Klukowo. Konflikt w szpitalu. Pielęgniarka: tak być nie powinno! Lekarz: wszystko jest dobrze

Urszula Ludwiczak
Jeszcze kilka tygodni temu tak wyglądały wnętrza ośrodka w Klukowie. Informacja o godzinach pracy w godz. 8-18 nadal tam wisi
Jeszcze kilka tygodni temu tak wyglądały wnętrza ośrodka w Klukowie. Informacja o godzinach pracy w godz. 8-18 nadal tam wisi Wojciech Wojtkielewicz / Anatol Chomicz
Od kilku miesięcy w ośrodku zdrowia w Klukowie w powiecie wysokomazowieckim trwa ostry konflikt między lekarzem a pielęgniarką. Efekt jest taki, że pielęgniarka straciła pracę, a lekarza opuszczają pacjenci. Do ośrodka kilka razy wzywana była policja.

Policja była w Klukowie m.in. w środę. Przyjechali sprawdzić, czy doktor jest pijany. Badanie alkomatem tego nie potwierdziło. Na początku tygodnia zaś funkcjonariusze wzywani byli m.in. po to, by wyprowadzić z ośrodka pielęgniarkę. Ta, według szefostwa placówki, nie ma już bowiem tam wstępu. W czerwcu dostała wypowiedzenie z pracy.

Sprawa tak szybko się jednak nie skończy. Pielęgniarka założyła bowiem sprawę w sądzie pracy. A w ośrodku zaczęły się kontrole.

Do doktora najlepiej rano

Marta Szwarc do pracy w ośrodku zdrowia w Klukowie przyszła w styczniu br. Dość szybko przestały podobać się jej niektóre panujące tam zasady.

- Na drzwiach i w środku są informacje, że przychodnia i rejestracja czynne są w godz. 8-18 - opowiada pielęgniarka. - Ale my o godz. 15.35 zamykamy drzwi na klucz i idziemy do domu. A doktor pracę kończy jeszcze wcześniej!

Jak mówi pielęgniarka, choć lekarz mieszka piętro wyżej nad swoim gabinetem, to w pracy zjawia się zazwyczaj po godz. 8., a pacjentów przyjmuje tylko do 12.30.

- Pacjenci na wsi są przyzwyczajeni do tego, że lekarz jest tylko rano, dlatego zwykle nikt po godz. 12 już do nas nie zachodzi - opowiada Marta Szwarc. - Chyba że np. po receptę. A gdy coś się w późniejszych godzinach komuś stanie, to musi jechać do Wysokiego Mazowieckiego albo wołać pogotowie. Coraz więcej osób się więc od nas wypisuje.

Dodaje, że zdarza się, że lekarz odmawia wyjazdów na wizyty domowe. - Był np. przypadek pacjenta z wysoką gorączką, do którego doktor nie pojechał, mimo że to był środek dnia i to jego obowiązek - opowiada pielęgniarka. - Pacjent wezwał karetkę i trafił do szpitala.

Takie zdarzenie potwierdziła nam dyrekcja łomżyńskiego pogotowia.

- Trudno powiedzieć, może byłem akurat w innym ośrodku zdrowia, innego wytłumaczenia nie widzę - mówi nam Mariusz Bednarski, lekarz z Klukowa. - Bo ja zawsze na wizyty domowe jeżdżę. Mogłem wtedy zalecić wezwanie karetki, aby nie zostawić pacjenta bez pomocy.

Mariusz Bednarski jest lekarzem w Klukowie od prawie dwóch lat.

- Jako że lekarzy w gminie brakuje, czasem jeżdżę jeszcze na dyżury do innych ośrodków, w Wyszonkach, Dąbrowie Wielkiej, Jabłonce Kościelnej, Wysokim Mazowieckim - tłumaczy. - W Klukowie ośrodek jest czynny do 15.35. Pacjenci o tym wiedzą. Potem jest dyżur w Wysokim Mazowieckim. W nagłym wypadku można też wezwać pogotowie.

Lekarz mieszka z żoną, która jest położną. Do Klukowa sprowadzili się kilka lat temu, z okolic Gdańska. Żona doktora jest zatrudniona jako położna środowiskowa w Andrzejewie, Dąbrowie Wielkiej i Płonce Kościelnej.

- Ale jako że mamy braki w średnim personelu, żona na zasadzie umowy dżentelmeńskiej, gdy nie ma patronaży, pracuje w Klukowie jako pielęgniarka podstawowej opieki zdrowotnej. Bo położna ma uprawnienia takie jak pielęgniarka - twierdzi Bednarski.

- Czy tak może być? - zastanawia się jednak Marta Szwarc. I dodaje, że w Klukowie z kolei trudno spotkać położną środowiskowa, która jest przypisana do tego ośrodka.

- Bo ona nie siedzi ciągle w przychodni, ale jeździ po domach, gdzie ma wizyty patronażowe - odpowiada lekarz.

Najbardziej Martę zbulwersował jednak fakt, że na kartach przynajmniej kilkunastu pacjentów ośrodka zobaczyła dopiski „GS”. - Myślałam, że to może oznaczenie jakiejś grupy dyspanseryjnej. A doktor mi powiedział, że to znaczy... gówno śmierdzące”. Nie wierzyłam własnym uszom. Czy ktokolwiek chciałby mieć takie oznakowanie w karcie? Gdy powiedziałam o tym szefostwu NZOZ-u, koperty zostały wymienione.

Bednarski, zapytany przez nas o dopiski „GS” na kartach pacjentów, tłumaczy, że to oznaczenie grupy dyspanseryjnej chorób sercowo-naczyniowych. - Wiem, że pani Marta ma inną teorię - mówi. - Karty zostały wymienione, aby nie dawać jej pretekstu do rozmów z pacjentami. Potrafiła im pokazywać te karty.

Marta nie mogła też patrzeć, jak wygląda rejestracja w przychodni. Karty pacjentów ściśnięte były w kilku rozpadających się szufladach, obok - rozwalona szafka.

- Gdy chcę znaleźć kartę, ledwo mogę odsunąć szufladę, jest tak ciasno - skarżyła się pielęgniarka.

Bednarski uważa, że rejestracja wygląda dobrze. Rzeczywiście, obecnie tak jest. Ale gdy odwiedziliśmy ośrodek trzy tygodnie temu, poza rozpadającymi się szafkami zastaliśmy tam też zbiorowisko kartonów z różnymi rzeczami oraz zlew z zatkanym kranem. Można też było mieć inne zastrzeżenia. Np. w gabinecie stało połamane krzesło. W łazience z jednej toalety bez przerwy lała się woda, kran pokryty był kamieniem. W oczy rzucało się wyrwane ze ściany gniazdko, czy przecięty kabel od telefonu.

- To doktor jak się wprowadził, odciął kabel, żeby nie można było do niego dzwonić na górę - mówi Marta.

Do mieszkania doktora przechodzi się przez drzwi ewakuacyjne w przychodni. Jak twierdzi Marta, były stale zamknięte. A to niezgodne z przepisami p/poż.

- Najczęściej były otwarte - odpowiada lekarz. - A zacząłem je zamykać, bo nie chciałem, aby Marta wchodziła na górę, pukała i denerwowała mi psa.

- Jeśli wchodziłam, to tylko w czasie godzin pracy przychodni, aby zawołać doktora do pacjenta - odpowiada pielęgniarka.

Mariusz Bednarski ma też wobec Marty Szwarc swoje uwagi:

- My układamy karty pacjentów według miejscowości i alfabetycznie. Pielęgniarka je układała tak, jak jej przyszło do głowy. Potem były problemy, aby odnaleźć kartę przy następnej wizycie pacjenta. Pani Marta miała swoją teorię: - Karty układałam logicznie, miejscowościami i rodzinami - odpowiada.

Bednarski dodaje, że pielęgniarce kilkakrotnie zdarzyło się pomylić przy pobieraniu materiałów do badań. - Próbówka z próbką ma naklejkę z kodem paskowym, taki sam kod powinien być na skierowaniu. Pani Marta myliła te naklejki. Potem laboratorium nie mogło wydać wyniku.

- Chodziło o to, że laboratorium stosowało inne kolory próbówek, niż mnie uczono w szkole. Ale nikt mi nie powiedział, jakie tu są zasady - odpowiada pielęgniarka.

Doktor Bednarski zarzuca też Marcie m.in. że źle sprawozdawała szczepienia dzieci. - Wszystkie dokumenty są w porządku, zatwierdzone przez sanepid - odpowiada pielęgniarka.

Konflikt coraz większy

Ośrodek w Klukowie to filia NZOZ w Wysokim Mazowieckim. Józef Malinowski, właściciel NZOZ-u, murem stoi za doktorem Bednarskim: - To bardzo dobry lekarz, z poświęceniem - zaznacza Malinowski. - Nie ma na niego żadnych skarg pacjentów. Jeździ na wizyty domowe. Jestem zadowolony z jego pracy. A znaleźć dziś lekarza do pracy na wsi jest bardzo trudno.

I dodaje: - Jak nie ma pacjentów, to po co ma siedzieć w gabinecie, jeśli mieszka na górze? Jak ktoś przyjdzie, to schodzi.

Niekoniecznie potwierdzają to sami pacjenci, z którymi udało się nam porozmawiać. - Czasem trzeba długo czekać na lekarza w poczekalni, zanim zejdzie - mówią. - A po południu to już w ogóle nie ma co tam przychodzić.

Pacjenci z rozrzewnieniem wspominają nieżyjącego już doktora Śliwowskiego, który kiedyś pracował w Klukowie: - To był doktor z powołania - mówią. - Był o każdej porze dnia i nocy dostępny. Zawsze można było do niego zajść, przyjeżdżał na wizyty do domowe.

Tymczasem gdy konflikt między pielęgniarką i lekarzem stał się nabrzmiały, doktor Malinowski wręczył Marcie Szwarc wypowiedzenie z pracy. Upływa z dniem 1 sierpnia. Jako powód wpisana została „konfliktowość, na skutek której pracownik nie umie pracować w zespole”.

Marta uważa, że swoja pracę wykonywała dobrze. Dlatego poszła do sądu. Kilka dni temu pielęgniarce chciano wręczyć kolejne wypowiedzenie z pracy, z trybem natychmiastowym. Marta go nie przyjęła. - Trzeba by najpierw cofnąć poprzednie, a nie można, bo ta sprawa jest już w sądzie.

Tymczasem kontrolami w przychodni zajęły się różne służby.

- Był sanepid - przyznaje doktor Bednarski. - Kazali przykręcić gniazdko, wymienić kran. To wszystko. Już to zrobiliśmy.

Jeszcze przed wizytą sanepidu posprzątano rejestrację, naprawiono szafki. Gdy byliśmy w ośrodku dwa dni temu, pomieszczenie wyglądało idealnie.

- Straż pożarna stwierdziła natomiast, że gdy poczekalnia jest mniejsza niż 30 mkw nie jest wymagane wyjście ewakuacyjne - mówi Bednarski.

Podlaski NFZ sprawdza, czy umowa w zakresie podstawowej opieki zdrowotnej w Klukowie jest wykonywana prawidłowo.

W ostatnich dniach ośrodek w Klukowie często odwiedza też policja. Wzywana np. przez szefostwo placówki, aby wyprowadzić pielęgniarkę, która nie powinna, ich zdaniem, przebywać na terenie ośrodka.

- Nie ma obowiązku przychodzić do pracy, a jest w niej pierwsza - mówi kadrowa NZOZ-u.

- Gdybym nie przyszła, stwierdziliby, że porzuciłam miejsce pracy - tłumaczy Marta. Ale od dwóch dni do przychodni i tak już nie przychodzi. Nie wytrzymuje psychicznie. Jest na zwolnieniu lekarskim.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Klukowo. Konflikt w szpitalu. Pielęgniarka: tak być nie powinno! Lekarz: wszystko jest dobrze - Gazeta Współczesna

Wróć na i.pl Portal i.pl