Kibiców Cracovii czeka surowa kara, jeśli to oni zrobili barmance krzywdę

Artur Drożdżak
Robert K. ps. "Iżyk" doprowadzany z aresztu do krakowskiego sądu na jedną z rozpraw. Teraz mężczyzna odpowiada z wolnej stopy. Nie przyznaje się do winy. Twierdzi, że padł ofiarą spisku, który zawiązała pokrzywdzona kobieta razem z funkcjonariuszami policji
Robert K. ps. "Iżyk" doprowadzany z aresztu do krakowskiego sądu na jedną z rozpraw. Teraz mężczyzna odpowiada z wolnej stopy. Nie przyznaje się do winy. Twierdzi, że padł ofiarą spisku, który zawiązała pokrzywdzona kobieta razem z funkcjonariuszami policji Artur Drożdżak
Prokuratura jest przekonana, że pięciu kibiców Cracovii ma związek z uprowadzeniem 30-letniej barmanki Katarzyny L., próbą jej zgwałcenia i wymuszeniem od niej pieniędzy.

Już dwa razy usłyszeli w tej sprawie surowe wyroki przed krakowskim sądem, ale ich proces zostanie powtórzony po raz trzeci. To dlatego, że Sąd Apelacyjny w Krakowie zgodził się z argumentami obrońców oskarżonych, że wadliwie oceniono alibi jednego z mężczyzn. Jeśli tak, to może się okazać, że żadnego z nich w feralnym momencie nie było na miejscu przestępstwa. A pokrzywdzona jest niewiarygodna.

Dziewczyna gangstera
Katarzyna L. nie jest kryształową postacią. Barmanka jednego z krakowskich lokali związała się prywatnie z Piotrem R., członkiem gangu "Prezesa", m.in. handlującego narkotykami. Boss, czyli Kazimierz J., został skazany na 13 lat więzienia za kierowanie gangiem. Za kratki trafił też jego człowiek Piotr R. Pogrążyła go swoimi zeznaniami dziewczyna, czyli właśnie Katarzyna L. Zerwała z nim znajomość i nie chciała go więcej znać. Na początku nie było z tym kłopotów, bo były chłopak trafił do aresztu. Z czasem barmanka zaczęła dostawać SMS-y z groźbami. Podchodzili do niej na osiedlu nieznani mężczyźni i wulgarnie wyzywali od konfidentek policji i od k... Na murach bloków krakowskiego osiedla Na Kozłówce pojawiły się napisy piętnujące dziewczynę. Towarzyszyła im symbolika kibiców Cracovii.

Orgia w mieszkaniu
W styczniu 2006 r. w krakowskim klubie Faust Katarzyna L. spotkała się ze znajomym i dostała od niego 500 zł wynagrodzenia za akcję marketingową. Moment przekazywania pieniędzy zaobserwowało kilku mężczyzn, którzy przy sąsiednim stoliku pili alkohol. - Zapłać za nas rachunek! - rzucili w stronę kobiety, gdy jej znajomy wyszedł z lokalu. Nie pozwolili Katarzynie L. wyjść z klubu, wulgarnie ją wyzywali i grozili śmiercią.

- Sprzedałaś naszych kolegów z osiedla na policji. Oni teraz siedzą, a ty chodzisz wolna i bezkarna - mówili wystraszonej Katarzynie L. Z obawy o życie dała im 500 zł zarobku. Napastnicy na tym jednak nie poprzestali i wsadzili kobietę do taksówki.
- Jak spróbujesz uciekać, to zginiesz. Pokażemy ci, co robimy z takimi k... jak ty - mówili. Zawieźli barmankę do domu przy ul. Chmieleniec. Tam przy niej uczestniczyli w grupowej orgii seksualnej z trzema znajomymi kobietami.

- Słuchaj i patrz, co się tu dzieje, bo spotka cię to samo, jak nie będziesz posłuszna - grozili. Kazali ofierze dostarczyć 2 tys. zł na, jak mówili, wypiskę dla aresztowanych kolegów. Termin zapłaty wyznaczyli na 10 lutego 2006 roku.

Katarzyna L. ze strachu zaczęła się ukrywać. Jej matka widziała, że nieznany mężczyzna obserwuje ich mieszkanie, ale córka nie zdradzała nikomu z rodziny, czy ma jakieś kłopoty.

Wpadka we Frantiku
Na przełomie marca i kwietnia 2006 r. Katarzyna L. przypadkowo natknęła się na dręczycieli w klubie Frantic na ul. Szewskiej. Nie zapomnieli, że miała im dać pieniądze. Kiedy chciała uciekać brutalnie ją popchnęli, zastraszyli i wywieźli taksówką na ul. Heltmana, do domu Michała K., studenta Akademii Ekonomicznej.

Tam usiłowali ją zgwałcić. Krzyczeli, że będzie dla nich pracowała w agencji towarzyskiej i że "wstawią ją do burdelu". Dziewczyna się rozpaczliwie broniła, podrapała po twarzy jednego z mężczyzn i ostatecznie do gwałtu nie doszło. Sprawcy dotykali ją w miejsca intymne, próbowali rozbierać, przypalali papierosem. Wypuścili ofiarę dopiero nad ranem.
Katarzyna L. przyniosła im później żądane 2 tys. zł. Wtedy dowiedziała się, że musi jeszcze dostarczyć kolejne 3 tys. zł.

Ucieczka z Krakowa
Była tak zastraszona, że uciekła z miasta i zamieszkała u koleżanki z liceum. Matce słała SMS-y, że już nie wróci, bo "nie ma życia na osiedlu i w Krakowie". O groźbach, próbie gwałtu, biciu i porwaniach opowiedziała na policji dopiero po kilku tygodniach od zdarzenia.

W maju 2006 r. za kratki trafili Robert K. ps. ,,Iżyk", Tomasz J. ps. ,,Galos", Mirosław J. ps. ,,Miras" i Piotr K. Zarzuty postawiono też Michałowi K.

- Nie przyznajemy się do winy - mówili zgodnie. Potwierdzali jedynie, że się znają. Dodawali, że o porwaniu, groźbach i biciu pokrzywdzonej niczego nie wiedzą.

Po ich aresztowaniu doszło do kolejnych aktów agresji wobec Katarzyny L. i członków jej rodziny. Ktoś obrzucił jajkami okna mieszkania, zepsuł zamek w drzwiach i je wysmarował. Na osiedlu pojawiły się kolejne wulgarne napisy. Ujęto i skazano dwóch autorów, którzy je wykonywali.

Rodzina L. dowiedziała się jeszcze, że dwóch mężczyzn zaczepia ludzi na osiedlu, pokazuje im zdjęcie Katarzyny L. i zbiera informacje na jej temat. Okazało się, że to żona podejrzanego Roberta K. wynajęła agencję detektywistyczną, by zdobyć wiadomości na temat dziewczyny. W sprawozdaniu, które sporządzili dla zleceniodawcy, napisali, że Katarzyna L. pracowała jako barmanka w pubach, "ubierała się wyzywająco i była wożona luksusowymi samochodami. W miejscu zamieszkania ma złą opinię, uważana jest za dziewczynę lekkich obyczajów i zadaje się z mężczyznami o wątpliwej reputacji". Wystraszona Katarzyna L. na stałe wyprowadziła się z Krakowa. Postanowiła zerwać z przeszłością.

Wyroki i wątpliwości
Krakowski sąd dwa razy zajmował się sprawą Roberta K. i jego wspólników. Uznał, że są winni uprowadzenia Katarzyny L., próby jej zgwałcenia, grożenia śmiercią i wymuszenia w sumie 2,5 tys. zł. Oskarżeni usłyszeli wyroki od sześciu i pół roku do czterech lat więzienia.

Relację pokrzywdzonej kobiety uznano za wiarygodną, spójną i rzetelną, choć okazało się, że próbowała się kontaktować i wpływać na świadków przed rozprawą. Sama zjawiała się w sądzie pilnowana przez antyterrorystów. Jako tzw. osoba zaufania, na sali rozpraw z jej wniosku przebywał policjant z komisariatu, który zajmował się zatrzymaniem podejrzanych.

Sąd Apelacyjny w Krakowie raz, a potem drugi uchylił wyrok skazujący, bo jego zdaniem w sprawie są takie wątpliwości, które muszą być rozwiane. To może doprowadzić do uniewinnienia wszystkich oskarżonych. Może, ale nie musi.

Po pierwsze, okazało się, że jeden z mężczyzn ma mocne alibi. Był na kursie narciarskim w Zakopanem. Tam płacił kartą bankomatową, tam logował się jego telefon, a świadkowie potwierdzali, że widzieli Michała K. na miejscu. Nie mógł więc brać udziału w próbie gwałtu. Skoro tak, to może zeznania Katarzyny L. są nic niewarte i wobec pozostałych?

Przechytrzyli alarm?

Bliższego wyjaśnienia wymaga też sprawa alarmu w domu, w którym miało dojść do próby gwałtu. Zdaniem sądu, oskarżeni przechytrzyli system alarmowy w ten sposób, że zalepili taśmą jedną z czujek, a na inną założyli skarpetkę. Dzięki temu mogli wejść do pomieszeń, mimo że system alarmowy był aktywny. Sąd Apelacyjny wątpi w takie działanie, bo pokrzywdzoną spotkali przypadkowo i przywieźli do domu. Nie mieliby czasu na takie preparowanie działania alarmu.

Podczas przeszukania w komputerze jednego z podejrzanych ujawniono zdjęcia. Widać na nich, że jeden z mężczyzn ma zadrapania twarzy, które mogą odpowiadać tym, jakie zrobiła Katarzyna L. Sąd Apelacyjny nakazał jednak precyzyjnie zbadać kwestię czasu wykonania zdjęć, bo w aparacie była błędnie ustawiona data. Na jednej z ujawnionych fotografii uwieczniono trzy postacie, z których jedna kryje się za fotelem bujanym. To z kolei wzmacnia relację kobiety o obecności kilku mężczyzn podczas próby gwałtu w mieszkaniu. To trzeba wyjaśnić.

Sąd Apelacyjny - nie podważając do końca słów Katarzyny L., zauważył, że prawdopodobnie pomyliła daty zdarzenia. Do uprowadzenia z klubu Frantic doszło nie w nocy z 31 marca na 1 kwietnia, ale 24 godziny później, z 1 na 2 kwietnia. Ta kwestia wymaga wyjaśnienia podczas kolejnego procesu. Wątpliwości budzi też czas przetrzymywania pokrzywdzonej. Z jej relacji nie wynika, by była pozbawiona wolności przez pięć godzin.

Termin kolejnego procesu nie jest znany. Oskarżonym grozi do 10 lat więzienia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Kibiców Cracovii czeka surowa kara, jeśli to oni zrobili barmance krzywdę - Gazeta Krakowska

Wróć na i.pl Portal i.pl