Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

K. C. Archer „Instytut”. Recenzja książki

Wlodzimierz Jurasz
Wlodzimierz Jurasz
Fot. archiwum
Policja coraz częściej korzysta z pomocy jasnowidzów. W każdym razie w literaturze sensacyjnej

Na wstępie ostrzeżenie. Nigdy nie grajcie Państwo w pokera z nieznajomymi, najlepiej nie grajcie w ogóle, chyba że na zapałki. Choćbyście nie wiem jak wierzyli w siebie i swe umiejętności, możecie trafić na partnera potrafiącego po Waszych, niedostrzegalnych na pozór, reakcjach dowiedzieć się, co macie w karcie. Czyli – mówiąc wprost - partnera obdarzonego zdolnościami parapsychicznymi. Takiego jak Teddy Cannon, bohaterka sensacyjnej powieści „Instytut”, napisanej przez autorkę ukrywającą się pod pseudonimem K.C. Archer, acz nie wiem, czy mającą coś wspólnego ze słynnym Jeffreyem Archerem, autorem genialnej powieści „Co do grosza”.

Panna Teddy, mimo swych zdolności, popada w spore kłopoty, z których ratuje ją propozycja (nie do odrzucenia) wstąpienia do Instytutu Szkoleń i Rozwoju Egzekwowania Prawa imienia Whitfielda - kształcącego specyficzne kadry dla policji i służb. Takiego swoistego Hogwartu (szkoły Harry’ego Pottera), w którym nauki pobierają i swe zdolności rozwijają mediumiści, psychometryści, jasnowidze, pirokinetycy itp. itd.

Taka kreacja bohaterów daje spore możliwości fabularne, pozwala też snuć rozważania o mechanizmach ludzkiej psychiki, naturze zdolności nadnaturalnych, wiążących się z tym możliwościami (np. umiejętność przewidywania przestępstw, do których dopiero może dojść) oraz kłopotami dla obdarzonych takimi talentami ludzi (do nieświadomego uczestnictwa w totalitarnych zapędach różnych agend rządowych włącznie). Omawiana książka nie spełnia jeszcze tych wszystkich założeń, a to z tego względu, że stanowi dopiero wprowadzenie do całego cyklu, dającego większe możliwości rozwinięcia skrzydeł niż pojedyncza powieść. Ale mimo tego nie brak w niej suspensu i tajemnicy, zasygnalizowanej i rozwikłanej, ale tylko częściowo – co zmusza zaintrygowanego nią czytelnika do czekania na części następne.

Jak sytuacja się rozwinie, zobaczymy (przeczytamy). Pozostaje tylko mieć nadzieję, że autorka (prawdopodobnie debiutantka, jak wynika z noty wydawcy) w kolejnych tomach się rozkręci, bo w części inauguracyjnej widać niekiedy narracyjne szwy i niedoróbki (z jednej strony wspomniany instytut prowadzi ściśle tajne badania i operacje, z drugiej – łatwo do niego wejść i wyjść). Jednak warto autorce dać kredyt zaufania, poczekać na tomy następne i je sprawdzić.

Na koniec, tradycyjnie, jak przy okazji lektury każdej importowanej z Zachodu powieści sensacyjnej, nie mogę się oprzeć chęci prześledzenia w niej elementów politgramoty, stanowiącej nowoczesną, zachodnią wersję realizmu socjalistycznego. Tym razem to propaganda wegańska, czyli jadłospis instytutowej stołówki: „sałatka z grillowanym kabaczkiem i liśćmi kapusty sarepskiej, duszona soczewica z cebulą i marchewką, pikantna komosa ryżowa z grillowanym bakłażanem”. A wszystko dlatego, że mięso i cukier wpływają negatywnie na zdolności parapsychiczne…

Kto chce, niech je, kto chce, niech i wierzy.

K. C. Archer „Instytut”, Grupa Wydawnicza Foksal 2020, 460 str.

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski