Kierowca TIR-a pojedzie wszędzie, nawet szlakiem koronawirusa

Marek Weckwerth
Marek Weckwerth
Andrzej Szkocki
Gdy czytają Państwo ten artykuł, pan Aleksander znów jest w trasie z Polski do Hiszpanii - do centrum rozszalałej epidemii koronawirusa. Swoim 40-tonowym tirem przywiezie stamtąd ładunek cytrusów.

- Jadę, bo takie są potrzeby i trzeba z czegoś żyć, utrzymać rodzinę. Transport samochodowy to nerw każdej gospodarki, w tych czasach szczególnie ważny. Nie jest przecież tak, że wszelkie towary znajdują się na zapleczu „Biedronki” i wystarczy je zwyczajnie wziąć, ustawić na półkach. Nie, my musimy po te dobra pojechać, czasem bardzo daleko i ryzykować swoim zdrowiem, a może i życiem - przekonuje pan Aleksander, kierowca tira z Żyrardowa, urodzony w Toruniu, żywo interesujący się naszym regionem.

Na karku ma już 62 wiosny. Całe zawodowe życie spędził za kółkiem, zaraz po ukończeniu Technikum Samochodowego w Szczecinie. Ma wielki apetyt na życie i - jak twierdzi - wciąż oglądają się za nim ładne dziewczyny. Nie chce ujawniać tożsamości, bo to, co powie może się nie spodobać jego szefowi. A nie jest to dobry czas na zmianę pracy.

Najpierw Włochy

- Gdy zaczęła się ta straszna epidemia, byłem akurat moją ciężarówką we Włoszech - w Lombardii, niedaleko Bergamo, gdzie już notowano wzrost zachorowań na korona wirusa - opowiada kierowca. - Na dwóch drogach dojazdowych do firmy, gdzie miałem załadunek, stali karabinierzy i reporterzy włoskiej telewizji relacjonujący rozwój sytuacji. Mundurowi kazali zawracać, ale trzecią drogą udało mi się dotrzeć do celu. Brama wjazdowa była dosłownie przed kolejną barierą zagradzającą dalszą jazdę. Potem były Milano (Mediolan - dop. autora) i Treviglio. Szczęśliwie wróciłem do kraju. Prawda jest taka, że nas kierowców nie obejmują żadne testy na koronawirusa i tak naprawdę nikt się tym nie przejmuje. W ocenie rządu jesteśmy niezniszczalni i pewnie ci z góry myślą, że jesteśmy Robokopami. Gdyby kierowców zawodowych przejeżdżających polską granicę obejmowała kwarantanna, musielibyśmy spędzić w domach 14 dni i w tym czasie utrzymywać się z gołej pensji. Trudno byłoby z tego wyżyć.

Koronawirus w kujawsko-pomorskiem - raport na żywo

Azyl w domu

Jednak to wszystko odbija się na życiu kierowców, także rodzinnym.

- Gdy wracam do domu, tylko moja żona zachowuje się jak prawdziwa bohaterka - przytula mnie, całuje i nawet zaprasza do łóżka. Każdemu facetowi bym takiej życzył. Jednak córka boi się, tak samo jak moja siostra. Obie trzymają się profilaktycznie z daleka. Cóż, rozumiem - kontynuuje pan Aleksander.

Do Włoch już nie jeździ. Ryzyko jest ogromne. Z forów internetowych dowiedział się, że gwałtownie wzrosły stawki dla kierowców za kursy w tę część Europy - z obowiązującej poprzednio maksymalnie 1,8 euro za kilometr do 5 teraz. Zastrzega, że nie są to potwierdzone informacje.

Pączek na granicy

- Po zamknięciu polskich granic stałem przed Zgorzelcem w 70-kilometrowej i wielogodzinnej kolejce. Gdy dojechałem na przejście, otrzymałem jednego pączka i 1,5-litrową butelkę wody. Nie żebym się skarżył, tak teraz wyglądają realia - przekonuje mężczyzna. - Gdyby wszak szerzej spojrzeć na naszą dolę, mogę powiedzieć tyle, że jesteśmy strasznie poobijani przez życie. W warunkach epidemii boimy się nie tylko o zdrowie, ale i o utrzymanie pracy, bo ekonomia słabnie, firmy zmniejszają swą aktywność i spodziewamy się zmniejszenia liczby kursów. Na razie trzeba jednak robić swoje.

Bez prysznica, bez płynu

Wiele stacji benzynowych zamknęło na cztery spusty prysznice i kierowcy nie mają gdzie wziąć kąpieli podczas długiej podróży - to ich kolejny problem.

A są zmęczeni, spoceni i zwyczajnie brudni, zwłaszcza jeśli własnoręcznie musieli naprawiać usterki techniczne, wymieniać koło. Gorący prysznic to także element podstawowej higieny i obrony przed koronawirusem oraz innymi mikrobami.

- Nie chce im się dezynfekować tych pomieszczeń. Boją się, że kierowcy wniosą wirusa i trzeba będzie zamknąć całą stację - uważa pan Aleksander. - A ja bardziej boję się korzystać ze stacyjnych toalet, bo to naprawdę może być siedlisko zarazków. Przez toalety przewija się - można powiedzieć kolokwialnie - cała Europa, a wiadomo co to oznacza w warunkach tak rozprzestrzeniającej się zarazy. Nie do końca wierzę, że obsługa traktuje czystość w tych miejscach jak oczko w głowie. Wolę załatwiać swoje potrzeby fizjologiczne gdzieś na trasie. Tak jest mimo wszystko bezpieczniej.

Ile zarabiają kierowcy ciężarówek? Niektórzy nawet ponad 7 tysięcy złotych na rękę. Wiele dowiadujemy się dzięki raportowi TransJobs.eu. Przejdź do następnych zdjęć, aby zobaczyć zarobki kierowców >>>

Tyle zarabiają kierowcy ciężarówek w Polsce. Kwoty mogą was ...

Nasz rozmówca skarży się także na brak na stacjach Orlenu sławetnego płynu dezynfekcyjnego do rąk. Odwiedził wiele stacji i na żadnej nie znalazł tak reklamowanego przez premiera Morawieckiego i prezesa koncernu Obajtka specyfiku. Ten zdecydowanie poprawiłby higienę pracy.

Liczy się czas

Przez to, że Ministerstwo Infrastruktury zmieniło na początku epidemii przepisy dotyczące czasu pracy kierowców zawodowych, ci mogą w tygodniu pracować nie 56 a 60 godzin. Poprzednio jednym „ciągiem” mogli jechać 4,5 godziny, a teraz 5,5. Inne kraje Unii Europejskiej także wydłużyły czas pracy kierowców, choć w różnym zakresie.

- Nie powiem abyśmy byli zadowoleni. Nie dość, że tyraliśmy na zabój, to teraz jeszcze bardziej - skarży się nasz rozmówca.

Wskazuje też na fakt, że niektórzy przedsiębiorcy imali się nielegalnych sztuczek, aby tylko oszukać tachograf ciężarówki, czyli rejestrator jazdy i dzięki temu wydłużyć kierowcom pracę. Z drugiej strony zwraca również uwagę, że od niedawna zaostrzone zostało prawo karne dotyczące cofania liczników samochodowych i tan sam przepis obejmuje także ingerencję w pracę tachografów. Grożą za to surowe sankcje.

Kierowca chwali też utworzenie na granicach „zielonych korytarzy”, którymi mogą podjeżdżać ciężarówki (poprzednio stały wymieszane z autami osobowymi), jak również rezygnację z wypełniania przez kierowców zawodowych deklaracji o miejscu przebywania. To zdecydowanie poprawiło komfort pracy i oszczędziło czasu.

Twardzi też chorują

- Jesteśmy twardzi, bo taki to już zawód, ale proszę mi wierzyć - jesteśmy też ludźmi z krwi i kości - cierpimy, chorujemy. Bo też ciągle jesteśmy w trasie - podczas 9-godzinnej pracy przejeżdżam zwykle 740 kilometrów. Tyle że nie obnosimy się z dolegliwościami i rzadko chodzimy do lekarzy. Bo za gołą pensję, tę podstawową bez dodatków, trudno wyżyć. A rodzinę trzeba utrzymać - dodaje pan Aleksander.

... i starzeją się

Przed wybuchem epidemii polscy przedsiębiorcy potrzebowali coraz więcej kierowców, bo nasza gospodarka rosła. Było ich za mało na rynku, a młodzi nie garnęli się do trudnej i niebezpiecznej profesji.

Dlatego pracę oferowano obcokrajowcom, głównie Ukraińcom. Teraz jeździ ich naprawdę dużo.

- Nasi rodacy nie garnęli się do zawodu, a ci którzy od lat pracowali za kółkiem, zwyczajnie starzeli się - wyjaśnia 62-latek. - Teraz kierowca w moim wieku i starszy to standard. Można powiedzieć, że stało się to, co już od bardzo dawna było normą w Anglii i innych zachodnich krajach. Gdy zaczynałem przygodę z ciężarówkami, byłem młody, nie mogłem się nadziwić jak dużo na Zachodzie jest naprawdę starych trucersów. Teraz nic mnie nie dziwi.

Mityczne zarobki

- Najbardziej wkurzają mnie rozpowszechniane przez media mity o wysokości naszych zarobków, o tym że jesteśmy krezusami, że 7-tysięczne zarobki na rękę to normalka i doprawdy łatwo można taką kasę zarobić - irytuje się kierowca tira. - A potem te bzdury powiela się na różne sposoby. Prawda jest zgoła inna, bo mamy podstawę pensji, z reguły najniższą krajową, a do tego różne dodatki, na przykład za przejechane kilometry, bądź procentowy dodatek za fracht (zwykle 10-12 procent). Tyle, że nasza emerytura będzie wyliczana od składek odprowadzanych do ZUS, czyli od podstawy wynagrodzenia, od 2600 złotych. Będzie tego niewiele - konstatuje na koniec pan Aleksander.

Po naszej rozmowie, krótkim odpoczynku w domu, znów rusza w trasę - do opanowanej przez zarazę Hiszpanii.

Cierpi cała branża

- Nasza branża przeżywa teraz wyjątkowo trudne chwile, nie notowane w historii, a przecież nadal trzeba robić co do nas należy. Trzeba przewozić żywność do sklepów, lekarstwa do szpitali i aptek, żywe zwierzęta - mówi Adam Jędrych, prezes Kujawsko-Pomorskiego Stowarzyszenia Przewoźników Drogowych im. Dionizego Woźnego w Lipnikach pod Bydgoszczą. - O tym jak trudna jest sytuacja, zwłaszcza po zamknięciu granic, od początku informujemy i prosimy o szybką interwencję Ministerstwo Infrastruktury. Tych problemów było i jest mnóstwo. Najpierw chodziło o rozładowanie ogromnych kolejek tirów i aut osobowych na granicach. Wskazywaliśmy na fakt, że kierowcy tłoczą się na niewielkiej przestrzeni, co grozi rozprzestrzenieniem się wirusa. Sugerowaliśmy utworzenie dodatkowych pasów dojazdu dla niech i wydłużenie czasu pracy kierowców. Udało się, ale to wszystko za mało, by mówić, że jest dobrze.

Szef transportowców w naszym regionie nie ma wątpliwości, że w branży będą zwolnienia. Sam będzie zmuszony w swojej firmie zmniejszyć liczbę kierowców.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wielki Piątek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Kierowca TIR-a pojedzie wszędzie, nawet szlakiem koronawirusa - Gazeta Pomorska

Wróć na i.pl Portal i.pl