Katarzyna Zawadzka jest "królową chuliganów" w filmie "Bad Boy"

Paweł Gzyl
Paweł Gzyl
Marcin Goleń
Bad Boy” to film, który już przed premierą narobił w mediach sporo szumu. Nic dziwnego - opowiada o aferach w polskim światku piłki nożnej. Jedną z głównych ról gra w „Bad Boyu” Katarzyna Zawadzka. Aktorka opowiada nam jak się pracuje z Patrykiem Vegą i dlaczego zamieniła taniec na aktorstwo.

Lubisz piłkę nożną?
Nigdy mnie za bardzo nie interesowała. Ale przy większych wydarzeniach, jak mistrzostwa świata czy Europy, w których występowała polska drużyna, to śledziłam jej poczynania. Byłam wtedy bardzo zdziwiona jak mocno emocjonalnie do tego podchodziłam. Dzięki temu zrozumiałam skąd tak wielka fascynacja piłką nożną u tak wielu ludzi.

Teraz grasz w filmie „Bad Boy", który zabiera nas do wnętrza świata polskiej piłki nożnej. Kim jest twoja bohaterka?
Moja postać nie wywodzi się z tego piłkarskiego świata. Ona przychodzi z zewnątrz i dopiero potem wchodzi w pewne struktury. Na co dzień nie jest obeznana z piłkarskim tematem. Dopiero wdraża się i poznaje to wszystko. Tak samo było ze mną – byłam kimś nowym w tym piłkarskim świecie. Kiedy kręciliśmy scenę pierwszej wizyty mojej bohaterki na meczu, ona żyła moimi emocjami, bo ja też byłam wtedy pierwszy raz na meczu. To było pomocne, bo uwiarygodniało moją postać.

W materiałach prasowych o twojej postaci pisze się, że ma kilka twarzy: „Policyjna wtyka, prawniczka bawiąca się uczuciami dwóch braci, przebiegła pani prezes i królowa chuliganów". Która cię najbardziej zafascynowała?
„Królowa chuliganów". (śmiech) Oczywiście nie na etapie pracy na planie, tylko teraz – kiedy postać ta wywołuje taki szum w internecie. (śmiech) Tak na serio: generalnie bardzo mi się spodobało w tej postaci to, że jest tak wielowymiarowa. To, że nie jest tak łatwa do odgadnienia czy złapania. Dlatego widz może być wielokrotnie skonfudowany jej zachowaniem. Sama to przeżywałam, czytając pierwszy raz scenariusz. Ale pod względem aktorskim, właśnie to było w Oli najbardziej interesujące, bo pozwalało pokazać różne emocje.

No właśnie: w internecie pojawiły się sugestie, że twoja bohaterka jest wzorowana na postaci Magdaleny Kralki, która przewodziła gangowi pseudokibiców związanemu z drużyną Cracovii. Tak było naprawdę?
Nie. Moja bohaterka jest fikcyjna i wykreowana na potrzeby filmu. Z drugiej strony nie ma się co dziwić, że takie porównania się teraz pojawiają. Bo faktycznie w świecie polskiej piłki wiele było tego typu przestępczych afer, jakie pokazujemy w „Bad Boyu". Tego rodzaju mechanizmy i patologie wszędzie są takie same. Nie są to więc historie wzorowane jeden do jednego na konkretnych wydarzeniach z Krakowa czy z innego miasta. Te porównania są poza nami.

Piłka nożna to męski świat. Stąd byłaś na planie „Bad Boya" jedyną kobietą. Jak się czułaś w takiej mocno męskiej ekipie?
Czułam się bardzo uprzywilejowana i zaopiekowana. I to ze strony aktorów, jak i całej ekipy. Zawsze służyli mi pomocą, troszczyli się o moje bezpieczeństwo. Z racji tego, że byłam jedyną kobietą na planie, czułam wielką atencję wobec mojej osoby.

Jak ci się pracowało z Patrykiem Vegą?
Bardzo dobrze. Jestem zadowolona z tej współpracy. Patryk jest konkretny i przygotowany, od początku dokładnie wie, czego chce. Ma głęboko zbadany temat, o którym opowiada jego film. I po prostu wie, co chce pokazać. Oczywiście ma swoją konwencję, robi dosyć charakterystyczne kino i do niektórych może ono nie trafiać. Ale przecież tak jest z każdym kinem i reżyserem. Jeśli chodzi o współpracę reżyser-aktor jest ona naprawdę na wysokim poziomie. Czułam się więc dobrze prowadzona i chętnie słuchałam jego uwag.

Sport jest dla młodych ludzi jednym ze sposobów na wyrwanie się w szeroki świat. Jak było w twoim przypadku?
Podobnie. Przez czternaście lat występowałam w ludowym zespole tanecznym. To był więc trochę sport – bo pracowałam ze swoim ciałem. To mi dało impuls do wyrwania się w świat. Bo już jako dziecko, kiedy to nie było takie oczywiste, mogłam wyjeżdżać za granicę. Trenowałam też przez jakiś czas łucznictwo. Teraz oczywiście są inne możliwości, ale kiedy byłam dzieckiem, to głównie sport stwarzał młodym ludziom wyjątkowe możliwości.

Dlaczego nie zostałaś profesjonalną tancerką?
Takie były czasy i możliwości moich rodziców. Nie było ich po prostu stać na wysłanie mnie spod Kołobrzegu do Poznania czy Trójmiasta do szkoły baletowej z internatem. Trzeba było znaleźć coś bliżej. I będąc kiedyś na występie ludowego zespołu w Kołobrzegu, zapragnęłam zostać jego członkinią. I tak się stało: zaczęłam w nim występować mając siedem lat. Był to jednak amatorski zespół i nie dawał takich możliwości jak szkoła baletowa.

Nie spełniłaś więc swych tanecznych marzeń?
Tu cię zaskoczę. Zawsze marzyłam, aby wystąpić w musicalu. Było to mało prawdopodobne do zrealizowania, bo w tego rodzaju produkcjach pojawiają się zazwyczaj tancerze po szkole baletowej. Ale dostałam się poprzez casting do realizowanego przez Niemców musicalu „Dirty dancing" i tańczyłam w nim przez dziewięć miesięcy, występując w Niemczech i Szwajcarii. Byłam tam jedyną osobą po tańcach ludowych. (śmiech) Czułam się więc uprzywilejowana i miałam poczucie, że niemożliwe stało się możliwe. Dodało mi to bardzo dużo wiary w siebie.

A jak to się stało, że ostatecznie wybrałaś aktorstwo?
Szukałam w sobie czegoś, co mogłoby mi zastąpić taniec, ale pozwoliłoby mi wyrażać siebie na scenie. Dlatego w naturalny sposób poszłam w kierunku aktorstwa. Nie wyobrażałam sobie innej przyszłości dla siebie – choć początkowo spróbowałam czegoś zupełnie innego, bo zaczęłam się uczyć w... liceum ekonomicznym. To spowodowało, że dopiero mając 23 lata po kilku nieudanych próbach dostałam się do szkoły teatralnej w Krakowie.

Byłaś starsza cztery lata od kolegów i koleżanek ze studiów. To wpłynęło na twoje relacje z nimi?
Dla mnie to było dobre. Z jednej strony, studiując z ludźmi młodszymi od siebie, sama czułam się młodsza niż byłam naprawdę. A z drugiej – te cztery lata dawały mi pewien rodzaj dojrzałości. Występy w zespole tanecznym sprawiły, że łatwiej pracowało mi się w grupie. A tak wyglądała nasza praca na studiach – choćby przy tworzeniu spektaklu dyplomowego. Tutaj mi to na pewno pomagało.

Wielu studentów krakowskiej PWST zostaje w którymś z tutejszych teatrów po szkole. Dlaczego ty wyfrunęłaś od razu do Warszawy?
Nie tak od razu. Tuż po studiach dostałam od Mikołaja Grabowskiego etat w Starym Teatrze. W międzyczasie zagrałam w filmie Barbary Sass „W imieniu diabła", za którą to rolę dostałam nagrodę za debiut aktorski w Gdyni. Dzięki temu zwrócił na mnie uwagę Andrzej Seweryn – i dał mi rolę w Teatrze Polskim w Warszawie. Odczułam wtedy trochę pragnienie zmiany: żeby po tych pięciu latach w Krakowie, zacząć pracę w innym miejscu. Zgodziłam się więc przyjść na etat w Teatrze Polskim. Pożegnałam się więc z Krakowem i wyjechałam do stolicy.

Wspomniałaś o roli w „W imieniu diabła". Dostałaś za nią nie tylko nagrodę w Gdyni, ale też na festiwalu polskich filmów w Nowym Jorku. To był dla ciebie wyjątkowy występ?
Oczywiście. Z racji chociażby tego, że był to mój debiut – moja pierwsza duża rola filmowa. Dlatego zawsze myśląc o niej, będę miała poczucie szczęścia, że coś takiego mi się przytrafiło. I to jeszcze na etapie szkoły teatralnej.

Nie ma w Polsce zbyt wielu kobiet-reżyserek. Jak wspominasz współpracę z Barbarą Sass?
Cudownie. To była wspaniała persona. Ona potrafiła świetnie pisać role kobiece i potem w mądry sposób prowadzić aktorki na planie. Dlatego to, że trafiłam na nią na samym początku drogi aktorskiej, było dla mnie niesamowitym szczęściem. Barbara Sass była niesamowitą osobą. Po filmie nasz kontakt się nie urwał – mogę powiedzieć, że zaprzyjaźniłyśmy się i spotykałyśmy się aż do jej śmierci. To było dla mnie niezwykle cenne, bo pomagała mi przy wybieraniu ról i doradzała podczas tworzenia ról. Ja generalnie lubię pracować z kobietami – bo wtedy wytwarza się fajna energia.

Pracowałaś również z reżyserami – choćby z Maciejem Pieprzycą, u którego zagrałaś w pamiętnym „Chce się żyć". To było zupełnie inne doświadczenie?
Jeśli wspomniałeś Maćka, to on akurat ma ogromną wrażliwość. Jest ciepłą osobą i dającą dużą swobodę w kreacji aktorowi. Wsłuchuje się mocno w niego mocno, jest bardzo czuły na drugiego człowieka. Zresztą ja mam szczęście do spotykania ciekawych osobowości. Każdy, z kim pracowałam do tej pory, był inny i oryginalny. Każdy jednak miał w sobie wyjątkowy rodzaj wrażliwości.

Niemal na starcie zagrałaś też w telewizyjnym serialu – „Prawo Agaty". Spędziłaś na jego planie prawie trzy lata. Jak ci podobała praca przy takiej produkcji?
W telewizji pracuje się nieco inaczej – wszystko kręci się szybciej, nie ma czasu na głębokie analizowanie postaci. Ale jest to dłuższy proces, człowiek zżywa się bardziej z ekipą, można przez dłuższą chwilę obcować z tematem, reżyserem, aktorami. Do tego serial daje większe poczucie zawodowego bezpieczeństwa, bo zapewnia zajęcie na dłuższy okres czasu niż film.

W zeszłym roku oglądaliśmy cię w serialu „Drogi wolności". Ponoć każda aktorka marzy, aby zagrać kostiumową rolę. „Drogi wolności" dały ci taką możliwość.
To prawda. Kostiumowa produkcja daje możliwość przeniesienia się w inne czasy i pobycia trochę w innej epoce.

- „Drogi wolności" świetnie wpisały się w swój czas: bo pokazały jak rodził się ruch wyzwolenia kobiet. Twoja bohaterka była sufrażystką – czyli poprzedniczką późniejszych feministek. Taka postawa jest ci też bliska prywatnie?
- Bardzo mnie ucieszyła możliwość zagrania postaci, która przypomina jak rodził się ruch wyzwolenia kobiet, mający teraz swoją kontynuację choćby w postaci #metoo". Kobieta jest ważną częścią społeczeństwa i świata, dlatego nie wolno bagatelizować jej głosu Niedopuszczalne są oczywiście takie sytuacje jak ta, która niedawno zaistniała w krakowskim Teatrze Bagatela. Osoby, które pozwalają sobie na wykorzystywanie swojej pozycji i władzy do seksualnego uprzedmiotowiania kobiet, muszą być piętnowane i karane.

Masz również doświadczenia w pracy za granicą: występowałaś w rosyjskim serialu i w czeskim filmie Petra Zelenky. Jak ci się pracowało na tych planach?
To trochę inny rodzaj pracy. Na rosyjskim planie panuje większa dyscyplina, a na czeskim - jest większy luz. Za każdym razem jest to jednak pełen profesjonalizm. Na komendę wszyscy się mobilizują, nie brakuje jednak poczucia humoru. To wynika z innej mentalności ludzi, z którymi w danym momencie się pracuje. Ale ja uwielbiam grać za granicą, bo zawsze daje to powiew świeżości.

Większość aktorów marzy o podboju Hollywood. Dlaczego Ty uderzasz na Wschód?
Każda praca daje możliwość rozwoju. Nie uważam, że dobre scenariusze i role czekają tylko w Hollywood. Europejskie kino też daje ciekawe szanse. Każdy występ poza granicami naszego kraju zawsze jest ciekawą przygodą i cennym doświadczeniem

Stosunkowo najmniej widać cię w teatrze. To świadomy wybór czy tak się układają twoje losy?
Raczej to drugie. Mam oczywiście swoje marzenia, ale nie dążę do ich spełnienia za wszelką cenę. Warto być otwartym i pozwalać się życiu zaskoczyć. Czasem stwarza ono takie niespodzianki, których nie można sobie wymyślić. Tak było w moim przypadku z występem u Petra Zelenki. Czasem bycie w gotowości, ale jednocześnie mając w sobie spokój w przyjmowaniu tego, co się wydarza, jest lepsze niż walka o swoje cele za wszelką cenę.

Jak odpoczywasz od aktorstwa?
Bardzo lubię podróżować. Dlatego każdą wolną chwilę wykorzystuję, aby wybrać się gdzieś bliżej czy dalej. To jest dla mnie bardzo inspirujące. W ten sposób oczyszczam się po danej roli i zmieniam swoją energię. Chłonę inne miejsca i innych ludzi, wzbogacając się o nowe doświadczenia. Dlatego potem mogę opowiadać swoimi rolami o innych rzeczach. Od dziecka marzyłam, aby moje życie tak wyglądało.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Katarzyna Zawadzka jest "królową chuliganów" w filmie "Bad Boy" - Plus Gazeta Krakowska

Wróć na i.pl Portal i.pl