Kataryna: Logika PiS jest taka, że skoro w naszych biją, to my tym bardziej murem za nimi. Nawet jak nam szkodzą

Anita Czupryn
Anita Czupryn
13.02.2020 warszawa posiedzenie sejmun/z  joanna lichockafot. adam jankowski / polska press
13.02.2020 warszawa posiedzenie sejmun/z joanna lichockafot. adam jankowski / polska press brak
Bardzo bym chciała, żeby ten palec Lichockiej miał duży wpływ na sondaże i dla partii, i dla prezydenta. Bardzo bym chciała, żeby wreszcie pogarda i arogancja władzy zaczęły być surowo karane. Bo palec Lichockiej to był - nie jedyny, ale przynajmniej zrozumiały dla wszystkich - symbol pogardy - mówi Kataryna, znana blogerka i publicystka

O konwencji wyborczej inaugurującej kampanię Andrzeja Dudy, ślicznej, amerykańskiej, nikt już dziś nie mówi. Przykrył ją najpierw palec Joanny Lichockiej, potem pogryzienie mężczyzny przez szefową sztabu prezydenta. Jak taki początek kampanii wróży prezydentowi?

Nie znam pani Lichockiej, więc nie wiem czy to osoba tak spontaniczna i emcjonalna, że jej się to wypsnęło, ale to jest dla mnie coś niepojętego a sam gest wyglądał na celowy. To ciekawe, że Joanna Lichocka była przymierzana jako rzeczniczka kampanii prezydenta Dudy, nawet bez tego palca nie kojarzy się ani z łagodnością, ani z wychodzeniem do innych środowisk, ani z przekazem wspólnotowym. Jeśli prezydent do zwycięstwa bardzo potrzebuje wyjścia poza elektorat partyjny i otworzenia się choć trochę na centrum to pomysł z postawieniem na agresywną i betonową Lichocką był nietrafiony.

Jednak jej na rzeczniczkę nie wybrali, prawda?

Po palcu to już było trudno. Ale nawet przed palcem było to dla mnie niezrozumiałe, także z uwagi na oczywisty konflikt interesów. Lichocka zasiada w Radzie Mediów Narodowych, a ktoś, kto nadzoruje media publiczne nie powinien być rzecznikiem kampanii wyborczej jednego polityka – to jest dla mnie oczywiste; ale skoro była rozważana, to znaczy, że dla kogoś oczywiste to nie było.

A co będzie z Jolantą Turczynowicz-Kieryłło?

To też dość niefortunny wybór, trochę nie rozumiem logiki, która do najważniejszych i niełatwych wyborów kazała oddelegować polityczną nowicjuszkę, na dodatek z obciążeniami, które musiały wypłynąć. Wcale nie jestem pewna czy sprawa z Milanówka będzie jej jedynym problemem w tej kampanii. Z punktu widzenia kandydata, najlepszym wyjściem byłaby szybka rezygnacja pani Kieryłło, uzasadniona względami zdrowotnymi (sama wspomniała, że ma kłopoty z sercem), można by to było nawet zwalić na hejt z jakim się zetknęła i trochę to wizerunkowo wygrać. Ale z kolei logika partii jest taka, że skoro w naszych biją to my tym bardziej murem za nimi. Nawet jak nam szkodzą. Wracając do konwencji, o której pani wspomniała, było to wydarzenie imponujące, ale w przekazach zostały dwie rzeczy. Pierwsza – to rzeczywiście rozmach i widowiskowość, to że konwencja była świetnie zorganizowana, faktycznie w amerykańskim stylu. Ale to się zderzyło z drugą uderzającą rzeczą - jej merytoryczną pustką. Ani sam kandydat, ani wszyscy chwalący kandydata, nie byli w stanie wskazać, jakie są realne osiągnięcia przez 5 lat prezydentury. Jakie są mocne strony. Jeśli mówi się o kandydacie, że jego zaletą, dużym atutem jest żona i córka i to się przebija jako główny przekaz lidera partii na temat kandydata, no to właściwie nie jest dobrze, bo dużo więcej merytorycznego partia mówiła o prezydencie gdzieś w połowie kadencji, kiedy na przykład narzekała na to, że rozważa on weto, że podobno wymusił czy wymógł dymisję Antoniego Macierewicza – to wtedy Tomasz Sakiewicz napisał, że już nigdy nie zagłosuje na Andrzeja Dudę, bo ten „wyszantażował” dymisję ministra Macierewicza. Wtedy więc, gdzieś tak w połowie kadencji ta partia dużo więcej mogła merytorycznego powiedzieć o własnym prezydencie niż jest w stanie powiedzieć na koniec kadencji. Tylko, że żona, że córka. W istocie – funkcje reprezentacyjne pełnione fantastycznie, ale to nie powinna być istota prezydentury w systemie, który daje prezydentowi dużo możliwości odegrania aktywnej politycznej roli. Mnie zabrakło ważnych i odważnych inicjatyw ze strony prezydenta, ale też rozumiem trochę ograniczenia, bo własna partia nie traktowała ich zbyt poważnie. Dużo było ze strony polityków PiS lekceważenia prezydenta, dla mnie jako obywatela gorszącrgo. Trudno się wychylać z pomysłami, gdy bywa się gaszonym przez własną partię.

To jak Pani ocenia te 5 lat rządów prezydenta? Dobrze wykorzystał te lata, pomagają mu teraz w tej kampanii, czy wprost przeciwnie? Jest faworytem tych wyborów, czy nie?

To są dwie różne kwestie. To, co ja wynoszę z tej kadencji, to fakt, że jeśli prezydent i premier są z tej samej partii, jeśli panuje taka jednowładza, to funkcję prezydenta można spokojnie ograniczyć tylko do reprezentacyjnej. I rzeczywiście tutaj prezydent fantastycznie się sprawdza. Jeśli zaś chodzi o sam podział władzy, to prezydent, mimo dużych kompetencji i możliwości, jak na przykład możliwość inicjatyw ustawodawczych, zwoływania Rady Gabinetowej, która też może być narzędziem do prowadzenia dialogu, rozwiązywania jakichś problemów czy pokazywania swojego stanowiska w różnych sprawach, to z żadnej z tych rzeczy prezydent przez te 5 lat nie skorzystał tak jak mógłby i tak jak w różnych momentach bywało to bardzo potrzebne. Dla mnie jest to mocno rozczarowujące. Są dwie rzeczy, które prezydent może, a które z mojego punktu widzenia są ważne.

Ciekawe.

Pierwsza to hamowanie głupstw – i tu akurat prezydent ich nie hamował. Nie mam tu na myśli weta, bo to może być nawet z różnych powodów trudne dla prezydenta, który myśli o reelekcji i potrzebuje własnej partii. Ale wydawać by się mogło, że prezydent ma jednak zawsze w swoim środowisku pozycję i szacunek na tyle mocny, że może różne rzeczy tonować zakulisowo. Tak, żeby nikt się nie zorientował, że tu jest jakieś starcie, ale właśnie na odpowiednio wczesnym etapie sygnalizować wewnątrz partii, że pewne rzeczy lepiej porzucić, bo on i tak ich nie podpisze. Chodziło o to, aby wnosić do tej polityki coś merytorycznego, co byłoby hamulcem na niektóre pomysły. Tu nic takiego się nie wydarzyło. Przykład wyboru Krystyny Pawłowicz i Stanisława Piotrowicza do Trybunału Konstytucyjnego, czyli partyjne pójście po bandzie w stylu „słychać wycie - znakomicie”. Jedyne co prezydent mógł zrobić, to w trosce o swój wizerunek, przeprowadzić te nominacje bez kamer, bez mediów i bez rozgłosu. A przecież głowa państwa powinna móc mieć choćby nieformalny wpływ na takie nominacje kluczowe dla powagi państwa. Nie mam zdania, na ile w tym i innych podobnych przypadkach stawianie prezydenta przed faktem dokonanym to kwestia braku realnego przełożenia na własną partię, a na ile jest to kwestia braku chęci wpływania na politykę własnej partii. Żadna z tych opcji nie świadczy o głowie państwa najlepiej, gdy mówimy o naprawdę ważnych i trudnych sprawach. Dzisiaj prezydent obiecuje, że jak PiS będzie chciał przeprowadzić coś niekorzystnego dla obywateli to on to odważnie zastopuje, ale pięć lat mijającej kadencji niestety tego nie potwierdza.

A druga z rzeczy, które prezydent mógł?

Druga to oczywiście własna inicjatywa ustawodawcza.

Próbował. Pomóc frankowiczom na przykład.

Mało i bezskutecznie. Zresztą nie chodzi tylko o ustawy, ale w ogóle o różne inicjatywy w sprawach wołających o interwencję rozjemcy. Na przykład w czasie konfliktu o sądy – zorganizowanie czegoś, wyjście z czymś, z jakąś propozycją od siebie, z jakimś pomysłem łagodzenia. Prezydent, jako głowa państwa musi czuć niepokój, że państwo konsekwetnnie zmierza do dualizmu systemu prawnego. Musi umieć dostrzec prawdziwe zagrożenia i znaleźć wolę wtrącania się, nawet wbrew własnemu środowisku.

Jasne. Kiedy zaczął jeździć po miasteczkach, to jeszcze radykalizował swoje wypowiedzi dotyczące sądów, sędziów, aby były zgodne z linią rządu i partii.

Tak, tak. W istocie prezydent jest głosem własnej partii – z tego nie można oczywiście czynić zarzutu, bo partia wysuwa kandydata na prezydenta takiego, który będzie realizował jej program. Natomiast to czego bym oczekiwała jako wyborca, to że mając poważny kryzys, nawet zgadzając się z postulatami własnej partii, prezydent podejmuje działania, by ten konflikt łagodzić i wyciszać. Mógłby to być okrągły stół albo własna inicjatywa ustawodawcza, dająca alternatywę; cokolwiek. A już na pewno prezydent jako głowa państwa, nie powinien w sytuacji konfliktu, który jest rozgrzany do granic wytrzymałości, dolewać oliwy do ognia po jednej stronie.

Jak widzi Pani w toczącej się kampanii wyborczej innych kandydatów i ich szanse? Wiele wskazuje na to, że będzie druga tura.

Jeśli chodzi o szacowanie szans, to jestem nieodpowiednim rozmówcą, bo w poprzednich wyborach prezydenckich uważałam, że prezydent Duda nie ma żadnych szans. I że wystawienie go, jako kandydata to w ogóle było odpuszczenie przez PiS prezydentury, że odpuścił sobie nawet walkę o drugą turę i poddał kampanię w pierwszej turze. Co, jak wiadomo, okazało się gigantycznym błędem w przewidywaniach, z mojej strony.

No, ale kampanię położył Bronisław Komorowski, który wyszedł trochę z pozycji, że druga kadencja mu się należy.

Owszem, a poza tym prezydent Duda był bardzo sprawny i atrakcyjny, jeśli chodzi o przekaz do ludzi. Młody, energiczny, łączący, trochę spadkobierca prezydentury Lecha Kaczyńskiego. Z punktu widzenia konserwatystki można było mieć nadzieję. Zatem – na starcie nie wróżyłam mu żadnych szans, ale kampania była rzeczywiście fantastycznie prowadzona i wynik też był fantastyczny. Teraz pytanie, czym się będą kierować wyborcy przy głosowaniu w obecnych wyborach. Na ile będą zmęczeni rządami obecnymi, a na ile będą się skupiać na tej reprezentacyjnej funkcji prezydenta: prezydent z Donaldem Trumpem, z Sylwestrem Stallone, prezydent przemawiający na jakiejś uroczystości. Jeśli uda się sprzedać prezydenta jako godnie nas reprezentującego na wszystkich poważnych uroczystościach, to na pewno jest faworytem w tych wyborach. Ponieważ według tych kryteriów ludzie będą go zestawiać z innymi kandydatami. Przewaga urzędującego prezydenta jest tu oczywista.

Na przykład z Szymonem Hołownią.

Szymon Hołownia ma różne ciekawe przemyślenia, ale zastanawiam się na ile, jego problemem jest mimo wszystko młody wygląd. Jest po czterdziestce, więc w podobnym wieku, co prezydent Duda, ale bardziej może się kojarzyć z chłopcem z telewizji, z programu rozrywkowego.

Z programu rozrywkowego albo z filmu – takie przypadki już w historii światowych wyborów były i kandydowanie zakończyło się sukcesem. Ostatnio na Ukrainie. Wołodymyr Zełenski to i komik, i aktor, i scenarzysta, i producent filmowy.

To prawda. Przypominam sobie wybory prezydenckie w 2005 roku, zanim jeszcze kandydat Włodzimierz Cimoszewicz zrezygnował z walki, kiedy w poważnym tygodniku najwyraźniej stawiającym właśnie na Cimoszewicza, poważny redaktor snuł poważne rozważania, że Donald Tusk jest złym kandydatem na prezydenta, bo ma śmieszne imię i nikt go z takim imieniem nie będzie poważnie traktować. Takie argumenty padały wówczas ze strony poważnych redaktorów. Jeśli więc poważny dziennikarz, publicysta, może brać pod uwagę takie kryteria, to nigdy nie wiadomo, co weźmie pod uwagę zwykły człowiek. Myślę, że dla wielu ludzi bardzo ważne jest to, że prezydent jeździ po Polsce, odwiedza ludzi, jest z nimi. Ludzie takich rzeczy też od polityków oczekują. Dzięki temu jest też dużo łatwiejszy do zapamiętania. I to będzie ważne – już się sprawdził w tej funkcji reprezentacyjnej, ma bardzo sympatyczną, atrakcyjną, angażującą się w różne działania charytatywne żonę, ma zdolną córkę.

Mimo to, a tak przynajmniej wskazał sondaż dzienników Polska Press Grupy, z prezydentem w drugiej turze może wygrać każdy, kto się do tej drugiej tury dostanie. Mowa konkretnie o trzech kandydatach: pani Małgorzacie Kidawie-Błońskiej, panu Kosiniaku-Kamyszu i wspomnianym Szymonie Hołowni. Jak to rozumieć?

Prezydent wiadomo, w pierwszej turze skupi na sobie głosy prawej strony, czyli tej strony prorządowej. W drugiej turze – tak mi się wydaje, choć nie jestem socjologiem i się nie znam, jak odczytywać różne rzeczy – ale na swój prywatny użytek interpretuję to sobie w taki sposób, że u tej drugiej części wyborców, nie będącej żelaznym elektoratem czy w miarę zdecydowanym elektoratem koalicji rządzącej, ta chęć zmiany prezydenta jest na tyle silna, że wybraliby każdą z tych osób. Czyli: prezentera telewizyjnego, który oczywiście jest kimś dużo więcej niż tylko prezenterem, robi różne rzeczy, w różne się angażuje, na pewno ma ciekawe pomysły, choć dla wielu on pozostanie kimś, kogo kojarzą z telewizji, z programu rozrywkowego. Ale i tak tu daliby mu szansę. Czy panu Kosiniakowi-Kamyszowi, który już rządził, jego partia była w koalicji, ale na niego głosów byłoby więcej niż na sam PSL. Dla wielu wyborców zagłosowanie na polityka, który nie jest nowością, nie ma rewolucyjnego programu…

… nie jest agresywny.

To akurat dotyczy całej trójki kandydatów. Widzę tu też tęsknotę za wyciszeniem. W przypadku pani Kidawy jest troszkę inaczej, bo ona jest kandydatką partii, która jest drugą siłą. Głosy na niej są w dużej mierze kredytem zaufania do Platformy. Ale w przypadku pana Kosiniaka i pana Hołowni widzę nadzieję na zmianę sposobu prowadzenia polityki. Pan Kosiniak ma zupełnie inny styl, nawet obśmiewany w „Uchu Prezesa” przez to: „Rozmawiajmy”, „Nie kłóćmy się”. Myślę, że wiele osób bardzo tego potrzebuje. Podobnie, jeśli chodzi o pana Hołownię – że przyjdzie ktoś, kto będzie z zewnątrz tej polityki, nie będzie powiązany zobowiązaniami partyjnymi – to też może być szansa na inny rodzaj polityki. Mam wrażenie, że poza zupełnie żelaznym elektoratem, to większość osób jednak docelowo chciałaby wiedzieć, w jakim państwie żyje i że ciągle może w nim żyć obok ludzi o zupełnie odmiennych poglądach. Dzisiaj klimat jest taki, że ludzie w mediach społecznościowych wyrzucają się nawzajem ze znajomych, bo popierają inne partie dziennikarz TVP pisze na Twitterze: „Nie pozabijajmy się w tej kampanii”. Wydaje mi się, że to jest taka emocja, która wielu ludziom towarzyszy – i tym, którzy są w polityce, i tym, którzy są w mediach. I tym osobom, które są tylko obywatelami, ale myślę, że znakomita większość ludzi woli poczucie pewności i bezpieczeństwa, że ciągle jeszcze jesteśmy w stanie funkcjonować razem w jednym państwie. Poczucie tego, że to państwo jest jednolite; że nie jest tak, że mamy dwa systemy prawne, bo jedni sędziowie nie uznają drugich, a drudzy pierwszych, że TK nie uznaje Naczelnego Sądu Administracyjnego, Sejm ustawy o dostępie do informacji publicznej a któryś minister - unijnych traktatów.

Tę jednolitość właśnie gwarantowałby pan prezydent Duda, prawda? Jest rząd, jest partia rządząca i jest prezydent – wszyscy z jednej opcji.

Oczywiście, to jest jednolitość, ale nie wskazująca, że my się na coś umówiliśmy i widzimy to państwo tak samo. Tu jednolitość wynika z tego, że mamy większość, możemy wszystko i w ramach systemu rządzącego (już) się nie kłócimy. Nie kłócimy się z TK, bo jest nasz. Nie kłócimy się z KRS, bo jest nasza. Z tego się bierze ta jednolitość. To nie jest spokój. To jest raczej poczucie, że jest ogromny konflikt, ale jedna strona ma większość na tyle dużą, że może się tym konfliktem nie przejmować. To jest dla mnie rozczarowujące w tej kadencji: to nie przejmowanie się żerującym kapitał społeczny i niszczącym państwo konfliktem.

Władza się tym konfliktem nie przejmuje, ale…

… nie tylko nie przejmuje, ale też nim gra.

Jasne, o to chodzi, wiadomo. Ale czy władza nie przejmuje się też tym, czy Andrzej Duda wygra, czy przegra wybory? Załóżmy, że jeśli przegra, jeśli będzie inny prezydent, to PiS nie dokończy tego, co chciał zrobić. A zatem PiS-owi powinno bardzo zależeć, żeby Andrzej Duda te wybory wygrał.

Tak i dlatego teraz wszystkie ręce na pokład. Nawet tych osób, które prezydenta krytykowały, które okazywały mu brak szacunku, w ramach własnej partii. Dziś wiele się zwala na „Ucho prezesa”, że to Robert Górski zniszczył wizerunek prezydenta, pokazując go jako Adriana. Ale ja byłam zszokowana, jak bardzo na traktowanie prezydenta jako Adriana pozwalali sobie w różnych momentach politycy jego własnej partii. Brakuje skłonności, która powinna być naturalna, że każdego prezydenta jakoś tam minimalnie szanujemy a wobec swojego dodatkowo zachowujemy lojalność, nawet gdyby to oznaczało, że musimy się ugryźć publicznie w język.

Tej lojalności nie ma.

Nie widziałam jej. Nawet jeśli chodzi o taką rzecz, banalną zupełnie i spoza prawicowej bańki: prezydent mówił, że rozważyłby podpisanie ustawy regulującej pewne kwestie dla par homoseksualnych. Przypomnę, że to samo mówił na początku swojej kadencji – deklarował taką gotowość. Nie jest to nic kontrowersyjnego, bo nie mówił ani o prawie do małżeństw homoseksualnych, ani nawet o związkach partnerskich, tylko o uregulowaniu pewnych spraw ułatwiających życie. I nawet nie byłaby to jego inicjatywa, tylko że byłby skłonny podpisać. I za chwilę jakiś polityk PiS głosi, że ponieważ partia nigdy się na to w tej kadencji nie zgodzi, to prezydent nie będzie miał możliwości podpisania. Takie rzeczy można powiedzieć w różny sposób: można powiedzieć elegancko, można przemilczeć. Ale kontrowanie własnego prezydenta zaraz po tym, jak coś powie? Myślę, że analizując całą jego kadencję, można by znaleźć sporo różnych takich momentów, kiedy politycy gasili swojego prezydenta. Dyscyplinowali. Wypowiadali się lekceważąco. Pan Sasin na przykład mówił, że gdyby PiS wystawił kogoś innego na drugą kadencję, to on by wolał głosować na kogoś innego. Mam wrażenie, że dla PiS to jest w dużej mierze małżeństwo z rozsądku, ale wynikające z tego raczej, że po różnych tarciach udało się wypracować taki model tego małżeństwa, którym udaje się wymusić różne rzeczy i nie trzeba iść na zbyt wiele kompromisów. Nie trzeba się po prostu za bardzo liczyć z drugą stroną.

Gdzie w takim razie prezydent Duda ma sobie szukać poparcia, bo przecież musi znaleźć i takie środowiska, które w połączeniu z żelaznym elektoratem dadzą mu ponad 50 procent poparcia?

Nie wiem właśnie, czy musi. Moja koncepcja na tę kampanię jest inna. Prezydent już do centrum nie pójdzie, bo będzie tam niewiarygodny. Nie po tym, co stało się z ustawami sądowymi. Nie po tym, jak się przebiło, że na konwencji zaraz za prezydentem idzie jakiś działacz Młodzieży Wszechpolskiej czy tego rodzaju organizacji, który ma zdjęcia, jak palił kukłę Ryszarda Petru. Nie po tym, jak Beata Szydło na konwencji robi jakieś przytyki do photoshopa Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, co nawiasem mówiąc, wzbudziło mój niesmak. Jeśli podczas konwencji dosyć młodego mężczyzny, jakim jest prezydent, ważna osoba ze sztabu pozwala sobie na złośliwości pod adresem zmarszczek kontrkandydatki, gdy tydzień wcześniej pani Beata Kempa z kolei popisała się nawet nie złośliwościami, ale czystym chamstwem wobec innego kandydata – Roberta Biedronia, to wszystko są takie sygnały, które mówią, że prezydent już nie szuka głosów w nie wiadomo czy w ogóle istniejącym centrum. Myślę, że dużo bardziej skuteczne będzie tu przekonywanie wyborców, że jak pozwolą zmienić prezydenta to emeryci stracą trzynastkę, zostanie przywrócony wiek wyższy emerytalny, zabrane zostanie 500+, no i przyjęci zostaną uchodźcy muzułmańscy. Sztabowcy PiS mogą uznać, że dużo skuteczniej utrzymają ten przyczółek w Pałacu Prezydenckim strasząc ludzi tym, że jak się zmieni lokator, to zostaną im odebrane te wszystkie rzeczy, które zostały im dane za tej kadencji PiS-u.

Jeśli wspomniała pani o Biedroniu, to jestem zaskoczona, jak mało ma poparcia. Gdy został prezydentem Słupska, to wielu mu wróżyło start po prezydenturę Polski i on nawet to czuł, że ludzie są za nim, już się nawet do tego przygotowywał, to było jego marzenie, ambicja.

To pokazuje ciekawe zjawisko: że mając do wyboru znanego już polityka Biedronia, ludzie wola postawić na zupełnie nieznanego jako polityka Szymona Hołownię, albo pana Kosiniaka-Kamysza. Ja to odbieram po prostu jako niechęć do postulatów radykalnie lewicowych. Każdy z kandydatów w tej drugiej turze – czy to prezydent Duda, czy pani Kidawa, pan Hołownia i pan Kosiniak jest mniej lub bardziej konserwatywny. Myślę, że Polska nie jest gotowa – mnie to osobiście cieszy – na prezydenturę, która będzie obiecywała bezpłatną aborcję dla każdego na życzenie, będzie obiecywała prawa do adopcji dzieci przez pary homoseksualne, a to jest postulat, który bardzo oddzielam od postulatu związków partnerskich. Że będzie proponowała opodatkowanie tacy, co jest oczywiście bardzo chwytliwym postulatem w świetle rosnącego antyklerykalizmu, ale też stawianiem kościoła w dużo gorszej sytuacji niż fundacja, z którą pan Biedroń jest związany, bo ta fundacja podatku dochodowego nie płaci zapewne i darowizny na tę fundację nie są opodatkowane. A pan Biedroń chciałby, żeby darowizny na kościół były opodatkowane. Nie jest więc to żadna równość, a tak naprawdę dyskryminowanie. Dla mnie są to postulaty wojującej lewicy i bardzo mnie cieszy, że w tym kierunku nie dajemy się prowadzić. Cieszy mnie, że ludzie wolą wybierać spośród tych kandydatów, którzy nie są lewicową rewolucją.

Przyjmijmy hipotezę, że pani Kidawa-Błońska, jakimś cudem wygrywa w maju wybory prezydenckie. Co to tak naprawdę by oznaczało?

Niekoniecznie cudem. Jeżeli w drugiej turze będzie prezydent Duda i inny kandydat, to chyba naprawdę wszystko jest możliwe. Co prawda dzisiaj swoje pieniądze postawiłabym na wygraną prezydenta Dudy, ale symboliczne, a nie duże. Nie zaryzykowałabym swojego miesięcznego wynagrodzenia.

A może się wydarzyć i tak, że zarówno palec Lichockiej, czy dłoń mężczyzny pogryzionego przez szefową sztabu Andrzeja Dudy, Jolantę Turczynowicz-Kieryłło mogą okazać się decydującymi w ostatecznym rozrachunku i zagrozić Andrzejowi Dudzie w tym wyścigu po reelekcję?

Abstrahując od samych wyborów i prezydenta, bardzo bym chciała, żeby ten palec Lichockiej miał duży wpływ na sondaże i dla partii, i dla prezydenta. Bardzo bym chciała, żeby wreszcie pogarda i arogancja władzy zaczęły być surowo karane. Bo palec Lichockiej to był - nie jedyny, ale przynajmniej zrozumiały dla wszystkich - symbol pogardy. Manualny odpowiednik słynnego smsa Adama Halbera. Jeśli chcemy, żeby politycy nas obywateli szanowali, musimy nauczyć się ich karać za arogancję.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na i.pl Portal i.pl