Katastrofa lotu Korean Air 858. Wyprali agentce Kim Hyon Hui mózg, by dokonała zamachu na samolot

Andrzej Dworak
Kim Hyon Hui pojmano w Bahrajnie. Skazana na śmierć w Korei Południowej skorzystała z łaski
Kim Hyon Hui pojmano w Bahrajnie. Skazana na śmierć w Korei Południowej skorzystała z łaski
Trzy dekady temu z polecenia północnokoreańskiego wodza Kim Dzong Ila specjalnie wyszkolona agentka reżimu Kim Hyon Hui umieściła bombę w południowokoreańskim samolocie. Zabiła w ten sposób z zimną krwią 115 osób.

Otrzymała rozkaz Kim Dzong Ila, syna Kim Ir Sena, by zniszczyć przy użyciu bomby samolot Korean Air Line 858. Wykonała rozkaz, zabijając 115 niewinnych osób... Sąd nakłada najwyższą karę. "Niniejszym zasądza się karę śmierci”. Te słowa z ust sędziego w stolicy Korei Południowej Seulu usłyszała północnokoreańska agentka Kim Hyon Hui, która 29 listopada 1987 roku - 30 lat temu - wysadziła w powietrze samolot KAL. Tak zakończyło się dla niej zadanie, do którego przygotowywano ją całe życie.

Wczesne dzieciństwo urodzonej w 1962 Hyon Hui, szkoła, studia i okres szkolenia do pracy w wywiadzie upłynęły na zgłębianiu nauk Kim Ir Sena i utrwalaniu nienawiści do Zachodu. Nawet małe dzieci uczono, by odczuwały niechęć na słowo „Ameryka”, bo to „odwieczny wróg, z którym Koreańczycy z Północy nigdy nie będą żyć pod wspólnym niebem”. Wpajano im, że atak jankeskich imperialistów jest nieuchronny, a Ameryka to najgorsze miejsce na świecie. Hyon Hui miała nawet okazję, być tak blisko tego strasznego miejsca. Jej ojciec należał do grona uprzywilejowanych osób w Korei Północnej - był pracownikiem MSZ. Kiedy Kim miała mniej więcej roczek, został wraz z rodziną wysłany na pięć lat na Kubę. Raz, kiedy był z córeczką na piaszczystej plaży, wskazał na leżący w oddali niewidoczny ląd i powiedział, że to jest ten okropny kraj, gdzie ludzie jęczą pod batem wyzyskiwaczy. Mała Hyon Hui przestraszyła się, że jej dmuchaną tratwę może znieść do Ameryki, bała się odtąd pustych butelek i puszek, które fale przynosiły stamtąd, i ostatecznie zaczęła się bać samej plaży.

Kuba we wczesnym okresie rządów Fidela Castro to był dla ludzi z Korei Północnej raj. Swoboda, mnóstwo jedzenia - codzienne pojawianie się w dzielnicy dyplomatów lodziarza, za którym biegała Hyon Hui, ściskając monetę - fortepian w rezydencji dla pracowników ambasady KRLD, na którym grywała mama Hyon Hui…

To wszystko było jak cudowny sen, który się skończył wraz z powrotem do Pjongjangu, w którym rodzina Hyon Hui i tak w porównaniu z innymi miała nieźle. Mieszkała w stolicy w niedużym, ale osobnym mieszkaniu należnym elicie władzy, gdy klasa pracująca zajmowała wspólne lokale - często dziesięć rodzin korzystało ze wspólnej łazienki.

Trening ideologiczny

W szkole podstawowej nauka zabierała mniej niż połowę czasu. Przez większość dnia uczniowie poznawali życiorys Wielkiego Przywódcy Kim Ir Sena. Nauczyli się piosenki „Głowa jak dynia”, która wysławiała zwycięstwo Kim Ir Sena nad Japończykami (Korea była pod okupacją japońską przez 35 lat - od 22 sierpnia 1910 do 15 sierpnia 1945 roku). Pobił ich tak bardzo, że Japończycy nie byli w stanie zabrać wszystkich ciał, a zabierali jedynie głowy. Intensywne pozalekcyjne zajęcia ideologiczne kończyły się zwykle późnym wieczorem.

Hyon Hui służyła w Korpusach Młodzieżowych. Po zarządzeniu, że kobietom nie wolno latem nosić spodni, patrolowała z innymi dziećmi ulice i jeśli jakaś kobieta miała na sobie spodnie albo ktoś nie przypiął do marynarki odznakę z podobizną Kim Ir Sena, żądała by taka osoba podała jej nazwisko i donosiła o tym przełożonym.

Dzieci zbierały złom, butelki i inne surowce wtórne, które można było sprzedać za granicę i zdobyć waluty na broń do obrony przed amerykańskimi imperialistami. Rywalizowały między sobą o wypełnienie narzuconych norm i zostanie przodownikiem zbiórek. Polecono im też zbierać skóry królików i psów, czerwie oraz łajno. Najtrudniejsze jednak było zbieranie kwiatków i układanie ich przed pomnikami Wielkiego Przywódcy. Ponieważ w Pjongjangu nie było kwiaciarni, dzieci przekupywały pilnujących miejscowych szklarni.

W szkole uczono rewolucji, wiedzy, pracy i etyki. Zajęcia z rewolucji były szczegółowe - dzieci musiały na przykład wiedzieć, że pokazywane im zdjęcie przedstawiało Wielkiego Prezydenta (Kim Ir Sena), gdy udzielał wskazówek, jak szerzyć walkę zbrojną na całym świecie i że Wielki Przywódca odbywał wówczas naradę rewolucyjnej Armii Ludowej w Karunie w 1930 roku.

Hyon Hui, jako liderka korpusu, uczestniczyła w dyscyplinowaniu słabszych uczniów. Nie lubiła tego, ale pod surowym okiem nauczycieli wytykała kolegom i koleżankom, że więcej czasu poświęcają zabawie, a nie pracy.

Studentki dziewice

Po koniec szkoły średniej Hyon Hui została przyjęta na wydział biologii na Uniwersytecie Kim Ir Sena, na którym mogły studiować tylko dzieci wysoko postawionych urzędników. Przed maturą odbyła półroczne szkolenie wojskowe. Przydało się od razu, bo studia przypominały wojsko - grupy studenckie były plutonami, wydział kompanią, były też bataliony. Starosta grupy był nazywany porucznikiem, dyrektor wydziału kapitanem. Większość czasu poświęcano na naukę filozofii Kim Ir Sena.

Po jakimś czasie ojciec zarządził, żeby córka przeniosła się do kolegium języków obcych w Pjongjangu. Jego absolwenci mogli po ukończeniu dostać dobrą pracę. Hyon Hui została studentką japonistyki. Nie miała pojęcia, że to zdecyduje o tym, że zostanie później zwerbowana przez wywiad. Kontynuowała szkolenie wojskowe. Podczas obozów maszerowała po górach, uczyła się rozpoznawać typy broni oraz pojazdów wojskowych i ich używać. Jedzenie było kiepskie i Hyon Hui nie mogła utrzymać tempa marszów, ale bycie kobietą nie było wymówką, kobiety i mężczyzn traktowano równo. Po koniec służby Hyon Hui maszerowała 32 kilometry bez przerwy obciążona 15-kilogramowym tobołkiem. Znakomicie strzelała i potrafiła prowadzić czołg. Umiała rzucać granaty, obsługiwać działko przeciwlotnicze i rusznice przeciwpancerne. Stawała się sprawną, bezwzględnie oddaną poddaną swojego ukochanego Wielkiego Przywódcy.

I nikogo innego. Nie wolno było jej i jej koleżankom umawiać się na randki. Przyłapani na tym wykroczeniu byli wydalani z uczelni, a niektórzy lądowali w obozie pracy. Studentki poddawano okresowym badaniom lekarskim - także ginekologicznym. W ten sposób władze miały pewność, że nadal są dziewicami.

Werbunek i szkolenie

Na drugim roku Hyon Hui została wezwana do dziekana. Czekał tam na nią mężczyzna z odznaką w kształcie flagi na piersi, co znaczyło, że był członkiem komitetu centralnego partii. Zapytał Hyon Hui o pierwszą z wielu cnót Umiłowanego Przywódcy Kim Dzong Ila, która przychodziła jej do głowy. Wydeklamowała przebieg zdarzenia z góry Paektu, gdzie Kim Dzong Il odwiedził pole zwycięskiej bitwy swojego ojca i polecił robotnikom, by z większym entuzjazmem pracowali nad odrestaurowaniem tego miejsca oraz udzielił im wielu rad. Ta i inne odpowiedzi Hyon Hui mężczyzna przyjął z zadowoleniem.

Kilka dni później wszystkie studentki ustawiono w szeregu w sali gimnastycznej. Grupa mężczyzn oglądała je i robiła notatki. Najładniejsze trafiły do notesów tej niezwykłej komisji. Hyon Hui dostała polecenie, żeby się stawić w Sektorze 1. siedziby partii. Przesłuchiwała ją grupa oficerów.

- Jakie są cztery podstawowe zasady partii? - padło pierwsze pytanie.

- Deifikacja, Wiara, Niepodważalność i Bezwarunkowa Aprobata - odpowiedziała bezbłędnie Hyon Hui.

Oficerowie wysłuchali też, że studiuje japonistykę, żeby pomóc w zwyciężeniu Japonii i zjednoczeniu Korei. Że po studiach będzie robiła to, czego zażąda partia… Na koniec wyrecytowała niemal bez zająknięcia pierwszy rozdział „Wspomnień Kim Yong Suk, żony Kim Dzong Ila” i odpowiedziała twierdząco na pytanie, czy jest gotowa umrzeć za partię. Jeszcze tylko badanie lekarskie i Kim Hyon Hui została członkiem partii! Miała pożegnać się z rodziną i spakować, bo następnego dnia wyjeżdżała.

Dawna agentka północnokoreańskiego reżimu Kim Hyon Hui żyje w sekretnym miejscu w Korei Południowej

Samochód zawiózł ją w trudno dostępne miejsce w górach, z których nocą schodziły tygrysy. Nie wolno jej było nigdy używać prawdziwego nazwiska - nazywała się od tej chwili Kim Ok Hwa. Po nocy podano jej najlepsze śniadanie od powrotu z Kuby: smażone jajka, tosty, mleko, masło i ziemniaki. Tak zaczął się dla Ok Hwa trzyletni okres szkolenia - głównie w Szkole Wojskowej Keumsung. Uczyły się tu tysiące studentów. Agenci wywiadu byli szkoleni z dala od głównej siedziby uczelni.

Ok Hwa przechodziła forsowny trening. Przez wiele dni koczowała na otwartej przestrzeni, śpiąc w okopach. Z okazji urodzin Kim Ir Sena przemaszerowała z innymi 160 kilometrów w trzy dni w Marszu Wierności. Do tego strzelanie, prowadzenie samochodu z wielką szybkością i wywoływanie zdjęć w zaimprowizowanej ciemni. I przez cały czas czytanie kilkudziesięciu tomów pism Kim Ir Sena. Oczywiście szkolono ją w sztukach walki - umiała pokonać trzech mężczyzn nacierających jednocześnie i posługiwać się nożem. Intensywnie uczyła się japońskiego od nauczycielki Eun Hae, która pochodziła z Tokio i została porwana przez północnokoreańskich agentów, kiedy bawiła się z dziećmi na plaży. W latach 70. i 80. porwano dziesiątki obywateli Japonii, którzy byli zmuszani do szkolenia północnokoreańskich agentów. Pjongjang przyznał się do uprowadzenia 13 Japończyków i zezwolił na powrót tylko 5 z nich, twierdząc, że pozostali nie żyją.

Po trzech latach Ok Hwa zdała egzamin końcowy składający się z trzech głównych części: testu sprawnościowego, pracy pisemnej i próby w warunkach rzeczywistych. Ta ostatnia dla Ok Hwa rozpoczęła się tuż przed zachodem słońca. Musiała wydostać się niepostrzeżenie z bazy, przedrzeć przez las do oddalonej o dziesięć kilometrów repliki ambasady Japonii, tu zmylić straże, ochronę wewnątrz budynku i alarmy, włamać się do sejfu i nauczyć na pamięć treści znajdujących się tam dokumentów. A potem niepostrzeżenie wrócić. Dostała kombinezon, dwa pistolety załadowane pociskami z farbą i magazynki, AK-47 z magazynkami z takimi samymi pociskami, trzy noże, piankę w sprayu, linę z hakami, stetoskop do sejfu, latarkę, noże do cięcia szkła, kompas i wytrych. W razie potrzeby wolno jej było pozbawić przeciwników przytomności. Czas na wykonanie zadania - 12 godzin.

Ok Hwa spisała się doskonale, choć z dużym przytupem - „zastrzeliła” w trakcie misji dziesięciu przeciwników.

Zadanie

Zanim Ok Hwa dostała rozkaz wysadzenia samolotu odbyła misje przygotowawcze. Wysłano ją do Europy i Chin. Była towarzyszką doświadczonego, prawie 70-letniego agenta Kim Seung Ila. Udawali japońskich turystów - ojca i córkę. Odwiedzili Moskwę, Budapeszt, Wiedeń, Kopenhagę, Frankfurt, Zurych, Genewę, Paryż oraz Makau, Kanton i Pekin. Otrzymali 10 tys. dol., oczekiwano jednak, że wrócą z prezentami dla zwierzchników i prezydenta.

Europa oszołomiła Ok Hwa, ale w raporcie po powrocie napisała: „To święta prawda, że jedynie garstka ludzi żyje tam w dostatku, zaś zwykli obywatele wiodą straszliwy żywot. To było po prostu piekło.”

Kilka miesięcy później Ok Hwa rozpoczęła naukę języka chińskiego. Wyjechała do Kantonu na rok. Po powrocie ona i Kim Seung Il zostali wezwani przez dyrektora wywiadu, który powiedział, że ich zadaniem będzie zniszczenie południowokoreańskiego samolotu - rozkaz napisał odręcznie Kim Dzong Il, a to znaczyło, że sprawa jest najwyższej wagi.

Między obiema Koreami trwał pełen napięcia dialog na temat mającej się odbyć w przyszłym roku (1988) olimpiady - Pjongjang domagał się wspólnej z Seulem organizacji igrzysk, rozpoczął nawet budowę hoteli i obiektów sportowych, ale Seul wolał zrobić imprezę samodzielnie. Koreańczycy z południa nie zgodzili się nawet na rozegranie w Pjongjangu choćby kilku symbolicznych konkurencji. Zamach miał storpedować olimpiadę w Seulu, skłonić niektóre kraje do rezygnacji z udziału w zawodach oraz wywołać na południu zamieszki i zmusić Seul do zjednoczenia - o co w myśl wieloletniej propagandy komunistyczny reżim nieustannie zabiegał.

Agenci wylecieli z Pjongjangu do Moskwy, a stamtąd udali się do Budapesztu. Po czterech dniach w kryjówce wywiadu w sposób nielegalny przedostali się do Austrii. Tutaj dostali fałszywe japońskie paszporty i kupili dwa zestawy biletów lotniczych: Wiedeń - Belgrad - Bagdad - Abu Zabi - Bangkok - Seul oraz Wiedeń - Belgrad - Bagdad - Abu Zabi - Bahrajn. W Abu Zabi mieli wysiąść i polecieć stamtąd do Rzymu, następnie pojechać do Wiednia i ukryć się w ambasadzie Korei Północnej, skąd mieli zostać przerzuceni do Pjongjangu.

Bombę z C-4 w radiu Panasonic oraz butelkę z płynnym materiałem wybuchowym PLX silniejszym od nitrogliceryny otrzymali w Bagdadzie. Po wejściu na pokład Ok Hwa ustawiła w damskiej toalecie czas eksplozji na dziewięć godzin do przodu i umieściła ładunek w szafce na bagaż podręczny nad głowami pasażerów. Samolot wylądował w Abu Zabi i agenci wysiedli.

Chcieli natychmiast kontynuować podróż do Rzymu, ale okazało się, że muszą okazać bilety strażnikom na lotnisku, a bilet do Rzymu z przesiadką w Abu Zabi wobec wielu połączeń bezpośrednich z Bagdadu do stolicy Włoch wzbudziłby podejrzenia, więc zdecydowali się na trasę awaryjną i okazali bilety do Bahrajnu.

Samolot KAL 858 ze 115 osobami na pokładzie eksplodował nad Morzem Andamańskim w pobliżu Birmy. Nigdy nie znaleziono jego szczątków.

W areszcie

W Bahrajnie Ok Hwa i Kim Seung Il zatrzymali się w hotelu i czekali na lot do Rzymu. Byli już jednak obserwowani i na lotnisku zostali zatrzymani. Kim Seung Il przegryzł ampułkę z trucizną i padł martwy. Ok Hwa po krótkiej szarpaninie też udało się zrobić to samo. Zapadła w ciemność.

Obudziła się w szpitalu - jakimś cudem nie umarła. Kiedy jej stan się poprawił rozpoczęły się przesłuchania. Ok Hwa udawała Chinkę. Kontynuowała to po przewiezieniu do Korei Południowej, gdzie jej przybycie stało się sensacją obficie relacjonowaną przez media. Była przesłuchiwana i traktowana łagodnie. Pozwolono jej oglądać telewizję i zabrano do miasta. Była w szoku, że wszystko jest inne od tego, czego jej o Południu mówili w ojczyźnie, ale dalej zawzięcie kłamała. Po kilku tygodniach przesłuchujący wykazali jej, że nie może być Chinką, że wiedzą dokładnie, że jest Koreanką, i Ok Hwa została pokonana. Ok Hwa umarła. Wróciła Kim Hyon Hui.

Nowe życie

Hyon Hui opowiedziała wszystko o sobie i swojej misji oraz wyraziła żal za to, co zrobiła. Powiedziała to także przed sądem, ale ten 7 marca 1969 roku skazał ją na śmierć. Wkrótce jednak prezydent Korei Południowej ułaskawił Kim Hyon Hui, gdyż uznał, że była jedynie narzędziem północnokoreańskiego reżimu.

Hyon Hui mieszka w nieznanym miejscu w Korei Południowej. Nawróciła się na chrześcijaństwo, wyszła za mąż za swego ochroniarza, ma dwoje dzieci, napisała książkę, a dochód z jej sprzedaży oddała rodzinom ofiar zamachu.

W 2010 odwiedziła Japonię. Udzieliła także wywiadu telewizji australijskiej, w którym powiedziała, że mówi o swoim życiu i czynie, gdyż jest świadkiem, który nie może milczeć. Do końca będzie żyła z brzemieniem winy.

Nikt nie wie, co się stało z rodziną Kim Hyon Hui w Korei Północnej. Kontrowersje budzi też to, że była agentka winna śmierci wielu ludzi jest postrzegana jako celebrytka. W tej historii nie wszystko jest całkowicie jasne.

(korzystałem z książki „Łzy mojej duszy” Kim Hyon Hui)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl