Kobieta z koronawirusem nie uzyskała pomocy w szpitalu św. Barbary w Sosnowcu. Wszystko przez procedury

Kacper Jurkiewicz
Kacper Jurkiewicz
Chora sosnowiczanka czuła się okropnie. Zgłosiła się po pomoc na SOR w Szpitalu św. Barbary w Sosnowcu.
Chora sosnowiczanka czuła się okropnie. Zgłosiła się po pomoc na SOR w Szpitalu św. Barbary w Sosnowcu. WSS5 w Sosnowcu
Sosnowiec. Mieszkanka zachorowała, a z każdą kolejną godziną czuła się coraz gorzej. Zaczęła podejrzewać u siebie koronawirusa. Obolała i zdezorientowana udała się po pomoc na SOR w Szpitalu św. Barbary. Podejście lekarzy ją zszokowało, nie otrzymała od nich pomocy. Postanowiła opowiedzieć swoją historię. Czy w szpitalu właściwie przeprowadzono wszystkie procedury?

Koronawirus w Sosnowcu. Chora kobieta potrzebowała pomocy

Pani Agata Krawczyk podzieliła się z nami swoją historią. Sosnowiczanka zachorowała na koronawirusa. Szukała pomocy, a z każdą kolejną godziną czuła się gorzej i nie wiedziała, co się z nią dzieje.

- W niedzielę w nocy (9 sierpnia) obudził mnie straszny kaszel, ale nie miałam temperatury. Rano jak wstałam to powiedziałam rano mężowi, że pójdę do lekarza, bo mnie nie pokoi kaszel. Mąż zażartował, żeby sobie sprawdziła czy nie mam koronawirusa. Bolały mnie mięśnie, stawy. Przez myśl mi przeszło, że to może być rzeczywiście wirus - opowiada Agata Krawczyk.

Pierwsza wizyta w przychodni i szpitalu w Sosnowcu nic nie dała

Pani Agata pojechała do przychodni. Nie miała temperatury, ale odesłano ją do szpitala, by tam ją zbadano, skoro coś podejrzewa. Wybrała się więc do Szpitala św. Barbary Zgłosiła się do namiotu, ale lekarz odesłał ją do przychodni.

- Zapytałam, gdzie mam się zgłosić. Lekarz odesłał mnie do lekarza rodzinnego i narzekał, że lekarze nie chcą się kontaktować osobiście z pacjentami - wspomina sosnowiczanka.

Pani Agata nie czuła się aż tak źle, więc stwierdziła, że skoro są takie procedury, to pojedzie do swojej przychodni. Tam zgłosiła chęć kontaktu z lekarzem, ale musiała czekać na teleporadę.

- Już w domu zaczęłam się źle czuć. Miałam stan podgorączkowy. Pani doktor powiedziała, że jest w szoku, że w szpitalu mnie nie przyjęli. Doktor doradziła mi też, że mogę pojechać do szpitala do Tychów. Nie byłam pewna, czy mam taką chorobę, więc stwierdziłam, że pojadę tam, jak będę się źle czuła - mówi Agata Krawczyk.

Stan zdrowia sosnowiczanki drastycznie się pogorszył. Mąż zabrał ją na SOR

Wieczorem wszystkie wątpliwości pani Agaty się rozwiały. Zaczął zanikać jej węch i smak. Miała bardzo wysoką temperaturę, która skakała od 35 stopni do 38,3. Temperatura cały czas rosła. Po godz. 22 mąż zabrał chorą żonę do szpitala.

- Trzęsłam się jak galareta. Stałam wśród innych osób. Wyszedł doktor i powiedział, że skoro podejrzewam koronawirusa, to mam stąd iść. Oburzyłam się, bo nikt nie powiedział mi, gdzie mam się kierować. Czułam się bardzo źle, miałam duszący kaszel. Powiedziałam doktorowi, że od rana nikt mnie nie zbadał. Nie chciałam zajmować nikomu łóżka, ale chciałam, żeby ktoś mnie zbadał - powiedziała pani Agata.

Po jakimś czasie wyszła pani doktor, która stwierdziła, że nie ma dla niej miejsca. Potem oznajmiła jednak, że jest miejsce, ale że nie ma sensu, żeby chora tu przebywała.

Lekarka ze Szpitala św. Barbary kazała wrócić chorej do domu

- Doktor powiedziała żebym poszła do domu, bo teraz się pojawiają grypowe sprawy i to może być zwykła grypa. Powiedziałam jej, że mam temperaturę 39, chciałam żeby ktoś mnie przebadał i powiedział, co mi jest. Nikt nie zmierzył mi jednak temperatury, nie przyłożyli mi termometru do czoła - oburza się sosnowiczanka.

Przez długi czas chora przebywała obok różnych pacjentów. Jednemu z mężczyzn powiedziała, żeby nie stał blisko, bo może się od niej zarazić. Podczas tej sytuacji do szpitala przywieziono pijanego mężczyznę, który został obsłużony poza kolejnością.

- W końcu pani doktor powiedziała mojemu mężowi, że pewnie panikuję, bo ciągle mówi się o tym wirusie. Powiedziałam jej, że nie twierdzę, że mam koronawirusa, ale sprawdzają się u mnie wszystkie objawy, o których pisano. Pani doktor stwierdziła, że nie ma podstaw, by przyjmować mnie na SOR. Wypisała mi odręcznie na kartce takie oświadczenie, w którym zaznaczyła też, by kontaktować się z lekarzem pierwszego kontaktu, a w nagłej sprawie z pogotowiem - mówi Agata Krawczyk - Oni nie chcą mieć z takimi osobami chorymi nic wspólnego. Najlepiej to się do nich nie zbliżać. Byłam w szoku, że tak mnie potraktowano, a potrzebowałam pomocy - mówi chora.

Pani Agata zapamiętała, że gdy wróciła do domu miała temperaturę 39,6 stopni. Całą noc przeżyła piekło, dopiero temperatura obniżyła się nad ranem. Rano wraz z mężem pojechała więc do szpitala w Tychach.

- Tam bez problemu zrobili mi test. W środę potwierdziło się, że mam koronawirusa. Przed potwierdzeniem testu straciłam całkowicie węch i smak - mówi chora.

Sosnowiczanka jest zła na szpital.

- Ja nie twierdzę, że mają mnie przyjmować bo tak, ale mają izolatorium, mają narzędzia, by zbadać pacjenta. Nie udzielili mi informacji, powinni mi wykonać podstawowe badania - mówi pani Agata.

Sanepid nie zgłosił się do innych zarażonych

To nie jedyna sytuacja, która zaskoczyła sosnowiczankę. Skontaktował się z nią sanepid, by podała wszystkie imiona i nazwiska oraz numery do osób, z którymi miała kontakt w ostatnim tygodniu.

- Przekazałam dane, poinformowałam także ludzi o mojej sytuacji. Pracuje na uczelni, więc instytut został zamknięty na dwa tygodnie. Wszyscy siedzieli w domach na wszelki wypadek. Nikt do dziś (poniedziałek 17 sierpnia) się z nimi nie skontaktował w tej sprawie. Z wszystkimi mam kontakt, nie skontaktował się ze zgłoszonymi osobami i nie przekazał im informacji, że mają nie wychodzić z domu - mówi pani Agata.

Na szczęście u jej znajomych nie wystąpiły żadne objawy. A po pewnym czasie osoby te zaczęły już wychodzić z domu i wyjeżdżać. Jednak nie każdy przechodzi przez chorobę tak samo.

Szpital św. Barbary odpowiada

Zwróciliśmy się o komentarz w tej sprawie do Szpitala św. Barbary w Sosnowcu. Szpital tłumaczy, że wszystkie procedury w tej sprawie zadziałały prawidłowo, bo nie przyjmuje się tutaj osób chorych na koronawirusa.

- Pacjentka po zgłoszeniu się na Szpitalny Oddział Ratunkowy Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego Nr 5 im. Św. Barbary w Sosnowcu została odesłana po poinformowaniu personelu Szpitala o podejrzeniu u siebie zakażenia COVID-19. Lekarz, który zajmował się pacjentką poinformował o konieczności zgłoszenia się do lekarza POZ, Sanepidu, bądź Szpitala Zakaźnego w związku z faktem, iż Szpital św. Barbary nie posiada Oddziału Zakaźnego, w którym leczy się pacjentów zakażonych COVID-19. Do powyższego powołane są jednostki jednoimienne, do których to zgłaszają się pacjenci z podejrzeniem zakażenia COVID-19 - odpowiada Tomasz Świerkot, rzecznik prasowy Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego im. św. Barbary w Sosnowcu.

Musisz to wiedzieć

Jak informuje rzecznik osoby, które mogą być chore powinny stosować się do wytycznych. A te są przedstawione następująco.

- W wytycznych wskazanych przez Ministerstwo Zdrowia pacjenci, którzy podejrzewają u siebie zakażenie koronawirusem po wystąpieniu objawów są zobligowani do kontaktu z najbliższą stacją sanitarno-epidemiologiczną, skorzystanie z teleporady u swojego lekarza POZ, bądź stawienie się w szpitalu z oddziałem zakaźnym, gdzie lekarze określą dalszy tryb postępowania medycznego. Odesłanie pacjentki ze Szpitalnego Oddziału Ratunkowego WSS5 było zgodne z procedurami i zapobiegło ewentualnemu powstaniu ogniska zakażenia, które mogłoby spowodować czasowy brak możliwości przyjmowania pacjentów w stanie bezpośredniego zagrożenia życia lub zdrowia przez Szpitalny Oddział Ratunkowy - dodaje Tomasz Świerkot.

Nie zmienia to jednak faktu, że chora kobieta przemieszczała się od godz. 8 po mieście w poszukiwaniu pomocy, a wieczorem była na SOR wśród innych ludzi. Jak przyznaje miała maseczkę, jednak mogła zarazić wiele osób.

- Oni kompletnie nie pokazali ludzkiego podejścia do pacjenta. Miałam okropny kaszel. Nikt nas nie uspokoił, nie powiedzieli w szpitalu, żeby od razu jechać do Tychów. Wszędzie mówią, że jeśli się źle czujemy powinniśmy się zbadać. Z drugiej strony, gdy człowiek źle się czuje i nie wie, co się dzieje jest zszokowany, gdy nikt mu nie chce pomóc - mówi Agata Krawczyk.

Zobacz koniecznie

Pani Agata dochodzi do zdrowia

Dziś zarażona koronawirusem kobieta czuje się już dużo lepiej. Podczas rozmowy słychać, że jeszcze kaszle.

- Mam jeszcze taki nawracający kaszel. Nie gorączkuje. Jestem z mężem na kwarantannie. Czekamy trzy tygodnie, aż nas wypuszczą - mówi Agata Krawczyk.

Pani Agata ma obecnie problemy płucne, ciężko się jej oddycha. Otrzymała antybiotyk na zapalenie płuc, który jej trochę pomógł. Jest umówiona na badania na płuca po kwarantannie.

Swoją historią chce uczulić innych mieszkańców, by wiedzieli jak należy postępować, by nie przechodzili przez to, co ona. Liczy także, że lekarze również będą lepiej traktować pacjentów, którzy przerażeni boją się o swoje życie.

Nie przeocz

Bądź na bieżąco i obserwuj

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziwne wpisy Jacka Protasiewicz. Wojewoda traci stanowisko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl