Już nigdy nie zadzwonią i nie pójdziemy na piwo

Redakcja
fot. archiwum prywatne
Od lat żartowali, że ten tupolew kiedyś spadnie. Dziś nie wierzą, że ich kolegów już nie ma - o pogrążonych w żałobie oficerach BOR pisze Anita Czupryn.

Nie szukają uzasadnienia, nie pytają dlaczego. Opiekują się rodzinami ofiar, trwają przy tragicznie owdowiałych żonach. Z Joanną Racewicz, dziennikarką TVN, która straciła męża - szefa ochrony prezydenta Kaczyńskiego - polecieli do Moskwy pomóc przy identyfikacji ciała. Od środy czuwają nocą przy trumnach na Torwarze, a w dzień pomagają załatwiać sprawy związane z pochówkiem. I jakkolwiek nierzeczywiście odbierają to, co się zdarzyło, starają się normalnie pracować.

Choć momentami trudno ukryć im łzy. Jak Beacie Nowickiej, gdy zajrzała do szafki, którą wspólnie dzieliła z mł. chor. Agnieszką Pogródką-Węcławek, ulubioną stewardesą Marii Kaczyńskiej. W szafce wciąż są rzeczy Agnieszki, choć jej samej już nie ma. - A przecież to Agnieszka jeszcze niedawno z miną wytrawnego pokerzysty mówiła kolegom rzeczy, jakie nigdy się nie zdarzyły, a oni wierzyli jej jak dzieci we wszystko - ze ściśniętym gardłem mówi mł. chor. Beata Nowicka. I zaraz przeprasza, że jeszcze nie zdążyła rozpocząć opowieści o Agnieszce, która była tak wesoła i tak pełna życia, że Beata też chciałaby zacząć wesoło, a tu znów płacze.

Płacze tak od soboty, od tamtego strasznego dnia, akurat rano przyśnił jej się jakiś koszmar - ciężarówki wywożące mięso, kości i czaszki - obudziła się z rozpaczliwym skowytem, no a potem zaczęły się telefony, czy już wie. Sama zadzwoniła do szefa z jednym tylko pytaniem: kto? - Agnieszka - odpowiedział martwym głosem.

Od tamtej chwili Beata Nowicka stara się usilnie przypomnieć wszystkie te chwile, jakie spędziła z Agnieszką. Na przykład jak po pracy jechały do jej nowego mieszkania, do Wilanowa, jak razem gotowały tam obiad i dzwoniły do mężów, że czekają na nich ze wspólnym posiłkiem. Albo jak Agnieszka mówiła: - Dziś wraca Albert z podróży, muszę mu przygotować coś dobrego. No i z każdej swojej podróży przywoziła mężowi zagraniczne drobiazgi, ciesząc się, że zrobi mu przyjemność. No i to, że w każdą niedzielę wieczorem dzwoniły do siebie, choćby widziały się dzień wcześniej, to i tak nie mogły się nagadać. I to wszystko, podobnie jak wspólne przygotowywanie posiłków, stało się takim ich spontanicznie wypracowanym rytuałem, który nie tylko mocno spajał ich przyjaźń, ale bez którego po prostu trudno wyobrazić sobie dalsze życie. - To niedorzeczne, ale wciąż jestem na etapie wypierania tego, co się stało, i nie wierzę, że Agnieszki już nie ma - mówi Beata Nowicka. I dodaje, że dlatego tak trudno jest jej opowiedzieć, jaka była Agnieszka. Człowiek nie przywiązuje uwagi do drobiazgów, które w obliczu śmierci nagle stają się takie ważne. Na przykład, czy szarfa, którą miała na sobie Agnieszka na sukni ślubnej, była w kolorze zielonym czy fioletowym? W głowie czarna dziura.
Codziennie przed pomnikiem poświęconym poległym na służbie funkcjonariuszom na dziedzińcu Biura Ochrony Rządu przy ul. Podchorążych w Warszawie koledzy zapalają znicze i kładą świeże kwiaty przed dziewięcioma zdjęciami kolegów, którzy zginęli w katastrofie prezydenckiego samolotu. Pomnik - kamień zwieńczony orłem - odsłonięto na Podchorążych dwa lata temu. Do tej pory widniała na nim tabliczka z jednym tylko nazwiskiem. Upamiętniała ppor. Bartosza Orzechowskiego, który zginął w Iraku, własnym ciałem zasłaniając przed terrorystami ambasadora Edwarda Pietrzyka. Teraz dojdą nowe.
Jak nazwisko dyplomowanego oficera i magistra historii płk. Jarosława Florczaka, na którego mówili Florek, z którym rozumieli się bez słów i wiedzieli, jak bardzo kochał swoją 10-letnią córeczkę. Następnie jednego ze zdolniejszych oficerów ochrony, diablo ambitnego kpt. Dariusza Michałowskiego, na którego mówili Moskwa, bo jako dziecko 5 lat spędził w Rosji, gdy jego mama pracowała w ambasadzie u boku Stanisława Cioska. Zarażał kolegów pasją sportową i wciąż podnosił im poprzeczkę, jeśli chodzi o wyniki. Potem szefa ochrony prezydenta Lecha Kaczyńskiego, judoki por. Pawła Janeczka, na którego mówili Janosik i który tak imponował chłopakom, bo był typem twardziela, surowego, ale sprawiedliwego dowódcy, wybierającego zawsze jasną drogę. W piątek 16 kwietnia miał mieć urodziny - skończyłby 37 lat.

Miała sen: ciężarówki wywożące mięso, kości i czaszki, a gdy się obudziła, to okazało się, że koszmar wcale się nie skończył i wciąż trwa

Wygrawerowane zostanie też nazwisko oficera ochrony por. Piotra Noska, magistra pedagogiki, pasjonata rusznikarstwa i skarbnicy wiedzy o broni. I genialnego kierowcy, osobistego ochroniarza prezydenta Ryszarda Kaczorowskiego st. chor. Artura Francuza, prywatnie ojca dwójki dzieci. I harcmistrza chor. Pawła Krajewskiego, który przecież zaczął studiować na wydziale pedagogicznym edukację dla stanów nadzwyczajnych, jakby to mogło go uchronić przed śmiercią. Bo też sam był nadzwyczajny, i jako kolega, i w nurkowaniu czy wspinaniu się na skałki. I kolejnego - oficera ochrony chor. Jacka Surówki, na którego żartobliwie mówili Płetwa, bo miał wielkie stopy, ale cenili za wrażliwość i wielkie serce. Dziwili się, jak on jeszcze znajduje czas na pracę społeczną, bo Jacek był wolontariuszem w fundacji pomagającej niepełnosprawnym dzieciom, bywalcem hospicjów, gdzie umilał czas śmiertelnie chorym dzieciakom. I kolejny oficer - chor. Marek Uleryk, mistrz Polski w wieloboju spadochronowym, który skakał ze spadochronem w dzień i w nocy, a jakby tego było mało, to jednocześnie pływał, biegał i strzelał. Od początku trafił do ochrony pani prezydentowej Marii Kaczyńskiej. I w końcu - mł. chor. Agnieszka Pogródka-Węcławek, w której żarty dawali się wkręcać jak dzieci, a potem wszyscy mieli z tego ubaw. Przypominają, że Agnieszka nawet się nie namieszkała w swoim nowym mieszkaniu, które ledwo rok temu kupiła z mężem w Wilanowie, dojrzewając do myśli o dziecku.

Wszyscy oni zaprzeczali stereotypowym wizerunkom nieustępliwych i bezwzględnych borowców, kojarzonych zwykle z ciemnymi okularami i słuchawką w uchu. Byli najlepsi z najlepszych, starannie wybrani do ochrony najważniejszych osób w państwie. - Każde z tych nazwisk oznacza wyrwę w sercu tych, którzy pozostali - mówi major Przemysław Stęplewski. Jemu przed oczami stają najpierw Dariusz Michałowski i Paweł Janeczek i to, jak w ubiegłym roku we wrześniu w trójkę stanęli na starcie Maratonu Warszawskiego, a potem wspierali się w trakcie biegu. - Rządowymi tupolewami lataliśmy wiele lat. Byliśmy w najróżniejszych sytuacjach, czasem naprawdę dramatycznych. I żartowaliśmy, że to stare pudło w końcu spadnie i się rozleci. Ale zawsze bezpiecznie lądowaliśmy na ziemi - mówi Stęplewski. Kiedy więc w sobotę rano zadzwonił do niego ojciec i powiedział, że prezydencki samolot spadł, zareagował jak każdy - niedowierzaniem. - Jak to spadł? Prezydencki samolot nie spada! - powiedział ojcu. I od razu wystukał numer komórki Dariusza Michałowskiego. Sygnał działał, więc odetchnął z ulgą. Ale potem, gdy rozdzwoniły się telefony od kolegów, z każdą chwilą tracił nadzieję.

W środę, gdy późnym wieczorem Przemysław Stęplewski przybył z kolegami na Torwar, aby czuwać przy trumnach sześciu funkcjonariuszy, których szczątki przyleciały z Rosji, cieszył się, że nie ma tam kamer ani obcych ludzi. Ale też wtedy z całą świadomością dotarło do niego coś, przed czym chciałby uciec: poczucie pustki. Mówi: - Już nie zadzwonię do nich, nie umówimy się na piwo, nie dostanę życzeń na święta, nie pójdziemy na siłownię.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl