Karol Bielecki: W życiu najprościej jest upaść

Mateusz Skrzyński
Karol Bielecki przez lata był filarem reprezentacji Polski.
Karol Bielecki przez lata był filarem reprezentacji Polski. Andrzej Szkocki/Polska Press
Do pełni szczęścia zabrakło mi przede wszystkim medalu olimpijskiego - przyznaje Karol Bielecki. Były reprezentant Polski niedawno napisał autobiografię pt. "Wojownik".

Kiedy po raz pierwszy pomyślał pan, że warto wydać autobiografię?

Po tym, co przeszedłem w życiu uznałem za słuszne, żeby przenieść swoje doświadczenia na papier. Chciałem, żeby ta książka, a przede wszystkim historie w niej zawarte były inspiracją dla innych ludzi, którzy mierzą się z różnymi trudnościami w życiu. Ja też jako sportowiec mierzyłem się z różnymi trudnościami. Musiałem walczyć o to, żeby nie poddać się losowi.

A kto nakłonił pana do przelania pana kariery na papier?

Po rozmowach z wydawcą doszedłem do wniosku, że faktycznie jest sens spisania tego, co zrobiłem. Chciałem być wzorem dla młodych ludzi i pokazać, że jeśli się czegoś chce, to można to osiągnąć. Poza tym takich przypadków jak mój nie jest wiele.

Jaka pana zdaniem jest ta książka? Do kogo jest skierowana?

Myślę, że przede wszystkim do młodzieży. W życiu najprościej jest upaść. Chciałem być wzorem i inspiracją dla młodych ludzi. Brakowało mi tego. Od zawsze chciałem kreować swoją osobą pozytywny wizerunek, który będzie wzorem dla innych.

A kiedy zdał pan sobie sprawę, że faktycznie jest tym wzorem?

Dostawałem dużo sygnałów od kibiców. Po meczach podchodzili do mnie i mówili, że cieszą się, że dałem sobie z tym wszystkim radę i dalej gram w piłkę ręczną. Motywowało mnie to do jeszcze cięższej pracy.

Jak ciężko było się podnieść po utracie oka?

Jest we mnie coś takiego, że muszę sobie to udowodnić i pokazać, że dam radę. Chciałem zrobić coś według własnych zasad. Kontuzja była czymś strasznym. W pewnym stopniu poczułem się okradziony ze swojej kariery, a przede wszystkim pasji. Postanowiłem o to zawalczyć. Los nie będzie mi mówił, kiedy mam skończyć karierę. To zależało tylko ode mnie.

Potem wrócił pan na parkiet i od razu pobił swój rekord bramkowy w jednym meczu.

Był to dla mnie przełomowy moment. Uwierzyłem, że dalej mogę uprawiać piłkę ręczną. Ten mecz nie był jednak zakończeniem moich problemów ze zdrowiem. Walka o powrót do pełnej sprawności trwała latami.

Mimo wszystko był pan wybitnym zawodnikiem. Myślał pan kiedyś jak wyglądała by pana kariera, gdyby nie kontuzja?

Myślę, że na pewno inaczej by to wszystko wyglądało. Stało się jednak to co się stało. Musiałem walczyć nie tylko z przeciwnikami na parkiecie, ale przede wszystkim z samym sobą. Kontuzja przytrafiła mi się w momencie, kiedy byłem na szczycie swojej kariery. Miałem 28 lat, byłem w idealnym wieku dla piłkarza ręcznego.

Można powiedzieć, że jest pan sportowcem spełnionym?
Do pełni szczęścia zabrakło przede wszystkim medalu olimpijskiego. Walczyliśmy o niego dwukrotnie, jednak się nie udało. Doceniam to, co udało mi się osiągnąć, ale wiem, że można było zrobić więcej. Nie zawsze się jednak wygrywa i osiąga najwyższe cele. We wszystko włożyłem jednak dużo serca i zawsze walczyłem do końca.

W czerwcu zakończył pan karierę. Jak wygląda życie bez piłki ręcznej?

Wiadomo, że ciężko jest się przestawić. Teraz mam małą córeczkę i to na niej się skupiam. Nie mogę więc narzekać na brak zajęć.

Podobno bardzo ważna jest dla pana ekologia.

Myślę, że nasze zdrowie powinno być priorytetem dla każdego człowieka. Każdy z nas powinien zadbać o to, co je i czym oddycha. Grając w Kielcach nie mierzyłem się z problemem zanieczyszczonego powietrza. Będę walczył o to, by środowisko, w którym żyjemy, było jak najlepsze.

A kiedy zdał pan sobie sprawę, że jest to dla pana takie ważne?

Byłem sportowcem i zawsze dbałem o swoje zdrowie. Zwracałem uwagę na to, co jem i w jakim środowisku przebywam. Byłem świadomy tego problemu.

Jest pan oazą spokoju. Ciężko znaleźć na pański temat jakąś kontrowersyjną rzecz. Zrobił pan kiedyś coś głupiego?

Jak każdy młody człowiek robiłem różne rzeczy. Zdarzały się imprezy oraz różne śmieszne sytuacje. Zawsze jednak trzymałem się swoich zasad i postępowałem tak, żeby nie zrobić niczego głupiego. Zapalała się we mnie czerwona lampka. Wiedziałem, że czasem nie warto, że lepiej pójść wcześniej spać bądź zmienić towarzystwo. Wolałem się skupić na rzeczach, które pozwolą mi w życiu do czegoś dojść.

Ma pan swój dekalog?

Potrzebuję uświadomić sobie, co jest dla mnie naprawdę ważne. Lubię wszystko sobie poustawiać, by skupić się tylko na priorytetach. Tak już po prostu mam i lubię wiedzieć, co mam zrobić.

Co jest zatem dla pana najważniejszą życiową zasadą?**

Wiedzieć to, czego chcę. Gdy byłem piłkarzem ręcznym, to miałem napisane czego naprawdę chcę. Gdy szedłem na trening, wiedziałem po co to robię. Tak samo, gdy wykonywałem jakiekolwiek ćwiczenie. Chciałem być najlepszy i do wszystkiego podchodziłem profesjonalnie.

Nie męczyło to pana? Każdy czasem potrzebuje resetu.

Zdawałem sobie sprawę, że czasem biorę na siebie za dużo. Czasem rzeczywiście tak było. W każdym meczu musiałem być na sto procent skoncentrowany. Po latach zdarzały się momenty, kiedy po prostu byłem zmęczony, ale to normalne w sporcie.

A jednak potrafił pan sobie z tym poradzić i odnaleźć motywację.

Mijały tygodnie, a człowiek ponownie zaczął czuć w sobie ten ogień i motywację. Znów chciałem walczyć. To była kwestia czasu.

Brakuje panu piłki ręcznej?

Jeszcze nie. Dużo czasu poświęcam swoim dzieciom i to jest dla mnie teraz najważniejsze. Myślę, że kiedyś przyjdzie taki czas, że wspomnienia z kariery do mnie wrócą. Zrobię to na pewno, gdy mój syn trochę podrośnie i będzie zdawał sobie sprawę czym jest sport. Pokażę mu, co robił jego ojciec. Na razie żyję jednak tym, co jest teraz.

Planuje pan zostać w przyszłości trenerem?

Kiedyś może i tak. Na razie razem ze Sławomirem Szmalem planujemy otworzyć akademię.

Sławomir Szmal od zawsze był pana najlepszym przyjacielem w kadrze. Poza boiskiem też to tak wygląda?

Jesteśmy bardzo podobnymi ludźmi. Nadajemy na tych samych falach. Graliśmy długo w Niemczech, dlatego spędzaliśmy ze sobą bardzo dużo czasu. Praktycznie wszędzie byliśmy razem, dlatego to przełożyło się na naszą znajomość. Nawet w autobusie siedzieliśmy obok siebie. W życiu prywatnym również świetnie się dogadujemy. Jesteśmy spokojnymi facetami i nie interesują nas jakieś większe rozrywki.

Kto był pana idolem w dzieciństwie?

Na początku grałem w piłkę nożną. Wzorowałem się na Brazylijczyku Pele. Niemal dla wszystkich był on niedoścignionym wzorem. Na ścianie w moim pokoju wisiały plakaty z piłkarzami takimi jak Roberto Baggio. Później przyszedł czas na piłkę ręczną i pojawiły się też inne wzorce. Marzyłem, żeby zagrać w Bundeslidze i to się udało.

Od utraty oka minęło już osiem lat. Czy Josip Valcić się do pana odzywał? Może przepraszał?

Zdarzyło się. Nie mam do niego żadnego urazu. Jeśli chodzi o kontakt, to nigdy go nie mieliśmy. Kiedyś na meczu Bundesligi ponownie spotkaliśmy się na boisku. Przeprosił mnie, ale to nie było celowe zagranie, więc nigdy nie miałem do niego szczególnego żalu. Takie sytuacje po prostu czasem zdarzają się w sporcie.

Bartoszek Kurek najlepszych zawodnikiem MŚ. "Ja tylko macham ręką"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl