Komu Sebastian Mila oddaje zarobione pieniądze?

Jakub Guder
Sebastian Mila ze swoją sympatią Ulą podczas tegorocznego Balu Sportowca "Gazety Wrocławskiej"
Sebastian Mila ze swoją sympatią Ulą podczas tegorocznego Balu Sportowca "Gazety Wrocławskiej" fot. Paweł Relikowski/GazetaWroclawska.pl
Pochodzi z Koszalina, w sercu ma Lechię Gdańsk, a swoje pierwsze mistrzostwo Polski wywalczył ze Śląskiem. Ma 30 lat, a wciąż 80 proc. pensji oddaje mamie. To kapitan Śląska Wrocław Sebastian Mila.

To był 6 listopada 2003 roku, II runda Pucharu UEFA. Dyskobolia Grodzisk Wielkopolski dość niespodziewanie w poprzedniej rundzie wyeliminowała wyżej notowaną Herthę Berlin, a teraz mierzyła się z europejskim gigantem - Manchesterem City. Od 6. minuty przegrywała 0:1 po golu francuskiego gwiazdora Nicolasa Anelki. W 65. min trochę ponad 20 metrów przed bramką Anglika Davida Seamana faulowany jest Grzegorz Rasiak. Do piłki podchodzi 21-letni Sebastian Mila. Bierze rozbieg i lewą nogą posyła piłkę w samo okienko. Strzela gola - jak się miało potem okazać - na wagę awansu, o którym krótko było głośno w całej Europie.

ZOBACZ TEŻ: ŚLĄSK WROCŁAW MISTRZEM POLSKI (FETA NA RYNKU)

Mila anonimowym piłkarzem w Polsce nie był. Miał spore sukcesy w juniorskiej piłce. Zaczynał w Bałtyku Koszalin - klubie ze swojego rodzinnego miasta.
- Dostałem się tam przez testy, które były organizowane w gminnej szkole - wspominał po latach. Jego pierwszym trenerem był tata Stefan. Piłkarz Gwardii Koszalin i Gwardii Warszawa, który ocierał się o juniorskie reprezentacje kraju. Zabierał go na wszystkie mecze prowadzonych przez niego gwardzistów, razem oglądali futbol w telewizji.

W 2000 roku Sebastian trafił do Lechii Gdańsk - klubu, z którym do dzisiaj emocjonalnie jest związany.
- Przyjechałem do Gdańska z dużo mniejszego Koszalina. Otrzymałem prawdziwą szkołę samodzielności. Mieszkałem sam, sam prałem gacie, skarpetki. Ze wszystkim musiałem radzić sobie w pojedynkę. Oczywiście zawsze mogłem liczyć na pomoc w klubie. Jestem im za to wdzięczny. Pobyt w Lechii zawsze wspominam pozytywnie - opowiada.

Do Trójmiasta ściągnął go trener Michał Globisz. Rok wcześniej ten sam szkoleniowiec prowadził reprezentację Polski do lat 16, która w Czechach sięgnęła po wicemistrzostwo Europy. Członkiem tej drużyny był Mila. W 2001 roku piłkarze z tego samego rocznika osiągnęli jeszcze większy sukces. W Finlandii wywalczyli mistrzostwo Europy do lat 18, w drodze do finału eliminując m.in. Anglię.

Jednak ukochana Lechia spadła z ligi i trzeba było szukać sobie nowego klubu. Obecny kapitan Śląska na pół roku trafił do Płocka, gdzie tamtejszemu Orlenowi (obecnie Wiśle) pomógł awansować do pierwszej ligi. I wtedy sięgnęła po niego Dyskobolia, w której pojawił się bogaty sponsor i grupa niezłych - jak na polskie warunki - piłkarzy. Z zespołem z malutkiego Grodziska dwukrotnie sięgał po wicemistrzostwo kraju i zdobył Puchar Polski. Regularnie też grywał w reprezentacji, w której zadebiutował w lutym 2003 roku. Wystąpił m.in. w siedmiu meczach eliminacji do mistrzostw świata w 2006 roku. Pojechał także na turniej finałowy do Niemiec, ale nie zagrał tam ani minuty.

Gdy wrócił, zadecydował, że to pora na następny krok - przeprowadzkę za granicę. Wybrał Austrię Wiedeń. - Poczułem się trochę jak w bajce, to był piękny sen piłkarza. Przyleciał po mnie prywatny samolot właściciela klubu. Razem z menedżerem i członkami zarządu klubu polecieliśmy do Wiednia. Wszędzie nas podwożono, nie musieliśmy czekać na walizki, wszędzie były prywatne wejścia - niesamowita sprawa. Pełny profesjonalizm, negocjowałem nawet numer na koszulce. Zebrali wszystkie rozmiary, garnitur, dopięliśmy wszystko na ostatni guzik - opowiada.

Miłe złego początki - można by rzec. W Wiedniu szybko zmienił się trener i dyrektor sportowy. Mila - jak sam przyznawał - miał problemy z językiem. Przestał regularnie pojawiać się na boisku, chociaż zdążył zdobyć mistrzostwo Austrii i dwukrotnie krajowy puchar. Jest jednak coś z tamtego okresu, co "Roger" (taki ma boiskowy pseudonim) wspomina z pewnością miło. Wtedy bowiem poznał swoją życiową partnerkę Ulę.

- Przyleciałem z Wiednia do Warszawy odwiedzić siostrę. Poszedłem do centrum handlowego kupić kilka filmów na DVD. Stanąłem w kolejce za piękną brunetką, która miała stertę książek. Chciała coś jeszcze położyć na górę i nagle jej się to wszystko osunęło. To był właśnie ten moment, można powiedzieć, że strzeliłem karnego. Zaprosiłem ją na kawę - wspomina w jednym z wywiadów.

Kolejny sportowy epizod był jeszcze mniej uznany - Valerenga Oslo to mimo wszystko piłkarska prowincja. - Dawano mi szansę, ale nie udało się jej wykorzystać. Norwegia to zimny kraj, bardzo depresyjny, to zaczęło mnie męczyć i przestało mi się podobać - mówił.

Mila postanowił wrócić do Polski. Wybór padł na ŁKS. - Zdawałem sobie sprawę, że ŁKS ma nieuregulowane pensje dla zawodników i że nie ma tam tyle profesjonalizmu, co w Austrii czy w Norwegii. Wiedziałem, że będę musiał zamienić mercedesa na poloneza, ale byłem tego świadomy, po prostu chciałem grać - przyznał. Spędził tam jednak tylko wiosnę 2008.

Gdy wrócił z urlopu, okazało się, że problemy finansowe wcale nie są mniejsze. No i wtedy zadzwonił Ryszard Tarasiewicz, trener beniaminka ekstraklasy Śląska Wrocław. - Zaufałem osobie, której tak naprawdę nie znałem. Rozmawiałem z trenerem tylko przez telefon. Przekonał mnie i przyjechałem do Wrocławia, a już po pierwszym meczu zauważyłem, że ta drużyna ma naprawdę wielki potencjał - mówił.

Kapitanem WKS-u został po zakończeniu sezonu 2007/ 2008. Zastąpił Dariusza Sztylkę. Nikt jednak nie ma wątpliwości, że zrobił to dobrze. Nie tylko jest liderem na boisku, ale i w szatni. Koledzy z drużyny jesienią zaznaczali, że dobre wyniki to w dużej mierze jego zasługa. Ma też dobry kontakt z trenerem Orestem Lenczykiem. Potrafił sobie nawet zażartować, dzwoniąc do programu telewizyjnego, którego szkoleniowiec był gościem na żywo, i zapytać, o której jest jutrzejszy trening. Na takie żarty niewielu może sobie pozwolić.

Prywatnie wciąż 80 proc. pensji oddaje mamie, bo - jak sam mówi - jest rozrzutny. Lubi czasem powędkować. Gdy przegra mecz, bierze psa i idzie na długi spacer. Po powrocie zamyka się w pokoju i śpi sam. Dogadać się z nim można dopiero na drugi dzień.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Komu Sebastian Mila oddaje zarobione pieniądze? - Gazeta Wrocławska

Komentarze 2

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

R
Rossa z Koszalina
Brawo, brawo i jeszcze raz brawo za drugą bramkę strzeloną Niemcom. Sebastian jesteś wielki. Brawo dla Twoich Rodziców a głównie Gratulacje Tacie.
C
Charlton Heston
Sebastian pokazałeś klasę , szczególnie w końcówce sezonu.Zrób trochę siłki i może być jeszcze lepiej.Tak trzymaj stary.
Wróć na i.pl Portal i.pl