Karolina Gruszka ma z mężem tylko twórcze konflikty

Paweł Gzyl
Paweł Gzyl
brak
David Lynch wróżył jej światową karierę. Ona jednak nie zdecydowała się na przeprowadzkę do Hollywood. Miłość znalazła w Rosji, a zawodowo realizuje się w Polsce.

Właśnie oglądamy ją w kinach w islandzkim filmie „Złotokap”. Potwierdza w nim, że jest jedną z najciekawszych aktorek średniego pokolenia w Polsce i z powodzeniem może grywać również za granicą. Ujmuje nie tylko swą zmysłową fizycznością, ale również świetnie opanowanym warsztatem aktorskim. I ma w sobie to „coś”, co sprawia, że trudno oderwać od niej oczy, kiedy pojawia się na ekranie.

- To wspaniała aktorka. Wydaje się, że nie ma czegoś takiego, czego ona nie potrafiłaby zagrać. Wierzę, że Karolina będzie znana na całym świecie – powiedział kiedyś o niej sam David Lynch.

*
Od dziecka rodzice była w pełni samodzielna. Tata dbał, aby potrafiła sobie sama z wszystkim poradzić – choćby z przysłowiowym przybiciem gwoździa do ściany. Miała dużo obowiązków nie tylko w szkole, ale również poza nią. Występowała w zespole ludowym oraz śpiewała w teatrze muzycznym dla młodzieży – i na efekty tego nie trzeba było długo czekać.

- Zauważył mnie Jacek Cygan. Taka zabawa była moją naturalną potrzebą. Uczyłam się wierszy na pamięć, sprawiało mi to przyjemność. Nie uważam, żebym umiała śpiewać, ale dawałam radę. Miałam dziesięć lat, kiedy dostrzegł mnie reżyser castingu i zaprosił do epizodu w filmie Krzysztofa Zanussiego „Chopin na zamku”. Stamtąd trafiłam do „Bożej podszewki” – opowiada w Interii.

Już w siódmej klasie podstawówki postanowiła, że nie będzie jadła mięsa. Przeczytała kilka artykułów na temat wegetarianizmu i obejrzała wstrząsający dokument o uboju zwierząt – to wystarczyło, by z dnia na dzień zmieniła nawyki żywieniowe. Miała trzynaście lat i rodzice obawiali się, że może jej to zaszkodzić, ale ona uparcie trwała przy swoim.
- Dziś niejedzenie mięsa jest popularne, wręcz modne, ale wtedy rzeczywiście było trudniej. Choćby dlatego, że brakowało sklepów ze zdrową żywnością, restauracji wegańskich... I jeszcze wszyscy wokół gadali, że niejedzenie mięsa szkodzi. I przez to całe gadanie moi rodzice trochę się martwili. Natomiast bardzo mnie w tym wegetarianizmie wsparli – wyjaśnia w Interii.

*
Mając na swoim koncie występy w telewizji i w kinie, w naturalny sposób zdecydowała się po maturze zdawać do szkoły teatralnej. Udało się za pierwszym razem – i nigdy potem tego nie żałowała. Na studiach trochę się buntowała: zaczęła palić papierosy i przeklinać, chciała bowiem zerwać z wizerunkiem amantki, w który próbowali ją wcisnąć profesorowie. Tak czy siak miała opinię świetnej studentki i od razu po zrobieniu dyplomu, Jan Englert zaangażował ją do Teatru Narodowego.

Przełomem w jej filmowej karierze okazał się rok 2003. Przyjechał wtedy do Polski na festiwal Camerimage w Łodzi słynny amerykański reżyser David Lynch. Korzystając z pobytu nad Wisłą postanowił w pofabrycznych przestrzeniach nakręcić kilka ujęć z naszymi aktorami. Dyrektor festiwalu zasugerował dwójkę: Krzysztofa Majchrzaka i Karolinę Gruszkę. Zdjęcia tak przypadły Lynchowi do gustu, że rozwinął je do formatu filmu „Inland Empire”, którego premiera odbyła się na festiwalu w Wenecji.

- Lynch nawet nie streścił nam fabuły ani nie wskazał kierunku, w którym zmierza. Nie wiem, na ile sam to wtedy wiedział, a na ile była to improwizacja. Zapamiętałam go jako bardzo miłego, skupionego, trochę z dystansem. Pracę nad „Inland Empire” nazwałabym eksperymentem. Poddałam mu się, ponieważ lubię filmy Lyncha i ciekawiło mnie spotkanie z taką osobowością – wspomina w „Mieście Kobiet”.

Ponieważ trzeba było dokręcić kilka scen, amerykański reżyser zaprosił polską aktorkę do Hollywood. Tam przy okazji odwiedził z nią jednego z wziętych agentów. Ten powiedział, że chętnie zajmie się nią, pod warunkiem, że przeprowadzi się na stałe do Los Angeles oraz będzie chodzić na castingi i doszlifuje angielski. Karolina nie była gotowa na takie posunięcie. Wróciła do Polski – ale współpraca z Lynchem i tak do dzisiaj pomaga jej zdobywać angaże w zagranicznych filmach.

*
Większy wpływ na losy aktorki wywarła jednak polska produkcja – „Kochankowie z Marony”. Obraz Izabeli Cywińskiej trafił na festiwal w Kijowie. Karolina poleciała tam na spotkanie z mediami i poznała rosyjskiego reżysera Iwana Wyrypajewa, który pokazywał wtedy swój film „Euforia”. Para artystów zachwyciła się swoimi wzajemnymi dokonaniami – i wybrała się do Moskwy, żeby obejrzeć najnowsze przestawienie reżysera.

Wyrypajew był w Rosji znaną personą. Urodził i wychował się w Irkucku na Syberii. Za młodu trochę rozrabiał, miał nawet na koncie wyrok w zawieszeniu za napad i rozbój. Być może skończyłby w więzieniu, gdyby nie teatr. Szybko stał się uznanym reżyserem młodego pokolenia, za którym szalały kobiety. Był dwukrotnie żonaty, dorobił się dwójki dzieci – ale wszystko to zostawił za sobą, by związać się z polską aktorką, która przeprowadziła się dla niego do Moskwy.

Początkowo Karolina czuła się tam zagubiona: była przytłoczona ogromem miasta i gorączkowym tempem życia. Z jednej strony z trudem zaakceptowała rosyjską mentalność, ale z drugiej – zaczęła czerpać świeżą energię z tamtejszego środowiska artystycznego. Przewodnikiem po tym świecie był dla niej oczywiście mąż. Oboje pracowali razem – i Karolina szybko stała się gwiazdą jego spektakli i filmów.

- Zawsze bardzo dobrze mi się z nim współpracowało, nie zdarzają się nam destrukcyjne konflikty. Bywa, że są konflikty twórcze, ale one są potrzebne. Iwan oczekuje od aktora partnerstwa i gotowości na to, żeby udać się we wspólną podróż. Jeśli kogoś to nie interesuje, może mu być z Wanią trudno. Dla mnie to wymarzony model współpracy – tłumaczy w „Elle”.

*
Kiedy na świat przyszła córka artystów, para zdecydowała się przeprowadzić do Warszawy. Karolina i Iwan poradzili sobie tutaj świetnie: założyli firmę producencką i realizują kolejne spektakle teatralne, które on reżyseruje, a w których ona występuje. Jeżdżą z nimi po całej Polsce – ale swoją stałą bazę mają w stolicy, gdzie ich córka chodzi do szkoły.

- Czuję się Polką, jestem wdzięczna za to, co od tego kraju dostałam, natomiast nie jestem typem osoby bardzo przywiązanej do miejsca. Mogę sobie wyobrazić, że będę mieszkać w Nowym Jorku, Portugalii czy np. w lesie w okolicach Babiej Góry. Najważniejsze, żeby była ze mną rodzina. I na razie wciąż jeszcze wierzę, że mam trochę do zrobienia jako aktorka – deklaruje w Onecie.

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Karolina Gruszka ma z mężem tylko twórcze konflikty - Plus Gazeta Krakowska

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl