"Kobiety wywiadu". Izabella Horodecka „Teresa” była w AK od spraw beznadziejnych

Przemysław Słowiński „Kobiety wywiadu”
Wydawnictwo Fronda
Izabella Horodecka „Teresa” rozpracowała i przygotowała egzekucje dwudziestu trzech zdrajców i szmalcowników - pisze Przemysław Słowiński.

Za sprawą Horodeckiej od kul zamachowców zginęli między innymi tacy groźni zdrajcy, jak Kazimierz Lubarski, „król szmalcowników” Tadeusz Karcz, konfidenci Edward Traliszewski, Stefan Onyszkiewicz, Jan Paradowski i znany aktor Igo Sym.

Do zadań „Teresy” należało przygotowanie akcji likwidacyjnej od strony wywiadowczej i logistycznej - rozpoznanie celu, ustalenie dziennej rutyny, wyznaczenie optymalnego miejsca i czasu egzekucji, rozdanie broni wykonawcom wyroku, a gdy było po wszystkim - odebranie jej i ukrycie. „Obcynkowanie”, czyli zidentyfikowanie celu, przeprowadzała zawsze bardzo dokładnie - za jej pomyłkę niewinny człowiek mógł zapłacić życiem. Od dowództwa dostawała bardzo ogólnikowe informacje - adres osoby i jej przybliżony wygląd. W warunkach konspiracyjnych trudno było o dokładniejsze dane.

W pracy pomagało „Teresie” to, że przed wojną jej rodzina należała do elity warszawskiej i miała rozległe znajomości

„Obowiązywały nas tylko ogólne zasady prowadzenia obserwacji - wspominała. - Nie wolno było długo stać bez widocznego powodu w jednym miejscu, bo to zwracało uwagę. Nie należało prowadzić rozpoznania «klienta» w miejscach, w których było prawdopodobieństwo spotkania znajomych spoza konspiracji. Miałyśmy też ustalone zasady przekazywania sobie śledzonego na ulicy delikwenta, tak by zbyt długo nie pokazywać się w jego otoczeniu. Każda z nas miała swój własny styl pracy. Ja na przykład zawsze ubierałam się elegancko. Zadbany, dostatni wygląd oddalał podejrzenia, że mogę̨ mieć coś wspólnego z konspiracją”.

Jej pierwszą „klientką” była Wanda Mostowicz - konfidentka gestapo zamieszana w sprawę aresztowania generała „Grota” Roweckiego, członkini żydowskiej grupy agentów zwanej „bandą Ganzweicha”.

„To był dla nas trudny czas - wspominała. - Trzy tygodnie wcześniej, podczas nocnej akcji wykopywania broni ukrytej w 1939 przy Radzymińskiej, został aresztowany nasz dowódca Leszek Kowalewski «Twardy». Po paru dniach rozstrzelano go na Pawiaku”.

Zadanie też było trudne, Mostowiczowa nie pracowała, nie miała stałych zajęć ani przyzwyczajeń. Przez kilka dni „Teresa” wystawała pod jej domem, śledziła ją na mieście, ale nie potrafiła znaleźć żadnych przewidywalnych punktów w jej rozkładzie dnia. Sprawę komplikował dodatkowo fakt, że na co dzień chodziła w żałobie po mężu, również konfidencie zlikwidowanym wcześniej przez AK, a w tym samym domu mieszkała inna kobieta, także będącą w żałobie. Obie były w podobnym wieku, obie ubrane na czarno. O pomyłkę nie było trudno, mógł zginąć niewinny człowiek. Różnił je drobny detal (koronka) w żałobnym kapeluszu. Po tym detalu Izabella Horodecka zidentyfikowała zdrajczynię. Resztę załatwili jej koledzy z 993/W. Wandę Mostowicz zlikwidował Ryszard Duplicki pseudonim „Gil”. Zabiegł drogę rikszy, którą jechała, i wpakował w nią cały magazynek stena, nie drasnąwszy nawet rikszarza.

Innym razem otrzymała informację, że jej kolejnym celem jest niejaki Zajączkowski. Według opisu był to wysoki przystojny brunet, który często przesiadywał w kawiarni przy ulicy Kruczej. Izabella zaczęła tam bywać i faktycznie - szybko dostrzegła człowieka idealnie pasującego do podanego opisu. Zaczęła go rozpracowywać, jednak na wszelki wypadek postanowiła sprawdzić także tożsamość innych bywalców przybytku. Okazało się, że wspomniany Zajączkowski był barmanem. Wbrew opisowi był to człowiek niskiego wzrostu, rudy i brzydki.

W pracy bardzo pomagało „Teresie” to, że przed wojną jej rodzina należała do warszawskiej elity i miała rozległe znajomości. Była osobą z tak zwanego dobrego towarzystwa. Znała wielu wojskowych, lekarzy, prawników, aktorów, ludzi wolnych zawodów. Tymczasem większość dziewcząt z 993/W była w czasie wojny zbyt młoda, by zdążyć wyrobić sobie szersze stosunki towarzyskie. Kontakty „Teresy” procentowały w czasie okupacji. Dzięki środowiskowym koneksjom niejednokrotnie zdobywała bezcenne informacje.

Niepowodzeniem zakończyły się próby likwidacji denuncjatorów komendanta głównego AK, generała Stefana Roweckiego - Ludwika Kalksteina i Blanki Kaczorowskiej. Udało się natomiast dorwać trzeciego kapusia, Eugeniusza Świerczewskiego.

„W czerwcu 1944 roku dostaliśmy polecenie likwidacji kolejnego ze zdrajców generała Roweckiego «Grota» - agenta gestapo Eugeniusza Świerczewskiego - opowiadała o tym wydarzeniu Izabela Horodecka. - Podziemny sąd skazał go na śmierć, ale Świerczewski zniknął. Po ładnych kilku miesiącach nieoczekiwanie wypłynął. Nie zdając sobie sprawy z faktu, że rozstał rozpracowany przez kontrwywiad AK, zgłosił się jak gdyby nigdy nic do pracy w podziemiu. Opowiadał bajeczkę, że ostatnie miesiące spędził w misji wywiadowczej na Łotwie i w tym czasie jego konspiracyjne kontakty przestały być aktualne. Szukał kontaktu z szefem II Oddziału Komendy Głównej, czyli akowskiego wywiadu. Likwidacja miała być przeprowadzona pod pozorem spotkania Świerczewskiego z szefem wywiadu. Udawać go miał «Porawa».

Gdy obładowani bronią wyszliśmy z Ogrodu Saskiego na Królewską, nagle dostrzegłam silny patrol żandarmerii idący ku nam od strony Marszałkowskiej. Niemcy byli po przeciwnej stronie, uważnie lustrowali przechodniów. Gdyby przeszli na naszą stronę, to z pewnością zatrzymaliby czwórkę młodych ludzi z torbami i futerałem na skrzypce. No i nagle ruszyli ku nam przez jezdnie! Jechało sporo samochodów, zbliżał się tramwaj. Natychmiast pociągnęłam za sobą chłopców na jezdnie. Żandarmi musieli uważać na wymijające ich samochody i zaczęli obserwować przechodniów dopiero wtedy, gdy weszli na chodnik. A my byliśmy już za ich plecami, po drugiej stronie jezdni. Gdy się dziś o tym słucha, rzeczywiście wygląda to dość zwyczajnie. Ale wtedy, w obliczu zagrożenia, nawet doświadczony konspirator musiał opanować odruch ucieczki albo, przeciwnie, odruch szukania w kieszeni kolby pistoletu.

Na tym incydencie kłopoty się zresztą nie skończyły. Nie udało się nam dostarczyć broni obstawie naszego dowódcy i «Porawa» musiał rozprawić sie ze Świerczewskim praktycznie bez asekuracji. Na szczęście dał sobie radę. Na Krochmalnej zmusił go do wejścia do piwnicy, w której jeden z ludzi AK prowadził warsztat stolarski. Przy Świerczewskim znaleziono niezbite dowody, że był agentem majora gestapo Ericha Mertena. Świerczewski przyznał się do zdrady. Został powieszony w tej piwnicy. Zwłoki zakopano pod podłogą”.

„Obdarzona wybitną inteligencją, podejmowała się nieraz rozpracowań - zdawałoby się - beznadziejnych” - napisał o „Teresie” Stefan Matuszczyk „Porawa”, dowódca 993/W.

Setki razy przenosiła broń. Ubezpieczała kolegów przed każdą akcją - odbierała od nich dokumenty, dawała pistolety i granaty, później je zabierała i zwracała dokumenty. Jej prywatne mieszkanie przy ulicy Walecznych w Warszawie stanowiło schronienie dla ludzi zagrożonych aresztowaniem, przez długi czas mieszkała w nim na przykład ukrywająca się przed Niemcami Żydówka. Odbywały się tam również odprawy i wykłady podchorążówki.

Po raz ostatni wzięła udział w akcji 993/W dwa tygodnie przed powstaniem. Pomagała wtedy przy porwaniu ze Szpitala Wolskiego Tadeusza Brodowicza „Misia”, który w czasie poprzedniej akcji oberwał paskudnie w brzuch. Wszystko udało się znakomicie, ranny został wywieziony samochodem w bezpieczne miejsce.

Wybuch powstania 1 sierpnia zastał panią Izabellę na ulicy. Poszła do niego tak, jak stała, mając na sobie piękną, niezwykle gustowną koronkową bieliznę. Tak się spieszyła, że nie myślała o stroju... Cóż, okazało się, że nawet w rewolucyjnym pyle i brudzie można pozostać damą! Ta wytworna bielizna przyprawiła o szok lekarza, który opatrywał ją po tym, gdy 11 sierpnia otrzymała postrzał w udo.

„Trudno w to uwierzyć z perspektywy ponad sześćdziesięciu lat, ale moim jedynym zmartwieniem było to, że szpetne «zadraśniecie» nie pozwoli mi na włożenie kostiumu kąpielowego - wyznała w jednym z udzielonych wywiadów. - No bo jak tu się pokazać z taką nogą!

W powstaniu warszawskim trafiła do Kompanii „Zemsta”, baonu „Pięść” Zgrupowania „Radosław”. Brała udział w obronie Woli, potem Starówki. 29 sierpnia znów została ranna, tym razem w głowę. Ze Starówki wyszła 2 września o dziesiątej rano na Żoliborz, przez właz kanałowy na placu Krasińskich jako jedna z ostatnich. Z oddali słychać już było słowa niemieckich komend. Dwa dni później znalazła się w Puszczy Kampinoskiej. Pomimo usilnych starań nie udało się jej wrócić do walczącej Warszawy. Przeszła do działalności partyzanckiej w szeregach AK.

29 września została ranna pod Jaktorowem. 15 października aresztowano ją w Drzewicy i więziono w Tomaszowie Mazowieckim, a następnie w obozie w Częstochowie. Została zwolniona 3 listopada i z powodu odniesionych ran uniknęła wywózki do Niemiec. Wróciła do Drzewicy, pełniąc obowiązki łączniczki dowódcy Oddziału AK z Grodziskiem Mazowieckim. Została ciężko ranna 16 grudnia pod Grójcem, otrzymując postrzały w oba łokcie, co wyeliminowało ją z dalszego udziału w walkach partyzanckich. Po blisko dwumiesięcznym pobycie w szpitalu w Piasecznie powróciła do Warszawy pod koniec stycznia 1945 roku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl