Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Katarzyna Figura: Jestem szczęśliwa, dlatego tak wyglądam

Anna Gronczewska
Katarzyna Figura ma 52 lata i nie ukrywa swojego wieku
Katarzyna Figura ma 52 lata i nie ukrywa swojego wieku Bartek Syta
Nie wolno pozostać w sidłach młodości. Nie jesteśmy jej w stanie zatrzymać. Młodość musi pozostać w duchu - mówi Katarzyna Figura w rozmowie z Anną Gronczewską.

Lubi Pani przyjeżdżać do Łodzi?
Mój pobyt w tym mieście jest zawsze wielkim świętem. Przyjechałam teraz na plan dyplomowego filmu "Czarna dziura" Urszuli Piętki, studentki Wydziału Reżyserii łódzkiej Szkoły Filmowej. Z tą szkołą jestem związana od początku lat 80. Studiowałam wtedy w warszawskiej szkole teatralnej. Ale moje życie toczyło się wtedy między Łodzią a Warszawą. Grałam w etiudach reżyserowanych przez studentów łódzkiej szkoły. Potem te filmy obiegły cały świat. Jak etiuda reżyserowana przez Andrzeja Szewczuka. Zdobyła mnóstwo nagród, od Nowego Jorku po Australię. Ona promowała imię Łodzi i łódzkiej szkoły na świecie. Teraz czas zatoczył koło. Etiuda Urszuli Piętki jest wyjątkowym materiałem. Razem ze mną gra niezwykła osobowość, Wiesława Mazurkiewicz, która pochodzi z Łodzi. Występuje też student drugiego roku aktorstwa łódzkiej szkoły, Krzysztof Rogucki. Bardzo zdolny młody człowiek.

Pani też jest pedagogiem szkoły filmowej w Gdyni...
To brzmi bardzo doniośle. Lepiej będzie, gdy powiem, że mam zajęcia, warsztaty ze studentami reżyserii gdyńskiej szkoły filmowej. Tam też powstają dyplomowe filmy. Zarówno w Łodzi, jak i w Gdyni studiują niezwykle utalentowani młodzi ludzie, którzy za chwilę będą tworzyć polskie kino.

Rzadko się chyba zdarza, że gwiazda decyduje się na udział w etiudzie studenta?
Ja jestem bardzo otwarta na taką pracę, choć wiadomo, że te filmy mają bardzo limitowany budżet. Lubię pracować ze studentami. W gdyńskiej szkole zajmuję się przedmiotem mówiącym o relacji aktora z reżyserem, która jest potem kluczowa dla filmu. Ten kontakt ze studentami daje mi ogromną inspirację. To dla mnie taka transfuzja świeżej krwi. Mam nadzieję, że daję studentom moje umiejętności, mój wysiłek. Nie ukrywam, że to trochę wampiryczna relacja. Tak jak moja praca w teatrze. Z moimi partnerami. Każdy przynosi coś nowego. W Teatrze Wybrzeże rozpoczęłam próby do "Marii Stuart". Będzie to pojedynek dwóch królowych. Zmierzę się z wybitną aktorką Dorotą Kolak, która gra Marię Stuart. A ja postać królowej Elżbiety, która przez 19 lat ciemiężyła Marię. Spektakl reżyseruje Adam Nalepa. Premiera przedstawienia planowana jest na wrzesień tego roku.

Wrócę jeszcze do Łodzi. Pamięta Pani czasy, gdy Łódź była stolicą polskiego filmu?
Bardzo dobrze! Mówiłam o swojej grze w etiudach studenckich. Ale w drugiej połowie lat osiemdziesiątych występowałam w wielu filmach i serialach kręconych właśnie w Łodzi. Począwszy od serialu kostiumowego "Komediantka". Jeszcze wcześniej zagrałam u Wojciecha Hasa w "Osobistym pamiętniku grzesznika". Było to w 1984 roku. "Pociąg do Hollywood" Radosława Piwowarskiego kręcony był we Wrocławiu. Ale jednak dużą rolę odegrała tu Łódź. Jechałam na plan "Komediantki" i wiedziałam, że Sławek będzie kręcił taki film, szuka młodej aktorki. Myślał o Joannie Pacule, ale ona była już w Hollywood. Szanse na jej ściągnięcie nie były wielkie. Tak więc w drodze do Łodzi napisałam list do Piwowarskiego i wręczyłam mu go w Wytwórni Filmów Fabularnych. Kręcił tu "Kochanków mojej mamy" z Krystyną Jandą w roli głównej. Poprosiłam go o zdjęcia próbne. I zagrałam Mariolę Wafelek... W Łodzi kręciłam "Kingsajz".

Łódzcy widzowie mogli Panią obejrzeć w przedstawieniu "Kalina" o Kalinie Jędrusik. To tylko przypadek?
Coś w tym jest. "Ziemia obiecana" należała przecież do Kaliny Jędrusik! Ale muszę cofnąć się do jeszcze jednego niezwykłego filmu, który powstał w Łodzi w 2009 roku. Jego oryginalny tytuł brzmiał "Dwa światy, zaświaty". A do kin trafił jako "Cudowne lato". Reżyserował go Ryszard Brylski. W tym filmie odwołujemy się do postaci matki, która przychodzi jako duch. I jest to ta Figura, ikona zmysłowości, seksu, która jest gdzieś zapisana w świadomości Polaków. A jednocześnie mamy Cygankę, wróżkę Aurelię... Ryszard dał mi tu niezwykłą szansę.
Kalina Jędrusik była symbolem seksu, a potem takim symbolem stała się Pani...
Nie ukrywam, że jako dziecko rosłam z Kaliną. Była we mnie od zawsze. Budowała się we mnie moja zmysłowość. Było też pragnienie sztuki. Teatru, malarstwa, pewnie i fotografii. Kochałam film. Chodziłam do koła teatralnego przy Teatrze Ochoty, które prowadzili Jan i Halina Machulscy. Kalina Jędrusik miała duży wpływ na moje losy. Była dla mnie jak Brigitte Bardot czy Claudia Cardinale, Sophia Loren. To były dla mnie najwspanialsze symbole kobiecości, seksu, zmysłowości w światowej kulturze. Tak kształtowała się moja kobiecość, ale też sztuka przyszłej aktorki filmowej.

Teraz Pani coraz częściej gra matki...
To role na miarę wieku. Trudno, bym zatrzymała się w "Pociągu do Hollywood" czy "Kingsajzie". Myślę, że to moje wielkie zwycięstwo. Dla kobiet aktorek może to być wielka pułapka. Pewnie dotyczy to i mężczyzn. Nie wolno pozostać w sidłach młodości. Nie jesteśmy jej w stanie zatrzymać. Młodość musi pozostać w duchu. Jeżeli pozostaniemy ciekawi świata, ludzi, to będziemy bardzo pięknie wyglądać. Nie możemy jednak odcinać kuponów od czegoś co było. Tkwić w pułapce wyglądu i przekładać to na role. Musimy być elastyczni, konfrontować czas, ludzi, to co się z nami dzieje. Tylko wtedy jesteśmy w stanie przekazać to, na czym polega między innymi misja aktora. To co jest prawdziwe. Mam przecież 52 lata...

Uchodziła Pani przez lata za bardzo delikatną kobietę. Ale w ostatnim czasie pokazała Pani niezwykłą siłę, dokonując publicznie szczerych wyznań.
Nie jest to coś takiego, co narodziło się nagle. To jest w nas i tylko ode mnie samej zależy, co ja z tym zrobię. To nie jest więc coś nowego. To było we mnie zawsze, co pokazuje moja kariera, role, które grałam w taki, a nie inny sposób. Myślę, że z biegiem czasu człowiek ma coraz większą świadomość tego, że nie ma nic do stracenia. Największym darem jest nasze życie. Żyjemy po to, by być szczęśliwym. Warto o to zawalczyć z odwagą. Wydaje mi się, że ta odwaga jest coraz bardziej demonstrowana, ujawniana, bo coraz większa jest moja świadomość jako kobiety.

Przeprowadziła się Pani nad morze do Gdyni, dokonała wielkiej rewolucji w swoim życiu.
W pewnym momencie w moim życiu doszło do sytuacji, w której zdałam sobie sprawę, że nie mam nic do stracenia. Nie ma innej drogi. Mogę zawalczyć o swoje życie, wygrać je i zdobyć to co najcenniejsze. A drugą drogą była po prostu śmierć. Mogłam się podpisać pod tym, że to jest koniec. Wybrałam to co oczywiste dla człowieka. Każdy z nas powinien walczyć o siebie.

Cieszy się Pani, że mieszka nad morzem?
Do polskiego morza zawsze mnie ciągnęło. Dużo podróżowałam, czułam zawsze potrzebę tego bezkresnego horyzontu. Odczucia nawet tego, że kula ziemska jest okrągła. Gdy jestem nad morzem, to nie widzę kreski, ale to, że ziemia jest okrągła. To coś niesamowitego. Ta potrzeba zawsze we mnie była. Za sprawą bardzo bliskiej mi osoby doszło do mnie, że być może zmiana miejsca, otoczenia jest w tym momencie właściwa. Na to złożyło się kilka spraw. Ale najważniejsza była moja sytuacja osobista, o której jednak nie chcę mówić. Doszły do tego sprawy zawodowe. Po siedmiu latach zakończyła się moja współpraca z warszawskim Teatrem Dramatycznym. Stacjonarny teatr mnie nie trzymał. Pozostała sztuka "Kalina" w Teatrze Polonia Krystyny Jandy. To jednak taki teatr, który nie wiąże mnie z Warszawą. Mogę do niego dojeżdżać. Zdałam sobie sprawę, że mogę zacząć coś nowego. Dla mnie, jako aktorki, praca na miejscu, w teatrze, jest bardzo ważna. Jest moim nieustannym treningiem. Nagle z tą podpowiedzią jednej z najbliższych mi osób, wyraziłam pragnienie, którego w tym kołowrocie bałam się wypowiedzieć. To było rok temu. Stałam wtedy nad polskim morzem i pomyślałam, że to jest może palec boży...
Chyba dobrze się Pani czuje na Wybrzeżu, a dowodem mogą być nagrody, które ostatnio przyznało Pani trójmiejskie środowisko.
Na pewno się tam zakorzeniłam. To niesamowite, jaka siła wypływa z tego morza. Ja naprawdę pływam po pełnym morzu! Na początku maja czy pod koniec kwietnia, między trzecią a czwartą rano, wypłynęłam na morze kutrem. Towarzyszył mi Marcin Michno, artysta fotografik. Było nieprawdopodobnie zimno. Ale od strony morza fotografowaliśmy torpedownię w Babich Dołach.

Fotografia to nowa Pani pasja?
Pojawiła się nad morzem. Skontaktował się ze mną Marcin Michno. Pokazał mi swoje zdjęcia, które były niezwykłe. On kocha morze i fotografuje je. Zaczęłam z nim wyruszać przed świtem na te morskie wyprawy. Na Hel wypływamy o trzeciej nad ranem. Warto tak wcześnie wstać, by doznać tej pięknej chwili, magicznego momentu, gdy fotografujemy morze, to co się wtedy na nim dzieje. O każdej porze roku Bałtyk jest inny.

Wcześniej Pani też fotografowała?
Od lat, tak jak większość z nas. Fotografia była zawsze moją pasją. Zdjęcia wychodziły mi dobre. Miałam zawsze kontakt z kamerą, obiektywem. Teraz tę wiedzę przenoszę na drugą stronę. Nie stoję przed, a za kamerą. Ta nasza praca, wystawy będą ewoluować. Mamy dużo pomysłów...

Nie tęskni Pani za Warszawą?
Zrozumiałam, jakie wcześniej było moje życie. Cieszę się, że teraz jest inne. Bardziej harmonijne. Mam więcej czasu. Zrozumiałam, że tkwiłam w płytkim, ale wyczerpującym życiu. W szale medialnym, który nic nie daje. To tylko takie przeglądanie się w cudzych oczach. Wszystko z tobą mogą zrobić. Następują jakieś interpretacje, które nie mają nic wspólnego z moją osobowością. Mam dużo możliwości twórczych, które nagle są sprowadzane do tego, jak wyglądam czy też do idiotycznych, nikomu niepotrzebnych rzeczy. Nagle mam tu nieprawdopodobną przestrzeń, czas do zrobienia cudownych rzeczy. To magiczny świat, zatrzymany kadrami, wpływa w inspirujący sposób na moją pracę jako aktorki.

Mariola Wafelek z "Pociągu do Hollywood" miała trzy życzenia do złotej rybki...
Moja Marylin wrzucała tę rybkę do morza. Tam, gdzie dziś jestem. Musiałam tam dotrzeć. Kręciliśmy tę scenę o świcie, prawie 30 lat temu w Łebie. Wypowiadałam wtedy słowa mówiące, że chcę być wielką gwiazdą, chcę, by ludzie mnie kochali. Były to życzenia Katarzyny Figury...

A dziś jakie miałaby Pani życzenia ?
Takich życzeń nie można zdradzać. Ale proszę wierzyć, że są cudowne.

Wygląda Pani na szczęśliwą osobą...
I jestem szczęśliwa, dlatego tak wyglądam.

Rozmawiała Anna Gronczewska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki