Komu zależy na tuszowaniu błędów lekarskich?

Marcin Rybak
Proces w sprawie Małgorzaty Ossmann prowadzi ten sam sędzia, który w 2010 r. wydał wyrok oparty o fałszywą opinię prof. Gabrysia
Proces w sprawie Małgorzaty Ossmann prowadzi ten sam sędzia, który w 2010 r. wydał wyrok oparty o fałszywą opinię prof. Gabrysia fot. Janusz Wójtowicz
Nie wiemy kto, nie wiemy po co. Wiemy, że doszło do przestępstw, z powodu których lekarskie śledztwa utknęły w martwym punkcie.

Fałszowane dokumenty, gubione akta spraw, dokumenty przez lata ukrywane w nieznanym miejscu. Kontrowersyjny wyrok sądu. Oto, jakie historie zdarzają się przy okazji wyjaśniania podejrzeń o medyczne błędy w jednym z wrocławskich szpitali.

Sprawy ciągną się latami. W jednej z nich podatnicy zapłacili już nawet 20 tys. zł odszkodowania za przewlekłość. A wszystko to przy okazji śledztw i procesów dotyczących rzekomych medycznych błędów lekarzy z Samodzielnego Publicznego Szpitala Klinicznego nr 1 we Wrocławiu.

Te historie wydarzyły się w dwóch różnych sprawach. Jedną opisywaliśmy w "Gazecie Wrocławskiej" od wielu miesięcy. Kolejny wątek wyszedł na jaw w ostatnich dniach. Okazało się, że sąd uniewinnił dwójkę lekarzy w oparciu o fałszywy dokument.

W 2005 roku oskarżono ich o to, że zbyt późno zdecydowali się na cesarskie cięcie i efektem była śmierć dziecka. Dwa zespoły biegłych wydały niekorzystne dla oskarżonych opinie.

Wiosną 2010 r. do sądu trafiła kolejna opinia, podpisana przez znanego wrocławskiego ginekologa. Złożyła je oskarżona lekarka. Autorem opinii miał być lekarz z tego samego szpitala, prof. Marian Gabryś. Sąd - powołując się na tę właśnie opinię - uniewinnił lekarzy. Sąd wyższej instancji uznał, że taki wyrok był niedopuszczalny i uchylił go, nakazując rozpocząć nowy proces. Sprawa utknęła w miejscu, bo czekamy na kolejną opinię lekarzy.

Kilkanaście dni temu ujawniono, że w połowie stycznia okazało się, iż tajemnicza opinia, którą oskarżona lekarka wręczyła sądowi, jest fałszywa. Jej rzekomy autor, profesor Marian Gabryś, dopiero wtedy dowiedział się, że podpisano go pod dokumentem. Mówi kategorycznie, że nie jest autorem opinii. Na pewno nie zdecydowałby się na wystawianie medycznej opinii w sprawie lekarza z tego samego środowiska.

Wczoraj doniesienie trafiło do Prokuratury Rejonowej Wrocław Śródmieście. Została przekazana Prokuraturze Rejonowej Stare Miasto, bo to tam miało być popełnione przestępstwo posłużenia się podrobioną opinią w sprawie karnej.

Dlaczego lekarskie śledztwa utknęły w martwym punkcie? Czytaj na następnej stronie

Tajemnice śledztw i procesu dotyczących błędów w sztuce lekarskiej. Czy do błędów doszło, czy nie - nie wiemy, mimo że sprawy trwają od wielu lat. Ale przy okazji ich wyjaśniania doszło do przestępstw. A to zginęły akta sprawy. A to niby były wysłane gdzieś, ale nigdy ich nie wysłano. A to ktoś sfałszował opinię znanego profesora. Kto je popełnił - nie wiemy. Wiemy za to, że wszystkie te przestępstwa spowodowały, iż wyjaśnianie spraw ciągnie się od lat i ich końca nie widać.

Jedna z tych historii dotyczy głośnej sprawy Małgorzaty Ossmann-Bitner. Przyjęto ją do kliniki ginekologii wrocławskiego Szpitala Klinicznego nr 1 w 2007 r. W odpowiednim czasie nie wykonano cesarskiego cięcia i w efekcie jej dziecko zmarło. Zagrożone było też życie samej matki.

Sprawa utknęła w prokuraturze na kilka lat. W 2012 roku wyszło na jaw, że utknęła z powodu przestępstwa. Akta - tak przynajmniej wszystkim się wydawało - wysłano do biegłych z zakresu medycyny sądowej w Poznaniu. Były tam niby przez kilka lat. Jednak jesienią 2012 r. okazało się, że akt w Poznaniu nie ma i nie było.

Prokuratorka, która nadzorowała sprawę, została zawieszona. Wszczęto śledztwo. Okazało się, że w identyczny sposób zamieciono pod dywan inną lekarską sprawę. Także to śledztwo nadzorowała ta sama prokurator - pani Justyna D.
W sprawie Małgorzaty Ossmann akta cudem odnaleziono. W drugiej ze spraw - nie. Ewentualne przestępstwo lekarzy przedawniło się.

O tej drugiej sprawie wiemy niewiele poza tym, że chodzi o lekarską pomyłkę z Kliniki Chirurgii Ogólnej i Onkologicznej. Była ona w Szpitalu Klinicznym nr 1, potem stała się częścią Akademickiego Szpitala Klinicznego. Akta zaginęły, a wraz z nimi wiedza o sprawie.

Tymczasem do sądu trafił akt oskarżenia w sprawie, w której pokrzywdzona jest Małgorzata Ossmann-Bitner. I wyszła na jaw kolejna sprawa. Z tej samej kliniki ginekologii Szpitala Klinicznego nr 1. Mieszkanka Barda Śląskiego trafiła do szpitala. Podobnie jak w przypadku pani Ossmann, w jej przypadku też - zdaniem prokuratury - dwójka lekarzy zbyt późno zdecydowała się na cesarskie cięcie. W 2009 r. sąd uniewinnił lekarzy w oparciu o opinię prof. Mariana Gabrysia, znanego wrocławskiego ginekologa. Złożyła ją w sądzie oskarżona lekarka Małgorzata P.

Sąd pominął opinie dwóch zespołów biegłych, przygotowane na zlecenie sądu i prokuratury. Uniewinnił w oparciu o opinię prof. Gabrysia, choć nie miał prawa uznać za dowód tzw. "opinii prywatnej" złożonej przez oskarżoną. Sąd nawet nie weryfikował tej opinii. Gdyby spróbował - np. przesłuchując jej autora - dowiedziałby się, że jest fałszywa. Profesor dopiero dwa tygodnie temu dowiedział się o tej opinii. - Nie pisałem jej - powiedział nam. Wyrok uniewinniający uchylono, toczy się nowy proces.
Sędzia, który w 2010 r. nie sprawdził autentyczności opinii prof. Gabrysia, dziś poprowadzi... proces dwóch lekarzy oskarżonych o błąd, którego ofiarą paść miała Małgorzata Ossmann-Bitner.

Co na to dyrektor Samodzielnego Publicznego Szpitala Klinicznego nr 1, Piotr Nowicki? Czytaj na następnej stronie

- To są sprawy, które powinien wyjaśnić wymiar sprawiedliwości. Ja oczekuję na wyrok rozstrzygający, czy był błąd w sztuce lekarskiej czy nie. I zgodnie z prawem dopiero wtedy mogę działać – mówi dyrektor SPSK1 Piotr Nowicki. - Ja nie zastępuję wymiaru sprawiedliwości. Wcześniej nie docierały do mnie jakiekolwiek informacje, podejrzenia czy sugestie o jakichś nieformalnych związkach pracowników szpitala z kimś z organów ścigania czy wymiaru sprawiedliwości.

Dyrektor Nowicki nie czuje się też powołany do wyjaśniania sprawy rzekomego fałszerstwa „opinii” pod którą podpisano prof. Mariana Gabrysia. - Do tej pory Nikt mnie oficjalnie nie poinformował, ze było takie fałszerstwo. Sprawę ujawnił prof. Gabryś w dopiero czasie rozprawy sądowej. Dlatego Z mocy prawa to sąd ma obowiązek sprawdzić tę okoliczność i przekazać doniesienie do prokuratury.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Komu zależy na tuszowaniu błędów lekarskich? - Gazeta Wrocławska

Wróć na i.pl Portal i.pl