Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Justyna Steczkowska w Sopocie świętowała jubileusz. Od 20 lat jest na szczycie!

Ryszarda Wojciechowska
Justyna Steczkowska
Justyna Steczkowska Materiały promocyjne
To mój czas - oznajmiła Justyna Steczkowska przed pięcioma laty tytułem swojej płyty. Ale ktoś, kto śledzi jej karierę, ma wrażenie, że jej czas trwa nieprzerwanie 20 lat. W sobotę na scenie Opery Leśnej, podczas Polsat Sopot Festival 2014, Dziewczyna Szamana świętowała dwie dekady na scenie. Otrzymała Bursztynowego Słowika.

Nie chce być skandalistką ani bluźnierczynią, ale takie łatki się jej ostatnio przypina. A to za sprawą zdjęć, na których w stroju zakonnicy trzyma krucyfiks albo różaniec. Tymi fotografiami rozdrażniła katolickiego dziennikarza Tomasza Terlikowskiego. Zagrzmiał on niczym trąby jerychońskie, że te zdjęcia to półpornografia (chociaż nie ma na nich ani skrawka nagości, może z wyjątkiem nagiej twarzy) i bluźnierstwo.

Autorką sesji ze Steczkowską jest niemiecka fotografka o pseudonimie Jil La Monaca, która słynie z robienia ekskluzywnych i oryginalnych fotek. Zdjęcia piosenkarki utrzymane są w biało-czarnej tonacji i można je uznać za artystycznie wysmakowane.
Sama piosenkarka wydała oświadczenie, w którym napisała, że nie życzy sobie, aby ktokolwiek określał ją mianem bluźniercy.

Zapewnia, że nie znieważyła symboli religijnych, że głęboko szanuje ludzi wierzących i sama do nich należy. Na dowód, że nie pierwszy raz była przebrana za zakonnicę i wtedy hałasu nie było, dołączyła link z teledyskiem "Świt, świt" z 2003 roku.
Trzeba uczciwie przyznać, że w habicie jej do twarzy.

Sesje fotograficzne to, można powiedzieć, specjalność Justyny Steczkowskiej. Już raz było gorąco w mediach z powodu jej zdjęć dla lifestylowego pisma. Wykonano je na cmentarzu, co wywołało, delikatnie mówiąc, konsternację. Potem artystka się z tej sesji tłumaczyła.

Przed kilkoma laty komentowano też okładkę pisma, na której pozowała ze swoim synkiem, przyjmując pozę Madonny z Dzieciątkiem. Co ciekawe, tę okładkę wyróżniono jako okładkę roku, uznając, że pięknie wyraża miłość matki do dziecka.

Fotografowanie się z rodziną nieraz jej wypominano. Przed kilkoma laty pytałam ją o to w wywiadzie. Sugerowałam, że takimi sesjami zezwala na wchodzenie innym do swojego życia. Że jak się jednym pozwoliło, to pozostali myślą, że też mogą.

Wokalistka odparła wtedy: - Jest odwrotnie. Dopóki nie zobaczą dziecka, nie dają nam żyć. Mogłabym opowiadać długo historie Edyty, Natalii czy własne. Ale po co? Ja nawet rozumiem fotoreporterów. Wiem, że to ich zawód. I też muszą z czegoś płacić rachunki. Nie chcę ich oceniać. Ale czasami nie znają granic. Nie mają zahamowań. Do pokoju Natalii Kukulskiej wszedł gość z aparatem, kiedy była w połogu. Ona mogła się tylko przykryć gazetą i wołać o pomoc. Edyta uciekała ze szpitala tylnymi drzwiami. Kiedy ja szłam do szpitala, na dachu siedziało trzech fotoreporterów. Tylko po to, żeby mi zrobić zdjęcie. Czy myśli pani, że którakolwiek z nas chce, żeby w tak ważnych osobistych momentach jak ślub, chrzciny, poród byli z nami paparazzi, a dzięki nim cała Polska? Czy pani sobie wyobraża, że ja na to pozwalam?

Jak ona to robi?
Mimo ukończonej czterdziestki nadal wygląda tak, że wiele nawet młodszych kobiet pyta - jak ona to robi? A to już jej słodka tajemnica.

Przed dwoma laty "Dziennikowi Bałtyckiemu" na pytanie - jak się zmieniła tamta Justyna z czasów debiutu, odparła: - Cóż może powiedzieć kobieta w wieku 40 lat? Nauczyłam się życia. W miarę upływu lat człowiek staje się bardziej dojrzały, bardziej tolerancyjny. Trudno wymagać od człowieka mającego 20 lat tego, co od człowieka po czterdziestce. Czuję się dobrze ze wszystkimi latami na sobie, z mapą drobnych zmarszczek, które są moją historią.

W wywiadzie żartowała: - Nie wiem, co będzie, kiedy się spotkamy za 10 lat, a pani znowu zada mi pytanie, czy upływ czasu mnie nie martwi. Być może zapytam wtedy kokieteryjnie, czy już widać, że jestem ponaciągana? (śmiech). Może tak będzie. Nie wiem.
Ale przyznała, że zmarszczki Meryl Streep wydają się jej najpiękniejsze na świecie.

Na kolejne pytanie - czy niczego nie żałuje, odpowiedziała: - Niczego bym nie zmieniła, bo wtedy nie byłabym tym, kim jestem. Każde doświadczenie, nawet bolesne, staje się dla nas lekcją. W takiej pracy jak moja nie zawsze się jest odpowiedzialnym za wszystko. Chociaż odpowiedzialność spada głównie na mnie, bo chcąc nie chcąc, jestem najbardziej widoczna. Czasami miałam dużo szczęścia, czasami nie. Wyciągając wnioski z tych lekcji uczyłam się na błędach, starając się nie popełnić ich po raz drugi.
Dużo jej w mediach.

Ale występuje nie tylko jako Justyna śpiewająca. Za sobą ma udział m.in. w "Tańcu z gwiazdami" (była świetna, ale przegrała z Anną Guzik), prowadziła show "Gwiazdy tańczą na lodzie", uczyła fotografii w swoim programie, a także była i znowu będzie jurorką programu muzycznego "The Voice of Poland". Zagrała też główną rolę w filmie "Na koniec świata".

Pytana, czy przez udział w różnych programach nie rozmywa się to, co chyba jest dla niej najważniejsze, czyli muzyka, mówiła: - Jestem muzykiem i zawsze byłam. Bo przede wszystkim koncertuję i wydaję płyty. Ale czy to znaczy, że nie mogę rozwijać innych talentów? Że nie mogę tańczyć, prowadzić programów, fotografować? Czy przez to śpiewam gorzej? Mam się nie cieszyć, że Bozia dała mi kilka dodatkowych talentów, które potrafię rozwijać w tak samo szybkim tempie jak śpiewanie?

Od "Boskiego Buenos"

Jej kariera zaczęła się w 1994 roku w programie "Szansa na sukces", gdzie brawurowo wykonała "Boskie Buenos" zespołu Maanam. Potem był festiwal w Opolu, nagroda za debiut i... poszło.

Żartuje, że na swoje utrzymanie pracuje od momentu, kiedy skończyła pięć lat. Koncertowała bowiem rodzinnie w kraju i za granicą. Kiedy zrezygnowała ze studiowania na Akademii Muzycznej w Gdańsku w klasie skrzypiec, wiedziała, że będzie musiała się sama utrzymywać. Taką mieli w domu niepisaną umowę, że jeśli ktoś zrezygnował z nauki, przechodził na własny garnuszek. Tak zrobiła i było naprawdę ciężko.

Raz jej się zdarzyło wystąpić zarobkowo na weselu i okazało się, że to ona zespołowi nie pasowała. I ich szef skarcił ją, że źle śpiewa. To nie było miłe. Sprowadzili ją tym na ziemię. Ale sobie obiecała: nigdy więcej wesel. Utrzymywała się potem z malowania guzików. A w nagrodę za ciężki dzień pracy od sześciu do ośmiu godzin w tej samej pozycji, mogła śpiewać wieczorami w klubach jazzowych. Marnie płacili, ale było na autobus i jakieś śniadanie. Jak wspomina, schudła wtedy dziesięć kilo. Ale była szczęśliwa, bo mogła śpiewać po swojemu i to co naprawdę czuła.

I śpiewała. Ma na swoim koncie takie przeboje, jak "Dziewczyna Szamana" (co ciekawe, jedna z katolickich stacji radiowych umieściła ten przebój na indeksie piosenek zakazanych) czy "Oko za oko".

Prywatnie jej życie pozbawione jest jakichkolwiek skandali. Ten sam mąż, czyli architekt i model Maciej Myszkowski, i troje dzieci, dwóch synów: Leon i Stanisław oraz córeczka Helena, którą wokalistka urodziła przed rokiem.

Wkrótce Justyna Steczkowska pojawi się w telewizji jako jurorka V edycji programu "The Voice of Poland". Nie jest to jej pierwszy raz. Obok niej w jury zasiądzie Edyta Górniak.

Kolorowe media podgrzewają to spotkanie jako starcie dwóch diw, dwóch wielkich gwiazd. Na plotkarskich portalach zaroiło się od plotek o wzajemnej rywalizacji i niechęci do siebie obu dam. Być może był to tylko chwyt PR-owy tego programu. Obie artystki próbowały jakoś studzić te emocje. Głównie robiła to Justyna Steczkowska. W jednym z wywiadów mówiła o sobie i Edycie Górniak:
- Mamy po 40 lat i jeśli musimy walczyć to z klasą.

Ale też dodała, że znają się obie od 20 lat i zdarzało się im wspólnie pracować. I co? No i nic.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki