Kaplica w Leżajsku przypomina o zbrodni, o której dowiedziała się cała Polska

Kinga Dereniowska
Kinga Dereniowska
Elżbieta Więcek-Lach, konserwator sztuki (w trakcie pracy): - Chcemy przywrócić walory estetyczne z czasu powstania kaplicy. Polichromia w najgorszym stanie zachowała się od strony północnej, gdzie były problemy z wilgocią
Elżbieta Więcek-Lach, konserwator sztuki (w trakcie pracy): - Chcemy przywrócić walory estetyczne z czasu powstania kaplicy. Polichromia w najgorszym stanie zachowała się od strony północnej, gdzie były problemy z wilgocią Krzysztof Łokaj
O tej zbrodni usłyszała cała Polska. W środku dnia na głównej ulicy Leżajska została zamordowana studentka. Dziś o tym dramacie przypomina kaplica, którą ku pamięci swojej wnuczki postawił zrozpaczony dziadek. Po 90-latach niszczenia jej przez czas, kaplicę postanowiło odnowić miasto. Do dziś nie wiadomo, dlaczego młoda studentka zginęła.

Jest upalny sierpniowy dzień 1931 roku. Marysia razem z koleżankami Reichardtówną i Zawilską postanawiają wybrać się na spacer główną ulicą Leżajska. Dziewczyna ma ładną twarz. Włosy ścięte krótko. Jej fryzura to ostatni krzyk mody! Od kilku lat spędza w miasteczku tylko lato. Przyjeżdża do dziadka. Na co dzień studiuje rolnictwo na Uniwersytecie Jagiellońskim.

O Marysi w miasteczku mówi się: „najlepsza partia”. Bo na jej wychowanie łoży jeden z najbogatszych ludzi w Leżajsku. Rodzice zmarli, kiedy była mała. Po śmierci babci, została sama. Młodą panienkę przygarnął i mocno pokochał mąż babci, z zawodu rejent.

Zbrodnia w biały dzień

W Leżajsku nie ma za wiele rozrywek. Gdzie mu się równać do Krakowa! Ale Marysia ma tu swoje dobre przyjaciółki. W sobotę, 8 sierpnia 1931 roku, dziewczęta wybierają się na spacer. Jest południe. W powietrzu unosi się zapach kasztanowców. Miasto tonie w słońcu.

Stanisław Chmura z Leżajska ma w swojej kolekcji zdjęcia Marysi Jaroszówny z lat szkolnych, a nawet jej uniwersytecki indeks
Stanisław Chmura z Leżajska ma w swojej kolekcji zdjęcia Marysi Jaroszówny z lat szkolnych, a nawet jej uniwersytecki indeks Krzysztof Łokaj

Niespodziewanie do przyjaciółek podchodzi mężczyzna. Ma około 40-lat, wygląda na robotnika. Prosi Jaroszównę o chwilę rozmowy. Maria jest dobrze wychowana, nie podejrzewa nic złego. Zgadza się porozmawiać z nieznajomym. Oboje odchodzą na stronę.

Dziewczyny czekają obok, słyszą rozmowę, ale szczegóły do nich nie docierają. Nagle w tym upale rozlega się krzyk Marysi: „Ale ja pana nie znam!” A potem pada strzał z rewolweru.

Mordercą zakochany robotnik

Zbiegają się ludzie, a morderca ucieka. Rozpoczyna się obława, kto żyw, szuka zabójcy ślicznej studentki.

- Mężczyznę znaleziono w pokoju, który wynajął. Popełnił samobójstwo - opowiada Stanisław Chmura z Leżajska. Na co dzień pracuje w leżajskim starostwie. O tragicznej historii 25-letniej Marysi słyszał od matki. Tematem zainteresował się tak bardzo, że w swojej kolekcji ma jej zdjęcia z czasów szkolnych. Udało mi się nawet zdobyć jej uniwersytecki indeks.

O zbrodni już 5 dni później pisały dzienniki w całej Polsce. „Tajemnicze morderstwo w Leżajsku”, „Bezrobotny szklarz zastrzelił studentkę uniwersytetu” - krzyczały nagłówki. „Krwawa zemsta zakochanego włóczęgi” - pisał Ilustrowany Kurier Codzienny.

- Nasze miasteczko było na ustach całej Polski - zauważa pan Stanisław.

Co skłoniło Andrzeja Brydaka do zamordowania Marii Jaroszówny? Według ówczesnych gazet, była to nieszczęśliwa miłość.

„Onegdaj dowiedział się Brydak, że panna Jaroszówna wyjeżdża do Krakowa. Myśl, że przedmiot jego miłości zniknie może na zawsze, podsunęła mu morderczy plan” - pisze Kurier.

Pan Stanisław jednak jest ostrożny w motywowaniu zachowania 43-latka. Wiemy o nim, że był żonaty i pochodził z Głogowa. Nie miał pracy. Z zawodu był szklarzem.

- Może był zakochany? - zastanawia się pan Stanisław. - A może był nieuleczalnie chory i chciał jeszcze w życiu zrobić coś szokującego? Niektórzy mówili, że miał poglądy komunistyczne, a że Marysia pochodziła z bogatej rodziny, chciał w ten sposób zamanifestować swoje poglądy. Jaka prawda? Tego się nigdy nie dowiemy.

Załamany dziadek

Kilka dni po śmierci Marii, ulicą Klasztorną przeszedł kondukt żałobny z jej trumną. Tą samą uliczką, którą roześmiana przechadzała się kilka dni wcześniej. Wśród żałobników był Alfred Josse, dziadek Marii.

- Zamierzał cały majątek przekazać wnuczce

- opowiada pan Stanisław.

Rejent postanowił wybudować dla ukochanej wnuczki kapicę i nie zamierzał oszczędzać. Pierwsze umowy ze znanym rzeszowskim architektem Franciszkiem Stążkiewiczem zawarto już początkiem września, czyli miesiąc po śmierci Marii.

- W Galicji takich architektów było niewielu. Tylko sześciu miało uprawnienia do projektowania. W Rzeszowie projektował wille czy układ ulic. Mało tego! Jak rozbudowywano ratusz miejski, to kierował pracami budowlanymi- opowiada pan Stanisław. - Na rachunkach z budowy grobowca widnieją spore kwoty w dolarach. Oszacowałem, że za te pieniądze rejent mógł dwie-trzy wille wybudować.

Zrozpaczony Josse wydał wszystko, co miał. Jak przyszła wojna i okupacja niemiecka, został bez grosza. Nawet pokój, który wynajmował, dzielił ze swoim uczniem. Żeby mniej płacić. Jego gospodynią przez długie lata była koleżanka wnuczki - Julia Pasiak. Po śmierci Marysi dalej prowadziła mu gospodarstwo domowe.

- Jego sytuacja była tak kiepska, że pod koniec jego życia gosposia nawet go trochę utrzymywała

- opowiada Stanisław Chmura.

Długie lata pustki

Po śmierci rejenta, klucze do kaplicy znalazły się w rodzinnie Żaków z Leżajska.

- Pan rejent miał stażystę, który jeszcze w Limanowej pomagał mu prowadzić kancelarię. Mężczyźni się zaprzyjaźnili. Jak przeniósł się do miasta, to wziął pana Żaka ze sobą. Jako że po śmierci Jossego nie miał się kto zaopiekować kaplicą, to robiła to rodzina Żaków- opowiada pan Stanisław.

Kaplica przez długie lata stała zamknięta na głucho, jeśli nie liczyć próby włamania w latach 80. Teraz o kaplicę Mari Jaroszówny zadba miasto, bo dziedziczka stażysty Żaka, przekazała klucze do kapliczki miastu.

- Pani Maria Węgrzyńska pojawiła się u nas w październiku 2017 roku. Powiedziała, że ma te klucze i chciałaby je komuś przekazać. Komuś, kto się tą kaplicą zaopiekuje - relacjonuje burmistrz Leżajska Ireneusz Stefański. - Kaplica znajduje się na cmentarzu, a cała działka jest działką miejską, więc i kaplica jest miejska.

Po spisaniu stosownych umów, miasto postanowiło wyremontować grobowiec. Udało się uzyskać pomoc od wojewódzkiego konserwatora zabytków oraz od samorządu województwa podkarpackiego.

- Uzyskaliśmy 120 tys. złotych. Nasz udział w kosztach to 30 proc. Daje to możliwość zakończenia prac w tym roku - zapowiada burmistrz.

Motylki i aniołki

Kaplica Jaroszówny nie jest zwykłą, jakich wiele. Wyróżnia ją nietuzinkowy, wręcz bajkowy klimat. W centrum jest wielkie szklane okno otwierające się tak, żeby można było zobaczyć cały ołtarz. Na witrażu znajduje się Matka Boża Dolorosa. Na ścianach motylki, gołębie, anioły o twarzach kobiet. Być może to leżajskie dziewczęta, którymi mógł się inspirować znany krakowski malarz Marian Konarski.

- Dziadek Marii sprowadził tutaj Konarskiego z Krakowa w 1931 r., który wykonał polichromię w technice klejowej w stylu art deco. Z motywami figuralno-ornametalnymi, z wykorzystaniem elementów ludowych - opowiada konserwator dzieł sztuki Elżbieta Wiącek-Lach, która wraz mężem stara się przywróci dawny blask kaplicy.

Konserwatorzy zwracają uwagę, że w kaplicy zachowało się kompletne wyposażenie, co nie często się zdarza.

- Chcemy przywrócić walory estetyczne z tamtego czasu. Stan zachowania był bardzo zróżnicowany. Polichromia w najgorszym stanie była od strony północnej, gdzie były problemy z wilgocią - opowiada konserwator sztuki Elżbieta Więcek-Lach.

W środku znajdowały się też ława, odlew popiersia wnuczki fundatora z brązu, i ołtarz. Kiedy konserwatorzy skończą swoją pracę, miejsce spoczynku Marii Jaroszównej ma być otwarte dla zwiedzających.

- Rozważamy dwie opcje. Przekażemy klucze zarządcy cmentarza, którym jest Miejski Zakład Komunalnym, albo otworzymy punkt informacji turystycznej. Tam pracownicy zajmą się udostępnianiem wieży jako punktu widokowego oraz oprowadzaniem po leżajskim rynku

- zapowiada burmistrz Leżajska.

17 lat po śmierci Marysi, Alfred Josse spoczął obok ukochanej wnuczki, w kaplicy, której wybudowanie pochłonęło jego cały majątek.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Najlepsze atrakcje Krakowa

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Kaplica w Leżajsku przypomina o zbrodni, o której dowiedziała się cała Polska - Plus Nowiny

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl