Katarzyna Miller: Nie bójmy się żyć. Zmieńmy nawyki

Sylwia Arlak
Katarzyna Miller, „Bez cukru proszę”, wyd. 	Społeczny Instytut Wydawniczy Znak
Katarzyna Miller, „Bez cukru proszę”, wyd. Społeczny Instytut Wydawniczy Znak Materiały prasowe
- Nic, co człowiek zrobi w życiu prawdziwie, nie jest błędem. To nasze doświadczenie - przekonuje Katarzyna Miller, psycholożka, w rozmowie z Sylwią Arlak.

Coś zaczęło mnie uwierać. Chcę i potrzebuję zmiany. Od czego zacząć? Gdzie i kiedy zaczyna się w człowieku zmiana?
Samo uwieranie nie wystarczy. Ludzi wiele rzeczy uwiera i żyją z tym bardzo długo, a w dodatku jeszcze się do tego mocno przyzwyczajają i tłumaczą sobie, że to nic takiego. Żeby się rozwijać trzeba być człowiekiem rozwojowym, albo dostać tak strasznie w dupę, że się już dłużej w tym stanie nie wytrzyma. Jednak to, co ludzie są w stanie wytrzymać przechodzi ludzkie pojęcie.

Żadne z nas nie jest więc skazane na porażkę i powtarzanie błędów rodziców?
Są tacy, którzy muszą włożyć dużo większy wysiłek w szukanie drogi. Muszą poradzić sobie z tą słynną pretensją: „za co mnie to spotkało.” Dobrze jest rozejrzeć się po świecie, zobaczyć, że wielu ludzi przechodzi podobne rzeczy, a jedyna droga nie prowadzi w dół. Powiedziałabym nawet, że zaskakująco dużo ludzi poszło w stronę światło. Nie chcą tego co mieli. Rodzą się z własnymi osobistymi zasobami, których rodzina nie jest w stanie zniszczyć. Owszem, zdarzają się i takie sytuacje, kiedy prawdziwie okrutni i prymitywni rodzice potrafią nawet zabić swoje dziecko. Ale większość zdolnych, inteligentnych ludzi będzie wiedziała, że może żyć inaczej. Znam wiele takich przykładów. Bardzo mi imponują tacy ludzie.

Pani sama jest najlepszym przykładem…
Właściwie jestem, choć można też o mnie powiedzieć - panienka z dobrego domu. Dużo mi zabrano, ale też wiele dostałam. Nie mogę się uskarżać. Ja tylko byłam tak strasznie wściekła…

Ale w końcu ta wściekłość gdzieś uleciała…
Tak, choć nadal umiem się złościć. Wściekłość mi bardzo pomogła. Bardzo lubię to, że byłam wściekła i nie uległam. Bardzo to w sobie cenię.

Czyli i złość jest nam potrzebna?
To zależy, co nami kieruje i jak wprowadzamy ją w życie. Moja wściekłość polegała na tym, że kłóciłam się z matką, nie dawałam się utemperować, ryzykowałam. Zachowywałam się czasami trochę niebezpiecznie, ale nigdy nie przekreśliłam wartości. Miałam wystarczająco dużo wsparcia w innych ludziach, w tacie, w niani i w przyjaciołach domu, a tych było bardzo dużo i w moich rówieśnikach. Także chyba w takim moim zdrowym rozsądku, który dzięki Bogu się we mnie odnajdywał ( śmiech). Ważne żeby zdawać sobie sprawę, że to jest moje doświadczenie indywidualne. Ludzie zadają sobie to strasznie głupie pytanie „ za co mnie to spotkało” i uważają, że ich to usprawiedliwia we wszystkim.

Syndrom ofiary.
Szczególnej ofiary. Szczególnie dotkniętej. Mającej w związku z tym większe prawa do marudzenia, narzekania, do roszczeń. I swoje niepowodzenia przypisują temu, co na zewnątrz. To dość powszechny mechanizm, służy tym bardziej złamanym, bardziej wygodnym, tym, którzy jeszcze w siebie nie wierzą.

Dlaczego tak łatwo jest nam się usprawiedliwiać, chować za problemami z dzieciństwa? To wygodne.
To jest wygodne, wówczas, kiedy ktoś chce się przede wszystkim usprawiedliwiać. Chciałabym jednak, żeby to, co się stało wiedzą świata, fakt, że dzieciństwo nas kształtuje było szanowane. Żeby nie traktować tego jako banału pod tytułem „tatuś ją źle traktował, więc nie może sobie znaleźć męża.” To jest wszystko prawda. Głęboka smutna prawda. Bardzo chciałabym żeby to, że mamy wiedzę nas zmieniało. Dziś wiemy przecież znacznie więcej o człowieku niż jeszcze kilka lat wstecz. Gdyby tylko ludzie zechcieli włożyć więcej uwagi, wysiłku i zainteresowania, prawdziwej ciekawości co mogą mieć z życia. Czy to posiadania materialnego, czy dobrego samopoczucia, czy też właściwego zdania o sobie.
Ale boimy się porażek zamiast przyznać, że one też mogą nas budować.
Mogą nas budować. Przypominam też sobie pewną klientkę, która była świetną uczennicą, przynosiła do domu same piątki. Pędziła ze szkoły w podskokach i radości, chcąc pochwalić się rodzicom. Kiedy słyszała pytanie „a dlaczego nie dostałaś 6?”, coś w niej pękało. Mówiła mi, że choć może pochwalić się tyloma osiągnięciami w życiu, do dziś nie potrafi docenić samej siebie, ucieszyć się. Jej życie nie jest porażką, ale ona ma wewnętrzną porażkę na swój temat. Uczę ludzi, żeby się buntowali, stali za sobą. Polska jest krajem, w którym w którym nie wypada mówić, ile się jest wartym. Polacy nie lubią tego, że ktoś się czuje dobrze. I tak nas niestety wychowują.

Sami też traktujemy siebie tak bardzo na serio. Gdybyśmy tak tylko potrafili sami z siebie się czasem śmiać…
Tak. Wtedy już jesteśmy zdrowi, a przynajmniej jesteśmy na bardzo dalekiej zaawansowanej drodze do zdrowi. Bo śmiać się z siebie oznacza wychodzić z nerwicy, z neurozy, z zapatrzenia, z egocentryzmu. Oczywiście należy śmiać się z siebie serdecznie, ciepło, a nie z szyderstwem.

A jak uciec schematom? Dlaczego wybieramy na partnera kopię naszego ojca, nawet jeśli ten nas skrzywdził, dlaczego mężczyźni całe życie szukają drugiej matki? Dlaczego wolimy to, co znane od tego co daje nam szczęście?
W pytaniu zawarta jest już odpowiedź.

Dla mnie to jest właśnie niepojęte.
My sobie tego nie nazywamy. Nie mówimy - dlatego wybieram tę opcję spośród tylu innych, bo ją znam. Czujemy, że się z czymś wyrabiamy, więc uważamy, że to jest Ok. Jak coś znamy, to zwyczajnie wiemy, co z tym robić. Nie zastanawiamy się, którą nogę mamy postawić jako pierwszą - prawą czy lewą, tylko idziemy. Możemy się np. kłócić. Natychmiast. Bo tak umiemy. Albo natychmiast się wycofywać. Albo natychmiast czuć się zranionym. Bo tak się nauczyliśmy. Nawet katowane dzieci wolą być w swoim domu, niż dostać się do domu dziecka.

Czyli najpierw trzeba uświadomić sobie ten mechanizm?
Łatwo powiedzieć. Większość ludzi, która miała naprawdę bolesne dzieciństwo, w ogóle go nie pamięta. Oni nie chcą go pamiętać. Przychodzą na terapię i jeśli na niej zostaną, będą konsekwentni, jeżeli wejdą w relacje z psychologiem i poczują, że ktoś ich może w końcu wysłuchać, zrozumieć, że ma dla nich akceptację- wówczas może sobie to trudne dzieciństwo przypomnieć. Ono musi zostać w jakiś sposób ujawnione i przekroczone, żeby człowiek poczuł się dorosły i zaczął sam sobą dysponować. Jeśli tego nie zrobi, wiecznie będzie nim rządziło małe skrzywdzone wewnętrzne dziecko. Ta praca jest warta wysiłku.

Skąd czerpać wiedzę na swój własny temat, jeśli nie od rodziców, którzy nas zawiedli? Od osób, które spotykamy na swojej drodze?
Od ludzi. Z książek. Wybierać te osoby, które nas lubią. Większość ludzi ma przecież kogoś, kto ich gdzieś zauważył, choć zdarzają się też puste polskie domy, gdzie domownicy izolują się od reszty świata. Bardzo często słyszę jednak od klientów - „ moja chrzestna była dla mnie jak mama”. Chłopcy często mówią, że ich trener był dla nich wzorem. Mężczyzną, który im zaufał, szanował i pozwolił im stanąć na nogi. Trzeba z tego korzystać. Oczywiście, że można wybrać drogę terapii, ale nie każdy ma do niej dostęp.

Może na to wszystko jest jedna prosta rada- nie bać się życia?
Cudowna rada. Absolutnie podstawowa, którą lansuję, gdzie się da. Nie bać się niczego, co przynosi życie. A jeśli nas wyposażono w lęk, to nie bać się lęku i , w końcu, przestać się bać.
Jak?
Zmienić nawyki. Zauważyć co też ja wyprawiam w swojej głowie. Zobaczyć, że sam bardziej dopieprzam sobie, niż kiedyś ojciec i matka. Przeprosić się za to i przestać, a na to miejsce wprowadzać rzeczy jasne, dobre., pożyteczne.

Rozumiem, że złote recepty nie istnieją, a wszyscy, podobnie jak ja, jej od Pani oczekują?
Wszyscy. No może poza - przepraszam - wyjątkowo mądrymi ludźmi. (śmiech ). Tylko garstka naprawdę zdaje sobie sprawę, że taka recepta nie istnieje. Ale to jest prawdziwy paradoks, bo ona nie istnieje i istnieje jednocześnie. Jest recepta, która mówi - bądź świadoma na tyle ile umiesz i zauważaj co ci robi dobrze, a co ci robi źle. Zastanów się z kim tworzysz coś fajnego, wymieniasz dobrą energię, a kto cię z niej obiera i jeszcze mu mało. Trzeba być dla siebie dobrym. Być dobrą mamą, przyjaciółką, siostrą, terapeutką, księdzem, nauczycielem. A przy braku wzorów otworzyć szeroko oczy i ich poszukiwać.

Myślę, że słowo „szukać” jest kluczem. Sądzę , że gdyby nie kilka podbramkowych sytuacji z Pani życia, o których możemy przeczytać w książce - wywiadzie rzece z Panią w roli głównej , nie byłaby tu gdzie jest dzisiaj.
Spotkało mnie wiele rzeczy, które były niezwykle wyraźne . Np. moje dwa wypadki. Samochody były skasowane na amen. Za drugim razem doznałam czegoś takiego, co nazywają oświeceniem. Zrozumiałam, ze nic nie jest ważniejsze od samego daru życia. Kiedy indziej przeżyłam pół roku nieustannego lęku, który nosiłam w sobie cały czas, niby normalnie żyjąc.. Wiele musiałam zrobić, by wyjść z tego cało. Najczęściej podejmowałam decyzje rozwojowe. No może poza jedną. Niektórzy wytykają mi, że taka gruba, to co ona ma do powiedzenia. Skoro nie poradziła sobie ze swoją tuszą, jak może pomóc w rozwiązaniu cudzych problemów? A jednak są ci, którzy korzystają z tego, co ta gruba mówi. Jestem zadowolona ze swojego życia. Z tego, że jestem gruba również, co wścieka ludzi nieprawdopodobnie. Z drugiej strony nie jestem zadowolona, bo jest mi ciężko. Jedność przeciwieństw. Nie ma sytuacji idealnych.

A kiedy wchodziła Pani w relacje z mężczyznami, które wydawały się być z góry skazane na porażkę, nie czuła, że popełnia błąd?
Nic, co człowiek zrobi w życiu prawdziwie nie jest błędem. To doświadczenie. Miałam przyjaciółkę, którą niezwykle kochałam. Bardziej niż moich partnerów. Myślałam, że będziemy blisko przez całe życie, ale ona w pewnym momencie miała mnie dosyć, jakoś sobie widocznie ze mną nie poradziła. Osiem lat płakałam z tego powodu, ale dalej mam przyjaciół. Nie powiedziałam sobie, że nie wolno wierzyć ludziom. Po co? Kocham ludzi.

To inna sytuacja. Tu nie mogła Pani przewidzieć jej zakończenia. Ja pytam o te, gdzie trudno było liczyć na brak kontynuacji.
Odpowiem jak Pan Adam Hanuszkiewicz - człowiek żyje czasem i 90 lat, dlaczego być przez cały czas z jednym człowiekiem? Ja jestem już w związku od 30 i tych poważnych relacji życiu miałam sporo. Tych krótszych też.

Rozczarowania mogą nas wiele kosztować?
Jeśli nie ma rozczarowań nie ma i zwycięstw. Jeżeli zaczynam związek to zawsze z chęcią, że chcę go kontynuować, ale i z wiedzą, że może się to nie udać. Jeżeli zaczynam nową pracę mogę mieć tylko nadzieję, że spotkam tam fajnych ludzi. Miałabym do niej nie pójść? Pani chce gwarancji. A tej nie ma i nikt nigdzie jej Pani nie da. Odwaga nie polega na tym, ze się Pani nie boi. Odwaga polega na tym, że się Pani boi, a pomimo to działa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Komentarze 3

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

A
Asia
Bardzo od kilku lat bym chciała z kimś takim jak pani porozmawiać prywatnie książka to bardzo mało encyklopedia chyba również ale nie mam pojęcia jak mogę dotrzeć do pani
B
Beata
Dla mnie pani Miller to wielki autorytet psychologii i terapii. Dziekuje Pani Katarzyno1
V
Veronika
Uwielbiam tą kobietę,jest taka inteligentna i mądra,kiedy mam problem to zawsze zaglądam do jej rozmów i one dają mi takiego kopa i siłę,pozdrawiam Panią Kasię i życzę Jej dalszych sukcesów...
Wróć na i.pl Portal i.pl