalu TOPtrendy i moim recitalu pochylę się już tylko nad moją nową płytą. Wkrótce czeka mnie tylko nagrywanie i koncerty, czyli będę robić to, co lubię i do czego zostałam najprawdopodobniej stworzona.
W telewizyjnym programie "Must Be The Music" jako jurorka pokazała Pani pazur. Takiej Kory nie znałam, która potrafiła powiedzieć młodemu człowiekowi - daj sobie spokój ze sceną.
Czy pani wie, że do tego programu zgłosiły się aż tysiące osób? A do półfinałowych programów na żywo można było wybrać tylko 32 osoby, a my w pierwszej wersji zostawiliśmy 100. Gdybym ja i reszta jurorów miała rzeczywiście taki pazur, jak pani mówi, to zostałoby tyle osób, ile powinno. A tak musieliśmy jeszcze raz dokonać weryfikacji. Ja byłam po raz pierwszy w takim programie jurorką. Nawet takich programów wcześniej nie oglądałam. Ale myślę, że nie byłam ani ostra, ani łagodna. Byłam, po prostu, sobą. Juror jest po to, by dokonać wyboru. Wiedzieliśmy, po co tam siedzimy. Nie przyszliśmy do programu uchylać wszystkim nieba, tylko żeby wybrać najlepszych. Wiem, że dla tych ludzi przyjazd był wielkim trudem. Przybywali z całej Polski. Czekali długo, żeby wejść na dwie, trzy minuty. Ale z drugiej strony, nikt ich kańczugiem nie zaganiał. To była ich decyzja i wolna wola. Musieli się liczyć z tym, że odpadną.

Co teraz Panią nakręca do życia?
Nic mnie już nie jest w stanie bardziej nakręcić niż praca. Muszę też bardzo dużo odpoczywać, ponieważ pracuję ostatnio na wielu frontach. Mój dom jest dla mnie relaksem. Moja rodzina oparciem. Moi bliscy widzą, co się ze mną dzieje i w jakim tempie żyję. Więc wszyscy w domu są dla mnie mili i mnie wspierają. Mój dom jest nie tylko piękny i wygodny, ale ma też ogród. I przy takiej pogodzie, jaką dzisiaj mamy, mogę spędzać w nim czas i nic mi wtedy do szczęścia więcej nie trzeba. Lubię w nim być, czytać książki, które mnie wprowadzają do innego świata. W tym książkowym świecie dobrze się usadawiam. I w tym wszystkim układam się jak w kalejdoskopie.

To jest pełne życie czy może czegoś w nim brakuje?
Niczego w nim nie brakuje. Ja żyję wygodnie i bezpiecznie, ale patrzę na świat bardzo szeroko i widzę wiele zagrożeń. W ogóle to widzę bardziej niż kiedyś. Jesteśmy całością, działamy na zasadzie naczyń połączonych. Trudno mi się czuć komfortowo, oglądając wojny, przemoc, śmierć, to co człowiek potrafi zrobić drugiemu człowiekowi. Nie umiem się od tego odciąć, taką mam naturę.

Czyli to jest taki rodzaj nadwrażliwości?
Może, ale bardziej świadomości, że nie żyjemy sami dla siebie.

Czy wszystkie swoje piosenki kocha Pani tak samo?
Takie piosenki jak "Kocham cię, kochanie moje", "Lucciola" czy "Bez ciebie umieram" są klasycznymi, stuprocentowymi przebojami. Ludzie je kochają. Mają z tymi przebojami jakieś wspomnienia, przeżycia i mogą ich słuchać w nieskończoność. Ale dla wykonawcy tak zwany złoty przebój jest przekleństwem na dłuższą metę. Więc kiedy go wykonuję po raz setny czy tysięczny nawet, to staram się coś w nim zmienić, na przykład zaśpiewać mniej sentymentalnie. Podczas mojego jubileuszowego recitalu na festiwalu TOPtrendy zaśpiewam oczywiście "Kocham cię, kochanie moje" i "Lucciolę", bo bez tych przebojów publiczność nie wyobraża sobie takiego przekrojowego koncertu. Ale już na innych koncertach nie ma tych piosenek w głównym repertuarze, tylko wykonuję je dopiero na bis. Każdy artysta chciałby grać i śpiewać wyłącznie nowe piosenki. I chciałby, żeby je publiczność pokochała. Ale na to trzeba sobie zapracować. Bardziej niż kiedyś.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki