Kasia Popowska: Muzyka czyni mnie lepszym człowiekiem

Paweł Gzyl
Paweł Gzyl
brak
Kasia Popowska wraca po trzech latach fonograficznego milczenia z nową płytą. Premiera “Toastu” jest okazją, by opowiedzieć nam o tym, czy wizerunek ciepłej I miłej dziewczyny, który przylgnął do niej w mediach, jest prawdziwy.

- Skończyłaś w tym roku trzydzieści lat. To ważna cezura w twoim życiu?
- Prawdę mówiąc, nie. Nie robię sobie ograniczeń, że do tego wieku ma się zadziać to, a potem – coś innego. Staram się oczywiście myśleć, że czas upływa, ale nie nakładać na siebie niepotrzebnej presji. Z okazji tegorocznych urodzin zrobiłam jednak większe podsumowanie i uświadomiłam sobie, na co powinnam stawiać w życiu. Co jest dla mnie ważne i mniej ważne. Nie było to jednak w żaden sposób traumatyzujące.

- Dzisiaj jesteś już inną osobą niż te dziesięć lat temu, kiedy poszłaś do „Mam talent”?
- Często wracam do tych wcześniejszych wydarzeń. Staram się bowiem tak podchodzić do życia, żeby z roku na rok rozwijać się. Przypominam więc sobie, że kiedyś było inaczej, a teraz jest lepiej. Nie chciałabym się cofnąć w czasie – chyba, że z tą wiedzą, którą mam dzisiaj. Staram się sobie uświadamiać gdzie kiedyś byłam, a gdzie jestem teraz. I na podstawie tego wyznaczam sobie nowe cele.

- Po drugiej płycie wycofałaś się na z rynku muzycznego. Co spowodowało tę decyzję?
- Dużo czasu zajęło mi ogarnięcie logistyczne nowego albumu. To była kwestia wybrania odpowiedniego producenta, zebrania muzyków i znalezienia wydawcy. Chciałam czegoś innego i świeżego. Jeszcze bliżej mnie. Próbowałam więc spotykać się z różnymi ludźmi. Gdy znalazłam producenta, cała reszta dosyć szybko poszła do przodu. To wymagało jednak czasu.

- Producentem „Toastu” został Maciej Wasio, znany bardziej ze sceny rockowej niż popowej. Skąd ten wybór?
- Zetknęliśmy się już wcześniej przy okazji pisania tekstów do innych piosenek. I gdzieś tam czułam, że jest między nami porozumienie na prywatnej stopie. Przy okazji jakiejś rozmowy, Maciek rzucił: „Jeśli chciałabyś coś kiedyś zrobić, to ja zajmuję się również producenckimi sprawami”. A wtedy byłam właśnie na etapie szukania głównodowodzącego nagraniami na moją nową płytę. Miałam kilka piosenek, które nie miały być przeznaczone na ten album i pomyślałam, że możemy je z Maćkiem nagrać. Weszliśmy do studia – i tam okazało się, że jest niesamowita energia i porozumienie. Stwierdziliśmy więc, że zrobimy cały mój nowy album razem I, utwory, z którymi przyszłam do Maćka koniecznie musimy wrzucić na płytę. To były „Powiedz gdzie” i „Ty i ja”

- Poprzednia twoja płyta miała bardziej elektroniczne brzmienie. Tym razem postawiłaś głównie na klasyczne dźwięki gitary. Dlaczego?
- Lubię muzykę w różnej formie. I nie chciałabym, aby ode mnie wymagano, bym za każdym razem była taką samą. Zmiany są znakiem tego, że poszukujemy czegoś nowego, właściwego na dany czas. Trzy lata temu czułam się bardziej komfortowo w syntetycznych brzmieniach i podobało mi się to, co zrobił z moimi piosenkami Kuba Galiński. A teraz poczułam, że chciałabym wrócić do swoich korzeni – do dźwięków gitary. Żeby to brzmiało bardziej surowo, żeby mój wokal był na wierzchu. I stąd te zmiany. A że Maciek jest rockmanem z krwi i kości, wszystko wyszło naturalnie.

- Muzyka na nowej płycie jest energetyczna, ale teksty – niemal depresjne. Skąd taki kontrast?

- Właściwie już na mojej pierwszej płycie, kiedy pojawiały się wesołe aranżacje – ja pisałam jeszcze bardziej smutne teksty. Wyszło to trochę podświadomie, a trochę zamierzenie. „Toast” jest wyjątkowo szczery – miałam w sobie zaległe smutki, które postanowiłam na tej płycie wyrzucić. Zaśpiewałam więc to, co mi leżało na sercu. Nie jest to jednak album całkowicie depresyjny - są na nim też przemyślenia z bardziej optymistycznymi tekstami.

- Większość piosenek opowiada jednak o trudnych momentach w relacji między dwojgiem ludzi. Bardziej inspirują cię bolesne przeżycia?
- Zdecydowanie. Smutne sytuacje generują we mnie najwięcej emocji i pomysłów. Najmocniej odznaczają się w mojej głowie i potem mam ochotę o tym śpiewać, aby wyrzucić je z siebie. Może to jakiś rodzaj autoterapii. Po prostu czuję, że muzyka jest mi potrzebna po to, by wyśpiewać wszystkie trudne chwile, które mi się w życiu wydarzyły. Żeby sobie jakoś z tym poradzić wewnętrznie.

- I pomaga?
- Za każdym razem tak jest. Kiedy analizuję jakiś trudny temat i wsadzam go do piosenki, zawsze później jest mi lżej. Pozbywam się w ten sposób złych emocji i godzę się z tym, co się wydarzyło. Zostawiam to za sobą – i jestem gotowa na nowy etap. To moja metoda, by okiełznywać życiowe problemy.

- Żeby stworzyć udaną relację z drugim człowiekiem, trzeba najpierw dojść do ładu z samym sobą. Tak było też u ciebie?
- Cały czas tak się dzieje. Nie jest idealnie, ale staram się zaczynać od siebie. I mam nadzieję, że będzie to dobrze rzutowało na moje relacje. Im bardziej jesteśmy pogodzeni ze sobą, tym lepsze jest nasze życie z innymi.

- W piosenkach z „Toastu” pojawia się tez nuta tęsknoty za tym, co było kiedyś: młodością czy dzieciństwem. Czego brakuje ci dzisiaj z tamtych lat?
- Nie ma sytuacji, których żałuję. Wszystko, czego doświadczyłam, było po coś i stworzyło mnie taką, jaką jestem dzisiaj. Nie chciałabym wracać do swoich początków. Z drugiej strony zawsze z tyłu jest głowy myśl, że gdybyśmy kiedyś podjęli inne decyzje, teraz mogłoby być inaczej. Ale czy lepiej? Finalnie ważne jest dla mnie, by pamiętać o tym, co jest w życiu najważniejsze. Praca, relacje i problemy sprawiają, że zostaje to gdzieś w nas zasypane. Tak było i u mnie: w pewnym momencie uświadomiłam sobie, że bardziej próbuję osiągnąć to, co jest dobre dla wszystkich, zamiast dla mnie samej. O tym jest piosenka „Tu”. Dlatego, kiedy przywołuję przeszłość, robię to po to, by znaleźć w niej klucz do przyszłości.

- Co jest dziś dla ciebie najważniejsze?
- Spokój. Taki, który przekłada się na wszystko. Jeśli mam poczucie, że robię coś w zgodzie z sobą, daję też innym przestrzeń. Jeśli ktoś zbyt ingeruje w moje decyzje, mój spokój zostaje zaburzony. Ważne jest więc byśmy wszyscy dali sobie żyć. Dzięki temu możemy być bliżej siebie. Ważna jest dla mnie też intuicja. Nie, że „może” bym coś zrobiła, tylko, że „chcę” to zrobić.

- Już jako dziecko wybrałaś artystyczną drogę rozwoju. To była intuicji?
- Tata grał na gitarze, a mama lubiła śpiewać. Nic profesjonalnego, ale było w tym dużo pasji. Myślę więc, że przyszło to naturalnie. Od dziecka lubiłam występować w domu przed znajomymi rodziców. Przy okazji „domówek”, zaganiałam wszystkich do tańca i śpiewałam. Bardzo się spełniałam w umilaniu czasu towarzystwu. W domu muzyka służyła rozrywce, ale też rozładowywała napięcia. Mogły być różne problemy, ale kiedy się ludzie spotykali, łączyło ich śpiewanie. I ja się w tym odnajdywałam. Take naprawdę zaczęło się u mnie od tańca, choć od początku wiedziałam, że śpiewanie jest też moje.

- Co sprawiło, że jednak wybrałaś to drugie?
- Przed zbliżającym się świątecznym pokazem w domu kultury, w którym tańczyłam, poprosiłam dyrektora, bym mogła wykonać piosenkę. Kiedy zaśpiewałam – poczułam, że chcę to kontynuować. Przez jakiś czas dzieliłam swój czas między taniec i wokalistykę, ale szybko została tylko muzyka.

- Zostałaś okrzyknięta „cudownym dzieckiem” YouTube’a, bo zaczęłaś zamieszczać w tym serwisie amatorskie filmiki ze swymi wykonaniami znanych piosenek i odniosły one ogromny sukces. Skąd u ciebie była taka kreatywność?
- To faktycznie nie było jeszcze wtedy coś bardzo popularnego w Polsce. Właściwie nikt się tym nie zajmował. Jakoś sobie wydedukowałam, że skoro na Zachodzie to cieszy się wielką popularnością i są dziewczyny, których covery mają więcej wyświetleń niż oryginalne wykonania gwiazd, to i ja mogę tego spróbować. Początkowo wyniki były niskie: 1.000-2.000 wyświetleń. A potem nagle wybuchło. Któryś z fanów zamieścił moją piosenkę na jakimś portalu – i po jednym dniu miałam 40.000 odsłon.

- Zanim jednak podpisałaś kontrakt z Universslem, zaliczyłaś kilka trudnych momentów i nawet myślałaś, żeby się wycofać ze śpiewania. Co sprawiło, że się nie poddałaś?
- Takich momentów, kiedy chciałam zrezygnować, była naprawdę wiele. Nawet po wydaniu pierwszej czy drugiej płyty zastanawiałam się, czy to jest moja droga. Zawsze jednak wygrywa to, że uwielbiam śpiewać i tworzyć muzykę. Wielką przyjemność sprawia mi komponowanie piosenek i pisanie tekstów. Nawet nie spodziewałam się jak wielką stanie się to dla mnie pasją. Momenty zwątpienia były i będą, ale wiem, że muzyka zawsze do mnie wróci. Jest mi bowiem bardzo potrzebna – może właśnie ze względów terapeutycznych, o których już mówiliśmy.

- Co powoduje te chwile zwątpienia, że myślisz, aby odpuścić śpiewanie?
- Jestem introwertykiem. W tej branży to trochę niefortunne… Bo lubię mówić o swoich emocjach w piosenkach, ale poza sceną nierzadko mam ochotę zamknąć się w domu i być tylko sama ze sobą. Bycie z ludźmi jest wtedy dla mnie jakiegoś rodzaju wysiłkiem. Tymczasem w mojej branży kontakt z innymi jest niezbędny: z ludźmi się pracuje, z ludźmi się wszystko ustala, ludzi się przekonuje. Dzisiaj już nie tylko przez muzykę - ważne są też social media, przychylność niektórych ludzi… A ja nie lubię tego siłowania się. Są tego jednak plusy i można przy tym nauczyć się asertywności.

- Większą przyjemność sprawia ci tworzenie muzyki niż występowanie?
- Gdyby mój zawód polegał tylko na tym, że wstaję, piszę piosenkę, wychodzę z domu i ją śpiewam, byłoby wspaniale. Ale dobrze wiemy, że tak nie jest. Często jest tak, że zanim nastąpią te trzy minuty na scenie, trzeba się wiele godzin napracować i nastresować. Jeśli komuś bardzo zależy – tym większe emocje i pobór energii.

- Kiedy piosenka „Przyjedzie taki dzień” stała się przebojem, grały ją wszystkie rozgłośnie radiowe. Potem wystąpiłaś w Opolu i Sopocie. Jak przyjęłaś ten sukces?
- Przez długi czas nie miałam świadomości, jak ten utwór jest często grany. W tym samym czasie zaczęły mi się gwałtownie mnożyć zawodowe obowiązki – trzeba było jechać tu i tam. Wszyscy mi mówili „Słyszałem twoją piosenkę dzisiaj pięć razy w radiu”, a dla mnie była to kompletna abstrakcja. Nie było więc czasu na „sodówkę”. Po prostu robiłam to, co do mnie należało. Poza tym nie należę do osób, które celebrują swój sukces nie wiadomo jak hucznie i przez jak długi czas. Chciałam iść dalej: uczyć się i tworzyć nową muzykę.

- No właśnie: sukces napędza, ale ma też złe strony. Odczułaś je?
- Na pewno ludzie bardziej patrzą na to, co robisz. Przestajesz być dla nich zwykłym człowiekiem, bo ktoś o tobie coś napisał, albo udzieliłeś wywiadu w telewizji. Do pewnego momentu to miłe, a od pewnego - frustrujące. Do tej pory mi się zdarza, że kiedy ludzie mnie poznają, nie są sobą. Myślą, że wiedzą coś o mnie na podstawie tego, czego dowiedzieli się z mediów. To bardzo komplikuje poznawanie nowych osób i relacje z nimi. Człowiek staje się niewolnikiem swego wizerunku – kimś znanym, ale jednak nieznanym. Co najgorsze, ludzie nie bardzo chcą wykonać jakiś głębszy ruch i poznać cię takim, jakim jesteś naprawdę. Sami sobie nie dają szansy, od razu oceniając: „To jest ta Kasia”. Dlatego najbardziej komfortową sytuacją jest dla mnie ta, w której osoba, z którą się poznaję, nie wie czym się zajmuję. A czasem się to zdarza. Myślę, że taka wielka popularność bywa okrutna.

- Universal stworzył twój medialny wizerunek zawsze ciepłej, miłej i uśmiechniętej dziewczyny. Ile w nim było prawdy?
- Gdybym miała być taką słodką i kochaną Kasią cały czas, to nie przetrwałabym w show-biznesie ostatnie pięć lat. To nie jest branża dla potulnych jak baranki. Trzeba mieć mocny charakter. Oczywiście jestem pogodna – ale medal ma dwie strony. I wydaje mi się, że to bardzo ważne, aby zdawać sobie z tego sprawę. Niestety: tak działają media. Czasem się na coś uwezmą i muszą nas zaszufladkować. Nie obwiniam jednak nikogo za to. Może również z mojej strony poszedł nie do końca jasny komunikat w tę stronę. Mam całą resztę życia, by pokazać pełnię swego charakteru.

- Jaka jest ta druga strona twojej osobowości?
- Gdybym myślała o sobie tylko na podstawie artykułów, które o mnie napisano, pewnie postrzegałabym siebie jako osobę pozbawioną trudniejszych przeżyć i pogodną 100% czasu. Tymczasem tworzenie to wzloty i upadki. Bardzo długo nie akceptowałam tego w sobie. Radości ponad stan i smutku, który wyrywa mi serce - sinusoidy, która na dłuższą metę jest bardzo męcząca. Nie widziałam tego u innych ludzi i ten fakt nie poprawiał mi samopoczucia… Z jednej strony pomagało mi to tworzyć, a z drugiej – przeszkadzało żyć. Wszystko to jednak było kwestią zapanowania nad emocjami i nauczenia się jak nimi operować. To sprawiło, że dziś jestem bardziej asertywna i nie pozwalam sobie wejść na głowę. Kiedy jestem czegoś pewna – to nie odpuszczam. Nawet za cenę relacji. Może nie jest to poprawne polityczne i powoduje pewnego rodzaju kaca moralnego, ale finalnie wiem, że najważniejsze jest, abyśmy szli za tym, co myślimy i czujemy.

- To dlatego zakończyłaś współpracę z Universalem?
- Nie. To była bardziej skomplikowana sytuacja. Ustaliliśmy szczegóły nowej płyty i weszliśmy do studia, aby ją nagrywać – i wtedy otrzymałam maila, że wytwórnia jednak dziękuje mi za współpracę. To był cios: miałam już muzyków w studiu i nie wiedziałam co im powiedzieć. Okazało się, że zaszły duże zmiany w szefostwie Universalu i nowa „góra” podjęła taką a nie inną decyzję. Nie tylko ja się wtedy pożegnałam z kontraktem, ale też wielu innych artystów. Było ogromne przemeblowanie i mnóstwo osób zostało na lodzie. Postanowiłam jednak, że nagramy płytę i wydamy ją sami. Dzisiaj jest już wszystko OK: spadłam na cztery łapy i czuję, że ktoś nade mną czuwa.

- Lepiej się czujesz jako obecnie artystka niezależna?
- Cały czas liczę plusy i minusy. Tak naprawdę dopiero półtora roku temu pożegnałam się z Universalem. To stosunkowo krótki czas, by przekonać się o wszystkim. Na pewno bardzo odpowiada mi to, że nie ma tego przeciągania liny. Pracując z całym sztabem z wytwórni, pomysłów jest tak dużo, że czasem nie wiesz czego tak naprawdę sam chcesz. Kiedy jest mniej osób, wszystko staje się prostsze. Pozwala mi to bardziej skupiać się na artystycznych kwestiach. Z drugiej strony – na moją głowę i mój mały team spada cała logistyka związana z wydaniem płyty. Ale jak na razie jest to dla mnie OK. To duże wyzwanie, ale podoba mi się. Nie wykluczam jednak w przyszłości współpracy z jakąś dużą wytwórnią. Ale tu gdzie jestem teraz, czuję się dobrze. Bo mogę funkcjonować na swoich zasadach.

- Show-biznes nie jest taki, jakim go sobie wyobrażałaś mając te 16 lat i nagrywając filmiki do YouTube’a?
- Kiedy podpisałam kontrakt z Universalem, myślałam: „Teraz mogę być już spokojna. Jestem w największej wytwórni na świecie. Będę się uczyć od najlepszych”. Z czasem jednak dotarło do mnie, że nikt nie ma monopolu na wiedzę, a poza tym znaleść tych, którzy nadają na twoich falach, wcale nie jest takie łatwe. Wyciągam więc wnioski. Staram się, by to, nad czym mam kontrolę, czyli muzyka, przemawiała sama za siebie. Ludzie mogą się zmieniać, wytwórnie mogą się zmieniać. Muzyka jednak pozostaje. Dlatego jest dla mnie priorytetem.

- Nie żałujesz, że nie wybrałaś tańca, ale muzykę?
- Nie. Czasem sobie myślę: „Po co ci te stresy?”. Ale muzyka niesamowicie rozwija mnie z każdej strony. Napędza mnie do tego, żeby być lepszym człowiekiem. Gdybym miała jakąś mniej wymagającą pracę, to może nie poczyniłabym takich znaczących dla mnie kroków naprzód. A muzyka pozwala mi na ten moment bardzo się rozwijać.

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Kasia Popowska: Muzyka czyni mnie lepszym człowiekiem - Plus Gazeta Krakowska

Komentarze 1

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

G
Gość

Kto to taki? Pierwszy raz widzę To ma być popularna osoba?

Wróć na i.pl Portal i.pl