Już dawno na żadnym koncercie Kultu nie było tyle Taty Kazika. Na tym była już od początku - "Nie dorosłem do swych lat" i "Baranek" tradycyjnie odśpiewany razem z publicznością, która w całości wypełniła "empetrójkę". A pod sceną byłoby z pewnością jeszcze ciaśniej, gdyby w tym samym czasie w Poznaniu nie grało Lao Che. Dla tych w pomarańczowych koszulkach wybór był jednak oczywisty: Kult. Nie pomylili się. Dostali jeden z najlepszych koncertów Kultu, jakie w ciągu ostatnich lat słyszał Poznań.
Trzeci na liście numer "6 lat później" był okazją do osobistych wspomnień Kazika. Napisał go dla swojej żony, Ani, kilka lat po ślubie. W minioną sobotę tych lat było już 28. Tyle, że w przypadku Kultu czas się poddaje. I chodzi tu nie tylko o piosenki, ale także o sam zespół i jego "kultową" energię. Kawałki brzmiały jeszcze mocniej niż zwykle, a głos Kazika jeszcze silniej. Tak było przy "6 lat później" i tak było przy kolejnych numerach - "Zegarmistrzu światła" oraz "Dziewczyna się bała pogrzebów" okraszonym niesamowitym intro.
Zagrana po nich "Parada wspomnień" była dobrym wstępem do gorzkiej już parady wspomnień, bo tej z "Knajpy morderców", którą Kazik zadedykował pamięci "żołnierzy wyklętych". Z kolei "Poznaj swój raj" zabrzmiał bardziej aktualnie niż zwykle, może to z powodu samej daty -11 listopada. Po mocnym uderzeniu publiczność złapała trochę oddechu przy "Piosence młodych wioślarzy" podawanej na koncertach w wersji reggae. Czasu na złapanie tego oddechu nie było jednak dużo. Zaraz po niej rozległy się dźwięki podanej na ostro "Udanej transakcji", a dopełnieniem były "Kurwy wędrowniczki" ze swoją rosnącą dramaturgią.
To, na czym polega wielkość tego zespołu i na co stać jego muzyków najmocniej wybrzmiało w "1932 - Berlin". Ten jeden z najstarszych kawałków Kultu został doprowadzony przez lata do muzycznej perfekcji. I tę właśnie perfekcję, wcale nie tak częstą w polskiej muzyce, można było usłyszeć w Poznaniu. Ten stan muzycznej metafizyki spotęgowali jeszcze "Jeźdźcy". Potem był już czas na emocje, które bardziej niż do refleksji skłaniały do zabawy - "Pasażer" i "Brooklyńska Rada Żydów".
Kolejnym powrotem do twórczości Staszka Staszewskiego był utwór "Wróci wiosna, baronowo". I po raz drugi w ciągu tygodnia zdarzyło się coś, co ściany "empetrójki" nieczęsto mają okazję oglądać: siedzącą na podłodze publiczność i niemal cały zespół. Przy kolejnym "tatowym" numerze - "Balu Kreślarzy" siedział już tylko Kazik. Publiczność nie wytrzymała: chciała się bawić.
I bawiła się przy kolejnych numerach - "Gdy nie ma dzieci" i "Oni chcą ciebie", a potem zatrzymała się na chwilę, by ponieść już bardziej od środka "Królowej życia" i "Czarnym słońcom". To była bardzo długa chwila, gdyż zmieściło się w niej jeszcze "Do Ani", "Dziewczyna bez zęba na przedzie" i "Lewe, lewe, loff". Perkusja Tomka Goehsa i bas Irka Wereńskiego w tym ostatnim kawałku to było "kultowe" mistrzostwo świata, które docierało do samych wnętrzności. I duszy, jeżeli ktoś nią wierzy.
A potem była nieśmiertelna "Celina" i równie nieśmiertelne kultowe hymny jak "Hej, czy nie wiecie", "Arahja" oraz "Wódka". Z ostatniej płyty nie zabrakło "Marysi" i jeszcze zabrzmiały dźwięki "Komu bije dzwon" i …to wcale nie był koniec, bo bisy wcale nie były bisami, tylko jak drugi koncert.
I jeżeli można porównać jakąś piosenkę do ładunku wybuchowego, to w tym dniu i na tym koncercie była nią z pewnością "Polska", która dosłownie wybuchła. I więcej było wiary w słowach "Mieszkam w Polsce" niż w hasłach wykrzykiwanych we wszystkich marszach na ulicach Warszawy. "Konsument", "Po co wolność", "Krew Boga" i "Totalna stabilizacja" - tradycyjna "kultowa" setlista na bis, mogły sugerować, że to już wszystko. Ale nie w tą niedzielę.
Niespodzianką był rzadko już grywany na koncertach "Dom wschodzącego słońca". I to też nie był jeszcze koniec. Kazik nie zszedł ze sceny ani po "Kocham cię, a miłością swoją", ani po "Ręce do góry". Doprowadził jeszcze publiczność do wrzenia "Amnezją" i wycisnął z niej resztki sił przy "Idiocie stąd".
Na koniec zostawił prawdziwą niespodziankę - "Dolinę" już od dawna nie słyszaną na koncertach. Następni po niej "Sowieci" znaczyli, że to naprawdę jest już koniec. Kazik pożegnał się z publicznością na kolanach. Tak już od lat dziękuje jej za to, że jest. Za ten koncert Kultowi również należałoby się takie podziękowanie.
Warto także wspomnieć o supporcie - "Chamy z bramy", ciekawym zespołem z urodzonym frontmenem, energetycznym gitarowym brzmieniem i świetną sekcją dętą, któremu udało się rozbawić publiczność nastawioną wyłącznie na Kult. A to już naprawdę duża sztuka.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?