Ta tragedia nadal budzi emocje. Trzynaścioro dzieci utonęło w Wiśle. „Jeden pisk był na brzegu, a drugi pisk był w rzece”

Piotr Nowak
Piotr Nowak
Trzynaścioro dzieci utonęło w Wiśle. Ta informacja 62 lata temu wstrząsnęła mieszkańcami Lublina. Mimo upływu lat wciąż są osoby, które pamiętają o ofiarach i ich rodzinach.

Trzynaścioro dzieci utonęło w Wiśle

Czerwiec 1961 roku był wyjątkowo upalny. Nauczyciele ze Szkoły Podstawowej nr 17 przy ul. Krochmalnej w Lublinie postanowili nagrodzić najlepszych uczniów wycieczką do Kazimierza Dolnego.

23 czerwca ponad 50 uczniów klas piątych pojechało razem z trzema opiekunkami. Nauczycielka wychowania fizycznego Jadwiga H. zaprowadziła część dzieci nad Wisłę. Do wody weszły z łachy pomiędzy schroniskiem PTTK a kamieniołomami.

Przestraszone dzieci rzuciły się w głębinę

- Grupa brnąc po kolana w wodzie dotarła do małej piaszczystej wysepki, oddalonej od brzegu o jakieś 120 m. (...) W pewnym momencie jedna z dziewczynek zaczęła się topić - tak 60 lat temu wydarzenia opisywał „Kurier Lubelski”.

Ta tragedia nadal budzi emocje. Trzynaścioro dzieci utonęło w Wiśle. „Jeden pisk był na brzegu, a drugi pisk był w rzece”
Łukasz Kaczanowski

- Ja z koleżanką rozłożyłyśmy sobie koc przy brzegu. Nagle usłyszałam krzyk. W wodzie było widać tylko podniesione w górę ręce. Jeden pisk był na brzegu, a drugi pisk był w rzece - wspominała po latach pani Marianna, która w 1961 r. uczęszczała do klasy Vb.

Przestraszone dzieci rzuciły się wprost w głębinę. Tylko część dotarła do brzegu. Dziecko, które zaczęło się topić pierwsze, nauczycielka zdołała wyciągnąć z wody.

- Później jeszcze skoczyła do rzeki po chłopaka, który dłużej niż inni utrzymywał się na wodzie. Uratowała go. W tej panice inne dzieci szły za nauczycielką - opowiadał pan Stanisław.

Według niektórych relacji nauczycielka, widząc co się stało, próbowała się utopić. Została zatrzymana przez milicjanta. Trafiła do aresztu.

Tego dnia w szkole nr 17 było zakończenie roku. Uroczystości odbywały się na boisku, kiedy przyszła wiadomość o tragedii.

- Dzieci miały pozwiedzać, odprężyć się. To byli najlepsi uczniowie. Do Kazimierza pojechały w nagrodę - przypomina Ewa Bis, wieloletnia nauczycielka.

Autokar z ocalonymi pojechał na Rynek w Kazimierzu. Dzieci dostały zakaz wychodzenia. Zszokowane siedziały w milczeniu. Wkrótce zaczęli przyjeżdżać rodzice zawiadomieni o zdarzeniach.

- Początkowo moi rodzice dostali informację, że nie ma mnie na liście dzieci, które żyją. Tata wsiadł do taksówki, był jednym z pierwszych, którzy przyjechali z Lublina. Jak mnie zobaczył, poczuł ulgę, to była ogromna radość - wspominał jeden z uczestników tamtych wydarzeń.

Do pomyłki doszło dlatego, że po wyjściu z wody wspiął się z kolegą na zbocze kamieniołomu, żeby zobaczyć z góry co się dzieje, a w tym czasie dzieci w autokarze były liczone.

Jedna z matek weszła do autokaru, gdy stał on na Rynku. Wołała swoje dziecko po imieniu, ale nikt jej nie odpowiedział.

W nurcie Wisły utonęło trzynaścioro dzieci: Małgorzata, Mirosława, Barbara, Maria, Ewa, dwie Elżbiety, Basia, Lechosław, Waldemar, Zbigniew, Czesław i Adam. Miały po 12 lat. Pochowano je cztery dni po wypadku.

Ta tragedia nadal budzi emocje. Trzynaścioro dzieci utonęło w Wiśle. „Jeden pisk był na brzegu, a drugi pisk był w rzece”

Żałoba

Msza żałobna została odprawiona w kościele pw. św. Teresy od Dzieciątka Jezus przy ul. Krochmalnej. Uroczystość opóźniła się, bo w tym czasie zostało odnalezione ciało ostatniej ofiary, chłopca. Zadecydowano, że żałobnicy poczekają, aż wszystkie dzieci będą mogły zostać pochowane razem. Pochodu tysięcy żałobników nie powstrzymał deszcz, który tego dnia przeszedł przez Lublin. Trzynaście białych trumien zostało przewiezionych na cmentarz przy ul. Lipowej na samochodach wypożyczonych przez FSC.

- W uroczystościach żałobnych wzięli udział rodzice, rodziny, przedstawiciele Kuratorium, nauczyciele, młodzież szkolna oraz licznie zebrani wzdłuż trasy przemarszu konduktu pogrzebowego mieszkańcy Lublina. Na 13 samochodach wieziono 13 jednakowych trumien okrytych wieńcami i licznymi wiązankami kwiatów - czytamy w Kurierze Lubelskim z 28 czerwca 1961 r.

Ta tragedia nadal budzi emocje. Trzynaścioro dzieci utonęło w Wiśle. „Jeden pisk był na brzegu, a drugi pisk był w rzece”

Dziennikarz prawdopodobnie pomylił się co do liczby trumien. Dwie dziewczynki w chwili śmierci tak mocno trzymały się za ręce, że po wydobyciu z wody zdecydowano się ich nie rozdzielać. Leżą w jednym grobowcu i w jednej trumnie.

- Społeczeństwo Lublina w głębokim żalu żegnało ofiary tak tragicznego wypadku - brzmiało ostatnie zdanie krótkiej notatki na pierwszej stronie gazety.

Na nagrobkach dzieci wyryto inskrypcję: „Zmarły śmiercią tragiczną w nurtach Wisły”. - Miałam może dwa latka, kiedy mama przyprowadziła mnie na Lipową na groby dzieci. Ona dobrze pamiętała te wydarzenia. Pamiętała żuki z trumnami jadące przez miasto. Wtedy ludzie żyli tymi wydarzeniami - wspomina Ewa Bis. Po liceum została nauczycielką w Szkole Podstawowej nr 17. - Poznałam ludzi, których dzieci tu leżą. Rozmawiałam z rodzicami, ich rodzeństwem. Niektórzy zwierzali się ze swoich wspomnień, ale większość nie chciała mówić. To było dla nich zbyt bolesne – przyznaje nauczycielka.

Okazje

Początkowo groby wszystkich dzieci były jednakowe. Z czasem większość rodzin wyremontowała nagrobki, ale trzy pozostały w niezmienionej formie do dziś. Nikt z najbliższych już się tymi trzema grobami nie opiekuje. Ale pamiętają o nich nauczyciele i uczniowie szkoły nr 17. Przychodzą tu we Wszystkich Świętych i w rocznicę tragedii. Sprzątają nagrobki, przynoszą kwiaty, zapalają znicze.

Grób dzieci przy ul. Lipowej
Grób dzieci przy ul. Lipowej Piotr Nowak

- Historię tę już znałam przychodząc do szkoły. Pracowałam z kobietą, która straciła wtedy brata. Nie chciała mówić o tej tragedii - mówi Beata Kwiatkowska, dyrektor Zespół Szkół Ogólnokształcących nr 6, w skład którego wchodzi Szkoła Podstawowa nr 17 im. Zwycięstwa Grunwaldzkiego.

Tragedia bez precedensu

- Ciągle mam przed oczami ten okropny widok, główki tonących dzieci. Wydaje mi się, że to jest koszmarny sen - mówiła przesłuchującym ją śledczym nauczycielka.

Sprawa utonięcia miała swój finał w sądzie. Proces rozpoczął się w 1962 r. i toczył się w ekspresowym tempie. W ciągu zaledwie kilku dni przesłuchano kilkudziesięciu świadków.

- Każdy wymiar kary będzie dla mnie sprawiedliwy. Wolałabym swoją śmierć, niż przeżyć śmierć tych dzieci – powiedziała na sali rozpraw nauczycielka WF Jadwiga H., która była z dziećmi nad Wisłą.

Zapadł wyrok. Nauczycielka została skazana na trzy i pół roku więzienia. Sąd ukarał także byłą kierowniczkę szkoły nr 17 za to, że wysłała tak dużą grupę dzieci pod opieką zbyt małej liczby nauczycieli. Usłyszała wyrok trzech miesięcy więzienia w zawieszeniu.

Tragedia bardzo zmieniła Jadwigę H. Jeszcze kilkanaście lat temu można ją było spotkać na Krakowskim Przedmieściu. Starsza pani chodziła z lalką w ręku i szukała dzieci. Wszystkie znała po imieniu.

- To był splot nieszczęśliwych wydarzeń. Dzieci weszły po kolana w wodę. Trzymały się za ręce i woda wciągała je po kolei - mówi Ewa Bis. Twierdzi, że dziś podobne zdarzenie nie mogłoby mieć miejsca. Dyrekcja szkół i kuratoria skrupulatnie przestrzegają przepisów nakazujących zapewnienie dzieciom opieki odpowiedniej liczby nauczycieli.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl