Józef Rotblat i jego praca przy Projekcie Manhattan. „Noblista z Nowolipek. Józefa Rotblata wojna o pokój”

Marek Górlikowski „Noblista z Nowolipek. Józefa Rotblata wojna o pokój”
Materiały wydawnictwa Znak
Rotblat miał kontakt z najważniejszymi ludźmi Projektu Manhattan. Rozmawiał jak równy z równym ze sławami światowej fizyki, o których jedynie czytał w Warszawie - pisze Marek Górlikowski, publicysta.

Wśród teczek z papierami Józefa Rotblata, złożonych w Centrum Archiwów Winstona Churchilla w Kolegium Churchilla w Cambridge, zachowały się gęsto zapisane maczkiem po angielsku wykłady z promieniotwórczości. Początkowo pełne skreśleń, ale rok po roku pismo jest coraz bardziej pewne. Rotblat przepisuje wykłady dosłownie, tak jakby je czytał, zamiast wygłaszać.

Studenci z tamtych czasów wspominają jego wschodnioeuropejski akcent, który pozostanie mu do końca życia, tak jak podawanie ręki na przywitanie i pożegnanie. Nazywają go Joe. Po wybuchu wojny jest dużo pracy na uczelni, bo we wrześniu znika z liverpoolskiego uniwersytetu wielu naukowców. Rząd brytyjski wykorzystuje ich do pracy nad radarami. (...)

Ani w Warszawie, ani w Liverpoolu Józef Rotblat nie miał tak wysokiej pensji jak w Los Alamos. Wreszcie jest bogaty

Nazwę Manhattan Project, a właściwie Manhattan Engineering District, wymyśla pułkownik James C. Marshall, bo pracuje on na nowojorskim Manhattanie, chociaż główne decyzje zapadają w Pentagonie. Jedną z nich jest szybkie znalezienie kogoś, kto jest naukowcem, ale jednocześnie ma zdolności administracyjne i zapanowałby nad zgrają długowłosych, jak pogardliwie nazywali wojskowi uniwersyteckich uczonych. Jest to tym trudniejsze, że część potrzebnych długowłosych to laureaci Nagrody Nobla. A część otrzyma to wyróżnienie w przyszłości.

Naukowcy uważali generała Lesliego Grovesa za tępego oficera bez cienia geniuszu, ale to Groves w 1942 roku znajduje w Berkeley geniusza - Roberta Oppenheimera. Przekonuje rząd, dowództwo, więc musi pomóc w jej budowie. że przywódcą naukowym projektu musi się stać trzydziestoośmioletni fizyk teoretyk. Bez Nagrody Nobla, za to z podejrzaną o sprzyjanie komunistom żoną Kitty. Z wyglądu zawsze spięty, Oppenheimer przypomina jednocześnie młodego Einsteina i przerośniętego chłopca z chóru. Wysoki, z aureolą czarnych włosów. Zawsze waży poniżej sześćdziesięciu kilogramów. Porusza się, jakby nieustannie biegł truchtem. Nałogowy palacz z nieodłącznym kaszlem i fajką w żółtych od tytoniu zębach. Miłośnik martini i ostrych potraw. Uwielbiany przez kobiety, rzadziej mężczyzn, bo z dziką rozkoszą pogrąża ich w towarzystwie, znajdując słabe punkty. Przychodzi mu to z łatwością. Oppenheimer, tak jak na fizyce, zna się na religii, poezji, sanskrycie, filozofii Dalekiego Wschodu i polityce. Amerykański fizyk Isidor I. Rabi uważał, że właśnie nadmierna erudycja przeszkodziła Oppen-heimerowi w uprawianiu fizyki i zdobyciu Nagrody Nobla, do której był nominowany. Miał mnóstwo genialnych koncepcji z teorii fizyki i astrofizyki, które wyprzedzały jego czasy, ale żadnej nie doprowadził do końca. Oppenheimer znał dobrze Nowy Meksyk. W 1922 roku, dla podratowania zdrowia po dyzenterii, przemierzał z nauczycielem angielskiego konno góry Sangre de Cristo i kalderę Jemez, krater o szerokości trzydziestu dwóch kilometrów, który widać nawet z Księżyca.(...)

Oppenheimer przybywa z pierwszą grupką współpracowników do Santa Fe chłodną wiosną 15 marca 1943 roku. Ale nie zostają w mieście. Mieszkają na wynajętych ranczach wokół stolicy Nowego Meksyku. Generał Groves się denerwuje, bo w takim rozczłonkowaniu grupy trudniej zachować tajemnicę. Po kilku tygodniach każe zawieźć wszystkich do świeżo wybudowanych baraków w Los Alamos. Aby nie wzbudzać podejrzeń, wojsko wozi ich używanymi cywilnymi samochodami i autobusami.

Matematycy, chemicy i fizycy pracują w osobnych grupach, reguła tajności powoduje frustracje, ale nie śmią pytać, o co chodzi. Dopiero w kwietniu 1944 roku w Los Alamos słyszą na wykładach fizyka Roberta Serbera po raz pierwszy, po co ich tu ściągnięto. Celem programu jest budowa bomby, w której energia wyzwala się w wyniku reakcji łańcuchowej wywołanej prędkimi neutronami w materiałach, o których wiadomo, że ulegają rozszczepieniu jądrowemu, czyli izotopach uranu U235 lub plutonu Pu239. Kilogram U235 prowadzi do wybuchu tak wielkiego jak dwadzieścia tysięcy ton trotylu. Sprowadzono ich tu, by poznali neutronowe właściwości uranu (posiada co najmniej siedem procent izotopu U235) i plutonu, a co ważniejsze - rozwiązali problem ich detonacji, czyli odkryli, jaka jest masa krytyczna tych materiałów i jak taką bombę odpalić. Metodę pomiaru masy krytycznej, czyli minimalnej ilości U235 i Pu239, przy której reakcja rozszczepienia jądra przebiega w sposób łańcuchowy, muszą zrobić na podstawie doświadczeń z masami podkrytycznymi. Nie da się w laboratorium zrobić kontrolowanego wybuchu bomby atomowej, a więc na przykład kolejne stadia rozwoju wybuchu można analizować jedynie teoretycznie, to jednak wymaga znalezienia sposobu, jak je obliczyć. Trzeba odkryć i policzyć, w jaki sposób neutrony będą rozchodzić się w bombie, by reakcja łańcuchowa nie została przerwana. Ludzie z Los Alamos muszą być gotowi, gdy z Oak Ridge przywiozą odpowiednią do wybuchu ilość U235, a z Hanford Pu239. Planowano, że mają na to prawdopodobnie dwa lata. Od razu bombę nazywa się „gadżetem”, przypisuje się pomysł Oppenheimerowi.

Gdy 28 lutego 1944 roku Józef Rotblat przekracza bramę Los Alamos, tajne miasto pędzi do bomby wszystkimi siłami. Około dwustu naukowców krząta się między technikami, elektrykami, mechanikami w kombinezonach ze skrótem SED (Special Engineering Detachment), żołnierkami z WAC (Women’s Army Corps) oraz Indianami z pobliskiego pueblo, którzy wykonują najprostsze prace porządkowe i kuchenne. Koledzy Rotblata z brytyjskiej misji, jak na przykład Otto Robert Frisch, od dwóch miesięcy pracują na Wzgórzu w różnych działach. James i Aileen Chadwickowie proponują Józefowi, by na początek zamieszkał z nimi. Szefowi misji brytyjskiej przysługiwał osobny, parterowy, górski drewniany dom obok Oppenheimerów.

Rotblat wprowadza się do pokoju ich córek bliźniaczek, które na początku wojny w Europie wywieziono z Anglii do spokojnej Kanady. W domu Chadwicków Józef ma kontakt z najważniejszymi ludźmi Projektu Manhattan. Rozmawia jak równy z równym ze sławami światowej fizyki, o których jedynie czytał w Warszawie: - Zjeść lunch z sześcioma noblistami przy stole, z którymi można było porozmawiać, wymienić się poglądami, to był cud.

Do tego otoczenie Wzgórza, po deszczowym zaciemnionym Liverpoolu, też wygląda jak raj. Czyste powietrze, górskie potoki, kręte drogi nad wąwozami, indiańskie i meksykańskie osady, pachnące lasy i ośnieżone szczyty gór Sangre de Cristo, które zmieniają rzeczywiście czasem kolor na krwistoczerwony, jak właśnie krew Chrystusa.

Ani w Warszawie, ani w Liverpoolu Józef nie miał tak wysokiej pensji jak w Los Alamos. Wreszcie jest bogaty. Kupuje kilogramy książek z fizyki z myślą zawiezienia ich do Polski dla nowego wydziału fizyki jądrowej. Wyposażenie laboratoriów w Los Alamos jest tak nowoczesne, że te w Warszawie i w Liverpoolu wydają się strasznie zacofane. Ale gdyby ktoś jeszcze miał wątpliwości, że znalazł się w raju dla naukowców, mógł to sprawdzić, zamawiając dowolnie absurdalną rzecz. Wystarczyła notatka i za trzy, cztery dni życzenie się spełniało.

- Na próbę zamówiliśmy kiedyś wielki fotel fryzjerski. Może się kręcić na różne strony, można go obniżać i podnosić, tak jak dentystyczny. Dostarczono go po trzech dniach. Porzuciliśmy go potem gdzieś w pokoju kontrolnym przy cyklotronie. Pewnego dnia wybucha wieść: ma nas odwiedzić generał Leslie Groves. Panika, jak mu wytłumaczymy obecność tego fotela? Nie da się go ukryć. Kiedy generał się zbliżał, postawiliśmy fotel na środku. Ktoś na nim usiadł, a ktoś drugi obcinał mu włosy czy golił. Gdy Groves zapytał, co tu się dzieje, Robert Wilson ze śmiertelnie poważną twarzą wyjaśnił: pracujemy dwadzieścia cztery godziny na dobę i nie mamy czasu nawet pójść do domu się ogolić. Generał nas pochwalił.

W ciągu pięciu lat Józef Rotblat wszedł na szczyt nauki, o którym nawet nie śmiał w Warszawie marzyć. Ze względu na jego umiejętności zrobiono dla niego wyjątek, jeśli chodzi o obywatelstwo. James Chadwick, szef brytyjskiej misji w projekcie Manhattan, traktował go jak członka rodziny. Robert Oppenheimer zaprosił do prestiżowej rady koordynującej prace w Los Alamos, która w każde poniedziałkowe popołudnie zbierała się, by omówić postępy i plany prac. A jednak po wojnie Rotblat, już jako działacz pokojowy, w każdej rozmowie o Los Alamos podkreśla, że od pierwszego dnia czuł się tam nieszczęśliwy. (...)

- Gdy więc zobaczyłem w Los Alamos jak bezgranicznie wielkie środki finansowe i techniczne Amerykanie wkładają w konstrukcję bomby, zrozumiałem, że bombardowane dzień i noc Niemcy, ze zniszczonymi miastami i przemysłem, nie zdążą zrobić bomby przed aliantami. A przecież przyjechałem tu pracować nad bombą tylko po to, by wyprzedzić Niemców. Mój pobyt w Los Alamos przez to i przez wypowiedź Grovesa stracił nagle sens. Zadawałem sobie pytanie: co ja tutaj robię? Dlatego od początku czułem się tam nieszczęśliwy. Martwiłem się też o Tolę i resztę rodziny w Polsce - uważał Józef Rotblat.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl