Kard. Nycz mógł się stać twarzą Kościoła XXI wieku. Czy spełnił oczekiwania, jakie w nim pokładano?

Agaton Koziński
Kard. Kazimierz Nycz został w 2007 r. metropolitą warszawskim. Zbiera dobre oceny za swoją pracę. Ale brakuje w niej kropki nad i...
Kard. Kazimierz Nycz został w 2007 r. metropolitą warszawskim. Zbiera dobre oceny za swoją pracę. Ale brakuje w niej kropki nad i... Bartek Syta/Polskapresse
Pełniący od siedmiu lat funkcję metropolity warszawskiego kadrynał Kazimierz Nycz jest jednym z najważniejszych hierarchów w Kościele w Polsce. Z jego przeprowadzką do stolicy wiązano duże nadzieje. Czy zdołał je spełnić?

Dotacja na budowę Świątyni Opatrzności Bożej, jaką przyznało Ministerstwo Kultury, na pierwsze strony gazet wyciągnęła tę zapomnianą trochę budowę na obrzeżach Warszawy. 6 mln zł subwencji (oficjalnie przyznanej na budowę Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Stefana Wyszyńskiego) stało się impulsem do dyskusji o zasadności wspierania Kościoła przez państwo. Posłowie partii lewicowych zdecydowali się nawet skierować do prokuratury i CBA zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa przez ministra kultury Bogdana Zdrojewskiego.

Ale zamieszanie wokół tej dotacji prowokuje też pytania o kardynała Kazimierza Nycza, metropolitę warszawskiego, który formalnie odpowiada za budowę świątyni. Gdy stawał w 2007 r. na czele archidiecezji w Warszawie, wydawał się być kandydatem dla stolicy wręcz wymarzonym. Ciągle młody, ale już bardzo doświadczony, mający opinię człowieka dialogu, otwartego na innych miał być powiewem świeżości w Kościele, duchownym, który znajdzie wspólny język z warszawskimi wiernymi.

Na ile mu się udało? Wszyscy moi rozmówcy zgodnie twierdzą, że sześć lat jego posługi w Warszawie to nieprzerwane pasmo sukcesów. - Stolica dużo zyskała na rządach Nycza. Dokonał wielu dobrych decyzji personalnych, mianując wielu proboszczów, a także dwóch nowych biskupów pomocniczym Józefa Górzyńskiego i Rafała Markowskiego - podkreśla Marcin Przeciszewski, redaktor naczelny KAI. - Znam go 25 lat i wiem, że to jest człowiek, z którym można porozmawiać na każdy temat. Poza tym wykazuje się dużą otwartością, dobrze orientuje się w rzeczywistości wychodzącej poza Kościół instytucjonalny. To nie jest tak oczywiste u hierarchów kościelnych - zaznacza ks. Kazimierz Sowa, dyrektor Religia.tv. - Poznałem kardynała Nycza w Krakowie, był moim studentem na Papieskiej Akademii Teologicznej. Już wtedy wyróżniał się dużym zainteresowaniem światem i świetną pamięcią. A gdy został biskupem pomocniczym w archidiecezji krakowskiej, dowiódł jeszcze, że posiada wybitny zmysł organizatorski, choćby przy przygotowaniach pielgrzymek Jana Pawła II do Polski - wspomina bp Tadeusz Pieronek.

Nycz został biskupem pomocniczym w Krakowie w 1988 r. Miał wtedy 38 lat - wyjątkowo mało jak kościelne standardy. Na to stanowisko przeforsował go kard. Franciszek Macharski, ówczesny arcybiskup krakowski. Właśnie pod jego skrzydłami Nycz dojrzewał jako kościelny hierarcha. - Łączyły ich bardzo ciepłe relacje. Na pewno nie była to typowa zależność jak między zwierzchnikiem i podwładnym. Lepiej opisać ją słowami mistrz-uczeń - wspomina bp Pieronek.

Jednak świadkowie współpracy Macharskiego i Nycza podkreślają, że ten drugi szybko się usamodzielnił i de facto zaczął samodzielnie (choć za zgodą i akceptacją pierwszego) kierować pracami krakowskiej archidiecezji. Właśnie wtedy w pełni wykazał się swymi dwoma największymi talentami: organizatorskim oraz otwartością na innych. Do fundacji, która zajmowała się budową bazyliki w Łagiewnikach, przyciągnął m.in. Jerzego Millera - wtedy będącego właściwie bez zajęcia, późniejszego wojewodę małopolskiego i ministra spraw wewnętrznych. W ten sposób upiekł dwie pieczenie na jednym ogniu - pozyskał świetnego fachowca, jakże przydatnego przy tak dużej inwestycji, a także zbudował sobie relacje z wpływowym później człowiekiem.

Wiadomo było, że starzejący się Macharski będzie musiał przekazać władzę w krakowskiej archidiecezji komuś młodszemu. Powszechnie spodziewano się, że będzie to właśnie Nycz. Ku zaskoczeniu jednak w 2004 r. otrzymał on awans na mianował go biskupa diecezjalnego i przerzucony do Koszalina. Szybko jednak wyjaśniło się, że była to forma przygotowania gruntu dla kard. Stanisława Dziwisza, który po śmierci Jana Pawła II w 2005 r. przeniósł się do Krakowa.

W Koszalinie Nycz poradził sobie nadspodziewanie dobrze. Jego pierwszą decyzją było przywitanie się z każdym księdzem, który był w jego diecezji. Objechał wszystkie parafie i spokojnie porozmawiał z każdym duchownym. To był bardzo nieoczywisty ruch jak na biskupa - ale pomógł mu zjednać księży z własnej diecezji. Później ten manewr powtórzył po przeprowadzce do Warszawy i także okazał się on skuteczny. - Księża nigdy nie wyrażają wprost swego sprzeciwu wobec zwierzchnika, ale gdy są z niego niezadowoleni, stosują strajk włoski. Nycz jednak takich problemów uniknął, udawało mu się przekonać duchownych do własnego stylu pracy - zaznacza ks. Sowa.

Co ważne, Nycz wyjazdu do Koszalina nie potraktował jako zsyłki. Angażował się w pełni w pracę diecezji, a także w pracę Konferencji Episkopatu Polski, do której dołączył na stałe w 2004 r. Wcześniej został przewodniczącym Komisji Wychowania Katolickiego przy Episkopacie i za tę pracę też zbierał pochlebne opinie. Tylko kwestią czasu było, kiedy otrzyma awans do ważniejszej, bardziej wpływowej diecezji. Spekulowano, że mogą to być Gdańsk lub Szczecin.

Pewnie Nycz nawet nie przypuszczał, jak duży awans go spotka. W 2007 r. wybuchła afera z abp. Stanisławem Wielgusem, który - jak się okazało - współpracował w czasach komunizmu z SB. Na gwałt trzeba było znaleźć kogoś, kto go zastąpi w roli metropolity warszawskiego. Rozważano kandydatury metropolity przemyskiego abp. Józefa Michalika oraz abp. Henryka Hosera. Ostatecznie padł wybór na Kazimierza Nycza. On pasował do tego stanowiska z kilku względów. Miał odpowiednie doświadczenie, cieszył się opinią świetnego organizatora, człowieka otwartego, a przede wszystkim był wolny od jakichkolwiek podejrzeń o współpracę z tajnymi służbami. W przeszłości (opisał to ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, w książce "Księża wobec bezpieki") był kilka razy kuszony przez SB, ale nie dał się złamać i nie poszedł na współpracę. Biskup z taką kartą świetnie nadawał się na następcę Wielgusa.

W Warszawie arcybiskup, a od 2010 r. także kardynał Nycz pokazał wszystkie swoje najlepsze cechy. Poukładał pracę diecezji, rozkręcił pracę z młodzieżą, doprowadził do końca ciągnący się 25 lat proces beatyfikacyjny ks. Jerzego Popiełuszki, ruszył z budową Świątyni Opatrzności Bożej. Ale z każdym kolejnym rokiem jego posługi pojawiało się przy nim coraz więcej znaków zapytania. Niby metropolita działał tak, jak działać powinien, ale trudno było uwolnić się od przekonania, że w jego stylu sprawowania tej funkcji brakuje kropki nad i. Gdy obejmował godność w Warszawie, miał wnieść ze sobą świeżość, otwartą głowę, spodziewano się, że stanie się nową twarzą Kościoła świetnie rozumiejącą XXI w. i jego specyfikę. W skrócie - wykona taką pracę, jaką w Watykanie wykonał papież Franciszek. Tak się jednak nie stało. - Ale to nie dziwi, bo też tego typu zachowania nie są w jego stylu. Nycz jest asekurantem. Woli nie wchodzić na pierwszą linię, woli stać krok z tyłu. Wszyscy wiedzą, że to on rozdaje karty, ale on woli, by tego nie było widać - mówi jego długoletni współpracownik jeszcze z czasów koszalińskich.

Tę jego cechę najlepiej widać było w 2010 r. w czasie zamieszania z tzw. obrońcami krzyża stojącymi przed Pałacem Prezydenckim. Nycz wyraźnie mówił wtedy, że krzyż nie może dzielić i że nie wolno go traktować instrumentalnie. Ale wygłaszane przez niego komentarze i apele były mocno spóźnione i wygłaszane w sposób mało zdecydowany. Metropolita zachowywał się bardziej jako postronny obserwator i komentator, a nie jako zwierzchnik Kościoła w Warszawie.

Podobnie jest z budową Świątyni Opatrzności Bożej. - Jeszcze w Koszalinie Nycz był przeciw jej budowie, uważał ją za przejaw megalomanii. Gdy przeniósł się do Warszawy, zajął się tą inwestycją, ale wyraźnie widać, że nie traktuje tej sprawy priorytetowo. To dlatego budowa idzie tak wolno - mówi nasz rozmówca.

Świątynia na Wilanowie oczywiście powstanie. Naturalną datą jej ukończenia wydaje się być rok 2016 - wtedy do Polski przyjedzie papież Franciszek, który mógłby uroczyście ją poświęcić. Jednak w warszawskiej posłudze metropolity chodzi o coś więcej. Kościół w Polsce wyraźnie cierpi na deficyt pozytywnych bohaterów. Owszem, w mediach pojawia się wielu księży, którzy dowodzą, że w polskim Kościele są osoby myślące w sposób nowoczesny, a jednocześnie zgodny z Ewangelią, na przykład o. Maciej Zięba, bp Tadeusz Pieronek, ks. Jacek Stryczek. Ale takiego pozytywnego bohatera z XXI w. wyraźnie brakuje w kręgach Episkopatu. Taką rolę mógłby pełnić kard. Nycz. Wydaje się mieć wszystkie cechy do tego potrzebne: jest bardzo inteligentny, ma naturalny sposób bycia, mówi zrozumiałym językiem. Ale być może jego wrodzona skłonność do asekurowania się sprawia, że woli nie wychodzić do pierwszego szeregu. Ale jeśli Episkopat nie zdoła go do tego przekonać, albo nie znajdzie kogoś innego, to wrażenie, że Kościół w Polsce cierpi na syndrom oblężonej twierdzy, będzie się pogłębiać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Komentarze 6

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

m
monika kedzior wroclaw
TY JESTES ZAKLAMANY. I WARA OD MOJEGO KAZIMIERZA NYCZA LESZCZU. JASNE
O
Otek
Nycz to wyjątkowy ksiądz jak na Polskie standardy.
Piszę to jako ateista.
A
AJak
„Wystrzegajcie się uczonych w Piśmie, którzy chętnie chodzą w długich szatach i lubią pozdrowienia na rynkach i pierwsze krzesła w synagogach, i pierwsze miejsca na ucztach; Którzy pożerają domy wdów i dla pozoru długo się modlą; tych spotka szczególnie surowy wyrok” (Marka 12:38-40).
A
Andrzej
uwazam ze jest zaklamany oraz sterowany przez niektorych ksiezy
A
Andrzej
uwazam ze jest zaklamany oraz sterowany przez niektorych ksiezy
G
Gość
nie ma dziś hierarchów z autorytetem,szkoda...
Wróć na i.pl Portal i.pl