Kobiecy Punkt Widzenia. Ania Witowska: Pracę nad sobą zaczęłam od wybaczania

Anita Czupryn
Ania Witowska: Kobiety w Polsce wkręciły sobie, że muszą być doskonałe
Ania Witowska: Kobiety w Polsce wkręciły sobie, że muszą być doskonałe fot. via blog.aniawitowska.com
Z Anią Witowską, trenerką kobiet, twórczynią strony internetowej Kobiecy Punkt Widzenia, autorką książki "Babskie fanaberie", rozmawia Anita Czupryn.

Baby są jakieś inne?
To wynika z tego, że jesteśmy inaczej skonstruowane. Obrazowo mówiąc, jeśli mężczyzna je - to je. Jeżeli ogląda mecz - to ogląda mecz. My jesteśmy jak przeglądarka internetowa, która ma jednocześnie otwartych 600 okienek. Taka jest różnica. Inaczej funkcjonujemy, inaczej reagujemy. Ta inność być może niektórym kojarzy się pejoratywnie, ale to po prostu kwestia różnic między kobietami a mężczyznami.

Często spotykasz się z kobietami na warsztatach. Jakie są Polki?
Ciągle niewierzące w siebie. W sobotę miałam okazję przemawiać na jednym wydarzeniu, podeszłam do dziewczyn siedzących w pierwszych rzędach i zapytałam je, co to znaczy "wartościowa"? Pomijając ich speszenie, odpowiadały, że wartościowa oznacza pewną siebie, lubiącą siebie, i tak dalej. Nie. Wartościowa oznacza pełną wartości. A skoro nigdy nie odpowiedziałaś sobie na pytanie, co jest twoją wartością, co jest takiego w tobie, że ludzie chcą spędzać z tobą czas, że świat cię ceni - nie czujesz się wartościowa. Obudzone w środku nocy potrafimy wymienić wszystkie swoje słabe punkty, ale nie te mocne. Nie zajmujemy się odpowiedzią na pytanie, co jest we mnie dobre, w czym jestem dobra, czyli nie budujemy poczucia wartości. Z poczuciem wartości nikt się nie rodzi, to coś, co musimy zbudować, tak samo jak wiarę w siebie, za której brak winimy rodziców. Podczas mojej kilkuletniej pracy z kobietami (a były ich tysiące) spotkałam tylko jedną, która nie miała żadnych problemów z rodzicami. To o czymś świadczy. Jeżeli tylko jedna z nich nie miała problemów z dzieciństwem, to znaczy, że każdy z nas je ma.

Na co dzień mieszkasz w Irlandii. Widzisz różnice między Polkami a kobietami mieszkającymi tam?
Polki są nieprawdopodobnie zorganizowane, pracowite, operatywne. Ale. Poruszyłaś temat pieniędzy, więc powiem, że na warsztatach też często go poruszamy. Pieniądze to tylko kawałki zadrukowanego papieru, natomiast w naszych głowach urosły one do takiego fenomenu, który ma określać, ile jesteśmy warte. Dziewczyna, która sama utrzymuje dwójkę dzieci, spełnia się w pracy, mówi mi np., że nie daje sobie rady z pieniędzmi... Krok po kroku pokazuję jej, że to taka sama umiejętność jak każda inna, że do tej pory sobie nie radziła, bo zwyczajnie brakowało jej wiedzy na ten temat. Czasem żałuję, że nie mam czarodziejskiej różdżki. Palnęłabym nią kobiety, żeby zrozumiałyby, że mają inwestować w siebie i doceniać to, co robią. No i nie muszą walczyć o mężczyzn. Bo kobiety biją się o facetów. To jest dla mnie chore. Kiedy wyjeżdżałam do Irlandii, miałam w głowie myśl, że na rynku matrymonialnym jestem stracona: mam dwójkę dzieci, jestem po trzydziestce, kto mnie będzie chciał? W Irlandii byłam rozchwytywana. (śmiech) Tymczasem w Polsce kobiety wkręciły sobie, że muszą być perfekcyjnymi matkami, świetnie gotować, być rewelacyjnymi w łóżku i tańczyć na rzęsach wokół mężczyzny. Z jednej strony, chcemy księcia, który nas uratuje. Z drugiej - kastrujemy go, bo okazuje się, że to my jesteśmy silniejsze, szybsze i sprawniejsze. A jednocześnie, co mnie doprowadza do szewskiej pasji, nie doceniamy siebie i tego, jak jesteśmy operatywne i twórcze.

Jak to się stało, że postanowiłaś pomagać kobietom?
Mogłabym powiedzieć, że stało się to wtedy, gdy w wieku 16 lat, jak to mówią, "puściłam się" i urodziłam dziecko. Nie uważałam się za puszczalską. Szukałam miłości. Ale mieszkałam w niedużym miasteczku, byłam napiętnowana. Stanowisko rodziców było jasne: "Masz sobie poradzić". No to postanowiłam sobie poradzić. Kiedy urodziłam dziecko, obiecałam sobie, że jak już będę duża, piękna i bogata, to będę pomagała kobietom. Po drodze przeżyłam różne rzeczy. Mam na koncie depresję, zapalenie otrzewnej, utratę pieniędzy w biznesie, brak poczucia własnej wartości, to, że nie stworzyłam normalnej rodziny.
Nie wierzyłam w siebie, a byłam arogancka i udawałam pewną siebie, umierając ze strachu, że ktoś zobaczy, jaka jestem naprawdę. Drugi charakterystyczny moment wydarzył się, gdy pewnego pięknego dnia opalałam się w ogródku i przypadkiem odkryłam, że mam dużego guza w piersi. Już wtedy zdawałam sobie sprawę z tego, jak emocje i sposób życia wpływają na organizm. Dlatego pomyślałam sobie: "Ania, musisz się ogarnąć, coś nie działa w twoim życiu". Dziś mówię o swoich przeżyciach głośno, bo chcę uświadomić kobietom, że każda z nas ma jakiś dramat, historię, której się wstydzi, coś, co schrzaniła, ale to nie jest powód do tego, aby uważać, że coś jest z nami nie tak.
Jak się "ogarniałaś"? To zawsze jest najtrudniejsze.
Zaczęłam od wybaczania. Uświadomiłam sobie, że noszę w sobie potworny ból z powodu przeszłości i tego, jak ją interpretuję. Do rodziców, do których miałam wtedy żal, do partnera, który na koniec związku mnie skatował. Ale najbardziej miałam żal do samej siebie. Dla siebie byłam najbardziej toksyczna.

Najtrudniej wybaczyć sobie?
O, tak. Tego, że nie potrafiłam siebie ochronić, że nie widziałam znaków ostrzegawczych, że czegoś nie zrobiłam, zawaliłam, okłamałam, zmanipulowałam, podłożyłam się i tak dalej. Ciężko zaakceptować to, że decyzje, jakie podejmowało się w przeszłości, były najlepsze, jakie w tamtym momencie i z tamtą wiedzą można było podjąć.

Jak się wybacza samej sobie?
Przez zrozumienie, że wszystko, co mi się przydarzyło, nie przydarzyło się w istocie mnie, ale dla mnie. Gdyby ten mój partner mnie nie skatował, nigdy nie zainteresowałabym się rozwojem osobistym. Wybaczenie jemu zajęło mi kupę czasu, ale dziś mogę powiedzieć: "Dziękuję, Henryczku". Facet, który mnie zdradził, bo miał niskie poczucie wartości, pokazał mi, że to ja mam niskie poczucie wartości. To wszystko, co mnie spotkało, było lekcją. Zaczęłam więc od radykalnego wybaczania i akceptowania rzeczywistości. Medytowałam i raz po takiej medytacji otworzyłam oczy i powiedziałam: Kobiecy punkt widzenia! To chcę robić. Pomagać. Inspirować. Uczyć. Konsekwencją tej mojej pracy nad sobą było choćby zniknięcie guza oraz świadomość niesamowitej mocy, która w nas tkwi.

Założyłaś więc stronę internetową Kobiecy Punkt Widzenia.
Powiedziałabym, że moim targetem są kobiety po trzydziestce, chociaż też coraz więcej trafia do mnie pań po pięćdziesiątce. Są to kobiety, które zaczynają się budzić, myśląc: "To już wszystko w moim życiu? No, mam męża, dziecko, pracę, której najczęściej nie lubię i czuję się pusta. Jeśli czytam, że są kobiety, które żyją lepiej, są spełnione i szczęśliwe, to ja też chcę". To te kobiety, które podejmują decyzję, że chcą coś w swoim życiu zrobić.

Ogłoszono cię "Paulo Coelho w spódnicy". Jak to przyjęłaś?
Fajnie. Chociaż nieważne, czy będą mnie nazywali Coelho w spódnicy, czy okularnica, czy zarozumiała Witowska. To nie ma znaczenia. Dla mnie istotne jest to, aby ta książka pomagała kobietom. Nie wiem, jak to się stało, że tak wiele kobiet się z nią utożsamia, ale mnie to wzrusza. Pisałam o sobie i moich klientkach. To minimalistyczne teksty, które mocno ryją się w głowie. Taki jest ich cel: mają czytelnikami wstrząsnąć, zamieszać i zainicjować zmianę. Są jak martini Jamesa Bonda. (śmiech)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl